tubas – …poimprowizujemy? [part 3]

Kontynuacja serii poświęconej sztuce improwizacji na instrumentach basowych, eksplorująca różne techniki i podejścia do tworzenia solówek. Autor podkreśla znaczenie wrodzonego talentu, ale też pracy i ćwiczeń w osiąganiu poziomu pozwalającego na wykonanie przyzwoitych solówek.

Powoli rozpęd mi się kończy… 🙂

Pisałem już, że wiedza teoretyczna dostarcza „budulca” do improwizacji, ale
efekt końcowy jest taki, jak ze wszystkim innym…

Trzymając się budowlanych porównań; z tych samych cegieł jeden zbuduje
piękny, oryginalny dom, wspaniale pasujący do otoczenia – a inny krzywą
szopę grożącą zawaleniem i tak pasująca do otoczenia jak kupa do perskiego
dywanu…

Moje wpisy wskazują z czego, ale nie nauczą
jak budować solówkę czy improwizację. Muzyka to sztuka i
trzeba jednak urodzić się z talentem do niej…

Oczywiście dużo pracując, ćwicząc, słuchając i grając
osiągniemy poziom pozwalający zagrać przyzwoitą, profesjonalną solówkę,
ale bez wrodzonego talentu nikogo na kolana nie powalimy!

Może stąd bierze się popularność klangu wśród młodych adeptów
basowania, bo ten sposób grania opiera się głównie na technice i wystarczy
opanować pewne mechaniczne umiejętności, aby napieprzając dowolne dźwięki
z odpowiednią szybkością zamaskować swój brak inwencji melodycznej i
oszołomić mniej wyrobionych słuchaczy.

No ale dość filozofowania – jedźmy dalej z tym koksem…

Napisałem kiedyś ściągę na temat progresji II-V-I. Taka progresja
występuje powszechnie w niemal każdym bardziej rozbudowanym harmonicznie
akompaniamencie i dzięki tamtej ściądze już wiemy, że obegrać ją można
dźwiękami gamy, lub nawet pentatoniki o nazwie takiej jak akord stopnia I,
czyli np:

Napotykamy w akompaniamencie do jakiegoś utworu po kolei akordy dm-G-C.
C to akord, ku któremu zmierza progresja, więc korzystamy w
improwizacji z dźwięków gamy C-dur.

Napotykamy hm-E7-A, progresja zmierza do akordu A, korzystamy
z dźwięków gamy A-dur.

Progresja dominantowa V-I, np. A7-dm zmierza do akordu d-mol,
korzystamy z materiału gamy d-moll, itd. itd.

Napotykamy akord dodatkowo rozbudowany i to jeszcze spoza tonacji np. w tonacji
F-dur nagle pojawia się akord H7, a po nim F7.

Omawialiśmy substytut trytonowy i wiemy, że te akordy są dla siebie nawzajem
substytutami trytonowymi, mającymi wspólne dźwięki A oraz Es. No to
śmiało z tej wiedzy korzystamy i wtykamy te dźwięki w tym miejscu do
solówki obok prymy akordu, ciągnąc je bezlitośnie aż pojawi się F7 i
może jeszcze dalej, jeżeli tylko się da.

Bardzo lubię grać „solo” na jednym lub dwóch dźwiękach, na gęsto
upakowanych akordach akompaniamentu!

😀

Najłatwiej jest grać „improwizację po funkcjach
wykorzystując w zasadzie tylko dźwięki wchodzące w skład rozbudowanych
akordów i łącząc frazy wg prymitywnej, ale skutecznej „sztuczki”
przechodzenia do kolejnego akordu dźwiękami z tego nadchodzącego…

Ten sam „sposobik” wykorzystywaliśmy tworząc linie basu w akompaniamentach
walkingowych, dochodzi tylko element zróżnicowania podziałów rytmicznych
wewnątrz frazy i gęstości materiału dźwiękowego…

Co by tu jeszcze…?

Podpowiem, że np akord durowy z sekstą wielką, taki jak F6, „na dzieńdobry”
sugeruje skorzystanie z pentatoniki durowej, a każdy molowy z pentatoniki
molowej.

Dodatkowo pomaga nam to, że ucho ludzkie łatwo wychwytuje „fałsze”, ale jak
się je podkreśli (na przykład powtarzaniem), a później rozwiąże na
dźwięk właściwy, to ulga jest tak duża, że mózg większości słuchaczy
zaakceptuje to jako „fajny dramaturgicznie pomysł”! (He, he, he… Cwaniaki
rządzą światem!…)

:DDD

Na dziś wystarczy!

Teraz chętni mogą sobie włączyć jakiś klasyczny standardzik swingowy lub
be-bopowy na bazie bluesa i poimprowizować z Hawkinsem albo Parkerem,
wykorzystując pentatonikę durową z wtrąconymi „blue note” (macie ją w
jednej ze „ściąg dla Leniwych Basistów”), ewentualnie skalę miksolidyjską
(skala durowa z obniżonym VII stopniem). Można też skorzystać i z jednej i
z drugiej.

😀

A w ogóle to zachęcam do słuchania w każdej wolnej chwili kanału „Bass
Jazz” na JAZZRADIO.COM – najlepiej z instrumentem w ręku!

Zdradzę też, że nawet najlepsi korzystają z kilku (kilkunastu)
wypracowanych „patentów”, wtykając je wszędzie tam, gdzie pasują, co szybko
zauważycie słuchając tego kanału… Pewnie basiści spoza jazzu zauważą
przy okazji ze zdumieniem, że techniki slajd, slapu, tappingu czy fingerstyle
jazzowi kontrabasiści wykorzystywali już w latach 40-tych ubiegłego
stulecia! He, he, he…

Podziel się swoją opinią

6 komentarzy

  1. Tubasie, czemu zawsze muszę być pijany, czytając Twoje wpisy? To, że
    zazwyczaj jestem pijany, nie jest argumentem, uprzedzam.

  2. Micha II napisał:

    „Tubasie, czemu zawsze muszę być pijany, czytając Twoje wpisy? To, że
    zazwyczaj jestem pijany, nie jest argumentem, uprzedzam.”

    Bo rzeczywistość jest bezlitosna – tym bardziej na trzeźwo – nie do
    wytrzymania:)

  3. „Pewnie basiści spoza jazzu zauważą przy okazji ze zdumieniem, że techniki
    slajd, slapu, tappingu czy fingerstyle jazzowi kontrabasiści wykorzystywali
    już w latach 40-tych ubiegłego stulecia! He, he, he…”

    Trudno, żeby kostką grali na kontrabasie w latach 40 – tych ubiegłego wieku.
    Piszę to odnośnie Twojego spostrzeżenia – fingerstyle:)

  4. Wspominając o fingerstyle, mam na myśli raczej technikę podobną do grania
    na gitarze klasycznej, demonstrowaną przez Ścierańskiego, który stosuje ją
    przy grze na basie MIDI!

    Kurna, Waldi – co z tym życiem?…

  5. @Vivaldi7: „Pewnie basiści spoza jazzu zauważą przy okazji ze zdumieniem, że techniki slajd, slapu, tappingu czy fingerstyle jazzowi kontrabasiści wykorzystywali już w latach 40-tych ubiegłego stulecia! He, he, he…”
    Trudno, żeby kostką grali na kontrabasie w latach 40 – tych ubiegłego wieku. Piszę to odnośnie Twojego spostrzeżenia – fingerstyle:)

    a mi się wydawało, że fingerstyle to przeniesienie techniki z klasycznej
    gitary (kciuk + 3 palce)

  6. Dzięki, Tubasie, za kolejny wykład. Wypróbowałem od razu Twoje porady i,
    faktycznie, efekt jest bardzo przyjemny dla ucha.

    Co do fałszy, o których wspomniałeś, Victor Wooten powiedział kiedyś
    zdanie, które bardzo mi się spodobało: „Zawsze jesteś najwyżej o pół
    tonu od właściwego dźwięku”. W domyśle chodziło o to, że z każdej
    sytuacji można wybrnąć, choćby i tak, jak napisałeś, utwierdzając
    słuchacza w tym, że fałsz fałszem nie jest.

    Pozdrawiam weekendowo!

Możliwość komentowania została wyłączona.