Oto wiadomość dla „MPB”-a:
Znalazłem, dzięki informacjom z bratniego forum link do twórczości Twoich
duchowych Braci, PapaMisiu…
https://www.youtube.com/watch?v=qp7CKxoBmQU
Ekipa jest, jak najbardziej, krajowa, pokoleniowo też zbliżona, a odjeżdża
ze swoją muzyką w rejony bliskie ideom, które na tych łamach głosisz
bezkompromisowo od lat!
Co bardzo budujące, to że mają swoją publiczność i słychać nawet
oklaski…
😀
Chłopaki nie robią sobie jaj, tylko z pełnym zaangażowaniem grają swoje,
bo to im w duszy śpiewa!
Tak więc, PapaMisiu – wyjdź z ukrycia i płyń po morzach i oceanach świata,
rozsławiając imię polskiej „basoofki” – a ja trzymam kciuki za powodzenie
misyjnej działalności…
Carry on, Bracie Basisto!
Zdradż teraz Tubas co to za kapela. W pracy mam poblokowane niektóre strony
jak np. YouTube. Dopiero wieczorem będę mógł obejrzeć.
A ciekawość mnie zjada.
Służę uprzejmie! To „Organoleptic Trio”… Po klipie pokazuja się
propozycje kolejnych progresywnych ekip z przeglądu takich właśnie
kapel.
Mają one otóż swój własny „branżowy” przegląd, jak się okazuje!!!
„MPB” sądził, że jak ta kupa w basenie, samotnie dryfuje wystawiony
na różne komentarze… A tu nieprawda, jest takich „odchyleńców” potężna
gromadka i niektórzy proponują naprawdę interesujące rzeczy.
Warto posłuchać!
Zachęcam…!
Ale ze mnie ograniczony prostak: nie widzę w tym ani krztyny muzyki 🙁
No ładnie ładnie, dziękuję za pamięć 🙂 No i to nie jest do końca tak,
że śpię zapomniawszy o mojej misji szerzenia celebracji wyobraźni!
Piątek-sobota muszę skuć łazienkę i wynieść gruz i wannę z 3 piętra
bloku (resztą się na szczęście zajmie ekipa remontowa). Po niedzieli
pierwsze leśne sesje. Teraz kwestia tego jak szybko odzyskam komputer i
zacznę właściwe prace więc cierpliwości. Jako, że instrumentarium
zapowiada się naprawdę duże a muszę zrobić wszystko sam (a to praca wielu
ludzi w rękach jednego- zagrać na wszystkim, zaśpiewać, nagrać, pokleić,
obrobić, narysować, zanimować…) to najbliższe miesiące wyglądają dla
mnie jak maraton wytężonej pracy. Ukrycie to niezbędny dla mnie element
tworzenia- poświęcanie całej uwagi, czasu, energii itd na coś co mam do
zrobienia. Socjalizowanie się nie stoi u mnie na priorytetowej pozycji, moi
znajomi przyzwyczaili się, że potrafię przepaść na miesiące czy nawet
lata;)
Co do prezentowanego zespołu to trochę uciekają od mych upodobań choć
kiedyś potrafiłem słuchać tak dziwnych, pokręconych i niemal niemuzycznych
rzeczy
https://www.youtube.com/watch?v=1xsauw4Upv0
Po pewnym czasie jednak nachodzi taka myśl, że coś co jest ciekawym
środkiem stylistycznym niepotrzebnie staje się priorytetem w twórczości.
Coś co mogłoby zaskoczyć raz na jakiś czas zostaje sprowadzone do
odgórnego założenia co sprawia, że zamiast poszerzać swój repertuar o
nowe rozwiązania, posługujemy się głównie nowymi rozwiązaniami co z kolei
prowadzi do ich powszednienia. Powtarzam to bardzo często- dużo ważniejsze
jest dla mnie czerpać z tysięcy lat naszej kultury muzycznej i dowolnie jej
składniki wykorzystywać niż prowadzić działalność w jednej tylko
gałęzi w niezmienionej formie lub prowadzić ją do ekstremum.
Przyznaję, że grałem takie dziwadła ale szybko od fascynacji ich
dziwnością przeszedłem do fascynacji muzyką samą w sobie, jej strukturą,
wpływem na słuchacza a „udziwnienia” traktuję jako jeden z wielu równie
ważnych jak każdy inny środków stylistycznych. Bo choć można to
traktować jak np manifest chaotycznego wszechświata to jednak piękno natury,
jej barwy, kształty, zapachy, dźwięki też są jego częścią. Robić
muzykę tylko złą i brutalną tłukąc się i rycząc na ludzi, tylko
piękną i sielankową głaskając bębenki melodiami i mrucząc miłosne
teksty, tylko smutną lub wesołą, tylko trudną i skomplikowaną lub łatwą
i przyjemną.. Za dużo możliwości do wykorzystania żeby się tak
ograniczać;)
Panowie.
Takie granie (miód na moje uszy) to nic nowego.
A słyszeliście taki numer Komedy „Kattorna” w wykonaniu Grupy Niemen
(najlepszy skład z muzykami SBB) na Jazz Jamboree w 1972 roku?
Proponuję posłuchać.
Na You Tube jakoś nie mogłem znależć.
Zappa, Niemen, cała scena prog/art/jazzrockowa lat 60 i 70, „free jazz”…
Takiego grania jest mnóstwo. A co z udawaniem burzy przez Beethovena? Sianie
dysonansami u Stravinskyego? Twórczość kompozytorów awangardowych XXw?
Takiej muzyki jest od groma a granice są szersze niż nam się wydaje.
Problemem jest zapominanie, że całość obszaru, który wyznaczają to tak
ogromny plac zabaw, że bardziej zabawne niż dziwne jest to, że większość
muzyki jest tak wtórna i zamknięta na te wszystkie wpływy;)
Oczywiście cieszy też wyzwolona postawa panów z głównego wątku bo zawsze
to jakaś dziura wiercona w głowach myślących po kwadracie. Mówię tylko
przez pryzmat tego co teraz zaprząta mój umysł i co zaprzątnie wszystko
inne moje w najbliższym na czas dłuższy czasie 😉
Weed?
EDIT:
Bardzo mi te wynurzenia muzyczne przypominają rzeczy, którymi stała scena
yassowa w latach 90, scena quasi-jazzowa, która wyrosła z rzeczonej (pierwsze
skojarzenie – Ślimak Trio w utworach „Wprost Przeciwnie” oraz „Przygody
Pączków na Marsie”); jakieś dokonania Pattona czy rzeczony przez Łukasza
Zappa.
Ale na dłuższą metę to jest niesłuchalne, w mojej skromnej opinii (dlatego
np. Zappa zamieszczał po dwa-trzy utwory w tej stylistyce na płycie… no,
może wyjąwszy Jazz From Hell z zestawienia ;P).
Wybrałem ciebie bo…
Tak właściwie to nie wiem
dlaczego ciebie wybrałem.
Chciałem tylko, żebyś był fajny.
I żeby ktoś kiedyś mógł powiedzieć:
Był Noe,
Noe, gość co się czasem spinał,
ale uwierzył
i gdy szedł po gnoju
smród już się go nie imał.
Zmusiłem się posłuchałem… Zappa, Niemen z SBB, Mats z Morganem to rzeczy
dające się zrozumieć, tego bandu nie kumam… może po kwasie, ale bałbym
się rozsadzenia mózgownicy i złego lotu…
BTW. swego czasu po „nadużyciu” odpaliłem elektroniczną skrzyneczkę i tak
się właśnie zabawiałem w knajpie, tworząc performensik… ludzie szaleli z
zachwytu, odłożony instrument grał jeszcze pół godziny. Oglądając
nagranie na trzeźwo, miałem paskudne wrażenie, że zdaje się przegionem
pałkiem…
Coś mi się zdaje „Muzz”, że za dużo w nas dystansu do takich
eksperymentów…
No, ja to lubię sobie jaja robić ze wszystkiego, a moim idolem jest
słuchacz, który podczas inauguracyjnego koncertu jednej z Warszawskich
Jesieni w latach 70-tych upuścił pęk kluczy na podłogę parę razy. Po paru
minutach cała publiczność rzucała na glebę portfele, gazety, torebki
damskie, itp… Na to Artysta (w jednej osobie kompozytor, dyrygent i
współwykonawca Dzieła) przerwał wykonanie, opierdolił publikę i
obrażony, wyszedł…! 😀
Zamiast cieszyć się nawiązaniem interaktywnego kontaktu z widownią to,
głupi kutas, obraził się…?!
Szkoda, że nas tam nie było…
😀
Oj szkoda szkoda 😉
słychać że chłopaki stawiają głównie na melodię.
Nie wiem dlaczego, ale oczami wyobraźni zobaczyłem cukierkowatego Chrisa
Bottiego – mega technika, aksamitne granie.. ale zero jazzowego szaleństwa i
improwizacji… czyściutko nutka w nutkę…
To chyba takie typowe podejście człowieka po akademii – jak wy, kmiecie,
śmiecie tworzyć muzykę bez wyższego wykształcenia. Ja mistrz!
Takie moje uprzedzenia po jednym jammie w knajpie koło gdańskiej akademii 😉
@Sev – Chris Botti jest przykładem zupełnie, diametralnie wręcz, innego
podejścia do muzyki, niż opisywany przeze mnie wyżej
awangardowy Autor.
Jak gra to napisałeś, a każdy może posłuchać! Słyszałem nagrania
Bottiego, gdzie grał nie pop jazz, ale bardzo fajną muzykę – nagraną chyba
wyłącznie po to, żeby zamknąć gębę jego krytykom i pokazać, że tak
też potrafi. On jest jak Szymon Kobyliński – rysownik, który potrafi
narysować wszystko i w dowolnym stylu, a mimo to nikt i tak nie uważa go za
prawdziwego Artystę…
A człowiekiem jest bardzo ciepłym i życzliwym, o czym opowiadała mi
koleżanka (muzyk) po jego koncercie, na który specjalnie się wybrała.
Warszawska Jesień jest festiwalem muzyki awangardowej, a
wspomniana kompozycja była wykonywana przez zespół perkusyjny i składała
się z różnych hałasów, sprawiających wrażenie całkowicie przypadkowych
i nie powiązanych żadną ideą… Stąd reakcja publiczności. To rzucanie
kluczy, torebek, skrzypienie fotelami, itd… Namaszczone podejście do swojej
twórczości nie zależy, jak widać, od „akademickości” tylko od cech
osobowych wykonawcy…
@Magic – musiałeś trafić akurat na nadętych baranów, popisujących się
nawzajem przed sobą swoimi umiejętnościami, a Ty potraktowałeś imprezę
tak, jak i ja bym to zrobił, czyli jako okazję by sobie podłubać radośnie
co tam w duszy śpiewa, bez oglądania się na technikę, harmonię czy styl –
na zasadzie: heja…!!!
Znam kilku magistrów basóweczki, o całkiem innym podejściu, m.in. opisywany
tutaj już Tomasz Pierzchniak.
Po prostu nie graj z „akademikami” na ich dżemach, i to jeszcze w pobliżu
uczelni… Oni nie szukają w graniu „prawdy życia”, tylko potwierdzenia
swoich umiejętności przez kolegów!
Poza tym zważ, że dżem najlepiej wychodzi przy „odmiennych stanach
świadomości” słuchaczy, którzy bez problemu akceptują wtedy wszystko co
usłyszą…
😀