Zadziwiająca żywotność blogowego wpisu: „jak poderwać panienkę, czyli
krótka rada dla zakompleksionych, samotnych „basoofkowiczów”…”,
generującego wciąż nowe głosy zainteresowanych forumowiczów nie powinna
być właściwie niespodzianką.
Sam mam na półkach co najmniej kilka poradników tego typu, a moje rodzone
Młodsze Dziecko było niegdyś (podczas studiów) aktywnym trenerem NLP czyli
technik uwodzenia opartych o „programowanie” panienkom reakcji na poziomie
podprogowym (programowanie neurolingwistyczne – cokolwiek miałoby to
oznaczać…!)
: )
Jeździł po Polsce, zapraszany przez spragnionych skutecznej metody na
„podryw” i nauczał… Istny „guru”!
Teraz czasem na imprezkach lokalowych, jak towarzystwo go namówi i za zgodą
swojej Pani – demonstruje skuteczność „gry” na wskazanych obiektach,
nieświadomych bycia laboratoryjnymi „myszami”…
Uprzedzając pytania informuję, że najlepsze z posiadanych przeze mnie
poradników dla „menów” napisał Graham Masterton – onże autor znakomitych,
krwawych horrorów oraz przewrotnych, zakręconych opowiadanek.
Pełne pasji i wyrzeczeń życie wirtuoza „podrywu” technikami NLP opisuje
książka Neila Straussa „GRA”.
Zainteresowani powinni ją poczytać do poduszki, a na pewno nie zasną!
W momencie, kiedy sprawdzałem, temat miał na blogu już dobrze ponad setkę
komentarzy.
Nie wiem czy się cieszyć, bo wpisy na tematy muzyczne nawet w przybliżeniu
nie wzbudziły takich emocji, a i „pierdołki” wspomnieniowe aż tak żywych
reakcji nie powodowały!
Pocieszam się, że na co dzień intensywnie ćwiczący technikę oraz
wkuwający teorię „basoofkowicze” i „basoofkowiczki” dla odprężenia tylko na
chwilę oderwali się od „praktices” żeby użalić się trochę nad sobą i
innymi samotnymi istotami…!
Tak więc życzę Wam powodzenia (w każdym znaczeniu tego słowa)
„neskim”!
EDIT (23.06.2011): Zaczepiła mnie pewna znajoma czytelniczka tego blogu i
podzieliła się sceptycznymi uwagami na temat NLP powołując się na jakiś
program TV. Do tego programu trzy bardzo bystre redaktorki po 30-tce zaprosiły
młodych entuzjastów NLP, redagujących jakieś internetowe forum poświęcone
„seduction”. Ponoć zjadły ich bez popijania a chłopaczki wypadli żenująco
niezdarnie i kompromitująco blado!
Wierzę w to bez zastrzeżeń…
No, może tylko jedno: jak to się stało, że dość „myszowaty” agent Tomek,
o „imidżu” małomiasteczkowego adonisa i walorach intelektualnych na poziomie
„Twoje Imperium” łamał masowo serca najwybitniejszych przedstawicielek naszej
ulubionej płci – w tym pań Redaktorek, Aktorek, Posłanek i w ogóle damskiej
„elity” naszej Ukochanej Ojczyzny?!
Tu przypominają się sukcesy osławionego „Tulipana” – gościa o
wykształceniu niepełnym podstawowym i urodzie podmiejskiego fryzjera,
mającego na swoim koncie lekarki, dziennikarki, pisarki(!), byznesłomenki,
itp. Śledztwo wykazało, że posługiwał się on trzema sposobami i to tak
prymitywnymi, że milicjanci nie mogli uwierzyć w naiwność tych przecież
inteligentnych i wykształconych „ofiar” Tulipana.
Obaj posługiwali się metodami rozpoznanymi i opisywanymi już na podstawowych
szkoleniach z technik NLP. W wypadku „Tulipana” zapewne intuicyjnie, ale „agent
Tomek” musiał przejść takie szkolenie podczas przygotowań do
„zawodu”…
Wiem, bo widziałem na własne oczy, że NLP w warunkach klubowo-dyskotekowych
działa bez pudła!
EDIT 2: Kiedyś opisywałem perkusistę o ksywce „Kornik”, bardzo skutecznego w
„korzystaniu” z Pań. Przypomniałem sobie, że zawsze nawiązując nowy
kontakt, przytrzymywał on panienkę delikatnie za ramię. Jest to jeden z
elementów „programowania” sympatii w NLP. Korzysta z niego m.in. prezydent
Barack Obama, co można było zauważyć podczas jego wizyty w Polsce. Łapał
za ramię i poklepywał po plecach każdego, kto mu się nawinął…!
„Kornik” też robił to intuicyjnie. Urodzeni podrywacze wyczuwają te metody,
ale nauczyć może się ich każdy!
Koniec tematu.
Z czasem nawet wykrystalizowała się z NLP nauka nazwana NLS (Neurolinguistic
Seduction) i cieszy się bardzo dużym zainteresowaniem :). Generalnie uważam,
że całe NLP to bardzo ciekawa nauka, pokazuje w jaki sposób działa nasz
mózg, czasami pomaga zdefiniować i poradzić sobie z problemem. Nie zrobiłem
żadnych certyfikowanych kursów, ale trochę poczytałem i bardzo polecam, bo
na prawdę zmienia myślenie i sposób postrzegania:)
A ja tak mniej w temacie: o ile opowiadania Mastertona bardzo lubię, o tylko
powieści (horrory) nie bardzo – zawsze wydawały mi się nieco… przesadzone,
i takoż nieco schematyczne. I już mówię, że nie – nie jestem wielkim
zwolennikiem Kinga, co częstokroć mi zarzucano po krytyce Mastertona 😉
Masz rację @Elv! Też uważam, że powieści Mastertona zawierają dawkę
grozy w ponadnormatywnych ilościach, ale takie np. „Tengu” opiera się na
odjechanym pomysle, pięknie łączącym perwersyjną erotykę z krwawym
horrorem…
Palce lizać!!!
EDIT: Osobiście lubię raczej konkretne książki, chociaż nazwiska
niektórych autorów bardziej mnie zachęcają do sięgnięcia po tytuł,
ponieważ rzadko mnie zawiedli.
Bracia Strugaccy w fantastyce, Mika Waltari w powieści historycznej, Stephen
King w horrorze, Robert Ludlum w thrillerze szpiegowskim i sensacyjnym, Tom
Clancy w technothrillerze, Hans Helmuth Kirst w powieści wojennej… Jest ich
jeszcze …kilkudziesięciu!