Piątkowo-sobotniej nocy przeglądałem „basoofkę”, eksplorując jej
zawartość w celach rozrywkowych i oto – nieoczekiwanie – natrafiłem na
znajomy nick. To mój kolega i współgracz z sekcji swingowej, ukryty przeze
mnie pod mianem „Prezes”. Okazało się, że zabierał już niejednokrotnie
głos na tym forum (pod innym „nickiem”). Ma do tego pełne prawo, ponieważ
basistą jest lepszym niż gitarzystą, a przecież i na gitarce smakowicie
daje sobie radę. Na obu instrumentach jest zresztą lepszy ode mnie, o co –
uważam, nietrudno : ).
Dla mnie jest „Prezesem”, ponieważ znamy się od 16 roku życia, jeszcze z
„elektronika”, gdzie grywał w konkurencyjnym zespole i taką właśnie miał
„ksywę”.
Była to zupełnie niezwykła szkoła:
Technikum gromadzące marzycieli, fantastów i artystów wszelkiej maści.
Połowa jego absolwentów wybierała po maturze kierunki humanistyczne! Moje
miasto, będące od lat wylęgarnią talentów artystycznych (z nowszych
muzycznych wspomnę np. Marka Napiórkowskiego i J.J.-Band), dużą część z
nich zawdzięcza właśnie „elektronikowi” z lat siedemdziesiątych XX wieku. W
szkole działały trzy, do pięciu – w porywach, zespoły muzyczne; kółko
teatralne wystawiające prawdziwe spektakle (niezapomniany „Babcia i Wnuczek”
Gałczyńskiego, z własną muzyką reżysera – mojego klasowego kolegi);
kółko filmowo-telewizyjne, realizujące własne filmy oraz prowadzące DKF;
kółko biblioteczne, organizujące zażarte dyskusję np. na temat „Mickiewicz
– czy był wieszczem prawdziwym?”. Uczestnicy dyskusji, m.in. ja, pokłócili
się strasznie i poobrażali na siebie na cały tydzień!!! Sekcja PTTK,
organizująca co rok wielodniowe rajdy górskie dla całej(!) prawie
trzystuosobowej szkoły.
Nawet „technicy” mieli wizjonerskie spojrzenie i autor pracy dyplomowej
„Uniwersalny analizator parametrów dowolnych czwórników” postanowił
odłożyć dyplom o rok, aby spokojnie skończyć konstruować owo tajemnicze
urządzenie (w końcu dyrekcja przyjęła „oscyloskopowy analizator
sygnałów”, będący jednym z elementów urządzenia, jako pracę dyplomową,
bo inaczej do dzisiaj on by ten ultymatywny przyrząd przerabiał i
modyfikował). Kadra generalska WP też ma w swoim składzie kilku uczniów z
mojej klasy…
Moja osoba na tym tle wypada blado…
No, ale wróćmy do „Prezesa”:
Też grał jazz i to zawodowo, akompaniując jednej z najlepszych wówczas
polskich jazzowych grup wokalnych w jej estradowych występach. Jest niezłym
aranżerem i producentem nagrań. Poza wszystkim, bardzo skromny człowiek i
sympatyczny, choć małomówny, kolega. Precision, o którym pisałem, że nim
dysponuję, jest Jego własnością, użytkowaną przeze mnie w razie ochoty i
potrzeby!…
Spotykaliśmy się kilkakrotnie we wspólnych projektach muzycznych: w
dixielandzie zastąpił na bandżo muzyka z pierwszego składu. Po mojej
rezygnacji z powodu likwidacji tuby, zastąpił w nim mnie, na gitarze basowej.
W projekcie o nazwie DOBRY ROCZNIK graliśmy razem – ja na basie, on na
hollow-body gitarce jazzowej. Podobnie jest obecnie, w aktualnym składzie
swingującym… Jest członkiem Towarzystwa Muzycznego w naszym mieście i
naucza na gitarze elektrycznej oraz basie młodych adeptów tych instrumentów.
Przypuszczam, że interesujących wspomnień ma więcej ode mnie, ale nie wiem
czy da się namówić na „blogowanie”. Może pozwoli mi spisać i opublikować
swoje wspomnienia? Pogadam z nim, ale nic nie obiecuję… To człowiek
skromny…
Jeśli mówimy o Napiórkowskim, to nie zapominajmy o Lesickim, bo to przecież
TEŻ WSPANIAŁY gitarzysta. A „Babcia i Wnuczek” jest genialne (mimo, że tylko
czytałem, a nie oglądałem i słuchałem)!
Wspomniawszy Lesickiego, musielibyśmy wspomnieć jeszcze co najmniej
kilkunastu innych muzyków i wokalistów – także z innych klimatów. Np.
Tomasz Strahl – wirtuoz wiolonczeli, muzyk koncertujący na całym świecie i
syn byłego Dyrektora mojej Szkoły Muzycznej; https://www.youtube.com/watch?v=EEp-KAd-cag JuliaPrzyborowska – wielki talent wokalny, wykonawczyni jednej z głównych
partii „Diabłów z Lourdon” Pendereckiego w niedawnej inscenizacji i córka
naszego saksofonisty, dodatkowo śpiewa też coś co nazwałem sobie „wiking
metal” (niesamowicie brzmi świetnie wyszkolony głos operowy z akompaniamentem
potężnych dźwięków metalu); Jacek Szreniawa – multiinstrumentalista,
kompozytor i wokalista, jeden z muzycznych filarów jeleniogórskich teatrów,
stale współpracujący z niezwykłym „Teatrem Naszym” Jadwigi i Tadeusza
Kutów; Andrzej Zwarycz – jeden z najwybitniejszych klarnecistów klasycznych,
także koncertujący na całym świecie… Za mało miejsca by wszystkich
wymienić, a mam na myśli tylko osobiście mi znanych!
PS. Gałczyński rulez!
>>EDIT: Zapomniałem o najbardziej popularnym obecnie, Marcinie Wyrostku
– wirtuozie akordeonu, z którego Ojcem grywałem w Kapeli Podwórkowej…
>>EDIT2: Maciej Obara, saksofonista, jeleniogórzanin – to nazwisko już
jest znane w świecie wielkiego jazzu. Zapraszany do wspólnych projektów
przez Tomasza Stańko.
Ja też znam go ze wspólnego grania. Zgadnijcie, gdzie?! No…!? Nie
zgadniecie! W orkiestrze dętej przy Filharmonii Dolnośląskiej.
Przyjaźni się z moim kolegą Krzysiem (saksofon i klarnet sekcji swingowej),
który wspierał go, w miarę swoich możliwości, jak prawdziwy mecenas…
Maciek wspomina go zresztą na okładce płyty i w wywiadach.