Uczynny ze mnie człowiek, więc od czasu do czasu pożyczam mój osobisty
suzafon koledze, który grywa na nim ze swoim dawnym zespołem dixielandowym w
mieście Poznaniu.
Kolega posiada tubę, ale suzafon robi na słuchaczach bez porówniania
większe wrażenie, a Arturek jest zaprzysięgłym zwolennikiem opinii, że „co
się nie dogra – to się dowygląda…”
Jest to muzyk wszechstronny i do tego multiinstrumentalista. Oprócz puzonu,
będącego jego podstawowym narzędziem pracy w orkiestrze symfonicznej i
dętej, gra też na sakshornach, saksofonach, tubie i prawie na wszystkim co
weźmie w ręce! Świetnie przy tym improwizuje w dowolnym stylu i generalnie
GRA!
Takich urodzonych muzyków, dotkniętych Palcem Bożym najczęściej spotykało
się kiedyś w orkiestrach wojskowych, które za moich czasów przeprowadzały
nabór także do dwuletniej służby zasadniczej i szukały wśród poborowych
talentów, często nie oglądając się na ich formalne wykształcenie
muzyczne.
Artur ma też „wojskowe” korzenie, jak zresztą większość
multiinstrumentalistów z jeleniogórskiej filharmonii, a studia muzyczne są
późniejszym etapem Jego życia!
Temat poruszam, bo ostatnio w rewanżu Arturek wyglansował mi instrumencik do
połysku i teraz z przyjemnością biorę go do rąk (mówię oczywście o
suzafonie… he… he… he…).
Powód drugi tego wpisu to moja obsesja, czyli nakłanianie każdego muzyka do
nauki grania z nut!
Właśnie w orkiestrze wojskowej na własne oczy widziałem i słyszałem
ludzi, którzy przychodząc do wojska grali na instrumentach ze słuchu, nie
znając ani jednej nuty, a po trzech miesiącach grali z nut płynnie a vista’
marsze i trudny repertuar koncertowy.
Od tej pory instrumentaliści usprawiedliwiający swój brak umiejętności
czytania nut ich rzekomym skomplikowaniem mają u mnie swoją szufladkę, nazwy
której nie będę wymieniał!
To już wolę jak ktoś otwarcie mówi, że jest śmierdzącym leniem i nie ma
ochoty uczyć się nut, bo mu to niepotrzebne do grania z kumplami, a zawodowym
sidemanem, czy muzykiem big-bandowym nie ma zamiaru zostać!
Najbardziej denerwują mnie ci, którzy jako przykład dają kultowych muzyków
nie czytających nut, chociaż oni sami nie mają talentu nawet w ułamku
procenta dorównującego tym wzorom, a i ci genialni samoucy wielokrotnie w
wywiadach podkreślali problemy, jakie mieli w muzycznym życiu nie potrafiąc
czytać nut!
No, ale dość tego mendzenia, bo nie przekonanych i tak nie przekonam.
Zawsze znajdą dla swojego lenistwa usprawiedliwienie!
Na razie, Neskim!
Ciekawy wpis… Zawsze chciałem mieć suzafon przynajmniej na jedną paradę:)
wygląda kozacko.
I dopowiem że naprawdę się kolega postarał bo ja swoją tubę czyściłem
ostatnio 5 godz ale efekt jest super…
Druga sprawa.. szkoda,że wiele amatorskich orkiestr dętych upada, bo nie
bardzo ma kto to finansować a młodzi ludzie wolą słuchać pseudo
dźwięków wiertarki i innych wynalazków pseudomuzycznych…
Wiele amatorskich orkiestr dętych upada ponieważ są nudne. U mnie w mieście
orkiestra odkąd pamiętam zawsze wałkowała te same utwory. Dopiero ostatnio
coś się ruszyło. Był nabór nowych ludzi, nowy opiekun z wizją i teraz
serio przyjemnie tego posłuchać. a czasem i popatrzeć 🙂
Pamiętam, że kiedy orkiestra była jeszcze właściciwie prywatnym
przedsięwzięciem muzyków o „wojskowych” korzeniach z filharmonii i różnych
innych składów, przyszedł Pan Polityk z rządzącego wówczas AWS, żeby
zagrać na jakiejś ich imprezie i strasznie się zdziwił, że trzeba za to
zapłacić: „- Jak to? Nie dość, że sobie zagracie, to jeszcze pieniądze
chcecie?!…”
No, ale AWS i ZChN to były, przynajmniej w moim mieście, wręcz wyjątkowe
matoły, których pompatyczna głupota osiągała piramidalne rozmiary…
😀