tubas – kombatant…

Ten tekst opowiada historię podróży tubasa i jego kapeli, która dzięki swojej muzyce była w stanie ominąć rolnicze blokady na drogach Polski. Dzięki krótkim recitalom na żywo, zespół miał wolną drogę do Warszawy i z powrotem, stając się jednymi z nielicznych, którzy bezpiecznie przemierzali kraj.

Ostatnie trzy dni spędziłem poza moim miastem i trochę się za nim
stęskniłem. Podobno Immanuel Kant nigdy w życiu nie wyjeżdżał z
Królewca. Im jestem starszy, tym lepiej go rozumiem, choć ze mnie tylko
gawędziarz… : )

Teraz do rzeczy:

Rocznica “Solidarności” nieuchronnie nadeszła. W TV od rana do wieczora
wspomnienia z tamtych lat różnych ludzi. Dużo wypowiedzi działaczy, którzy
wtedy jeszcze ojcu z jajka na jajko skakali…

Pomyślałem >>A co, ja też mam kombatancko-muzyczne wspomnienie! Nie
będę nikomu żałował i podzielę się nim z “basoofkowiczami”<<

Otóż, w dużo późniejszym, już “powojennym” okresie wyłonił się
chłopski przywódca, nowy Jakub Szela, onże “blokador”, czyli późniejszy
Przewodniczący i Wicepremier Andrzej Lepper.

Jechaliśmy wtedy z Kapelą Podwórkową BAZAR do Warszawy, na nagranie do
telewizyjnej “listy przebojów Kapel Podwórkowych” (był taki cykliczny
program w jednej z prywatnych telewizji). Wyjechaliśmy wieczorem, po balach
trwających do rana i weselnych “poprawinach”! W składzie kapeli byli muzycy z
trzech różnych zespołów. Wyruszyliśmy wiedząc o rolniczych blokadach na
drogach, więc daliśmy sobie kilkanaście godzin na dojazd do Warszawy. W
tamtą stronę, z dłuższymi postojami, bocznymi szosami, dużo błądząc –
jakoś po 15 godzinach dojechaliśmy. Na miejscu wykąpaliśmy się,
ogoliliśmy, nawiązaliśmy nić porozumienia z Panem Bogdanem Łazuką –
prowadzącym ten program, przegraliśmy ze trzy razy nasze utworki na próbę
ustawień i nagranie poszło. Przyjęte po pierwszym razie!!!
Zafakturowaliśmy, kasiorę skasowaliśmy i wracamy do Jeleniej Góry…

Nie ma lekko! Chłopscy partyzanci zmobilizowali siły i zablokowali także
boczne szosy oraz skróty. Nastoletni łącznicy na rowerach czuwali na
miedzach, a jak zobaczyli jakiś samochód, to już za chwilę w następnej wsi
stała barykada z kombajnu i koniec jazdy.

I oto naszą przepustką stały się krótkie recitale. “Pepita”, “Do dnia
chłopcy, do dnia…”, “Chodźmy Felek, na kufelek” otwierały nam drogę od
gminy – do gminy. Droga powrotna trwała krócej niż w tamtą stronę. Naszym
śladem próbowały jechać radiowozy, ale nic z tego… Rolnicza “obstawa”
jechała za nami i tylko my mieliśmy wolną drogę do następnego węzła
komunikacyjnego. Tam kolejny kwadransik grania i z nowym przewodnikiem
ruszaliśmy w dalszą drogę. Nasze dwa samochody były w tym dniu
prawdopodobnie jednymi z niewielu pojazdów, przemierzających bezpiecznie
Polskę!!!

Być może pamiętają nas jeszcze “blokadorzy” z trasy Warszawa – Jelenia
Góra?!

Z “kombatanckim” pozdrowieniem, Wasz “tubas”!

Podziel się swoją opinią

4 komentarze

  1. Muzykant zawsze sobie poradzii. Śmiem twierdzić, ze jesteśmy gatunkiem
    który jest lubiany przez wszystkie warstwy społeczne od bandyterki przez
    k…y, złodziei, wszelkiej masci tałatajstwa, po blokadorów włącznie.

  2. Starsze panie (te które rozmowy w autobusie miejskim na temat swoich chorób i
    żydów przerywają tylko gdy trzeba się przeżegnać jadąc koło
    kościółka) jednak są wyjątkiem.. Ileż to razy słyszałem, że tylko
    hałasuję, żem łobuz i to pewnie ja demoluję całe miasto po wszelkiej
    maści juwenaliach…

    Tubasie świetna historia, takie rzeczy naprawdę powinieneś spisać i
    utrwalić bo niewielu ludzi może się podzielić takimi wspomnieniami.
    Zupełnie poważnie czekam choćby na niewielki tomik “Starych opowieści
    całkiem młodego klezmera”;)

  3. Bo jakbyś PapaMisiu, zagrał starowinkom “Historię o jednej Wiśniewskiej”
    oraz “Tylko we Lwowie” to by i Ciebie pokochały!

    No, ale jak się dłubie tylko wysmakowane, a jednocześnie mocno hałaśliwe
    riffy, to się ma przesrane u Rodziny Radia Maryja…

    Muzzie, Przyjacielu – właśnie natchnąłeś mnie do kilku wspomnień na
    wywołany przez Ciebie temat “k*ewsko-złodziejski”. Wieczorkiem, w domku, po
    kolacji, obetrę starczą łzę, wysiąkam nos i przy pomarańczówce łąckiej
    (70 VOLT!) coś spiszę dla potomnych…

    …to do wieczora!

  4. @tubas:
    Muzzie, Przyjacielu – właśnie natchnąłeś mnie do kilku wspomnień na wywołany przez Ciebie temat “k*ewsko-złodziejski”. Wieczorkiem, w domku, po kolacji, obetrę starczą łzę, wysiąkam nos i przy pomarańczówce łąckiej (70 VOLT!) coś spiszę dla potomnych…

    …to do wieczora!

    @Muzz dziekuje ;p

    @tubas czekam ;d

Możliwość komentowania została wyłączona.