Jestem niczym molierowski Pan Jourdain, który ze zdumieniem dowiedział się,
że całe życie mówi prozą!…
Dzięki wnikliwym uwagom kilku „basoofkowiczów” sam wiele się uczę, i tak
np. dzięki drobnej wymianie opinii z „jurbassteckiem” dowiedziałem się, że
figura rytmiczna stosowana przeze mnie swego czasu w akompaniamencie do jednej
z piosenek „Kabaretu” Pietrzaka w teatrze jeleniogórskim, to „hemiola”.
Pamiętam, że była to piosenka „Nareszcie, Sylwester w Budapeszcie…!” z
refrenem na 3/4, gdzie graliśmy z perkusistą Jarkiem Łukomskim, taki
właśnie, dwutaktowy łącznik. Bardzo to denerwowało Pana Bogdana Dominika,
kierownika muzycznego teatru, grającego w „kabarecie” na pianinie. Ponieważ
był dżentelmenem o niedoścignionej kulturze osobistej, jego zdenerwowanie
objawiało się tekstem: „Mirek, mówiłem Panu, żeby tak nie grać i
oczekiwałem, że zrozumie Pan co mam na myśli…”. Bardzo byłem zawstydzony
i w kolejnym spektaklu …znowu tak grałem. Teraz wiem, że grałem
„hemiolę”! No, proszę – kto by pomyślał…
Tu mała dygresja:
Czasem jestem zdumiony jak bardzo można zagmatwać proste rzeczy, „dzięki”
używaniu specjalistycznego słownictwa.
Ostatnio, jako że do emerytury zostało mi 10 – góra 15 lat, wczytałem się
w wyjaśnienia dotyczące kolejnej reformy reformującej zreformowaną
emeryturę.
Wyfiltrowałem pieprzenie polityków i ze słownikiem ekonomicznym w ręku,
przetłumaczyłem specjalistyczny żargon „doradców” ekonomicznych na
normalną polszczyznę. Wyszło mi na to, że teraz chcą wyrwać przyszłym
emerytom jak najwięcej kasy, niczego w zamian nie obiecując, bo i tak nikt
nie sięga przewidywaniami dalej niż do następnego półrocza.
Wywnioskowałem, że najrozsądniej jest dogadać się z pracodawcami na jak
najwyższe wynagrodzenie „na rękę”, pozwalając im odprowadzać „składkę
emerytalną” (emerytalną – he, he, he…!) od najniższego dopuszczalnego
prawem wynagrodzenia. I tak jej wymiar na wysokość przyszłej emerytury ma
śladowy wpływ, a przynajmniej mniej nasi posłowie zmarnotrawią! No, ale to
dygresja ważna tylko dla „starców” w moim wieku…
Wracając do tematu specjalistycznego słownictwa muzycznego:
Definiuje ono wiele elementów bardzo ważnych w muzyce, ale one i tak
istnieją, nawet jeżeli nie mają swojej nazwy. Gramy je codziennie, nie
znając ich definicji – tak jak mówimy, nawet jeżeli nie znamy gramatyki i
jej definicji. To czy jesteśmy bardziej czy mniej „wymowni” zależy od tego
jak wiele słuchamy, czy często wypowiadamy się publicznie i czy naprawdę
zależy nam na słuchaczu…
Mówiąc z głębokim, wewnętrznym przekonaniem możemy skupić jego uwagę, a
może nawet przekonać go do naszych racji.
Grając z zaangażowaniem i pasją – możemy przekazać słuchaczom jakąś jej
część, nawet nie znając nut.
Co zresztą i tak nie jest żadnym usprawiedliwieniem dla tych, którzy
planują karierę muzyczną a nut nauczyć się nie chcą.
Przywoływany na tym forum przykład gitarzysty Marka Napiórkowskiego, który
jest samoukiem – pokazuje tylko, że można samemu dojść do sukcesu, a nie
że nauka jest niepotrzebna.
Zauważcie: „samouk”, a nie – „leń”!
Wasz, miłośnik goloneczki, wiśnióweczki i dobrej muzyki – „tubas”!
„Specjalistyczne słownictwo muzyczne”
Usłyszałem kiedyś zdanie, które padło w trakcie rozmowy dwóch
gitarzystów:
– Tych znasz wszystkie skale i nie umiesz ich zastosować, a ja nie znam
żadnej a je stosuję.
Święta racja 🙂
Jest takie powiedzenie, że Titanica zbudowali profesjonaliści, a Arkę
amatorzy. 🙂
A szczerze, najlepszym rozwiązaniem jest połączyć teorię z praktyką,
wtedy jest istny ideał.
Powiem szczerze, że ja pomimo mojego wykształcenia, dość często nie
zastanawiam się nad zastosowaniem jakiejś konkretnej (nazwanej) figury
muzycznej, czy skali, a po prostu ją stosuję.
Bardzo ważne jest też to, co zawsze powtarzam moim uczniom:
Zanim coś zagrasz, czy zaśpiewasz miej to w głowie, bo to głowa
gra, a nie palce.
Jak można jeść golonkę?!
Jeśli chodzi o reformę emerytalną (zapewne jeszcze nie ostatnią) i biorąc
pod uwagę nadchodzący niż demograficzny jak i model współczesnej rodziny
(2+1 lub 2+0) dochodzę do wniosku, że w czasach kiedy ja przejdę na
emeryturę na mnie i 9ciu moich kolegów będzie musiał zarobić 1 młody
człowiek. A że jest to niewykonalne ja już od 5 lat pracuję na czarno – sam
sobie odkładając emeryturę na koncie w banku. Dla tych, którzy muszą
pracować legalnie pomysł Tubasa jak najbardziej wskazany.
Na ciepło, z piwem i ziemniaczkami.
Golonka rządzi!!!
Immo +1 😀