Padło kilka pytań od braci „basoofkowiczów” zainteresowanych graniem muzyki
określanej jako „jazz”. Pytania dotyczyły tego co słuchać, od czego
zacząć, co ćwiczyć, czego się uczyć itp.
Zainteresowanie jest nadspodziewanie duże, więc żeby się nie rozdrabniać
spróbuję napisać coś ogólnie.
Zaznaczam, że nie jestem profesjonalnym muzykiem jazzowym, tylko skromnym
„klezmerem” lubiącym w dobrym towarzystwie pograć sobie czasem to, czego
lubię słuchać.
Najpierw ustalmy więc co to jest ten „jazz”?
Najprostsza definicja to ta, że jazz to jest to co graja jazzmani…
: )
Każdy utwór może nabrać jazzowego charakteru, jeżeli zagra się go z
odpowiednim frazowaniem i swingiem. To dwa podstawowe – obok improwizacji –
elementy jazzu.
Swing – tajemnicza sprawa: oparty na triolowych grupach rytmicznych (chociaż
nie zawsze) sposób grania, skutkujący charakterystycznym, rozkołysanym
ciągiem (drive), sprawiającym, że ta muzyka trafia w podświadomość
(feeling) i przenosi słuchacza w zaczarowany świat.
Swing połączony ze swobodnym frazowaniem (fraza – zdanie muzyczne,
fragment melodii zawierający jakąś zamkniętą myśl melodyczną czy
rytmiczną; niekoniecznie ograniczony kreskami taktowymi), opartym na
synkopowanych „zagrywkach” pozwala nawet z banalnego tematu stworzyć fundament
do bardzo emocjonalnej wypowiedzi muzycznej. Szczególnie w improwizacjach.
Przez ponad sto lat jazz ewoluował i rozgałęział się w różne style.
Żaden z nich nie zaginął. Nadal trwają wszystkie i mają swoje, wciąż
nowe, gwiazdy oraz wiernych słuchaczy.
To co obecnie najczęściej jest słuchane i grane przez młodzież
„basoofkową” to ósmawkowy fusion, zwany czasem jazz-rockiem lub funky.
Łączy elementy jazzu, muzyki latynoskiej i rocka.
Żeby go dobrze grać trzeba jednak poznać jazz od podstaw, słuchając
wszystkiego – od bluesa, dixielandu, gospel i spirituals – poprzez styl swing,
be-bop, cool, free itd.
Obecnie to wszystko wrzucono do jednego worka, nazwanego mainstreamem, a w
wersji łagodniejszej smooth jazzem…
Ja zacząłem od słuchania „Godziny Jazzu” Willisa Conovera w radiu „Głos
Ameryki” i „Trzech kwadransów jazzu” Ptaszyna-Wróblewskiego w radiowej
Trójce. Kupowałem wszystkie płyty wydawane w serii „Polish Jazz” i
kompilacje z poszczególnych „Jazz Jamboree”. Czasem w księgarniach
pokazywały się bułgarskie kompilacje jazzowe znakomitych wykonawców pod
nazwami typu, np: „Goliemityje saksofonisty dżaza…”
Teraz możecie nie tylko posłuchać, ale i obejrzeć video oraz ściągnąć
prymki nutowe tematów, a także zapisy kultowych improwizacji.
Nie ma usprawiedliwienia dla aspirujących do dumnego miana „dżezmena”, a nie
znających klasyki jazzu!
Wszyscy bez wyjątku basiści jazzowi potrafią bez problemu zaakompaniować do
standardów, a walkingi przez nich grane są fenomenalnie osadzone w stylistyce
poszczególnych gatunków.
U mnie kolejność grania jazzu była taka:
[*]rythm@bluesy grane z kumplami – tu nauczyłem się różnych groove’ów i
ostinatowych walkingów bluesowych (od 15 roku życia)
[*]bossanovy, ballady i znane piosenki amerykańskie grane z „klezmerami”,
którzy nauczyli mnie tworzenia walkingów swingowych i akompaniamentu a vista
do wszelkich rytmów tanecznych (od 16 roku życia)
[*]be-bop, cool, fusion, funky – czyli służba w wojskowej orkiestrze z mocną
ekipą fanów jazzu (od 20 roku życia)
[*]dixieland, czyli szkoła standardów do lat 40-tych XX wieku (od 22 roku
życia)
[*]standardy grane w trio (p, bg, dr) ze świetnym pianistą, czyli sekcja
akompaniująca w teatrze (od 22 roku życia)
[*]”groch z kapustą” – czyli różne składy i doraźne projekty oraz
akompaniamenty na imprezach (cały czas)
To było kilka uwag ogólnych.
Dla zainteresowanych od czego zacząć, co ćwiczyć, czego się uczyć itp.
może być ciąg dalszy, chociaż uważam, że w internecie jest już mnóstwo
tego typu materiałów i wystarczy po nie sięgnąć…
Jest mnóstwo, ale Twoja forma jest najbardziej przyswajalna:) czekamy na
resztę, może zestawimy różne poglądy
Drogi „glatzmanie”! „Biały Kruk…” to już późniejsze czasy, o ile pamiętam
był to rodzaj klubu, do którego trzeba było należeć. Z takich limitowanych
wydawnictw mam pełną edycję „Historii Jazzu” na analogowych płytach, w
eleganckim pudełku. Niestety książeczka należąca do kompletu wsiąkła u
jakiegoś cwaniaczka, który „pożyczył” ja do referatu na „literaturę” w
Szkole Muzycznej i, skubany, nie oddał… Mam nadzieję, że właśnie dostał
męczącej czkawki!
Cholera jasna, a miałem być dobrym człowiekiem i znowu nie wyszło…
„Kububasku”, napiszę coś jeszcze, jeżeli obiecasz wnikliwie czytać i
koniecznie(!) korygować moje błędy, a także uzupełniać braki i
naświetlać sprawy z punktu widzenia młodszego pokolenia…
Do czego zresztą zachęcam wszystkie Siostry i Braci „basoofkowiczów”!
Mi zdarzało się pytać różnej maści muzyków, jak nauczyć się grać jazz
i za każdym razem uzyskiwałam tę samą odpowiedź: żeby nauczyć się grać
jazz, trzeba grać jazz, i mimo że trąca to jakimś paradoksem, to chyba jest
w tym sporo racji, zwłaszcza jeśli założyć (a raczej trudno tego nie
zakładać), że granie jazzu opiera się na feelingu i pewnego rodzaju
intuicji.
Realbook w lape i jadymy. Temat jest, akordy sa, oryginalu można posluchac w
necie i pracujemy – tak probuje się za to wziac, ale brakuje albo czasu, albo
samozaparcie 😉
Polecam zatem genialną pozycję pt „Polish Jazz” w wykonaniu wrocławskiej,
znanej na świecie (poprzez Ninja Tune) formacji Skalpel. …ale jak znam
życie to Tubas mądra głowa już dawno zjadła zęby na tym krążku.
Jeżeli są w ogóle wśród „basoofkowiczów” dziwacy mówiący: „Nie lubię
jazzu…” powinni sprawdzić się w konfrontacji z twórczością SKALPELA!
Klimat i atmosfera… fragmenty tego co najlepsze w polskim jazzie moich
młodych lat, genialnie przetworzone do samoistnej wartości artystycznej,
wykorzystującej obecne możliwości techniczne w fascynujący sposób.
Może to zachęci Was do posłuchania oryginalnych nagrań z tamtych lat…
PS. Co to jest jazz? To muzyka tworzona przez jazzmanów!
EDIT: Posłuchajcie Skalpela na płycie KONFUSION, utwór – Flying Officer.
Basista nie musi grać dużo i szybko. Ma grać to co trzeba!
Jak bym poszukał to pewnie bym znalazł legitymację.
Pamiętam co miesięczne wyprawy po płyty do warszawskiego klubu
„Akwarium”.
A d*pa nie tylko jazzmani grają jazz 😉
https://www.youtube.com/watch?v=TdfqRLdy2uQ
A ja zostałem skutecznie od jazzu odrzucony w pewnym momencie mojego zycia i
jeżeli chodzi o polskich jazzmanów dobrze grających to jest ich garstka i z
pewnością nie są to te nazwiska o których wszyscy myślą, ze to
czołówka…
Fachowcem nie jestem (jeszcze!), ale chętnie się przyczynię do powstania
takowych pomocy:)
Zawsze gdy jestem zmęczony ćwiczeniem, albo załamany po obejrzeniu jakiegoś
10 letniego kota który zasuwa hipersolówki to sobie tak powtarzam. Często
spotykam się z opiniią ludzi, którzy mówią że jazz jest trudny w odbiorze,
wręcz nieprzyswajalny. W sumie jak słucham Mingusa to rzeczywiście mam
problem z przyswajaniem takiej muzyki, czasem nawet Miles Davis sprawia mi
problemy. No ale polecam osobiście Glenna Millera dla tych którzy nie chcą
od razu wpadać w jakieś bardziej tajemnicze części tej muzyki:) Nie da się
nie uśmiechnąć słuchając np American Patrol!