tubas – in London [final part]…
No i nadeszła pora na długo oczekiwaną wizytę w londyńskim centrum
gitarowego świata, czyli na Denmark Street.
Ale najpierw, ponieważ udało mi się przekonać Najlepszą z Żon do
odwiedzin w Camden Town, wsiedliśmy w metro pod Waterloo Station i po
kilkunastu minutach dojechaliśmy na miejsce.
Nie uwierzycie jaka to paskudna dziura. Uliczki jak w przedwojennej Warszawie
na Pelcowiźnie i w Szmulkach. Podejrzewam, że specjalnie zachowano te
obskurne domki, targowiska i sklepiki, jako egzotykę dla turystów.
Na tej fotce widać, jak się rozglądam, a na dwóch kolejnych – co
zobaczyłem:
Po odpytaniu miejscowego „kupca” w moim wieku, ale z różowym czubem i w
punkowym ubranku oraz na wszelki wypadek także listonosza, ruszyłem na
poszukiwanie zachwalanej przez Braci „basoofkowiczów” – „The Gallery”.
Chwila błądzenia i w bocznej uliczce, kawałek od
handlowo-piercingowo-tatuażowego „centrum” odnajduję odrapaną kamieniczkę z
obskurną zakratowaną wystawą i …zamkniętymi drzwiami.
Naklejona kartka informuje, żeby dzwonić to właściciel zejdzie i
otworzy.
Ponieważ na wystawie jest kilka kultowych basiórek, a obok karteczki naklejka
informująca o tytule najlepszego w 2011 sklepu z basóweczkami, po krótkim
wahaniu – dzwonię!
I nic…
Tęsknie patrzę na wystawę, ale mam jeszcze Denmark Street w planie, więc
zadzieram kiecę i lecę…!
Tym razem wsiadamy w autobus i heja…
Tu wyjaśniam, że na stacji kolejowej bileter zaproponował za skromną kwotę
9.95 funciaków bilet na dowolną ilość przejazdów trasą do Londynu i z
powrotem, oraz na metro i autobusy w Londynie bez ograniczeń, ważny przez
cały dzień. Interes życia!
Autobus linii 29 po niedługiej chwili jedzie już przez docelową Denmark
Street, więc na kolejnym przystanku wysiadamy.
Nasze Panie znikają w najbliższym wielopiętrowym sklepie z ciuchami, a my z
Młodszym Dzieckiem idziemy do raju gitarzystów.
Rozglądam się i chyba wyglądam w tej chwili jak ten osiołek, któremu „…w
żłoby dano – w jednym owies, w drugim siano. I tu kusi, i tam nęci – biedny
osioł głową kręci…”
Wchodzę do pierwszego z brzegu sklepu i dostaję oczopląsu. Skromna karteczka
informuje, że do basiórek „…downstairs cellar”!
Schodzimy wąskimi schodami, a tam w piwniczce 3mx3m stoi, wisi i leży
kilkadziesiąt instrumentów oraz kilkanaście piecyków, głów i kolumn.
Wygląda to tak:
Odwiedzamy kolejne sklepy:
W tym natykam się na okrutnie skatowanego Precisiona, własność Sida
Viciousa:
stoi sobie w gablocie na półpiętrze wąskich schodów (tym razem
:…upstairs”).
A na górze kultowe zabytki, w tym również inne basy:
Idziemy nadal uliczką, mającą w sumie ze 100m długości i zachodzimy do
każdego sklepu z gitarami, a w nich także basóweczki i każdy chwali się
jakimś zabytkowym cymesem.
W jednym trafiamy akurat na katalogowanie nowych nabytków, będących w stanie
wskazującym na znalezienie ich na wysypisku lub w śmietniku.
Jest to akurat sklep z warsztatem serwisowym, a „rejestr” to zwykły zeszyt w
kratkę, zapisywany drobnym maczkiem przez lutnika, który mógłby być moim
ojcem, a kto wie czy nie dziadkiem…
Dyktował mu dane uczeń, sczytujący numery po opluciu basiórki i przetarciu
jej rękawem dziurawej koszuli.
: D
Syty wrażeń udaję się z Młodszym Dzieckiem na poszukiwanie naszych
Pań.
Okazało się, że w czasie gdy my odwiedziliśmy wszystkie sklepy muzyczne na
całej ulicy, one zaliczyły dopiero jedno, niecałe piętro swojego
„Ciucholandu”.
Bez komentarza!
Przed nami jeszcze National Gallery, ale ja po wizycie na Denmark Street już
nie wchłaniam i miesza mi się Cezanne z Monetem, Tycjan z Rubensem, a vanGogh
z Gaugaine’m…
Następne dni potraktujemy wypoczynkowo… Gospodarze pokażą nam okoliczne
atrakcje turystyczno-krajobrazowe, spróbuję tych „fish and chips” i podtruję
się jeszcze „ale”.
Do zobaczenia w kraju!
EDIT:
Dzisiaj trafiłem do sklepu muzycznego w centrum handlowym Farnborough. Sklep
nieźle zaopatrzony w instrumenty i nagłośnienia. Grać można na wszystkim
co mają na składzie, ale mnie zainteresowała vintydżowa ARIA II z dwiema
przystawkami P obudowanymi jak humbackery. Dwa pokrętła: volume i tone, oraz
przełącznik przystawek. Gryf wyścigowy jak w jazzbasie i przepiękne
brzmienie na lampowym Peavey’u ustawionym transparentnie. Wiem bo sobie
spróbowałem, co utrwaliło Młodsze Dziecko komórką. Aparatu nikt z nas nie
brał, ponieważ szliśmy po zakupy na wieczorne „pogawędki”.
Przy okazji chciałem sprowokować jakiegoś angola-gitarzystę,
wypróbowującego telecastera, do współpracy.
Przymuł nie słyszał, że mu akompaniuję i co zmieni kawałek to idę za
nim, dopóki ktoś mu nie zwrócił na to uwagi, ale wtedy się spłoszył i
przestał brzdąkać…
Pies go trącał – pograłem trochę z automatem perkusyjnym, który ktoś
akurat włączył.
17 komentarzy
Możliwość komentowania została wyłączona.
W głowie mi się kręci… 😮
Ile ogrywania 😀 Pojadę tam, na pewno 🙂
Ceny tych używek w piwniczce z basami – koszmar! :/
Mnóstwo pięknego sprzętu… Widzę zielonego Willsona Rapier… Mrr, piękny
i pachnący vintagem.
No i Fenderki! Zwłaszcza Mustaś 66 oraz 73 Jazz i 68 Tele. Pychota.
Nie umiałbym stamtąd wyjść! :O
nie wiem, mnie w tych sklepach trochę przytłaczała atmosfera 🙂 ale no.. w
sumie przestałem już się od jakiegoś czasu jarać ogrywaniem sprzętu,
grałem na jednym z tych tokai ricków (bieda) i jednym tokai preclu (bieda,
ale mniejsza niż przy ricku).
nie mniej – miła wyprawa to na pewno musiała być tubasie, szkoda, że bass
gallery zamknięte było.
Guild!
double bo był restart.
Japrtole, wielka szkoda, że The Gallery było zamknięte, dziwne, zazwyczaj
zawsze tam ktoś jest bo mają tam warsztat lutniczy i zawsze tam grzebią. Ja
nawet jak raz tam pojechałem z basem i okazało się, że było święto a ja
nic nie wiedziałem to po tym jak zadzwoniłem wyszedł Martin, gość który
robi Sei basses i mówi że święto i zamknięte mają ale po chwili udało mi
się go uprosić żeby wziął mój bas jak już otworzył a ja
przyjechałem.
A jak tam na tym Denmark Street? Widzę po zdjęciach, że zwiedzanie udane no
ale co z showroomem GMRa? Był tam? Widziałeś?
AaaAAaaa, Reverse T-Bird na ostatnim zdjęciu, czy się mylę?
…muszę sobie znaleźć dziewczynę. 😛
Nie zauważyłem, ale miałem bardzo rozbiegany wzrok i nie wiedziałem na co
najpierw patrzeć…
: )
Widzę Tubasie że łatwo i szybko dostrzegłeś te przeciwności, które
czają się na każdym rogu Zjednoczonego Królestwa. Mam na myśli basy za
ciężkie „£” które są traktowane jakby były znalezione na śmietniku i ich
katalogowanie w zeszyt. To jest jeden z miliona przykładów które można tu
spotkać i które po iluś tam latach spędzonych tutaj, mnie osobiście już
nie dziwią. Nawet nie wyliczam i nie wymieniam tego co na zdjęciach
ukazałeś bo to nie ma sensu …do tego tez przywykłem. Tak czy inaczej
domyślam się że chwalisz sobie całokształt wycieczki po „big old smelly
London” 🙂
Oj tak, „tripticalu”, oj tak!
Ciekawi mnie ile by sobie krzyczeli za wiosło Sida ^^
No, ile może być warty nierozegrany, zdewastowany precel śmierdzący
wymiocinami? 😀
Czyli tyle, co średniej klasy małe autko do miasta? 😀
Nie tylko w Anglii tak jest. W Niemczech i Holandii wygląda tak samo. O dziwo
w Niemczech nie spotkałem się z Warwickami 😀
A spotkałeś się w polskim sklepie muzycznym z „Mayonesami”?…
Mayones nie. Ale odkąd pamiętam to w lublinie na okopowej wisi GMR.