tubas – …feeling!
Właśnie trafiłem na coś takiego:
https://www.youtube.com/watch?v=XPXvkopb2SE
To moje klimaty i od razu zainteresowałem się co ta Pani gra oprócz
tego.
Okazuje się, że wszystko! No…, po prostu „klezmerka” we wzorcowym wydaniu.
Pełen profesjonalizm: erudycja, technika, wszechstronność wykonawcza i
charyzma!
Wcześniej słuchałem Debry Killings – mistrzyni soulowego groovu. Ani jedna,
ani druga nie gra na tych klipach niczego trudnego do powtórzenia. Ich siłą
jest to, że grają smakowicie – właściwe rzeczy w odpowiednim momencie.
Grać z wyczuciem i smakiem – na tym polega „feeling”!
Jak ktoś to potrafi to nie „przeszkadza” nawet oszałamiająca technika, a jak
nie – to na nic szybkość i napier… slapem czy innym jakimś tappingiem.
Smaku nabiera się próbując latami różnych potraw i jak się je potem
„przyprawi” po swojemu to być może, po latach słuchacze powiedzą: Chcemy
więcej!
Czego Wam życzę, bo lubię słuchać basistów grających ze smakiem
(posłuchajcie George’a Mraza grającego muzykę filmową i pomyślcie czy ta
sama melodia z inną linią kontrabasu byłaby tak poruszająca; wsłuchajcie
się w genialne solo George’a Mraza – to jest „feeling”)
https://www.youtube.com/watch?v=ywY0Wkr9cN8
Idę posiedzieć w kącie i popłakać nad sobą…
18 komentarzy
Możliwość komentowania została wyłączona.
Zawsze uważałem, że w graniu na basie o wiele bardziej ważna od techniki
jest wyobraźnia i wyczucie.
Mówiąc inaczej jest wielu basistów, którzy technicznie są wręcz
wirtuozami – ale co z tego skoro w ich liniach melodycznych nie ma żadnych
emocji ani fantazji. Nieraz zadziwiała mnie np. prędkość slapu danego
basisty a po chwili okazywało się, że zaczyna wiać nudą.
Dla odmiany są też i tacy, którym nie staje umiejętności a i tak potrafią
wyczarować coś niezwykłego.
No i niestety feeling jest nie do wyćwiczenia…
Feeling siedzi nie w palcach, a w głowie.
Wg mnie jak już ktoś wie na czym polega feeling – potrafi rozróżnić kto go
ma a kto nie to ma szanse się go wyuczyć. Musi po prostu włączyć w grę
uczucia – dojrzeć. Nabycie pewności siebie tez jest tu ważną kwestią,
trema niejednokrotnie wdziera się w nasze palcomózgi i gramy maszynowo.
No i także ustawienie wiosła pod siebie, jego wygoda. Na niebrzmiącym kołku
granie z feelingiem może się nie udać 🙂
Ja osobiście staram się używając np tappingu by kompozycja miała
melodyjność,zmienną dynamikę zmienności zmiany dynamiki(?) i lekkość.
Niestety feelingu w grze nie nabyłem, a może mam tylko nie zwróciłem
uwagi…
Muzz – IMO feeling jest do „wycwiczenia”. Przeciez nie bierze się znikad.
Grasz, rozwijasz technike, zdobywasz inspiracje, glowa się otwiera, zyskujesz
swiadomosc gry – moim zdaniem feeling jest gdzies tu pomiedzy i przychodzi z
czasem. Z drugiej strony zawsze tez można się urodzic jakimś murzynem, , który po
prostu bierze gitarę do lapy, zaczyna bluesa i ciary przechodza po plecach od
pierwszej nuty. Son House chocby.
Źle się zrozumieliśmy ale mniej więcej o to chodzi. Feeling to rzecz
którą się nabywa, nie ćwiczy. Dużo zależy od indywidualnych
predyspozycji. Ten feeling to taka dziwna rzecz, bo niczym się tego nie
zmierzy, nie jesteś w stanie powiedzieć, czy masz go trochę, czy może
więcej, on jest lub nie a weryfikują go odbiorcy i muzyka w szerokim tego
słowa pojęciu. Feeling to pojęcie abstrakcyjne i względne, tu dużo w
sprawie ma do powiedzenia gust i feeling odbierających 😉
To najpiękniejsze zdanie jakie czytałem od wczorajszej próby recenzji
Epiphone EB-0 („Gitara ma tylko jeden przetwornik, ale za to duży”).
Wracając do tematu – natura nas jednak nie obdarza po równo talentem więc
niektórzy nawet po całych latach słuchania i kombinowania nie dojdą do
naturalności jaką inni mieli od początku, life is life 😉
A gdy słuchacze nie mają feelingu? Wtedy basista też nie musi? Ale to by
był koncert. 😛
Bassocide.
Jeśli wszyscy słuchacze nie mają feelingu to znaczy, że jesteś na meczu
derbowym jakichś cienkich polskich drużyn piłkarskich. Wybierz się lepiej
na koncert.
Albo koncercie Vadera…
No i stąd w moim wpisie tekst
W chwilach przypomnienia sobie o takich zjawiskach rzucam sobie jedynie pytanie
– czy cieszy mnie to co robię i nie przynosi mi to wstydu. Odpowiedź
twierdząca zdecydowanie mnie uspokaja.
Tak mnie to ubawiło wczoraj, że aż nie miałem serca skasować.
To tak jak mnie… Popłaczę troszkę nad sobą, a potem uświadamiam sobie,
że przecież wciąż grywam z najlepszymi w mojej okolicy i od razu mi lepiej!
Moje starsze Dziecko w swojej pracy dyplomowej na temat muzykoterapii
pacjentów z grup zawodowych służb mundurowych MSWiA napisało: „…śpiewali
fałszywie, ale za to głośno i z zapałem!”, co bardzo ubawiło Szanowną
Komisję podczas obrony pracy i wprowadziło do napiętej atmosfery element tak
pożądanego luzu.
Z kwinty poprzez septymę na prymkę:D
Gonitwa myśli jest cechą wielkich umysłów… : )
O! I to się nazywa pisarski feeling 😉