Przeglądam sobie reakcje na moje blogowe bazgrołki, a tu „gregOOs”
napisał:
>>”…może napisałbyś coś więcej szanowny użytkowniku Tubasie o
„kulturze” klezmerów i generalnie muzyków, tzn wiem że piszesz o tym cały
czas ale coś takiego od kuchni np: jak zorganizować sobie czas przed „jobem”,
jakie wprawki warto poćwiczyć, jakie są możliwe kontuzje podczas gry, czego
należy unikać itd. itp.” <<
No…, taki „guru” to ja nie jestem. Moja specjalność to raczej „ciemna
strona mocy”! Jednakowoż potrzebującemu nie odmawia się pomocy. Księga
mówi: „…Proście, a będzie Wam dane!…”
ad1. JAK ZORGANIZOWAĆ SOBIE CZAS PRZED „JOBEM”
Moja rada: porządnie się wyspać, a przed „wesółkiem” jeszcze przegłodzić
🙂
Sam do drugiej części stosowałem się z takim skutkiem, że jak na stół
wjeżdżał półmisek z „korytkiem” to pozostali klezmerzy na wyścigi
nakładali sobie na talerzyki, bo kto się spóźnił, to po mnie mógł już
tylko obejrzeć wzorek na dnie naczynia!
ad2. JAKIE WPRAWKI WARTO POĆWICZYĆ
Instrumentalne – każdą sobie znaną. Osobiście raczej nie ogrywam
technicznego „wymiatania”, chociaż szybkości osiągam przyzwoite i z
artykulacją problemów nie miewam.
Jak się nudziłem, to ogrywałem linie basowe różniastych kadencji i
modulacje z jednej tonacji do innej. Kiedyś, w początkach swojego grania,
brałem jakiś zbiór „szitów”, najlepiej „be-bop” lub „cool”, z możliwie
skomplikowaną, albo nietypową harmonią i a’vista leciałem do nich linie
basowe. Bardzo pomocne jest granie na tubie lub innym instrumencie nie
strunowym, ponieważ wyklucza to mechaniczne stosowanie „układów” na progach,
jak w gitarze. Trzeba po prostu wiedzieć co się gra (nie mówię o ludziach
grających wyłącznie „na czuja”, którym bozia talentu ani słuchu nie
poskąpiła!). Takie ćwiczonko przydaje się na „dżobach” z obcymi muzykami,
grającymi np.”medleje” własnego układu. Grałem już z takimi, co nie
potrafili powiedzieć nawet w jakiej tonacji grają i np. grając „Sweet
Georgia Brown” w tonacji F-dur mówili D-dur, bo od takiego akordu temat ten
się zaczyna…
Grywam też głosy basowe z aranżacji na różne składy… Chodzi o czytanie
a’vista skomplikowanych podziałów. Miewam problemy, szczególnie jeśli
pisał aranżer-„kaleka” kochający szczegółową notację. Zapis zawierający
pauzy szesnastkowe z kropkami wewnątrz grupy rytmicznej zawsze mnie osłabia!
No, ale jak już pisałem kiedyś – „nie ma sr…. po gaciach”, jak jest
pieniądz, to się nie marudzi!
ad3. JAKIE SĄ MOŻLIWE KONTUZJE PODCZAS GRY (rozszerzmy to
ogólnie na „grania”)
-Można się uderzyć tyłem czaszki o ścianę wychylając „kielonka” zbyt
blisko ściany…
-Można sobie zrobić krzywdę widelcem z nadzianą szyneczką, jeżeli podczas
konsumpcji wdajemy się w dyskusje przy stole z koleżkami ze składu…
-Można się skaleczyć przy szybkiej wymianie struny, zerwanej z powodu
nadmiaru entuzjazmu…
-Można dostać po pysku od partnera panienki, którą chcemy zaprosić po
„dżobie” do obejrzenia naszej kolekcji nagrań…
-Generalnie BHP na stanowisku pracy „muzyk estradowy i lokalowy” ma jedno
podstawowe zalecenie:”spodziewaj się wszystkiego i bądź czujny!”
ad4. CZEGO NALEŻY UNIKAĆ.
-Przede wszystkim ciepłej wódeczki i nieświeżej szyneczki…
-Zaprzyjaźniania się z klientami…
-Wstawionych „ryczących czterdziestek”…
-Cioci Zosi co tak pięknie śpiewa zawsze na imieninach, i czy ona może
zaśpiewać z Wami?… (stanowcze: NIE!!!!!!)
-Grania gdziekolwiek bez wyraźnie ustalonych warunków, najlepiej zawrzeć je
w formie umowy na piśmie!
ad4. ITD. ITP.
-itd. itp!…
Koniec szkolenia, neskim!
PS. Życie na pewno Was przeegzaminuje ze znajomości porad „tubasa” 🙂
Muszę chyba przestać czytać Twoje blogi w pracy, bo mój banan na twarzy
mnie zdradza.
Jest to pocieszenie 🙂
Ogólnie, cudowne poczucie humoru. 🙂
Mi tu bardzo pomaga fretless, bo łatwiej się z tych schematów wyrwać.
Polecam tym którzy mają bezprogówki w domu.
ja mam 21 lat a 3 lata temu na dancingu w przerwie usiadła mi na kolanach
rycząca czterdziestka piątka… byłem zdruzgotany. Poprosiła mnie o Ciało
do Ciała…
Zły dotyk boli całe życie. 😀
kububasek, hahahaha Ciało do Ciała.
Aha, a zgodziłeś się? 😛
Tubas nie porady, tylko opisz na przykład przygody zespołu z kobietami, w
tamtych dawnych smutnych czasach człowiek z wiosłem to był Pan i branie
miał -co się słyszało tu i ówdzie 🙂 taki barwny osobnik muzyk z
„pekaesami” i długimi piórami pośród szarej rzeczywistości komunistycznej
to był ktoś i łakomym wzrokiem dziewczęta spoglądały 🙂
no to jak bywało?…
Dzieki Tubasie za tak wdzięczny poradnik 😀
I najważniejsze.. Więcej takich! 😀
@Aga no zagrałem jej to ciało do ciała, ale kontaktu fizycznego
uniknąłem:) to była jakaś impreza dla handlowców i babeczki tak się
najebały że szok… no a mój ówczesny „kapelmistrz” wniebowzięty… eh w
ogóle gralismy z półplaybacku i wstyd mi do dziś jak o tym myślę, teraz
moja chałturka trzyma poziom, przynajmniej techniczny a i repertuar o dwa
nieba lepszy…
teraz się boję nawet rozmawiać z takimi paniami… jakoś mnie to nie
pociąga:D
Ze wstydem muszę się przyznać, że nie nosiłem „pekaesów” i generalnie
wszelkie „baki” uważałem za obciach nadający się dla fryzjerów z
przedmieścia. Wyjątek to „King”, ale Presleyowi wszystko pasowało! Z
długimi włosami skończyłem w trzeciej klasie szkoły średniej i na maturze
byłem jednym z najkrócej obciętych abiturientów. Starałem się nie iść
za stadem. Wszyscy w „plerezach”, ja na krótko. Wszyscy rzekomi
„nonkonformiści” w jednakowych jak mundurki, dżinsach – ja spodnie w kant.
Wszyscy napierdzielają „Uriah Heep” czy „Budgee”, a ja bossanovę, „ósmawki”,
mainstream swingowy. be-bop, cool i te klimaty. Powiem tak: nie w długości
baków czy włosów tkwi najważniejsza zaleta faceta. Jeśli idzie o panienki,
to jestem typowym „erotomanem gawędziarzem”, na co dzień wiernym miłości
mego życia, czyli Najlepszej Z Żon (walę sobie właśnie u niej punkty…!).
Owszem lubię być otoczony wianuszkiem Pań spijających moje słowa, a nawet
doprowadzać je gadaniem na krawędź zapomnienia, ale to są tylko
bezinteresowne ćwiczenia sprawności… 🙂