Regres dla progresu?
Parę dni temu postanowiłem sięgnąć po ostatnie wydawnictwo Comy, które nosi nazwę „Excess”. Jest to anglojęzyczny album, który ma ukazać się niedługo w całej Europie. Na płycie znajduje się 6 kawałków z płyty „Hipertrofia” oraz 3 nowe kompozycje. Obserwując ostatnie dokonania Comy (koncerty z orkiestrą oraz płyta „Symfonicznie”, koncept-album „Hipertrofia” , DVD) pomyślałem sobie, że chłopaki idą ostro naprzód, że następuje tak zwany progres. Przeczytałem jeszcze na jakimś portalu o anglojęzycznej płycie i wydaniu jej w Europie i stwierdziłem, że to cholernie odważny i duży krok dla zespołu. Po pierwszym przesłuchaniu płyty miałem strasznie mieszane uczucia. Może mam spaczony słuch, ale strasznie kuje mnie w uszy kwadratowy i sztuczny akcent Roguckiego. A może to przez to, że przyzwyczaiłem się do jego aktorskiego śpiewu po polsku? Kto wie. Brzmieniowo niewiele się zmieniło w porównaniu do „Hipertrofi”, tak więc do tego bądź co bądź, ale przyczepić się nie można. Irytuje mnie w znacznym stopniu obdarcie z koncepcji, płyty „Hipertrofia”. Owszem, są to dobre piosenki, ale bez tych wszystkich przerywników te piosenki niejako tracą sens. Moim skromnym zdaniem chłopaki poszli trochę na łatwiznę tłumacząc już powstałe wcześniej piosenki na angielski. Po angielsku tracą cały charakter, tą finezję, poetyckość . Myślę, iż lepszym pomysłem byłoby stworzyć nowe piosenki, które już z założenia miałyby mieć tekst po angielsku (wiem, bardzo łatwo się pisze takie rzeczy), choć nie do końca mogłoby tak być (takie mam wrażenie słuchając nowych utorów na płycie). Już sam tytuł jednego z nowych utworów mnie troszkę zaniepokoił, „F.T.P. (Fuck The Police)”. Reasumując całe moje czepianie, napiszę dość śmiałe stwierdzenie, że Coma poprzez regres chce dokonać progresu. Tak, to paradoks, ale mam takie wrażenie, że po serii sukcesów w Polsce, ciągłym triumfie, musieli się cofnąć nieco wstecz ze swoim graniem, aby wydać płytę w Europie. Miejmy nadzieję, że się mylę, ale wydaje mi się, że „Excess”nie zagrzeje miejsca w odtwarzaczach europejczyków. Nawiązując luźno do polskich zespołów w Europie, to jestem dumny z Tides From Nebula. Ich najnowszą płytą zainteresowana jest angielska wytwórnia, niedługo jadą na trasę po Europie (Hiszpania, Niemcy, Portugalia i masa innych zacnych państw). Co prawda chłopaki z TFN mają sporo łatwiej, ponieważ grają muzykę instrumentalną, chociaż też można dyskutować o tym czy muzyka instrumentalna ma „łatwo” ;).
9 komentarzy
Możliwość komentowania została wyłączona.
Żaden wyjątek. Regres w muzyce progresywnej trwa co najmniej od 20 lat 😛
Tides From Nebula IMO gra o wiele bardziej skomplikowaną kompozycyjnie muzykę
od Comy. Technicznie to podobna sprawa. Świetny zespół, o wiele lepszy od
postrockowych zagranicznych gwiazdek jak np: Caspian. Comie nie wróże
większych sukcesów w europie (już był hey, myslowitz) tam raczej nie chcą
naszego rocka i już.
Też słabo to widzę. Coma IMO jest jednym z najlepszych zespołów rockowych
na świecie, ale kiedy śpiewają po polsku. Zgadzam się co do akcentu
Roguckiego, nie brzmi to za dobrze, o niebo lepiej sobie radzi np. Mariusz Duda
z Riverside, też słychać obsunięcia ale jest tego dużo mniej.
Co do tych przerywników z Hipertrofii to mi się one nie podobały. OK, fajnie
tego przesłuchać raz jako całości, ale ileż razy można słuchać np.
chrumkania świni (było coś takiego z tego co pamiętam).
[quote=Buła] cofnąć nieco wstecz
Tak tylko, Ci uwagę zwrócę rickenbanezowy kupcu (:)), że nie da się
cofnąć do przodu (choć i takie rzeczy słyszałem), także to wstecz jest
niepotrzebne. 🙂
Jako, że coma nigdy nie zagościła w moim odtwarzaczu, to zamilknę na ten
temat.
Coma się cofa od Zaprzepaszczonej… Przesłuchałem raz album, nie brzmi mi
on za grosz. Hipercośtam była przesadą, trudno było się dokopać klucza to
tego wszystkiego. Wiem, że to zabrzmi sztampowo, ale brak im jakoś polotu po
Pierwszym wyjściu z mroku.
Coma najfajniej grała jeszcze przed wydaniem pierwszego albumu.
Łódź coś wie na ten temat… 😉
Coś w tym jest zakwas 😉
gdzieś, kiedyś w sieci znalazłem jakieś stare nagrania z przed „Pierwszego
wyjścia z mroku”.
I tak z płyty na płytę mniej mi się podoba :/
Bo Comy to się fajnie słuchało z przegrywanej od kumpla kasety! 😀
Co do samej płyty Excess – przesłuchałem raz. Ogólnie nie mam większego
problemu ze zrozumieniem znaczącej części angielskich tekstów wykonywanych
nie tylko przez angielskich ale również norweskich, niemieckich, włoskich i
polskich wykonawców. W przypadku Comy siedziałem z nosem w książeczce
ponieważ za grosz nie potrafiłem zrozumieć co wyśpiewuje wokalista.
Nie uważam w żadnym wypadku, że Coma jest zespołem złym, wprost
przeciwnie: grają energetycznie i melodyjnie, na koncertach jest eksplozja
mocy na scenie i przed nią. Chłopaki z Comy mają swój target i do tego
targetu kierują twórczość, ale nie potrafię zrozumieć do kogo jest
skierowana płyta Excess. Na pewno nie do polskich fanów (większość
materiału była zawarta na Hipertrofii), na pewno nie do potencjalnych fanów
z zagranicy (kulejący angielski), więc pytanie do kogo?
Moim zdaniem mogłoby być o wiele ciekawiej, gdyby dali sobie więcej czasu na
wydanie tego typu płyty i skupili się na wydaniu Symfonicznym. Przez rok
można było:
a) lepiej podszkolić Roguckiego w języku;
b) wybrać lepszy materiał do zaśpiewania po angielsku lub…
c) napisać kilka nowych utworów tylko i wyłącznie na potrzeby nowej
płyty.
Po raz pierwszy żałuję pieniędzy wydanych na Comę. Szkoda.