Blog

Pierwsze wnioski po przeczytaniu Musical Fossils.

Rzeczona strona (www.musicalfossils.com/) jest coprawda o nauce gry na
pianinie przez dorosłych, ale napisana jest na tyle ogólnie, iż można
podciągnąć ją pod naukę gry na dowolnym instrumencie.

Pan Matthew Harre dzieli się tam wnioskami i spostrzeżeniami na temat nauki
dorosłych ludzi i tego jak sobie z tym radzić – zarówno dla uczących się
jak i dla nauczających.

Moje wnioski po pierwszej części tekstu, obejmującej rozpoznanie
problemu:

1) dorośli zagubili gdzieś emocjonalność dzieci – blokują wybuchy emocji,
które są przecież sporą częścią muzyki – w końcu z tego wynika
feeling

2) duża część dorosłych miała w procesie edukacji (także takiej
zwykłej) przejścia z niezbyt przyjemnymi nauczycielami, co spowodowało
wyrobienie podejścia: aby być w czymś dobrym, muszę to robić tak aby
zaspokoić oczekiwania nauczyciela – ergo nie uczyli się dla siebie, tylko aby
czegoś uniknąć (kary) i zaspokoić czyjeś oczekiwania

3) wg. pana Matthew istnieje mind of body i mind of words (czyli po naszemu
było by to świadomość ciała i świadomość umysłu – pan Matthew jako
„words” określa naszą świadomość komunikującą się i werbalizującą –
myśląća, a jako „mind” określa instynktowne działania, wręcz
podświadome)

4) do grania (dobrego) trzeba znów zacząć słuchać, albo odzyskać
połączenie z mind of body, które jako dorośli przytłumiliśmy (dla tych,
którzy jak ja zmagają się z nauką grania na bassie w wieku już nieco nie
młodym ;])

5) trzeba aby muzyka grała w naszych ciałach, tak abyśmy ją czuli i
pozwolili ciału z nią „płynąć”, a nie stać jak kołki (tu przykład
filcharmoni, gdzie wszyscy słuchając siedzą sztywno i poważnie, bo to
przecież poważna muzyka – co wg. autora jest złe jeśli chodzi o ekspresję
granej muzyki i jej prawdziwego odczuwania)

Owe przemyślenia są dość ciekawym spojrzeniem jak dla mnie. Na razie są
punktem zaczepienia, a w dalszej części tekstu autor podaje metody jak
zaradzić opisanym problemom. Więcej wniosków napiszę jak je przeczytam i
przyswoję, zobaczymy czy da to oczekiwany przeze mnie efekt.

11 komentarzy

  1. JarekM

    Mi to śmierdzi takimi bzdurami jak książka pt. „Potęga podświadomości”,
    jaieś wariacje nt bogacenia się przez pozytywne myślenie itp.

  2. witt

    przez ten czas, który na to poświęciłeś wyciągnąłbyś dwa razy więcej
    przydatnych wniosków, gdybyś tylko usiadł z instrumentem i zaczął
    kombinować

  3. Zwierzynka

    Właściwie mam podobne przemyślenia jak Ty, ale poczekam aż przeczytam
    metody autora. Bo być może trochę tu takiej metafizyki użył, ale metody
    będą konkretne itp itd. Sceptycznie podchodze do bełkotu ala kaznodzieje,
    ale jeśli metody będą działać i jeśli opisane kwestie uprościć
    (wnioskując) to czemu nie? 🙂

  4. Zwierzynka

    @witt: przez ten czas, który na to poświęciłeś wyciągnąłbyś dwa razy więcej przydatnych wniosków, gdybyś tylko usiadł z instrumentem i zaczął kombinować

    Właśnie nie. Wczoraj kombinowałem bite dwie godziny (przeczytanie tekstów
    zajęło mi 30 minut) i nic z tego nie wyszło. Ani lepiej odrobinę. Ponieważ
    chwilowo i tak nie mogę ruszyć instrumentu, więc poczytam sobie dalej, może
    składając obie rzeczy do kupy uzyskam efekt. Samo ćwicz i graj nie zawsze
    jest dobre – co jeśli utrwali się złe nawyki i potem trzeba będzie
    włożyć 3 razy więcej pracy aby się ich pozbyć? Wolę dobrze od razu
    praktykować, po prostu nie mam czasu na poprawianie rzeczy, które mógłbym od
    początku dobrze zrobić.

  5. witt

    no tak, to wszystko może Cię wspomagać, tylko chodzi mi o ten balans
    pomiędzy radami, zaleceniami i sposobami na wszystko, a rzeczywistym
    graniem

    kiedyś też oglądałem wszystkie możliwe szkółki, ćwiczenia wywiady i co
    nie tylko, i nie powiem, żeby to mi nic nie dało, ale trzeba to
    zrównoważyć, w końcu zgromadzisz tyle wiedzy, że nie będziesz wiedział
    którym palcem zacząć 😉

    wpisz w youtube – bass beginner lesson, obejrzyj kilka filmików i ćwicz,
    kiedy idziesz do nauczyciela to też dostajesz wiedzę w porcjach na przemian z
    ćwiczeniami, zdroworozsądkowo trzeba 😉

  6. Zwierzynka

    witt: mam nadzieję, że nie przesadzę z wiedzą 😉 Raczej chodzi mi o to, że
    potrzebuję w tej chwili konkretnej ścieżki, aby poradzić sobie z
    problemami, które opisuję na tym blogu. Dla jednych prostą odpowiedzią jest
    „graj, nie p…”, ale nie dla mnie. Dla mnie to są duże przezkody i nie
    poradzę sobie z nimi po prostu je ignorując. Zresztą z psychologi doskonale
    wiadomo, że ignrowanie poważnych problemów, po jakimś czasie wraca
    sprzężeniem zwrotnym i ma dużo gorsze skutki. Tak samo dla mnie przy graniu
    – chcę osiągnąć dobrą ścieżkę nauki, aby nie utrwalać złych rzeczy.
    Stąd poszukiwania różne i wszelakie. Próby i inne takie tam. Jednemu
    pomoże konkretny „pajączek”, a inny musi się nauczyć czuć ciałem muzykę
    dopiero, zanim zacznie owego „pajączka” wywijać.

    A co do balansu masz rację. Trzeba odkryć złoty środek, który poprowadzi
    dalej. Dlatego ja sprawdzam i polecane przez basoofkowiczów ćwiczenia i
    książki, ale i staram się zerknąć na metodykę nauczania ludzi starszych i
    coś z tego przystosować do swojej sytuacji. Może się np. okazać, że tak
    na prawdę powinienem poddać się serii masaży kręgosłupa, aby rozluźnić
    ucisk na nerwy, co pozwoli lepiej pracować rękom i dłoniom (to akurat jest
    znany fakt – problem ludzi mających pracę siedzącą – długie godziny). Albo
    po prostu muszę znaleźć ćwiczenie, które pozwoli mi inaczej operować
    rękoma. Albo… i tak dalej. Jeszcze nie wiem, jestem w momencie szukania i
    testowania dopiero 🙂

  7. dwa_punkty

    Zwierzu, graj… 😛

    Marcin ma przeciez na ciebie oko.

    A te rady… doprawdy, Krzysztof Kolumb Odrywca. Ze trzeba sluchac, żeby grac,
    ze niektorzy mieli nie takich nauczycieli i żeby czuc muzykę?

    Animalu, ponawiam – twierdzisz, ze nie masz czasu grac i cwiczyc za dużo – a
    robisz duze postepy. Uzbroj się wiec w trochę więcej cierpliwosci i rob swoje.
    A jak nie mozesz grac, to czytaj jakieś szkolki i samouczki, dobre, praktyczne
    rady, jakieś lekcje o teorii i stylach muzycznych, a nie… no. 😉

  8. JarekM

    Moim zdaniem to :
    http://www.studybass.com/lessons/bass-technique/plucking/

    Jest wszystkim czego potrzebujesz. Nikt Ci nie powie jak zrobić, żeby trafić
    w klik, musisz po prostu ćwiczyć, bez sensu szukać miliona różnych lekcji,
    porad itd. bo prawda jest taka, że każdy z tych materiałów został
    napisany/stworzony przez ludzi, którzy wyrobili sobie własny styl od
    początku, nie ma jednej tej samej drogi dla wszystkich, musisz się wykazać
    odrobiną inwencji, chęci do gry, nauki, bo na razie po Twoich postach
    wnioskuję, że szukasz tylko wymówki, żeby odwlec kontakt z instrumentem. To
    jest jak sztuki walki, bez sparingu/konfrontacji się nie nauczysz.

    Tyle ode mnie, pozdrawiam.

    Jarek

  9. Zwierzynka

    Kuba: zamierzam zamierzam, trzeba ćwiczyć i to na pewno mnie nie ominie ;P
    Właśnie czytam tego MF-a, po to aby napędzić mój MUSK (pisowania
    zamierzona!) do znalezienia własnej drogi tak naprawdę, bo czuję, że coś
    muszę „swojego” wynaleźć, żeby trafić w ten „punkt”. Dla mnie te rady to
    raczej jak spojrzenie nauczyciela na sposób nauki. Ot, ciekawy punkt widzenia,
    który mam nadzieję da mi po prostu parę narzędzi (które zresztą sam muszę
    opracować). Cierpliwość powiadasz… to taka moja mała wada, że nie mam je
    aż tyle ile potrzeba 😉

    JarekM: studybass.com jakiś czas temu znalazłem, ale nie ogarnąłem, że tam
    jest taki temat o prawej ręcej… dzięki! Sobie poczytam i potrenuję,
    zobaczymy. Może i szukam trochę wymówki 😉 (no nie ukrywajmy), ale od
    jakiegoś czasu stwierdziłem, że łatwiej mi się uczyć BEZ komputera –
    dlatego szkoły online trochę mi nie pasują. A szkoda, bo ta szkoła wydaje
    się być dość ciekawa. Muszę popróbować. A czemu bez komputera? Po to aby
    się nie rozpraszać. Aby ćwiczyć 2 godziny i TYLKO ćwiczyć, a nie: 15
    minut ćwiczeń, 10 minut klikania w internietsty.

  10. tubas

    @Zwierzynka:
    […]trzeba aby muzyka grała w naszych ciałach, tak abyśmy ją czuli i pozwolili ciału z nią „płynąć”, a nie stać jak kołki (tu przykład filharmoni, gdzie wszyscy słuchając siedzą sztywno i poważnie, bo to przecież poważna muzyka – co wg. autora jest złe jeśli chodzi o ekspresję granej muzyki i jej prawdziwego odczuwania)

    Jedną z nauczycielek instrumentu mojej córki była bardzo dobra rosyjska
    skrzypaczka. Córka dobrze czytała nuty a vista już wtedy, kiedy jej
    koleżanki musiały się uczyć na pamięć utworów, żeby je zagrać.
    Nauczył ją tego poprzedni nauczyciel, no i oczywiście ja też od niej tego
    wymagałem, ponieważ uważam, że to podstawowa umiejętność dla muzyka. W
    związku z tym stała przed pulpitem dość statycznie, skupiona na tym
    co i jak gra, a nie na zewnętrznych oznakach
    ekspresji. Bardzo to drażniło jej nową nauczycielkę, domagającą się
    koniecznie zewnętrznych oznak „przeżywania” muzyki. Mimo, że córka a vista
    grała (i interpretowała!) utwory lepiej niż te uczennice, które musiały
    się ich uczyć na pamięć – nauczycielka nie była zadowolona. Poradziłem
    Oli, żeby się trochę „kiwała” i kołysała podczas gry, a w czasie
    kilkutaktowych pauz „odrzucała” włosy na bok. Zaczęła to robić i od razu
    nauczycielka oceniła jej grę jako znacznie lepszą…! To było zabawne…
    : )

    Wnioski z tego są co najmniej dwa:

    1. związek między czuciem muzyki a zewnętrzną ekspresją ciała jest sprawą indywidualną i zależy od człowieka
    2. nie ma to nic wspólnego z rodzajem wykonywanej lub słuchanej muzyki – tak samo muzykę „filharmoniczną” można przeżywać zwijając się ekstatycznie w fotelu, czy niemal kładąc się na estradzie podczas jej wykonywania, jak progresywny rock słuchać w skupieniu, przeżywając go wewnętrznie, także jako wykonawca.

    Cieszą mnie głosy takie jak w tym blogu, bo świadczą o poszukiwaniach, nie
    należy jednak zapominać, że więź ze słuchaczami nawiązujemy przez
    muzykę, a wszystko inne może być pomocne, ale nie jest celem samym w sobie.
    Muzyka to dźwięki!

    Był taki polski film, tytułu nie pamiętam. Bohater to kontrabasista
    eksperymentator, który z dnia na dzień zerwał z „klezmerką”, żeby grać to
    co chce.

    Jedną z postaci był fan jazzu, któremu w duszy grało i kłębiła się w
    nim muzyka. Chłonął ją bardzo ekspresyjnie i trzymając ręce nad
    klawiaturą skręcał się od wypełniającej go muzyki. Ten świat wewnątrz
    niego już miał eksplodować fajerwerkiem niezwykłych, cudownych dźwięków
    – opuścił ręce na klawisze i wydobył nieskładną kakofonię, okropny,
    nieznośny chaos, nie mający nic wspólnego z tym co w nim „grało”. On po
    prostu nie umiał w ogóle grać!

    Panie i Panowie, Siostry i Bracia – opanujcie najpierw instrument w choćby
    podstawowym stopniu, a ekspresja ciała sama przyjdzie (w razie potrzeby)!

    Zapraszam do gam, skal i pasaży akordowych…

    PS. Przypominam sobie filmy, w których muzycy tacy jak Davies, Baker, Parker i
    inni twórcy, kojarzeni raczej z gęstą atmosferą klubów jazzowych,
    alkoholem i narkotykami, opowiadali o swojej muzyce. Używali przy tym
    specjalistycznej, zaawansowanej terminologii muzycznej, a od decym, tercdecym,
    trytonów, przewrotów, skal półzmniejszonych aż świszczało w powietrzu.
    Jeden z młodych, obiecujących talentów saksofonowych na międzynarodową
    skalę, jeleniogórzanin Maciej Obara, potrafił całymi godzinami ćwiczyć
    jedną frazę w różnych tonacjach, chodząc samotnie po pustym
    pomieszczeniu…

  11. Zwierzynka

    tubasie: ależ ja nie deprecjonuję potrzeby ćwiczeń i opanowania instumentu
    (czysta mechanika używania)! Ja raczej szukam sposobu aby w pewien sposób
    przełamać swoje bariery (to temat na nieco mniejsze grono i ew. inne forum
    ;]) i stworzyć korelacje między tym co czuję, a tym co mam robić.
    Generalnie jak w każdej dziedzinie, gdzie potrzeba doskonałego ruchu, trzeba
    wyćwiczyć ciało aby działało wręcz podświadomie/instynktownie. Ale tego
    nie da się osgiągnąć na pozimie bardzo dobrym, bez „poczucia” tego. Stąd
    zainteresowanie materiałem ze strony Muzycznych Wapniaków (wolne
    tłumaczenie).

    Stuprocentowo się zgadzam, że każdy indywidualnie chłonie muzykę i ją
    przeżywa 🙂 Dlatego szukam własnej drogi, a nie sposobu dobrego dla
    wszystkich. To nie zadziała, to już wiem od dawna. Natomiast inną częścią
    poszukiwań są ćwiczenia, o które wypytywałem. To ćwiczenia dla totalnie
    początkujących, które w literaturze fachowej są pomijane. Sam nie wiem
    czemu, skoro są tak ważne przecież! Bo bez nich nie da się nauczyć rąk
    jak się mają układać, co mają robić. Nie ma bez nich podstawy do
    „poczucia” ruchu, który jest znów preludium do podświadomego działania itp
    itd.

    Zgadzam się również z tym co piszesz o muzyce jako o dzwiękach. Dla mnie
    muzyka ma temperaturę. Dla innych ma barwę. Dla jeszcze innych smak. Ale do
    nawiązania więzi ze słuchaczami to mi jeszcze daleko… aż tak daleko
    jeszcze nie wybiegam myślami. Na razie chcę nawiązać więź między sobą,
    a instrumentem. Wyczuć go. Wchłonąć. Nie mam w sumie dobrych słów do tego
    (czasem słownik jest zbyt ubogi na niektóre idee). Stąd poszukiwania.

    Swoją drogą mam nadzieję, że sporą pomocą będą Twoje ściągi dla
    leniwych. Wyjaśnienie pewnych rzeczy w prosty, łopatologiczny sposób. Tak
    jak powinny być tłumaczone. Dla początkującego to jest wielka pomoc, bo nie
    jest to skok na głeboką wodę tylko spokojne schodzenie po schodach. Owszem,
    może potrwa dłużej, ale za to zrodzi mniej frustracji. A mniej frustracji to
    więcej pozytywnych emocji. A więcej pozytywnych emocji, to smaczniejsza
    muzyka 🙂 A o to przecież chodzi 🙂

Inni czytali również