kup porządnego basiora, graj na sucho, wzmaka kupisz potem, jak uzbierasz forsę
Otóż nie. Teraz raczej zwalczam taki pogląd (…a sam swego czasu radziłem
ludziom, by najpierw kupili gitarę, dopiero potem jakieś nagłośnienie).
Granie na sucho nie kształci zbyt dobrze, grając wówczas nie słyszymy się
dostatecznie dobrze. No, przynajmniej ja, jak wy, nie wiem. Przez pierwszy rok
nauki grałem właśnie na sucho, czasem jeno z główką do ściany
przytkniętą albolicośpodobnego…
Tak czy siak, teraz mam cholerne problemy z artykulacją.
Nie, nie zwalam winy na złe nauczanie, nie twierdzę, że byłbym świetnym
basistą, gdybym od początku grał ze wzmacniaczem. Grać gram słabo, i
pewnie niewiele lepiej grałbym gdybym inaczej zaczął… Aczkolwiek sądzę,
że gdybym plumkał na kombie od początku, nie miałbym zerowej artykulacji,
jak dziś.
Wpięcie w wieżę też nie wszystko rozwiązuje. Przecież takie głośniki
są niesamowicie mało dynamicznie, tak więc niuanse gry też gdzieś tam
umykają… Jak problem rozwiązać, nie posiadając znacznej ilości zbędnej
gotówki, będę musiał przemyśleć. Może wpadnę na jakiś dobry koncept…
41 komentarzy
Możliwość komentowania została wyłączona.
Ale za to gorszy basior też nie pomaga w dobrej artykulaji itd. Więc chyba
jednak lepszy lepszy basior.
Nie mówię, by kupować słabe basy w komplecie ze słabymi wzmacniaczami,
gitara pokroju soundera może zniechęcić do gry, wypaczyć nawyki itd.
Swoją drogą ja zauważyłem coś takiego: zawsze jak gram na sucho to
nap..dalam jak głupi, bo się po prostu nie słyszę (wyjątek: granie w
nocy). Wieża? Dobra przy tym założeniu – potrzeba słyszenia się. Z całą
resztą się z Tobą zgadzam. Za 400zł, można kupić całkiem wygodny
basior. Za 200 jakieś piecyk mały, maciupki. 😉
Lepszy basior plus dodatkowo komputer lub wieża.
Panowie i Panie.
Jest tylko JEDNO wyjście:
Dobry basior + dobry piec. Zawsze razem, nigdy osobno!
Jak chcesz grać to musisz znaleźć kasę. Koniec.
Istnieje też takie coś jak wzmacniacz słuchawkowy
Zapomniałeś dodać + Dobry basista. Tak bez nauki, od razu. I Już. No weź
kolego wyluzuj…
Może jeszcze- jak auto to tylko ferrari i do tego z silnikiem V8 pojemność
5000. NIGDY MNIEJSZYM.
Chcesz jeździć- musisz mieć kasę.
Yaneck, ale prawda jest taka jaką podaje mazdah – w muzyce nie ma
półśrodków, każdy badziewny element łańcucha może coś wypaczyć w
grze.
Ja zaczynałem od grania na sucho, ale od kiedy mam możliwość grania na
karcie dźwiękowej zewnętrznej to bas na sucho na kolano biorę tylko wtedy,
gdy nie mam zamiaru grać więcej niż 3 minuty, bo mnie mierzi i nic nie
słyszę. Powoli myślę o małym combo, bo inaczej to jest mordęga i przed
tym przestrzega założyciel wątku, hai!
Do nauki muzykowania trzeba mieć sprzęt na którym da się grać i dużo
chęci. Nic więcej.
ja gram na ampegu svx podpietym do wieży i ciśnie się lepiej niż na małym
combie 😀
A ja używam do ćwiczeń pandory i słuchawek. Dobra sprawa, zwłaszcza po
wymianie wiosła na wygodniejsze manualnie (dla mnie), teraz praktycznie uczę
się wszystkiego na nowo.
Zakup dobrej gitary i niczego więcej jest wg mnie dużo lepszym rozwiązaniem,
niż zakup średniej gitary i średniego komba. A jeszcze lepszym, niż zakup
słabej gitary i słabego komba. 🙂 Miałem kiedyś średni bas oraz średnie
combo i teraz wiem jaki błąd popełniłem – straciłem kilka stów na
sprzedaży tego całego zestawu.
Obecnie mam fajnego japońskiego jazza i daje mi on podobną radość, czy gram
na sucho, czy podłączam się do moich 470 Watów.
W sumie też przez to przechodziłem od jakiegoś czasu gram na dość dobrych
słuchawkach też mnustwo błędów wyłazi…
Pandora + słuchawki (dobre!) i duuużo ćwiczeń 😀 Zamiast Pandory inny wzmacniacz
słuchawkowy (może być karta dźwiękowa, ale lepiej coś przyzwoitego – ja
mam oprócz Pandory ESI UGM96 za 3 stówki i jest ekstra).
Wiesz, Giedym, ja bardziej bym się przyjżał opcji porządny bas i
jakiekolwiek kombo, które nie zabija niuansów artykulacyjnych.
Co do kosztów sprzedaży – dla wielu pierwszy zestaw będzie zestawem na lata.
A kupno dobrego basu i grania bez wzmacniacza przez dłuższy okres czasu uważam,
przez pryzmat własnych doświadczeń, za zabójczy dla artykulacji.
zgadzam się, ale tylko po części.
1(+) jak gram dużo na sucho to później po podłączeniu się do wzmacniacza
faktycznie gram brzydszym dźwiękiem, jakby nawet trochę asekuracyjnie (całe
szczęście nie zdarza mi się to często)
2(-) rady takie najczęściej kierowane są do ludzi, których budżet mieści
się w totalnym minimum.
jeżeli ktoś ma do wyboru sprawne wiosło i sprawny wzmacniacz grający jako
tako to wszystko jest ok.
Jeżeli jednak kwota jest na tyle mała, że w grę wchodzi albo kiepski
wzmacniacz i wiosło, które potrafi dać w kość, albo samo sprawne wiosło
no to jednak od razu polecę lepszy instrument bez wzmacniacza.
3 fajne opcje daje tez zakup karty dźwiękowej, która w przyszłym
muzykowaniu się bardzo przydaje.
Gdybym miał do wyboru jakieś 5W pierdzidełko do grania w pokoju lub kartę
dźwiękową to od razu wybrałbym kartę.
4 ja najpierw uzbierałem na dobry bas, później na dobry wzmacniacz, a na
końcu kupiłem kartę dźwiękową i efekty. jestem zadowolony z tej decyzji
bo teraz mam naprawdę przyzwoity sprzęt, który mnie w żaden sposób nie
ogranicza. Pewnie gdybym kupił wszystko sprawne, ale średniej jakości na
raz, miałbym szybszy start, lecz nie byłbym w stanie szybko wymienić
sprzętu na lepszy i mocno hamowałby mnie w późniejszym rozwoju.
EDIT: Mazdah i Yaneck jeżeli to był komentarz do mnie to nie trafiony.
Miałem na początku budżet bardzo ograniczony i postawiłem na stopniowe
dokupywanie sprzętu, zamiast kupienia gorszych rzeczy na raz. To właśnie
chciałem ująć tam pod koniec.
a tak pozatym to racje ma Sernik – liczą się dobre chęci – też nie miałem
kasy, długo zbierałem, pracowałem, odkładałem ile mogłem.
I Giedym, ja mam wątpliwość, czy ma sens kupowania od razu sprzętu z
wyższej półki. Człowiek na początku to ani jeszcze nie umie grać (i nie
umie ocenić, czy dobre mu się gra na danej gitarze) i raczej nie ma jeszcze
wykształtowanego gustu, co do brzmienia, jakie chce mieć. Także jak dla mnie
kupno od razu basu z wyższej półki dla mnie jest przesadą w drugą
stronę.
Średni bas na początek to i tak dużo.
Nie nie nie, trochę się zagalopowałeś.
DOBRE auto wystarczy.
Jedyna różnica jest taka, że jak nie masz dobrego auta, to przy pierwszej
kontroli stracisz możliwość poruszania się nim po drogach. Basistów nikt
nie kontroluje, bo i skutki posiadania SkyWaya są mniej niebezpieczne.
Co Ty Mazdah tutaj za socjalistyczne dyrdymały wygadujesz :D.
Niech sobie każdy gra, nie będąc kontrolowanym, na czym chce, tylko niech
nie ma później do nikogo pretensji, jak mu powie, że brzmi do d*py.
Porównanie gitar do samochodów jest kompletnie chybione, bo auto jest
zasadniczo rzeczą, która służy do poruszania się z punktu a do punktu b.
Jeżeli auto ma przegląd i jeździ, to swoje zadanie spełnia. Z gitarami to
trochę inna filozofia 😉
Przepraszam Kapralu, to przez tą drugą turę – Douche vs. Turd i co gorsza
któryś zostanie wybrany :/
A ja powiem tak, nie widzę powodu aby przez to, że nie ma się pieca zdupcyć
artykulacje.
Proponuję tak:
Każdy początkujący posiadacz dużej gotówki kupuje najlepsze na co go
stać, a później – jak już się zniechęci, bo np. zabrakło talentu lub
wytrwałości – sprzedaję tę Foderę czy innego Sadowskyego, za psie grosze,
basoofkowiczowi, który ma mniej gotówki, a więcej talentu!
Kto jest za?…
🙂
Nie myślałem o sprzęcie z półki za kilka tysięcy, ale np. za 2500 można
kupić dobry używany japoński instrument, który będzie cieszył długie
lata, a gdyby z tego budżetu urwać jakieś 400zł lub więcej, to już nie
da rady.
Zawsze można pograć na komputerze w słuchawkach, albo piec kupić za parę
miesięcy, a razie pożegnania się z graniem w/w bas sprzedać za te same
pieniądze.
Miałem jeszcze niedawno Squiera VM 70 i był to fajny bas za rozsądną
kwotę, teraz mam prawie to samo, tylko japońskie i jest to przepaść, jeśli
chodzi o jakość wykonania i wygodę gry.
Swego czasu z Rafałem Rękosiewiczem wymyśliliśmy instytucje, zajmującą
się zabieraniem wypasionych instrumentów bogatym którzy nie potrafią na tym
grać i oddawanie biednym, zdolnym i zajebistym muzykantom, którzy tną na
badziewnych gratach a robią to wyśmienicie 😉 Taki muzyczny Janosik company
😉
Tobie już, Muzzy, nie zaszkodzi, ale komuś kto ma wiosło pierwszy raz w
łapie prawie na pewno. 🙂
Wyłożę moja teorie na własnym przykładzie.
Jak dostałem do łapy swoją pierwszą basówkę nie marzyłem nawet o piecu,
jedyne do czego udało mi się podłączyć to radio śnieżnik, ale niestety
głośnik wypierdział się w tydzień.
Cóż bas kręcił mnie mimo wszystko , wiec na nim ćwiczyłem doprowadzając
wszystkich domowników do szału, przed telewizorem oglądając film, w kiblu
(bo tam było najlepiej słychać) itd.itp. Dostałem tylko radę od mojego
wujka, cobym starał się szarpać te struny z równą siła, a jak gram gamy to
do góry co raz głosniej a w dół co raz ciszej.
i tak rzeźbiłem, aż w końcu wujek zaprosił mnie na jam session.Pozwolili
mi się wpiąć i zagrać Bluesa 12 taktów w E. I stał się świat… z
artykulacją nie było problemów a mnie się tylko micha cieszyła, ze to tak
fajnie brzmi.
Całe lata tak grałem i z artykulacją nie było nigdy problemów, wiec
zastanawiam się skąd problem.
Moze należy mnie uświadomić? 😉
To może lepiej nie, bo jeszcze przestaniesz dobrze grać, a póki nie wiesz,
że coś źle robisz, to jest OK ;P
Jakbym czytał o sobie – tylko ja miałem radio Amator ze starymi,
niewiarygodnie niewygodnymi słuchawkami chyba od Unitry, albo jakiegoś innego
cudu PRLowskiej techniki. W kiblu faktycznie najlepiej słychać, slapu
uczyłem się na sucho właśnie tam, bo mieszkanie wtedy było małe i tam
gdzie stało radio Amator przeszkadzałbym w normalnym życiu domownikom. Ale
fakt – paluchy też ćwiczyłem na sucho i bez podpowiedzi Wujka Dobra Rada.
😀
Mimo to lepiej słyszeć jak się gra i wolałbym mieć inne początki swojej
przygody z basem (mimo, że tych jakoś specjalnie nie żałuję, bo nauczyłem
się chociaż nie narzekać) 😀
Zgadzam się z Tobą. Gdybym mogła cofnąć się w czasie, tak bym też
zrobiła, nie zaczynałabym od basu za 2 stówy z krzywym gryfem (a tyle
chciałam/mogłam tylko dać, bo nie wiedziałam nawet, czy mnie to
wciągnie).
Ale mądry Polak po szkodzie. Teraz z większym bagażem doświadczeń wiemy,
że tak by było lepiej. Ale jak się zaczyna, to się tego nie wie. I 80%
początkujących basistów tego nie wie i nie koniecznie uwierzą nawet
radzącym im użytkownikom basoofki. Bo skąd mają wiedzieć, czy ci ludzie
nie plecą farmazonów. A mały procent może ma kolegę basistę, który mu
pomoże.
Moim zdaniem najlepiej jak przechodzi się samemu przez te etapy, bo można
nauczyć się pokory, a potem doceniać dobre instrumenty. Jak zakwas mówi,
można się nauczyć niemarudzenia.
Ojj, tu trochę błędnie zakładasz droga Ago, otóż jak ktoś nasłucha się
swoich idoli, powiedzmy Iron Maiden, to wie, że chce brzmieć jak Steve Harris
i kupi preclopodobne coś :D.
Kupi sobie i stwierdzi, że jednak nie brzmi do końca jak on (bo artykulacja,
bo inne nagłośnienie, bo jednak nie do końca ten bas) i stwierdzi, że inne
brzmienie jednak pasi. Albo dokładniej zacznie słuchać linii basu i zmieni
zdanie, co do swojego ulubionego brzmienia.
Wydaje mi się, że taki gust, o jakim Ty mówisz, to nie to samo, jak pograsz
trochę, posłuchasz dokładniej linii basu i wtedy sobie określisz brzmienie,
jakie chcesz mieć.
Tak mi się wydaje, ale na pewno tak nie jest u wszystkich dokładnie ludzi,
ale gdzieś mam wrażenie, że widzę taką tendencję.
Już za jakieś 400zł, jak napisał Zakwas, można kupić porządny, wygodny
instrument. I ja się z tym całkowicie zgadzam.
Inna sprawa to rodzice – wielu kupujących swe pierwsze gitary basowe to
nastolatkowie obojga płci. Mało który rodzic da te dwa i pół koła aby
dziecku dać zabawkę, która, nie wiadomo, może mu się znudzić. W ogóle,
rodzice często też nie chcą nawet słyszeć, by dziecko zamawiało jakiś
używany instrument. Wszystko musi być nowe, najlepiej jeśli zamykałoby się
w kwocie, dajmy na to, 300zł. I tutaj kolega-basista, o którym wspomniała
Aga, niewiele zdziała.
No dobra Mazdah, trochę przegiąłem. Sam zaczynałem na- nie wiem co to
było, bo lakierowane ze trzy razy, szlifowane też i żadnego logo i napisu
nie miało. Bas był wpięty w Condora( może kto pamięta taki RM) a twardy
jak żołnierz spec-nazu. Teraz gram na corcie gb 75 i dopóki progów nie
zedrę to nie zmienię( chyba, że trafi mi się okazyjnie jakiś Musicman)
mam kolegę basistę który w domu gra wyłącznie na sucho lub ewentualnie na
wieży, i jakoś nie przeszkodziło mu to w niczym, a gra w obecnie w dwóch
zespołach nagrywają płyty, koncertują itd.
Muzziemu też nie zaszkodziło granie unplugged, i myślę, że da się, ale Ja
i tak polecałbym granie z jakimś nagłośnieniem, ale za to odradzałbym
samą wieżę lub kompa, lepszy już chyba jakiś tani efekt i słuchawki, albo
tanie combo, do 200zł można już spokojnie kupić coś nadającego się do
grania
na pewno za to radziłbym kupić lepsze wiosło i tańszy (ale poprawny)
piecyk, chodzi przecież o to żeby nagłośnić się na tyle, aby dobrze
słyszeć to co się gra i jak to się gra, a nie o niesamowite brzmienie,
jeśli jest zapał to wszystkie przeciwności można pokonać, jak zresztą
widać na przykładzie Muzza czy Zakwasa czy kogo chcecie, a jest takich osób
na pewno więcej
A ja wiele lat temu, gdy faktycznie zaczynałem – jechałem bez pieca. Waliłem
na sucho albo dotykałem główką do szafy 😉 I na artykulację nie
narzekałem ani nikt, kto ze mną grał ówcześnie 😀
To może jak nie na piec i bas to na nauczyciela kasę wydobyc? Na lekcję
rodzice prędzej dadzą, bo nie będzie efektu zabawki a i artykulancja będzie
pod kontrolą.
litości . . .
no chyba, że ktoś jest francuskim pieskiem i potrzebuje nie wiadomo czego na
start. :]
kupiłem za 4 stówy wygodny bas, więc nie biorę tego z d*py.
Wygoda, to rzcz baaaardzo względna. A mnie się wydawał mój bas za 200 z
krzywym gryfem wygodny, póki nie zagrałam na innym. 🙂
nie chodzi o to. Kupowałem bas dla kolegi – grając na swoim preclu w tym
czasie, a wczesniej na tym smiesznym szekterze za 2,5k. I mimo to, ten mensfeld
za 4 stówki BYŁ wygodny. W normalnym, zdrowym znaczeniu.
tak, to jest możliwe
Małe i tanie piece mają tą zaletę, że można z nimi wpaść do grającego
na czymś kolegi, który czegoś nas poduczy. I dlatego warto mieć taką
dziesięciowatówkę nawet oprócz etatowego pieca.