Witam, Tak sobie siedzę i myśle, czy każdy gitarzysta jest taki jak ten, z którym mam przyjemność grać. Talentu nie można mu odmówić, tak samo jak i zarozumiałości niestety, czy jak by to nazwać. Wszystko na przesterze, wszystko szybko, a Ty mi tu nie świruj na dwunastym progu na czwartej strunie.[tak określa dźwięki na gryfie, nie chce mu się uczyć za bardzo, niby umie ale zanim wydedukuje co ja tam lapie…] W ogóle co Ty za gowien sluchasz, jakieś red hot chili peppers, pedalstwo. RED HOCI PEDALSTWEM? LOLOL. Rozumiem, gram na instrumencie który ma być solidnym fundamentem ale jakieś smaczki można dodawać żeby mi się nie nudziło. Bo w sumie mam tendencje do wycieczek po gryfie albo chociaż dodania oktawki zamiast łojenia jednego dźwięku przez caly takt [tak, gramy rocka i metal]. Panowie, każdy gitarnik taki jest? Czasami brakuje cierpliwości. Plus perkusista typu „hej chlopaki kupilem sobie przegub do podwojnej stopy i w tym momencie grane jest: *jebudujebudujebudu bum tsz*. Dobrze, że nie jestem czakiem norisem bo bym kopał z półobrotu. A teraz, zamiast pieprzyć idę ćwiczyć. Pozdrawiam.
Sporo metalowców takich jest ;).
Gitarzysta im szybciej potrafi grać tym bardziej jest zarozumiały i się
popisuje :). Tacy są już. Głównie zaczynali grać, żeby się laskom
przypodobać, a że coś wyszło to tak przyokazji można z tego skorzystać 😛
Ojj nie każdy jest taki, znam jednego, który gra country, z*ierdala
świetnie, rzekłbym wymiata. Gra szybko, równo i śmiga po skalach jak
szalony, a nie ma tej przypadłości. Takie coś za to zauważam głównie u
gitarzystów metalowych, najczęściej mają umysły strasznie ciasne i jeśli
coś nie brzmi jak w metalu, to brzmi p*alsko ;).
dokladnie! najsmieszniejsze jest to, że usłyszałem to z jego ust, nie
wywmioskowywałem ani nic ;d
jednak bas to najlepszy instrument, przynajmniej siedzę i robie swoje na
probie a nie ultramegaszybkie solo.
Niech no to ja się tylko porzadnie slapu nauczę ;>
Jakoś żaden z moich gitarzystów nie jest zarozumiały, bym rzekł że się z
nimi świetnie gra.
Tak, gramy metal.
Nie grasz z gitarzystą i perkusistą, tylko gówniarzami i idiotami.
Gitarzyści i perkusiści to nieraz fajni goście.
Trzeba odróżnić gitarzystę od młodego fagaska z kompleksami, który
przypadkiem ma gitarę w rękach 😉
gitarzysta – zakała zespołu?
statystycznie chyba tak 🙂
Ja tez nie mogę narzekac na mojegi gitarzyste. Lasnie smiga po gryfie a grac
można z nim wszystko:) A dla ciebie cyanide +9001 internets za sygnaturke:)
Dante ma rację,
ostatnio mam wielką przyjemność bywać na super jamm seszynach z totalnymi
wymiataczami. Klawiszowiec wymiatacz, perkusista wymiatacz, gitarzysta
wymiatacz 😉
Dopiero bycie wymiataczem sprawia, że gitarzysta i każdy inny muzyk staje
się skromny.
WoWR bo mało doświadczony muzyk nadrabia gadaniem i chwaleniem się 😀
Ja osobiście nigdy nie bylem ograniczany przez kogoś z kapeli – tzn grałem
co chciałem i jak chciałem. Każdy u nas ma swój instrument i swoja robotę.
Oczywiście zdarza się ze ktoś coś zasugeruje, ale na pewno nie zabroni
(chyba ze totalnie to nie pasuje do kawałka).
Cyanide grasz po prostu z „gwiazdeczką” – zna i gra jeden rodzaj muzyki, i do
tego uważa ze gitara i jego mega solówki sa najważniejsze. Rozwiązanie?
Zmienić skład albo poczekać az osiągnął wiek pełnoletności 😉
z tym składem jak narazie problem jest, paru gitaruli którzy by chcieli grać
ze mną znam, ale drugiego perkusisty w okolicy trudno znaleźć, jak tylko
się coś znajdzie to wylot robie ;]
To jest kwestia doroslosci i dojrzalosci. Czlowiek mlody, się uczy, mysli ze im
zagra więcej tym wszystko zabrzmi lepiej. Gowno prawda. Gram właśnie z takim
gitarzysta, ktorego namawiam na jak najszybsza zmiane pieca, bo na hi-gainowym
Randallu nie da się grac tego co on chce, ale i tak będzie walil swoje rockowe
solo na gitarze brzmiacej bezposrednio w metal. Gosc ma spory talent i
umiejetnosci ale prawda jest taka, ze granie prawdziwej muzyki wymaga
przygotowania również od strony psychicznej. Z drugim gitarzysta (na dobitke
bratem pierwszego :D) moglbym grac godzinami, po prostu przeszedl już ten glupi
wiek w ktorym chcial grac jak najwiecej. Z takimi ludzmi można się bardzo wiele
nauczyc.
Nie dotyczy to tylko gitarzystow i perkusistow, bo takze mlodzi basiści czesto
mysla ze pograja szesnastki kostka w 200 bpm (trochę krzywo ale może nikt nie
uslyszy), do tego porobia jakieś niesamowite przejscia najlepiej co takt, (bo
po co czekac do konca frazy) a jeszcze poogrywaja jakieś pentatoniki, również
szesnastkami (ale jak to wylecialem ze skali?). A wtedy sypie się caly
fundament, , który tworza z bebniarzem. Podobnie ma każdy czlonek zespołu zreszta
i trzeba wyczekac odpowiedniej dojrzalosci, żeby grac razem 🙂
Mowia ze gra na instrumencie to 5% talentu i 95% ciezkiej pracy. Zgadza się to
tylko w przypadku umiejetnosci gry na instrumencie w domowym zaciszu. Gra w
zespole spycha cala wirtuozerie do jakichs 30% a pozostale 70% to jest już
sluchanie innych i umiejetnosc zgrania się z pozostalymi czlonkami zespołu. Nie
może być grane zarowno za dużo jak i za malo. Kwestia zlotego srodka jest
właśnie ta dojrzaloscia. I to mozesz przekazac Twojemu gitarzyscie 🙂
wywalcie gitarzystę, może mu przejdzie.
szkoda czasu na granie z takim typem. Pewnie jak wyłączy przester to nie umie
nic zagrac 🙂
Ja tam się cieszę, bo mam zajebistego gitarzystę i przyjaciela, myślę że
jesteśmy dobrym przykładem że jest możliwa współpraca między gitarzystą
a basistą. A co do twojego ziomka to lepiej żebyś dał sobie spokój jeśli
macie aż tak duże różnice artystyczno-muzyczno-poglądowe.
Ale nie dał bym chyba rady w zespole z dwoma gitarzystami ;]
Hmmm Hmm wiadomo nawet jak dajesz rytm to gitarzyści swoje 😀
A i ścisz ten bas !
Tak się zastanawiam…..
Ten Twój gitarzysta chyba nie jest wcale taki glupi.
@glatzman Ranisz me serce 🙁 Ja lubię grę Flea i na nim staram się wzorować
😀 dla takich chwil wchodzę na basoofkę.
Dlaczego wszyscy tak nie lubią RHCP?
Ktoś powiedział, że nie lubi? Tylko padło stwierdzenie o pedalstwie 🙂
(niech się geje i lesbijki nie obrażają). Jakby się nie spojrzało na ich
image to mogą w sumie pasować do tego stwierdzenia. Muzycznie w sumie
troszkę też 🙂
Prawdę mówiąc to niie przepadam.
Jak dla mnie dobry zespól (jakich jest jednak trochę), któremu się po prostu
bardziej niż innym udało zrobić karierę.
Pamiętam, jak po obejrzeniu ic koncertu (DVD) zgodnie z kumplem
stwierdziliśmy – a teraz Led Zeppelin.
dobra dobra, gusta gusciki ;]
zaznaczę tylko, że kumpel słucha slipknota i manowara jednocześnie twierdzi
ze rhcp to pedalstwo, w sumie z lekka hipokryzja.
No co do Manowara to jest hipokryzja do sześcianu 🙂
Nie ma wykładnika, który określi taki stopień hipokryzji 😀
temat się rozwija jak widzę… 🙂
a tak na prawdę to muzyka przecież dzieli się tylko na 2 gatunki:
– podoba mi się
– nie podoba mi się
ale jeden warunek musi być spełniony, musi być dobrze zagrana 🙂
więc proponuję cwiczyc a nie nazywac czegoś pedalstwem 🙂
pozdr
Z RHCP to polecam przejście na Siekiere (wykrzykniki
usunięte przez zdrowy rozsądek) (Malina nawala na basie świetne
początkowo na wyrobie basopodobnym potem Fender no i basik jest równie ważny
co gitara w kompozycjach co coraz rzadziej się zdarza )
Swoją drogą, wróćmy do tematu wątku.
Zatem wróćmy 🙂
podsumowując – nie chcesz być zakałą – bądź wszechstronny i nie
wyjeżdżaj z argumentami w stylu „pedalstwo”, „gej rock” ^^
miłego jajka Panowie i Panie ;]
inaczej. nie chcesz być zakałą? to nie jeździj po innych zespołach i
gatunkach 😉
Ja tam za nimi nie przepadam, ale nie powiedziałabym, że są jakoś
specjalnie przykładem niepedalstwa…
A u nas to jest taka ciekawostka, poza „oficjalnym” zespołem z gatunku
ciężkich brzmień udzielamy się z częścią kolegów także w projekcie,
który ciężko sklasyfikować, powiedziałbym że jest to połączenie bluesa,
rocka i funku. I jak w pierwszym – ze względu na rodzaj granej muzyki – pola
do eksperymentów za bardzo nie ma, tak w drugim nieraz uświadamiam sobie jak
mało umiem w kwestii gry na basie. Rodzaj granej muzyki zawsze miał i będzie
mieć wpływ na to, co powinny zawierać Twoje partie. Niekiedy „smaczki”
basowe wstawione pomiędzy ciężkie riffy brzmią ciekawie, ale maksymalnie
zakręcony bas w zestawieniu z łopatologicznie prostymi gitarami brzmi
cokolwiek śmiesznie.
Natomiast co do osobnika z którym przyszło Ci współpracować – szczerze
współczuję. Z tego co piszesz wynika, że usiłuje trzymać zespół i
waszą muzykę żelazną ręką – niestety podejście takie na dłuższą metę
do niczego nie prowadzi. Na pewno nie wszyscy gitarzyści tacy są, grałem
niegdyś w zespole thrashowym ciągnącym pod Sodom i Kreator – i tam nikt nie
domagał się ode mnie prostych partii, wprost przeciwnie ;).
Dlaczego do niczego nie prowadzi?
Wg mnie musi być sternik.
Ale tez powinno się zostawic jakakolwiek swobode członkom zespołu. Ja sam nie
chciałbym grac w aktualnym projekcie gdyby mi rozpisywali wszystkie dźwięki po
kolei i nie pozwolili. Wrzucic coś od siebie…
Nie, nie, to nie tak.
W porzednim zespole w którym grałem był fan metalu, fan bluesa, fan rocka
progresywnego itd.
I każdy ciągnął w swoją stronę.
Obecnie JA jestm włascicielem (reszty muzyków nie interesują ŻADNE sprawy
sprzętowe) zespołu zaprosiłem ludzi z którymi chciałem współpracować i
postawiłem tylkojeden warunek – gramy coś w stylu Ten Years After. Czyli
wyznaczyłem kierunek i w ramach tego kierunku każdy może mieć swoje zdanie.
Nikt nic nikomu nie każe.
” Ta demokracja to jakaś ściema, królu Julianie”
No ja po twoim poscie wywnioskowalem ze popierasz zady zelaznej rekim, brak
swobody. Jeden muzyk nadzoruje reszte. Taki Orwellowski zespół trochę:)
Żelazna ręka polega na tym tylko, ze pilnuję, że tak powiem, czystości
gatunku.
Jak hitler:) ale rozumiem o coi chodzi
Czystość gatunku ssie pałę ]:->. Oczywiście zależy co się gra – w
przypadku mojego składu (tego oficjalnego) owa „czystość” sprawia że coraz
częściej żałuję że nie jestem gitarzystą. Choćby i rytmicznym.
U mnie w zespole jest oczywiście osoba trzymającą władzę i gdy trzeba to
uderzy w stół (bezcenne!). Dotyczy to kwestii porządku organizacyjnego. Co
do mówienia co ma kto grać to zdarza się to w momentach kiedy motyw
wcześniej zagrany coś przypomina, nie ma pomysłu, bądź ktoś ma wizję jak
zagrać to lepiej, by brzmiało wspólnie lepiej. Już w woli osoby grającej
jest czy z tej rady skorzysta. Sam nienawidzę gdy ktoś mnie nadto ogranicza w
graniu i zbytnio ukierunkowuje, ale muszę przyznać że czasami daje to
niezły efekt.
Należy pamiętać, że zespół na drugie imię ma kompromis. Jeśli ktoś nie
potrafi uszanować woli kolegi z zespołu i wydaje tylko dyrektywy to tworzy
projekt jednego człowieka nie zespół. Już nie wspomnę że takie
ograniczanie zabija chęć rozwijania się i poświęcania dla zespołu,
powodując że nie przykładamy się i w końcowym efekcie robimy na „odp…dol
się ode mnie”.
Tak zespół kończy jako zepsół.
Dlatego moja rada jest taka, że jeśli nie przekonasz gitarmana, że basiści
też mają prawo do zapędów wirtuozerskich to uciekaj, bo zespół w którym
grasz nie może zabraniać Ci przejawiać radości z basowania.
Czystość gatunku zostawmy powielaczom… eksperymenty odważnym
wertey wrote:
Pięknie powiedziane. Na tym polega zespół. A jak ktoś ma zapędy do
utrzymywania zamordyzmu w stylu króla Juliana, to lepiej niech odpali pliki
MIDI z drugą gitarą, basem i bębnami – wtedy nikt mu się nie będzie
wp…ał w jego „jedyną słuszną” wizję muzyki.
Z drugiej jednak strony demokracja ma swoje wady – zawsze ktoś będzie mniej
lub bardziej niezadowolony, bo miał inną koncepcję…
Tak czytam posty w tym wątku i czuje się szczęśliwy że nie gram rocka i
nie mam gitarzysty. Pełen eksperyment i pełna dowolność form i tematów.
Żadna chooojowata czystość gatunku!!!
Bass jest na tyle uniwersalnym instrumentem że można/warto/trzeba
eksperymentować.
Nie do końca bym się zgodził.
Ni po to ja płacę za salę i prąd. Nie po to wyposażyłem zespół w
sprzęt (nagłosnienie perkusja kable itp. – nawet pałki kupuję i planuję
kupno w najbliższym czasie epifonka Les Paula) żeby realizować cudze
projekty.
To wszystko było już PRZED załozeniem zespołu. Dopiero potem
proponowałem ludziom współpracę wyraźnie opisując
załozenia i oczekiwania. Gitarzysta zaszkoczył od razu. Perkusista jest już
drugi (i ten zostanie). Wokalista też jest nowy.
Ja przedstawiłem tylko koncepcę – pasuje? to pasuje. Nie pasuje? to nikt
nikogo na siłe nie trzyma. W Łowiczu jest trochę w czym wybierać.
A nawet dwóch znajomych (gitarzysta i wokalista) mieli do mnie żal, że ich
nie zaprosiłem do projektu.
Tyranem nie jestem. Współpraca jest totalnie zespołowa. Gitarzysta np. coś
wymyśli (jakiś riff) ja dokładam tekst + bas, bębniarz i wokalista też
maja swoje zdanie typu „a ja to bym to zrobił tak…”
Czasami wersja koncowa numeru rózni się odwersji poczatkowej.
Np. gramy „po swojemu” White Room Cream i to „po swojemu” to sa zmiany
zaproponowane przez bębniarza.
A atmosfera jest taka, ze każdy z nas nie może się doczekać niedzieli, bo
jest próba.
P.s. Nazwę zespołu wymyslił gitarzysta.
Tak, ze do konca to ja takim Hitlerem nie jestem.
U mnie w kapeli każdy daje pomysły i wszyscy razem siedzimy nad nowymi
kawałkami (czasami przez to kawałek powstaje przez dwa miesiące ale za to
powala na kolana). Kompromisy często czasem przyjąć, ale dzięki nim
trzymamy poziom. Kawałek mimo, że komuś coś nie pasowało przy Tworzeniu,
po paru zagraniach tak się ogrywa, że nie wyobrażasz sobie bez niego
koncertu. Takie moje zdanie 🙂
Dokładnie!
1.Czystością gatunku się dziś nie przebijesz, bo ludzie szukają czegoś
nowego. Jak chcą czystości to słuchają klasyki.
2.Sztywne trzymanie się gatunku w okresie, w którym motywów wymyślono od
groma może spowodować frustrację związaną z nieumyślnym
duplikowaniem.
3.Po trzecie mieszanie stylów, gatunków powoduje, że ma się szerszą
publikę co powoduje zacieranie się granic między ludźmi(no dobra chodzi o
kasę:).
4.Powinieneś przejść do punktu 5.
5.Muzyka to sztuka a ona wtedy jest ciekawa gdy odkrywasz nieznane zarówno
jako twórca jak i odbiorca.
Dlatego jeśli ktoś decyduje się na czystość gatunku to wg mnie jest
scenicznym samobójcą.
glatzman
Trafiłeś na odpowiednich ludzi, którzy albo są ulegli albo pasuje im twoja
koncepcja co jest bardziej prawdopodobne. Jednak przyjdzie kiedyś moment
znudzenia i chęci poeksperymentowania, chęć odmiany i co wtedy jako głowa
rodziny zrobisz? Zabronisz?
Wertey nie zrozum mnie źle bo to co napisze nie ma na celu obrażane Ciebie,
ale te wszystkie 5 punktów to ja mam głeboko w d…ie.
Jestem już na tyle stary i cały mój zespół też (nie ma młodszego niż 30
lat) i na tyle w jakiś sposób poustawiani w Życiu, ze pozwalamy sobie robić
co chcemy.
A że nie bedę grał na stadionach? No i co z tego.
Jak grałem na zlocie motocyklowym to z trzech kapel (dwie grające
„wspólcześnie” i my) to przy nas prawie cały zlot ruszył pod scenę. A co
graliśmy wtedy? Covery Cream, Led Zeppelin itp.
Ja wiem, że ludzie słuchają różnych rzeczy i każdy ma swiją ulubioną
muzykę. My jesteśmy dla takich, którzy chcą sobie posłuchać bluesa Kansas
Joe „When The Levee Breaks”. I uwież mi, tacy jeszcze chodzą poświecie (i
przychodzą na nasze próby).
glatzman
No oczywiście, że grając covery i bezpieczną klasykę zdobędziecie
publikę:)
Tylko pytanie czy o wy tworzycie sztukę (duże słowo)? Wg mnie nie i spoko
takie zespoły też są potrzebne. Chwała Wam za to, że przypominacie ludziom
zacną historię i budzicie wspomnienia:)
Ja jednak odnosiłem się do zespołów tworzących coś swojego, chcących
zaistnieć w muzyce poprzez autorstwo.
ostatnio mój perkusista miał zły dzień i zaczął mi p*rdolić teksty w
stylu:
– dlaczego ty nie grasz kostką? Lemmy gra kostką!!!
– weź uprość te partie! słyszałeś jakie gra Lemmy?! (pomijam to że moje
partie wcale nie są jakoś specjalnie rozbudowane)
– hej, a jak ty możesz akcentować na 4 albo 8 skoro grasz na 3 palcach?!
i tego typu teksty 😉
No jeżeli chodzi o Covery to mamy tylko trzy. When The Levee Breaks, White
Room i Good Morning Little Schoolgirl. I to tak przenicowane, ze np. z Good
Morning Little Schoolgirl został tylko sam riff i to nie z oryginału, tylko
tak mniej więcej jak zagrał Ten Years After.
A When The Levee Breaks to nawet byś nie poznał, że to jest czyjeś:D.
Reszta numerów jest nasza.
Tak po prawdzie to nie jest naszym celem tworzenie sztuki przez duże S. Od
tego jest np. Jimi Page.
My po prostu napieprzamy Blues Rocka tak aż nogawki furkoczą. Tak po staremu.
Chodzi o dobrą zabawę naszą i tych co nas słuchają.
Jesteśmy za starzy na mrzonki o karierze i „zbawianiu świata”.
A tak wracając do gitarzystów, bo to o nich jest temat. Dwa lata temu brałem
z wirtuozem (bo jak mogło być inaczej) Który wykombinował taki super
utwór, że męczyliśmy go chyba z pół roku, aż zaczął wychodzić tak jak
sobie wymyślił i….jak zagralismy to ludzie odeszli od sceny.
P.s. A tak po prawdzie to wychodzi na to, że my jesteśmy awangardą (:D) i
gramy inaczej niż wszyscy. W mojej okolicy to są albo grupy heavy, trash,
black itd metalowe albo nawiedzone panienki typu Wytnij Hiuston.
Wirtuozeria potrafi zmęczyć nawet innego wirtuoza :).
Gitarzyści (od elektryków) ogólnie mają wysokie mniemanie o sobie.
Zdarzają się pokorni, ale rzadko.
Warbellbass
Powiedz perkusiście czy słyszał jakie partie gra Mike Portnoy np.
– Mike podczas gry obraca swoją pałą, grając i licząc jednocześnie takty
17/23. Dlaczego tak nie robisz?
– weź przybajeruj trochę – Mike zagrałby to fajniej.
– Masz trzy pały z czego dwie w dłoniach, używasz wszystkich i jakoś 4/4
zagrasz:)
Lub też.
Cicho, do garów!
Mieszanie a czystość gatunku to temat na całkiem spory osobny temat.
Rozumiem i werteya i glantzmana – warto próbować robić coś nowego, ale i
warto dobrze bawić się siedząc w klasycznym repertuarze – każdemu wg
potrzeb.
Co do żelaznej ręki – w kapelach, w których grałem 2 razy mieliśmy
demokracje, 2 razy totalitaryzm jednego członka (najbardziej utalentowanego,
nie ma co tego odmawiać), o 2 razy brak jednostek decydujących, taka komuna.
W praktyce:
– totalitaryzm był bardzo rozwojowy – dana osoba miała wizję i ją
realizowała, byli to ludzie rozgarnięci więc słuchali rad i pomysłów, ale
wiedli naturalny prym. Materiał był spójny i szybko tworzony, jak się nie
zgadzało z wizją lidera to po prostu się z takiej kapeli rezygnowało – z
jednej zrezygnowałem, drugą będę długo i miło wspominał;
– demokracja, czyli rzucanie otwartych propozycji i głosowanie za nimi sporo
uczyło i pozwalało się pełniej wyrazić, z odpowiednimi ludźmi próby
były naprawdę kreatywne, materiał szedł wolniej bo przechodził liczne
ewolucje, ale ostatecznie każdy był przynajmniej w 70% zadowolony z efektu
końcowego – bardzo mało kwasów, duża radocha z gry – jedną kapelę
wspominam z sentymentem, w drugiej wciąż gram
– brak jakiejkolwiek osoby, która podejmuje decyzje powodowało, że próby
stały w miejscu, były smęcone, materiał przybywał w żółwim tempie, a i
tak mało komu się podobał. Nikt nie miał dość jaj żeby powiedzieć
„dość”, „zagraj inaczej”, „nie rób tam solówki, bo zwyczajnie nie pasuje”,
z jednej z tych kapel odszedłem i nieszczególnie wspominam, druga zmieniła
się w demokratyczną będąc na krawędzi rozpadu.
Moje wnioski: dobry totalitaryzm jest lepszy od komuny z najzdolniejszymi
muzykami, a demokracja (przy odpowiednich osobach) jest prawdziwym złotym
środkiem.
To jeszcze dopowiem.
Mój totalitaryzm polegał na tym, że zakładając zespół i proponując
chłopakom granie od razu na wstepie mówiłem czego oczekuję, tak że
zgadzając się wiedzieli w co wchodzą.
Nowego perkusistę zaproponował gitarzysta.
O nowym wokaliście zasiegnąłem rady i bębniarza i gitarzysty.
Jedynie czego pilnuję to kierunku. Ma być blues-rock i tyle. Bo ja to lubię i
to jest mój zespół.
A teraz wyszło, ze obecny skład też słucha takiej muzyki, np. gitarzysta
jest wielkim fanem Allmanów.