genialny gitarzysta. odszedł… k*rwa.
Dzisiaj właśnie kolejny raz uświadomiłem sobie, ze latka lecą, kolejni
idole mojej wczesnej młodości i fascynacji rokyndrolem odchodzą… i
odchodzą co chwila młodsi…idę się napić…czyżby kryzys?
genialny gitarzysta. odszedł… k*rwa.
Dzisiaj właśnie kolejny raz uświadomiłem sobie, ze latka lecą, kolejni
idole mojej wczesnej młodości i fascynacji rokyndrolem odchodzą… i
odchodzą co chwila młodsi…idę się napić…czyżby kryzys?
Jaki kryzys, przecież Ty pijesz codziennie?
Mylisz się…
Po prostu życie. Jedni odchodzą, pojawiają się inni… BBMu sobie
posłuchałem i mi lepiej 😉
Właśnie o tym przeczytałem. Cholera, legenda za legendą odchodzi.
Przedwczoraj zmarł wokalista Emigry (ich basistę mamy na forum); aż boję
się pytać ile miał lat.. Bo dużo więcej niż 30 na pewno nie..
Ja się też kiepsko czuję… (to tak dla rozluźnienia)
https://www.youtube.com/watch?v=ZaGNAL_u-SU
Sic Transit Gloria Mundi..
https://www.youtube.com/watch?v=lWp-Mazmf88
Lubię tego gościa, czasem za dużo wymiatał, ale potrafił zagrać
melodyjnie jak mało który….
Jakoś tak w czwartym ćwierćwieczu minionego stulecia, w „Jazzie”
przeczytałem recenzję z płyty Gary Moorea. Nie wiedziałem wówczas kto
zacz, ale bardzo spodobała mi się zamieszczona tam grafika przedstawiająca
combo gitarowe Fender z opartą o nie gitarą, z której wylatywały kolorowe
motyle…
Nigdzie nie idę! W domu wypiję z najlepszą z żon, przy Jego muzyce…
Teraz chyba docenię go jeszcze bardziej niż 2 dni temu.
Polska mentalność. Jak ktoś umrze to dopiero się go ceni :/ masakra
1. To jest LUDZKA mentalność, nie polska.
2. Nie można wszystkich doceniać na maksa w każdej chwili.
3. A kiedy ktoś umrze, to dobrze jest się skupić na jego twórczości, póki
pamięć o nim jako żywej osobie pozostaje świeża.
Odszedł droga wszystkich gitarzystów.
Tak bardzo dobry muzyk, wzór nie tylko dla gitarzystów. Pamiętam jak ok 20
lat grałem w kapeli jazz-rockowej i bardzo chciałem zagrać fajne basowe
solo,takie mocne, ekspresyjne, i nic mi nie wychodziło . Wtedy gitarzysta
polecił mi posłuchanie Garrego Moora i jego charakterystycznej artykulacji,
mocnych wejść i „dbania” o każdy wydobyty dźwięk.
No i jeszcze jedno , zawsze szkoda gdy odchodzi muzyk nie ważne stary czy
młody. Muzyka …ta prawdziwa…. nie ma granic wiekowych.
Polać mu.
Edit: Immo, bo mi flach nie starczy.
Tak jeszcze dodam – wszystko jest okej, dopóki w 10 minut po śmieci artysty
stajesz się jego największym fanem, i to od wielu lat (jak to było w wypadku
niektórych po zgonie Jacksona).
Tak nas naszło na wspominki przy piwie.
Dzięki Miklo, prawie zapomniałem, po ostatnich płytach Moora, o BBM.
Trzech bogów.