Jak mówię znajomym, że gram na weselach, każdy praktycznie reaguje w ten
sposób : O ale fajnie, zjesz, popijesz… Muzycy mówią, o fajnie, za
nicnierobienie trzepiesz równą kasę. Otóż sprawa nie do końca wygląda
tak kolorowo. Moje osobiste wnikliwe analizy podkarpackiego rynku
weselno-okolicznościowo muzycznego dały konkretne wnioski. W porównaniu do
pracy kelnera rzeczywiście nie jest tak źle, bo zarabiamy dwa razy więcej, a
nie ganiamy cały czas z tackami i nie wysłuchujemy obelg pijanych gości
(chociaż… ale o tym za chwilę). Także jest to dobry sposób na zarobienie
całkiem sympatycznych pieniędzy przez wakacje, cały czas obcując z własnym
instrumentem i zdobywająć doświadczenie w róznych stylach muzycznych.
Jednak praca wcale nie jest łatwa.
Pierwsza sprawa to czas grania na jednej imprezie. Nie czarujmy się przez
jedno wesele trwające do 4 nad ranem w d*pę dostają nasze palce, nogi,
wiosło, wzmacniacz i uszy. Taka jest prawda i zmęczenie jest naprawdę
nieliche, jeżeli jeszcze po całej imprezie musisz spakować cały sprzęt w
kejsy, ostrożnie zapakować na auto i potem wynieść na pierwsze piętro do
sali prób. No słowem przesrane.
Druga sprawa to materiał, który trzeba ogarnąć. Żeby ugrać wesele
wystarczy spokojnie 80/100 utworów. Jednak goście nieraz mają tak egzotyczne
życzenia, że trzeba być przygotowanym na wszelkie możliwości, więc dobrze
mieć zapas spodziewanych niespodzianek. Bezpieczna ilość to ok 180 utworów.
Z pijanym nie porozmawiasz a nieraz się spinają i robią awanturę, np za to
ze nie chcesz im zagrać po raz piąty hej z góry z góry jadą mazury.
Ostatnio na wesele państwo młodzi zażyczyli sobie
https://www.youtube.com/watch?v=wa7GS6j_QdI ten utwór i do tego Nothing Else
matters. Klient nasz pan, trzeba się dostosować
Trzecia sprawa to dobór repertuaru. Wielu uważa, że na weselu to wystarczą
polki, walczyki i jakieś gnioty. Owszem, wystarczą, ale jeżeli chcesz
zarobić na graniu, mieć trochę więcej terminów zajętych, trzeba się
czymś wykazać. Pomału gusta się zmieniają, rzadziej zdarzają się wesela
dwudniowe, zanikają oczepiny. Oczywiście nie należy uogólniać, zdarzają
się wesela gdzie ludzie najlepiej bawią się przy disco polo czy ludowej
muzyce. Kapela się przy tym nie bawi. Za to fajnie jest mieć trochę ambitnej
muzyki, którą można zaskoczyć gości, jakąś sambę, foxtrota, trochę
disco czy muzyki znanej z radia. Polski rock też doskonale sprzedaje się na
weselach (Lady pank, Maanam, Perfect, Budka suflera etc). Tak więc repertuar
musi być urozmaicony, żeby i starsi i młodsi znaleźli dla siebie coś
dobrego. Mnie osobiście marzy się taki ekskluzywny zespół unplugged
grający swinga, trzepiący dużą kasę i grający tylko dla wybranych. Może
kiedyś…
Kondycja muzyczna. Grając non stop również ćwiczysz. Obracasz się w
różnych gatunkach co na pewno rozwija wyobraźnię. Przede wszystkim granie
na chałturze uczy basistę pokory. Oducza swędzących palców. Grasz tyle ile
powinieneś, bo jak się wybijesz to się szybko zmęczysz. proste
Kolejna sprawa to sprzęt. Wielu osobom również wydaje się że na chałturę
to nie trzeba niewiadomo czego, wystarczy byle shit żeby tylko zagrać i
zgarnąć kasę. Z takim podejśćiem daleko nie zajdziesz. Paradoksalnie,
goście weselni wielką uwagę zwracają na brzmienie i to nie tylko krzyczą,
że za głośno, ale nieraz przychodzą i mówią że za cicho, albo że
saksofon za głośno. Oni wielką uwagę zwracają na podobieństwo utworu do
oryginału, im bliższe oryginałowi, tym dla nich lepsze. Z punktu widzenia
basisty warto mieć jakiś mały skuteczny piecyk z bliskim prawdy wyjściem
liniowym:) coby sygnał nie był zakłamany. Dobrze sprawdzają się też
przodowe zestawy Dynacorda(dwie stosunkowo małe paczki + jeden konkretny
subwoofer). Zestaw skuteczny dynamiczny i selektywny. Brzmienie jest szalenie
ważne. Jak nie będzie słychać wokali to wesele jest spalone. Dlatego ważne
są też odsłuchy.
Wizerunek zespołu. Na rynku są rozmaite kapele, grające na żywo czy też z
dyskietek. Klienci mają różne wymagania, ale wiadomo że zespoły droższe i
bardziej doświadczone grywają raczej na żywo. Dęty instrument też jest
ogromnym urozmaiceniem. Zwłaszcza saksofon lub trąba. Fajnie jak zespół
jest ubrany w jednakowe stroje.
Ostatnia sprawa. Alkohol. „Dobry muzyk ponoć i na trzeźwo zagra.”
My jednak wyznajemy takie podejście, że w pracy się nie powinno pić.
Symbolicznie co najwyżej. Skuteczność i efektywność , zwłaszcza wokali,
przynajmniej w moim wypadku po spożyciu alkoholu drastycznie spada. A jak
wiadomo poczta pantoflowa to najlepsza możliwa reklama, więc trzeba trzymać
wysoki poziom. Co się wydaje śmieszne, wysoki poziom? na chałturze? a
jednak.
Podsumowując: zespół składający się z hydraulików i stolarzy pragnących
sobie pograć, wypić i przy okazji coś tam zarobić też będzie miał
branie. Tyle że będą im płacić 1500zł. Ale jeżeli chcesz robić to na
wysokim poziomie, mieć z tego satysfakcję i się nie wstydzić że grasz na
weselach, czeka Cię trochę pracy. Ale rezultaty są sympatyczne:)
Nie mam jeszcze na oku żadnego składu. Uczę się właśnie tych szlagierów,
bo chcę już mieć jakiś repertuar kiedy przyjdzie co do czego 😉 Nie mam
doświadczenia z grania na weselach, nie umiem (czyt. nigdy nie próbowałem)
śpiewać, więc chcę to jakoś nadrobić. Kiedy będę już miał opanowane
100-150 kawałków, wtedy zacznę szukać zespołu, żebym mógł w dość
szybkim czasie zgrać się z nim. Więc wydaje mi się, że jest w tym jakiś
sens.
myślę że utworów powtarzających się w większości zespołów jest może
ze 30. Reszta to dobór indywidualny, różnice są naprawdę kolosalne. Jedna
miejscowość dalej i 90% inny materiał. Poważnie!
odgrzebię temat. Co prawda nasz zespół się rozwija i niedługo dostarczę
Wam nagrania z nową wokalistką, to czasami wymagania klientów urywają nam
d*py.
https://www.youtube.com/watch?v=wa7GS6j_QdI
Posłuchajcie tego i przyznajcie zgodnie że to ciężki kawałek chleba 😛
Wytrzymać całą noc przy takiej muzyce? Oj zgadzam się zgadzam…
Najlepsze hity są na 4 chwyty.
Tak mi się przypomniało. Kiedyś ogrywaliśmy chyba piąte wesele w tej samej
rodzinie (siostry, bracia, kuzyni) . Zawsze dla rodziców był kawałek
Sipińskiej: „Cudownych rodziców mam”. No i się wreszcie znudziło tak nam,
jak i tej rodzinie. Więc po konsultacjach z Młodymi, dla szanownych rodziców
zagraliśmy jakiś inny kawałek. I do końca wesela zaczęło się
obgadywanie: „Co to za zespół co „Cudownych rodziców” grać nie umie”.
Przyznaję!
Wykonywanie takich hiciorów może skończyć się ciężkim urazem mózgu,
albo atrofią komórek glejowych…
Ale „kububasku” zrzucanie węgla na bocznicy jest bardziej męczące, więc
zaciśnij zęby i graj „dla Ukochanej Mamuńci od Dzieci…” bo za to Ci
płacą!
Miłośników takiej muzy się nie uniknie, ponieważ plenią się w każdym
pokoleniu – a Ty „kochaj bliźniego swego…” bo pracujesz dla niego.
Odporności psychicznej życzy Ci, tubas…
PS. Tylko mi się nie rozpij, bo to i tak nie pomaga…
PPS. Zdziwieni tym, że „chałturnicy” tak golą wódę, chyba zrozumieli
dlaczego?! Wykonywanie większej ilości takich „utworów z Loch Ness” wymaga
znieczulenia!
EDIT: Ratunkiem jest granie „chałturek” z ludźmi, z którymi jest o czym
pogadać i można wspólnie się pośmiać. Wtedy mamy sympatyczne spotkanie
towarzyskie z Jedzonkiem i Napojami Rozweselającymi gratis – przerywane
blokami muzycznymi, za które nam jeszcze Klienci płacą niezłe pieniądze!
Niestraszne wtedy nawet „Majteczki blaszane…” ani „Biały Miś”. Coś za
coś…
Gram na gitarze basowej i tubie od 40 lat, w tym szkoła muzyczna, dwa lata
orkiestry wojskowej, cały czas w różnych orkiestrach dętych na
profesjonalnym poziomie (ostatnio przy Filharmonii w moim mieście), 18 lat w
sekcji akompaniującej do spektakli muzycznych naszego teatru, 10 lat w zespole
dixielandowym (laureat Złotej Tarki sprzed wielu lat)oraz w międzyczasie
różne zespoły swingujących dla własnej przyjemności muzyków. Przez 30
lat grałem też na weselach z bardzo dobrymi, profesjonalnymi muzykami
repertuar tak różny jak tylko można sobie wyobrazić i wspominam to bardzo
miło. Nigdy się nie nudziłem grając „chałtury” a poziomu umiejętności,
zarówno sprawności instrumentalnej jak i swobody transponowania, gry z nut a
vista, akompaniamentu ze słuchu, itd. powinni zazdrościć „chałturnikom”
wszyscy „nie zniżający się” do nich „ambitni” muzycy. Mówię o znanych mi
ludziach grających na instrumentach, a nie „parapeciarzach” z workiem
dyskietek. Zaczynałem wtedy, kiedy granie za pieniądze uwarunkowane było
koniecznością posiadania tzw. weryfikacji, i to niezależnie od posiadania
wykształcenia muzycznego. Moja karta kwalifikacyjna ma wpis „muzyk-solista
kat.I w imprezach estradowych” i była najwyższą kategorią możliwą do
uzyskania w wyniku egzaminu. Wyższa była tylko kat. S przyznawana przez
Ministra Kultury na podstawie dorobku artystycznego. Tym niemniej zdobycie tzw.
„knajpianej trójki” czyli „muzyk-akompaniator kat.III w lokalach
gastronomicznych” też wymagało poziomu umiejętności daleko
przewyższającego to co widzę teraz u niektórych „profesjonalistów”
estradowych. Zagranie „chałtury” na zastępstwie to prawdziwy egzamin
zawodowych umiejętności każdego muzyka i doradzam tzw. „artystom” dużo
pokory w kontaktach profesjonalnych z doświadczonym „chałturnikiem”.
Korzystajcie z tej prawdziwej szkoły jaką dla muzyka rozrywkowego jest
„chałtura” czy „wesółko” i szanujcie się nawzajem bo nie wstyd grać dobrze
disco-polo, natomiast wstyd grać źle cokolwiek. Hej Neskim, jak mawiano
niegdyś wśród „klezmerów”!
a Toboły umiecie grać ? bądź Tango Bodo ? 🙂
PS.
Co to za zespół który nie umie tego grać 😀
Mazdah tam przeca same klawisze słychać i wokalistkę.
Jeżeli ten skład się składał z kilku osób,to byli statyści hihihi.
Ps. Basik jest na 100% z klawiszy i jak tak nie jest to mnie powieście
:):):)
Pozdrawiam:)
Czemu wszyscy wokaliści grający tego typu muzykę mają taką samą barwe
głosu.
Czaami mam wrażenie, jak by we eszystkich zespołach „weselnych” w Polsce
śpiewał jeden gość.
Nie wiem jak u innych chałturników, ale u mnie jest tak, że co byśmy
fajniejszego nie zrobili na wesela (jakieś the police, beatlesi…)spoko,
przejdzie, ale i tak najczęściej zamawianymi utworami są: jesteś szalona,
żono moja, straciłaś cnote i inne tego typu gnioty.
Nie tak dawno graliśmy jakiś bal, takie trochę wyższe sfery, i
stwirdziliśmy że z disco polo nie ma co wyskakiwać. Pierwsza turka, druga,
trzecia w końcu przyszedł organizator pod scenę i mówi: chłopaki, wszystko
ok, ale czego wy disco polo nie gracie… i wyszło szydło z worka,
towarzystwo znało na pamięć wszystkie przeboje disco polo… 😉
Zgadzam się z wami wszystkimi 🙂 na szczęście mam zespół, z którym znamy
się jak łyse konie i nie tylko granie, ale i przebywanie ze sobą sprawia nam
przyjemność. Konflikty są nieuniknione, no ale kto ich nie ma. Racja, są
zajęcia o wiele cięższe, da się przeboleć te kilka gniotów na jedną
turę, bo zawsze też są rzeczy do grania, które są szalenie przyjemne,
nawet nowości!
Jak macie jakieś numery, które się na pewno sprzedadzą na chałturkach to
podrzućcie coś
ja ze swojej strony prezentuję Lou Bega „Sweet like cola” rewelacyjnie się
bawią ludzie
https://www.youtube.com/watch?v=2iC8CRKxvmQ
@Sachar? TOBOŁY piękne dni? 😀
Ze znajomego bendu mi opowiadali, jak jakiś już mocno wprawiny gość ich
maltretował, żeby mu zagrać, cytuję: „tiram tiram”. Nie uwierzycie ale
połapali się, że chodziło mu o to:
https://www.youtube.com/watch?v=aCAWSe4V76g
swoją drogą dobry numer na wesela…
u mnie fajnie się sprzedają kawałki m. in.
beatles – all my lovin
the police – evey breath…
the shorts – comon ca va
Alan Sorrenti – unica donne per me
eruption – one way ticket
i dużo polskich staroci typu hasta maniana, kawiarenki nanana…. 😀
Dzięki za miłe słowa! Obudziliście we mnie potwora grafomanii, ale sami
tego chcieliście… Tak więc wróćmy do naszych baranów, czyli tematu
>>wesela<<: byłem dość nietypowym okazem, bo w czasach
Czerwonych Gitar, Czerwono-Czarnych, Karin Stanek, itd zaczynałem od
„Desofinado”, „Fly me to the Moon”, później utworów Blood, Sweet & Tears
(grał z nimi świetny tubista Howard Johnson) a z polskich zespołów Polanie
(posłuchajcie jedynej płyty jaką nagrali i zapłaczcie, bo już ich dawno
nie ma) a potem Niemen i Niebiesko-Czarni. Jako zdeklarowany basista byłem
rodzynkiem w masie gitarzystów „solowych” a z tytułu eklektycznych
zainteresowań poszukiwanym narybkiem dla muzyków gastronomicznych. W zespole
szkolnym grałem Beatlesów i Czerwone Gitary. Jednocześnie w klubie grałem
jazz i fusion ze świetnymi perkusistami, od których nauczyłem się
najwięcej i dansingi oraz wesela z doświadczonymi klezmerami. Akompaniowałem
też na gitarze basowej w przeglądach i konkursach piosenek. Na tubie
później grywałem w orkiestrach dętych i zespole dixielandowym. Nigdy nie
odmawiałem gry na weselach i dansingach, bo szybko przekonałem się jaka to
świetna szkoła dla muzyka. Grać równo nauczyłem się po oberwaniu na
„chałturze” popielniczką zrobioną z tzw. „luksfery”. Rzucił nią we mnie w
trakcie utworu pianista, z okrzykiem: „młody, bo k…. staniesz!”. Od tej pory
bardzo pilnuję tempa :).
W temacie repertuaru weselnego:
Pewnego razu zespół „weselny”, w którym grałem został wywieziony na wesele
do Poznania (kilkaset kilometrów). Wywiózł nas, wysoko postawiony towarzysko
w moim mieście, ojciec panny młodej. Znał nas, ponieważ z tytułu zawodu i
pełnionej funkcji bywał często zapraszany na wesela i inne imprezy, gdzie
grywaliśmy. Panna Młoda, jego córka, studentka Uniwersytetu w Poznaniu
brała ślub z kolegą ze studiów z tzw. high society. Zaproszono obie Rodziny
w poszerzonym składzie, mocną ekipę braci studenckiej oraz szacowne grono
profesorskie, które nie śmiało odmówić Rodzinom. Po walcu powitalnym i
wstępnym wyciągnięciu gości na parkiet tradycyjnym: „a teraz zapraszamy
rodziców, a teraz rodzeństwo, a teraz babcie i dziadków, a teraz ciocie i
wujków, a teraz bliższych i dalszych kuzynów oraz koleżanki i kolegów, a
teraz tych co ich nikt nie zna i nie wiadomo co oni za jedni…itd.” młodzi do
nas podeszli i trwożnie oglądając się na seniora i fundatora poprosili nas,
„…żeby nie było obciachu. Wiecie panowie – żadne tam disco-polo czy
poleczki. Ma być Sting, Sade, Zaucha itp bo koledzy będą się śmiali…”.
Klient żąda, klient ma! Minęła godzina…, po parkiecie smętnie snują
się Młodzi i kilka par(a gości ponad 100 osób), my lecimy Stinga
przeplatanego bossanovą i co ambitniejszymi kawałkami rodzimych wykonawców.
Impreza umiera na naszych oczach. Zaniepokojony „capo di tutti capi” zadaje nam
zwięzłe pytanie:”Panowie, co jest, k….! Co wy tu smęcicie? Grajcie to co
zawsze!” Wyjaśniamy, że to życzenie młodej pary. Odpowiedź Taty wyjaśnia
sytuacje:”Gówno się znają. To ich pierwszy ślub i wesele. To wy jesteście
fachowcy i JA płacę za waszą pracę. Do roboty! Dać im popalić!”
Zaczęliśmy od wzgardzonego na tym forum „dyskopolo”. Po minucie cała sala,
włącznie z gronem profesorskim, chóralnie śpiewała „majteczki blaszane, z
przodu i z tyłu zalutowane…” szalejąc na parkiecie do „umpa, umpa, umpa,
umpa…”. Okazało się, że wysmakowane estetycznie oczekiwania elit
towarzyskich naszej Ojczyzny można między bajki włożyć. To „Biały Miś”
wyciskał łzy z oczu habilitowanym doktorkom od semiotyki oraz przyszłym
magisterkom, to do „Cyganeczki Zosi” Panowie Profesorowie zdjęli marynarki,
poluzowali krawaty i opuścili szelki z ramion. Oczywiście dało się
przemycić i dużo ambitniejsze kawałki niż tamte „Utwory z Loch Ness”.
Zagraliśmy sobie np. Solar, Lets Get Lost, Georgia… i inne standarciki, ale
chwila prawdy już była! Tyle o repertuarze.
Chwila wspomnień:
Lata 70-te XX wieku. Hotelowa restauracja w centrum mojego miasta. Dancing.
Tłum ludzi, jak to za „komuny” bywało w każdą sobotę, w każdej knajpie. O
klimatyzacji nikt nie słyszał, ale jest wentylator nad parkietem. Niestety, z
powodu donośnego wizgu silnika elektrycznego oraz głuchego
…umf,…umf,…umf… powietrza rozcinanego łopatami wentylatora wielkości
wirnika ciężkiego helikoptera, urządzenie włączane było tylko podczas
przerwy w graniu. Zbliża się pora tzw. przerwy kolacyjnej dla muzyków (to
były czasy: w kontrakcie muzyk miał zagwarantowany „ciepły posiłek oraz
napoje gorące i zimne o wartości xxx „). Przy stoliku obok parkietu siedzi, a
raczej zwisa, ciężko zmęczona blondyna o agresywnej urodzie, skupiającej
się w okolicach klatki piersiowej. Ostatni muzyk schodząc z estrady włącza
wentylator. Maszyna rusza i rozpędza się wydając wspomniane, rytmiczne
odgłosy. Na to od sąsiedniego stolika wstaje łysawy rudzielec w „odmiennym
stanie świadomości”, chwiejnym krokiem podchodzi do blondyny (tapir,
rozmazany makijaż), kłania się, ciągnie ją na parkiet, elegancko całuje w
spracowaną rączkę i spokojnie, przy wentylatorze, tańczy prawie 20 minut.
Ten obrazek nauczył mnie pokory na całe życie…
No to na razie, bo jak nie ma szmalu to jest „łaź”, neskim.
Odkopuję! 😉
Witajcie !
Mam do Was kilka pytań mianowicie chałturzenia. Przeczytałem cały temat,
ale na kilka jeszcze nie ma odpowiedzi. Dobra, to do sedna. Dodam iż
dowiedziałem się że mojej kuzynki mąż mający zespół weselny (grają na
prawdę świetnie. Mało disco polo, a dużo klasyk) poszukuje basisty i
perkusisty. Zaproponowali mi przyjazd na casting (co można zrozumieć że chce
mnie posłuchać).
1. Czy młody basista mający 4 miesiące stażu z basem (wcześniej 2 lata
gitara solowa + 4 letni staż w orkiestrze dętej grając na rogu – instrument
bardziej rytmiczny. Dla ciekawskich jest to przeciwwaga basu. Razem tworzą
jedną spójność, wypełniając cały takt) może się starać o miejsce w
zespole weselnym?
2. Jak układacie linię basówą do piosenki? W moim wypadku jeśli nawet
zostałbym przyjęty to zastanę saks + keyboard + gitarę + x2 wokale więc to
raczej JA muszę się dostosować. Czy raczej słuchowo czy kierujecie się
keyboardem i gitarą?
3. W najbliższej przyszłości chciałbym kupić trąbkę. I również
pytanie, czy macie gotowe nuty (kupione) czy może piszecie sami? (jeśli
takowi się znajdują, a wiem że osoba grająca na tubie tutaj pisała)
4. Czy przygotować coś weselnego na przesłuchania? Wiem że to raczej moja
sprawa ale chciałbym się spytać co Wy zrobilibyście :))
Dodam link z utworem zespołu który był niedawno jako numer jeden w jakimś
weselnym radiu:
https://www.youtube.com/watch?v=nWHsKnZWeqc !
Pozdrawiam
Witam kolejnego muzyka „użytkowego” na tym bardzo wszechstronnym forum!
I oto najpiękniej brzmiące instrumenty, czyli wydające niskie dźwięki basy
wessały kolejnego muzyka, tym razem gitarzysto-waltornistę…
Jak najbardziej! Decyduje poziom umiejętności, a nie staż na instrumencie.
Masz podstawy bo grałeś na gitarze, więc znasz rozkład dźwięków na
progach, rozumiesz podstawowe zasady harmonii i jako waltornista – rolę basu w
zespole. Czy to wystarczy, zależy od zespołu, do którego chcesz
dołączyć.
Jeżeli grają kopie oryginalnych wykonań, to po prostu musisz nauczyć się
linii basu z oryginału. Jeśli covery są ich własnymi interpretacjami, to
opierając się na harmonii utworu (czyli akordach gitarowych lub
keyboardowych) twórz swoje linie mocno osadzone na bazie harmonicznej. Nie
kombinuj, graj prymy akordów łącząc je w najbardziej oczywisty sposób z
zachowaniem charakterystycznych dla danego utworu, figur rytmicznych (tango,
walc, bossanova, samba, polka, rock&roll, rumba, slowrock, itd.)
Można zdobyć nuty do wszystkiego i na wszystko, ale grając na trąbce
wesela, musisz opanować instrument tak, aby zagrać wszystko ze słuchu! Nie
jest to trudne, wymaga tylko ciągłego grania. Podstawa to opanowanie
aplikatury we wszystkich oktawach. Trąbka jest instrumentem transponującym
zapis nutowy o sekundę wielką w dół, więc przydatna jest umiejętność
płynnego czytania nut napisanych na instrumenty C (nietransponujące).
Oszczędzi to wielu problemów z repertuarem!
Jesteś waltornistą, więc wiesz o co chodzi.
Granie z nut na basiórce to też cenna umiejętność i warto poświęcić na
jej opanowanie trochę czasu. Będziesz mógł wtedy korzystać ze zbiorów
różnych rytmów i grooveów basowych. Zamieściłem na swoim blogu link do
takiego zbioru zawierającego kilkaset przydatnych figur basowych.
Zapewne dadzą Ci prymkę lub zapis samych akordów i będa oczekiwali, że a
vista zagrasz jakiś akompaniament, np. do tanga, walca, bossanovy. Ja bym tak
zrobił przesłuchując kandydata na basistę do zespołu weselnego…
Powodzenia!
Koniu! daj znać jak Ci poszło!
A właśnie 😉 Dopiero teraz czytam ten temat. Ale napiszę jak mi poszło. Co
się okazało, nie miałem dojść do zespołu weselnego ale oni chcieli
stworzyć swój odrębny zespół grający rock (czasami przechodzący przez
funk). 🙂 Tak więc, myliłem się i doświadczeń w chałturzeniu nie mam. Ale
dowiedziałem się kilku rzeczy. Mają ponad 500 utworów w zanadrzu oraz
sprzęt razem 2000W. Ale czego się spodziewać po osobach po szkołach
muzycznych (a nawet studiach gitarzysta) oraz mając już korzenie osób
grających po weselach. :)) Żałuję że się nie dostałem, bo z tym
zespołem szału nie ma. 8 coverów przygotowanych na glancyś, + 1 swój. A od
grudnia mieliśmy z 12 prób po 3h 🙂 Strasznie wooolno to idzie. Oni chcą
dopracować wszystko jednego najmniejszego dźwięku (czy to dobrze? nie
wiem).
Ale jeśli ktoś ma możliwość do dołączenia do takiego zespołu weselnego
– POLECAM. 4k na czterech członków drogą nie chodzi jak za jedną noc i
poprawiny 🙂
Jeszcze w sprawie alkoholu. Nie do końca jest to prawda, że wszyscy
chałturnicy golą wódę. Większość tak ale nie wszyscy. U nas w zespole
jest zakaz picia alkoholu w pracy już od kilku lat wspólnie ustalony. Pijemy
po.
Wróciły wspomnienia. Kiedyś jak jeszcze byłem dużo młodszy mieliśmy do
zagrania sylwestra ale nasz basista dostał zakaz od żony (młodej kilka
miesięcy po ślubię, bardzo zazdrosna kobieta) wtedy grałem na keyboardzie.
Szukaliśmy basisty, wybór był duży zarobek dobry tydzień w tydzień.
Przyszedł do nas chłopiec 16 lat a może 15 na imię miał Adam. Jak się
później dowiedzieliśmy gra od 6 roku życia, ponieważ jego cała rodzina
grała po weselach i nauczyli dziecko grać na instrumencie, także samouk bez
pojęcia o nutach.
Wygrał ze wszystkimi po szkołach. My nuty on nic. Nawet nie podawaliśmy mu
tonacji. Ale jak grał, Boże, rok był chyba 95 lub 96 palce przy paznokciach
miał szersze. Podejrzewam, że jak organizm się formował u niego takie
treningi zmieniły wygląd jego palców. Także fanatyk muzyki. Często
puszczaliśmy Go żeby improwizował na basie zamiast solówki na klawiszach.
Trudno go było spotkać bez basu. Nawet spał z instrumentem. Kładł się
spać razem z basią i na sucho trenował. Mam nagrania VHS z jego graniem. To
dopiero był talent. Postaram się przerobić nagrania na cyfrowe to wstawię
na youtue dla mnie jest to ideał do którego chcę dążyć na basi.
Końcówki jego palców wyglądały jak małe młoteczki. Niestety poszedł na
WAT i kontakt z zespołem się urwał. Kilka lat temu przelotnie się z nim
widziałem nie gra już zawodowo.
Nie chcę przeciwstawiać się p. Tubas, że trzeba kończyć szkoły muzyczne,
żeby być dobrym muzykiem. W naszym zespole tylko perkusista jest zielony. Ale
na pewno sporo osób grało z ludźmi bez edukacji, którzy w muzyce byli
wybitni.
Witam.
Może się przedstawię nazywam się Karol. Kończyłem edukację na jak to
się teraz potocznie mówi na instrumentach klawiszowych chociaż kiedyś to
był fortepian i akordeon. Z zamiłowania do dołu ładnych kilka lat
poświęciłem gitarze basowej. W moim odczuciu obydwa instrumenty w
kształceniu muzycznym świetnie się uzupełniają. Granie na basie pomaga mi
większym czuciu rytmu w graniu na instr. klawiszowych, a granie na
instrumentach klawiszowych pomaga mi w układaniu melodycznej linii basu. Nie
lubię basu, który zagrany sam „źle” brzmi, basu, który tylko współpracuje
z perkusją. Nigdy nie godziłem się na to by oryginalnie odwzorować bas, bo
człowiek nie ma takiej pamięci albo może ja nie mam takiej pamięci. Jak
zaczynałem grać na weselach to repertuar zespołu składał się z 80-100
utworów, teraz 400-500. Na weselu zagra się 120 – 150 utworów 2 dniowe
wesele a reszta czeka na pijanego wujka, lub wg gości można zmienić
repertuar.
Jeśli chodzi o przygotowanie muzyczne czy pomaga na chałturach (szkoła, nuty
itp) zgadzam się z Tubasem chociaż nie do końca. Gram w zespole z jednym i
tym samym perkusitą 17 lat, nie ma pojęcia o nutach itp ale jak zagra to
klękajcie narody. Nigdy nie chodził do szkoły muzycznej wszystko ze słuchu.
Po prostu czuje to „coś”. Najbardziej lubię Go za to, chłopaki może zagrali
byśmy to tak. A wtedy utwór dostaje wyrazu. Z byle gniota potrafi zrobić
arcydzieło może nie sam ale nas zmusi do tego, często bez uprzedzenia, i
teraz basisto pilnuj się, bo nie wiesz co za chwile cię czeka.
Trochę pogrywałem w innych zespołach w zastępstwie. Jeśli wolno to
podzielę się moimi spostrzeżeniami. Najtrudniej gra się z ludźmi
„wykształconymi” naście lat muzycznie. Oczywiście nie chcę nikogo
obrażać, może pechowo na takich trafiłem. Często są zadufani w sobie,
najlepsi, wiruozi itd. Przy stoliku cmentarna cisza, tematu żadnego. Dobrze,
że granie jednorazowe bo bym chyba nie wytrzymał. Dogrywałem także do
zespołów gdzie były tylko akordy to jest jeszcze trudniejsze jak nie zna
się utworu. Kilka razy dogrywałem w jednym zespole gdzie nie pisali nawet
akordów, powiem szczerze miałem duże problemy. Gramy z Es wiesz i podał Es
f … za chwilę zapomniałem. Muzycy zawodowcy, dużo mi pomogło, że stałem
obok klawiszowca i sciągałem z jego lewej ręki.
Lubię grać z ludźmi, którzy kochają muzykę, bawią się grając, czerpią
przyjemność nawet kilka razy grając na życzenie „ruda jest moja”, dla
których 2 dni wesela to za mało i dalej chce im się grać. Grałem kiedyś z
takim gitarzystą w zastępstwie w innym zespole, basista miał wypadek, w
piątek zabawę, w sobotę i niedzielę wesele i wieczorem w niedzielę znowu
zabawę a rano w poniedziałek jak wracaliśmy to wziął pudło i w
samochodzie nadal grał, gdy wszyscy już dawno mieliśmy dosyć.
Jeśli chodzi o odciski od strun to po kilku miesiącach codziennej pracy oraz
weselu co tydzień można bez uszczerbku grać 24 godziny bez żadnych bąbli
(tak na marginesie dla młodych basistów) nawet nie bardzo będą palce
bolały, akurat grałem 2 dni skończyłem o 20 i jeszcze był w doborowym
towarzystwie pograł oczywiście teraz po pracy przy piwku.
W sprawie, że chałtury uczą pokory święta prawda, ale nie uważam że jak
gramy naście godzin to podświadomie lub świadomie powinniśmy się
ograniczyć do minimum, najlepiej jak najmniej dźwięków tylko tyle co
potrzeba, żeby palce się nie zmęczyły, uważam, że grajmy więcej,
dołóżmy kilka dźwięków od siebie to co czujemy, muzykę z serca na pewno
docenią słuchający. Nie wszyscy na weselu są pijani a człowieka, który
wkłada serce w to co robi stara się oraz nie robi tego tylko dla kasy na
pewno docenią.
Jeszcze kilka słów w sprawie utworów disco polo. Może nie są bardzo
ambitne, proste na kilka akordów ale część naszych utworów rockowych ma
ich jeszcze mniej. Chcesz być dobrym basistą z wyobraźnią pograj wesela, w
pewnym momencie do kierunku muzycznego, który grasz wstawisz taki bas, że
wszyscy odębieją.
Ps. Pozdrawiam p. Tubasa prawie wszystko co pisze także doświadczyłem
kiedyś.
Przeczytałem post o kasie na chałturach. W naszych stronach za 2 dni wesela
dobry zespół grający na żywo zarobi ok. 4500 – 5000zł. Jest to kasa dla
której można zapomnieć na weekend o tym kierunku który kochamy. Jeśli
pomnoży się razy 4 i podzieli na członków zespołu w ciągu miesiąca
można zarobić 4000zł.
Na razie idę spać, jak wstanę opiszę jeszcze kilku naprawdę dobrych
instumnetalistów z którymi miałem przyjemnść graD
W życiu nie twierdziłem, że trzeba kończyć szkoły
muzyczne, natomiast zawsze będę twierdził, że
warto!…
A już na pewno powinno się opanować zupełnie podstawową wiedzę typu nazwy
interwałów, tonacje, budowa akordów, określenia tempa, dynamiki, struktury,
itd.
Po to napisałem „ściągi” dla Leniwych Basistów!
PS. Ja też grywałem z fenomenalnymi muzykami „bez szkoły” i zazdrościłem
im talentu…!
😀
Pozdrawiam!
Drogi karold prosiłbym jedynie o nie pisanie kilku postów pod rząd – masz
nową myśl, dopisz do poprzedniego (edytując go).
Dzięki tak będę robił. Przepraszam
Witam na swoim blogu kolejnego chałturnika! Szczerze zazdroszczę takich
zarobków, bo mój zespół mimo, iż jest obłożony graniem przez cały
sezon, to jest nas aż szóstka, więc dzielenie kasy jest nieco trudniejsze,
mimo że bierzemy 4300 za jeden dzień.
Siema!
Dobra, to ja po raz kolejny odkopię 🙂 Wcześniej mi się nie udało do kapeli
na wesela dołączyć, ale jakiś miesiąc temu dostałem propozycję grania,
no i przyjąłem :>
Teraz staję przed tworzeniem materiału. Na szczęście mam midiki, jako bazę
do której mam się przygotowywać bo będziemy grać właśnie wg nich
(spokojnie, nie razem z nimi 🙂 ). Dostałem paczkę 40 utworów do ogarnięcia
na najbliższy czas, i mam pytanie: jak rozpisywaliście sobie utwory? Tekst
razem z dźwiękami? Czy może waliliście z nut? Generalnie nie uśmiecha mi
się pisać nut, bo to strasznie żmudna robota, i liczę że nic mi z głowy
nie uleci – choć czasami mam zaniki pamięci co do linii basowej.
No i tak nawiasem mówiąc dodam, że jak pisałem te dwa lata temu na forum w
sprawie grania na chałturze, to się śmieję szczerze mówiąc bo jestem
pewien że nie podołałbym w temu zadaniu. Jednak za mało praktyki miałem.
🙂
Pozdrawiam!
KoniuByczyna mp3 dobre słuchawki i uczyć się ze słuchu;) najlepsza metoda
ja tak materiał ponad 300 utworów w większości pół ambitne i ambitne (
siana jak najmniej;P) robiłem i prawie wszystko się gra z pamięci tak
najlepiej wchodzi w krew:)
Swoją droga nawet nie wiedziałem że jest tak bliski mi temat na tym forum,
nie chce mi się czytać wszystkich postów i może zdubluje stwierdzenie że na
weselach do 12pm gram dla przyjemności a od 12pm dla pieniędzy;)
Tak, tak 🙂 Słuchawki dobre są, słuch średnio, nie mniej z połowy utworów
skorzystałem z chwytów, a do połowy musiałem sam rozpisać bass-line. Nie
mniej, to dopiero 30 ogarniętych piosenek, a gdzie te 200… 🙂
Moler – widzę że na Tubie grasz :> Prawdopodobnie w Orkiestrze będę się
przekwalifikowywał z altu es (wcześniej tenor) na tubę, jako że odszedł
kilka miesięcy temu, i jeden basista (na helikonie) to za mało.
Dzięki bardzo za odpowiedź 🙂