W czasach siermiężnego Stalinizmu, gdy w Polsce nie wiedziano co to gitara
basowa, tworzył sobie pewien pisarz.
Jest najczęściej tłumaczonym polskim pisarzem, a w pewnym okresie był
najbardziej poczytnym nieanglojęzycznym pisarzem SF. Jego książki zostały
przetłumaczone na 41 języków i osiągnęły łączny nakład ponad 30 mln
egzemplarzy
O Lemie mówi się, że był bardziej filozofem, niźli wizjonerem. Nie ulega
wątpliwości, że największą wartość literacką w dziełach Lema stanowią
aspekty filozoficzne, ludzkie zachowania i emocje, pierwotne instynkty które
budziły się w bohaterach w sytuacjach ekstremalnych, mimo postępu
cywilizacji i technologii. Jakże kontrastujący i piękny jest obraz
człowieka który otoczony zewsząd technologią i postępem wyzwala swoje
pierwotne instynkty by np. ratować życie przyjaciela.
Jednakże pogląd o mniejszym znaczeniu świata przedstawionego w utworach
pisarza zmienia się coraz bardziej, ponieważ kolejne jego przypuszczenia i
wizje znajdują swoje odbicie w rzeczywistości.
Polecam szczególnie dwie pozycje Lema: Obłok Magellana z 55′ roku i Eden z
59′. Książki mniej znane, rzucające zupełnie inne światło na wiele spraw,
często elementarnych – człowiek, życie, idee. Są też wątki bardziej
oryginalne: „Holocaust” w innej galaktyce? Schizofrenia wywołana próżnią?
Proszę bardzo.
W Obłoku Świat to doskonała, komunistyczna superkomórka, ludzie zbudowali
statek który będzie podróżował do sąsiedniego układu gwiazdowego, a
uczestnik wyprawy: lekarz-narrator odkrywa podczas jej trwania ponadczasowy
sens miłości i przyjaźni. Gruba pozycja. Eden : grupa
podróżników-naukowców w skutek błędu w obliczeniach rozbija się na
planecie Eden a potem… no cóż to wykracza poza moje zdolności opisu. Nie
są to łatwe lektury, ale jeśli ktoś ulegnie czarowi narracji Lema,
wsiąknie na dłużej. Poza tym pisarz kreuje w swoich dziełach „organiczne
sci-fi”. Próżno nam w jego książkach szukać robotów, tabletów,
reaktorów, wyświetlaczy. Są za to automaty, żarówki(!), stosy atomowe,
rozrządy, dźwignie. Podejście a’la Jack White: fight with it. Tak, ludzie w
czasach wszechobecnej technologi nie mają już za bardzo z czym walczyć,
więc walczą z samym sobą. Nasz lekarz biega maraton (świetny rozdział, ci
którzy lubią biegać będą czytać go z zapartym tchem) oraz wspina się. I
nie je fast foodów. Na szczęście.
Czasami lektura wygląda jak fizyczny plac zabaw. Nie wspominając już o
Ijonie Tichym, czy pilocie Pirxie, tam fizyka styka się z groteską i humorem,
ale ten styl pisania, to zupełnie inna bajka 🙂
Amerykańscy twórcy sci-fi myśleli, że Lem nie jest konkretną osobą, lecz
radziecką grupą naukowców piszących książki o fantastyczno-naukowe
(Pewnie z uwagi na dziwne „skrótowe” nazwisko)!!!
Najbardziej znane oczywiście są Solaris , czy Powrót z gwiazd . Mi
najbardziej podobały się w.w.
Popieram, mi też Eden na długo zapadł w pamięć, Obłoku Magellana nie
czytałem i będę musiał nadrobić : ) Dzieła Lema są ponadczasowe i
również polecam każdemu!
Czytałem Dzienniki Gwiazdowe i na dłuższą metę mnie męczyły, ale będę
musiał Lema jeszcze poczytać. 😉
No może nie „amerykańscy twórcy sci-fi” – konkretnie to takie zdanie miał
Philip K. Dick. Być może dlatego, że miał prawdopodobnie schizofrenię.
Generalnie, stosunki między Lemem, a amerykańskimi autorami były.. hmm
nieciekawe.
No, kurna, nareszcie pojawił się na „basoofce” kolejny rzeczywisty blogger.
Jest nas już kilku i mam nadzieję, że blogowe wpisy „thebreakdowner”-a
zostaną trwałym elementem „basoofkowego” pejzażu! Ja czytam je z
zainteresowaniem…
Co do Lema – jest drugim autorem s-f jakiego zacząłem czytać w wieku 7 lat
(po Boruniu i Trepce) i był to zbiór opowiadań, do których później autor
już się nie przyznawał oraz właśnie „Obłok Magellana”, zresztą
późniejsza obowiązkowa lektura szkolna…
Mam chyba wszystko co napisał, ale to temat na zupełnie osobny felieton!
😀
dzięki tubasie!