Blog

Ciężkie życie chałturnika. Czyli o graniu na weselach słów kilka :]

Jak mówię znajomym, że gram na weselach, każdy praktycznie reaguje w ten
sposób : O ale fajnie, zjesz, popijesz… Muzycy mówią, o fajnie, za
nicnierobienie trzepiesz równą kasę. Otóż sprawa nie do końca wygląda
tak kolorowo. Moje osobiste wnikliwe analizy podkarpackiego rynku
weselno-okolicznościowo muzycznego dały konkretne wnioski. W porównaniu do
pracy kelnera rzeczywiście nie jest tak źle, bo zarabiamy dwa razy więcej, a
nie ganiamy cały czas z tackami i nie wysłuchujemy obelg pijanych gości
(chociaż… ale o tym za chwilę). Także jest to dobry sposób na zarobienie
całkiem sympatycznych pieniędzy przez wakacje, cały czas obcując z własnym
instrumentem i zdobywająć doświadczenie w róznych stylach muzycznych.
Jednak praca wcale nie jest łatwa.

Pierwsza sprawa to czas grania na jednej imprezie. Nie czarujmy się przez
jedno wesele trwające do 4 nad ranem w d*pę dostają nasze palce, nogi,
wiosło, wzmacniacz i uszy. Taka jest prawda i zmęczenie jest naprawdę
nieliche, jeżeli jeszcze po całej imprezie musisz spakować cały sprzęt w
kejsy, ostrożnie zapakować na auto i potem wynieść na pierwsze piętro do
sali prób. No słowem przesrane.

Druga sprawa to materiał, który trzeba ogarnąć. Żeby ugrać wesele
wystarczy spokojnie 80/100 utworów. Jednak goście nieraz mają tak egzotyczne
życzenia, że trzeba być przygotowanym na wszelkie możliwości, więc dobrze
mieć zapas spodziewanych niespodzianek. Bezpieczna ilość to ok 180 utworów.
Z pijanym nie porozmawiasz a nieraz się spinają i robią awanturę, np za to
ze nie chcesz im zagrać po raz piąty hej z góry z góry jadą mazury.
Ostatnio na wesele państwo młodzi zażyczyli sobie
https://www.youtube.com/watch?v=wa7GS6j_QdI ten utwór i do tego Nothing Else
matters. Klient nasz pan, trzeba się dostosować

Trzecia sprawa to dobór repertuaru. Wielu uważa, że na weselu to wystarczą
polki, walczyki i jakieś gnioty. Owszem, wystarczą, ale jeżeli chcesz
zarobić na graniu, mieć trochę więcej terminów zajętych, trzeba się
czymś wykazać. Pomału gusta się zmieniają, rzadziej zdarzają się wesela
dwudniowe, zanikają oczepiny. Oczywiście nie należy uogólniać, zdarzają
się wesela gdzie ludzie najlepiej bawią się przy disco polo czy ludowej
muzyce. Kapela się przy tym nie bawi. Za to fajnie jest mieć trochę ambitnej
muzyki, którą można zaskoczyć gości, jakąś sambę, foxtrota, trochę
disco czy muzyki znanej z radia. Polski rock też doskonale sprzedaje się na
weselach (Lady pank, Maanam, Perfect, Budka suflera etc). Tak więc repertuar
musi być urozmaicony, żeby i starsi i młodsi znaleźli dla siebie coś
dobrego. Mnie osobiście marzy się taki ekskluzywny zespół unplugged
grający swinga, trzepiący dużą kasę i grający tylko dla wybranych. Może
kiedyś…

Kondycja muzyczna. Grając non stop również ćwiczysz. Obracasz się w
różnych gatunkach co na pewno rozwija wyobraźnię. Przede wszystkim granie
na chałturze uczy basistę pokory. Oducza swędzących palców. Grasz tyle ile
powinieneś, bo jak się wybijesz to się szybko zmęczysz. proste

Kolejna sprawa to sprzęt. Wielu osobom również wydaje się że na chałturę
to nie trzeba niewiadomo czego, wystarczy byle shit żeby tylko zagrać i
zgarnąć kasę. Z takim podejśćiem daleko nie zajdziesz. Paradoksalnie,
goście weselni wielką uwagę zwracają na brzmienie i to nie tylko krzyczą,
że za głośno, ale nieraz przychodzą i mówią że za cicho, albo że
saksofon za głośno. Oni wielką uwagę zwracają na podobieństwo utworu do
oryginału, im bliższe oryginałowi, tym dla nich lepsze. Z punktu widzenia
basisty warto mieć jakiś mały skuteczny piecyk z bliskim prawdy wyjściem
liniowym:) coby sygnał nie był zakłamany. Dobrze sprawdzają się też
przodowe zestawy Dynacorda(dwie stosunkowo małe paczki + jeden konkretny
subwoofer). Zestaw skuteczny dynamiczny i selektywny. Brzmienie jest szalenie
ważne. Jak nie będzie słychać wokali to wesele jest spalone. Dlatego ważne
są też odsłuchy.

Wizerunek zespołu. Na rynku są rozmaite kapele, grające na żywo czy też z
dyskietek. Klienci mają różne wymagania, ale wiadomo że zespoły droższe i
bardziej doświadczone grywają raczej na żywo. Dęty instrument też jest
ogromnym urozmaiceniem. Zwłaszcza saksofon lub trąba. Fajnie jak zespół
jest ubrany w jednakowe stroje.

Ostatnia sprawa. Alkohol. „Dobry muzyk ponoć i na trzeźwo zagra.”

My jednak wyznajemy takie podejście, że w pracy się nie powinno pić.
Symbolicznie co najwyżej. Skuteczność i efektywność , zwłaszcza wokali,
przynajmniej w moim wypadku po spożyciu alkoholu drastycznie spada. A jak
wiadomo poczta pantoflowa to najlepsza możliwa reklama, więc trzeba trzymać
wysoki poziom. Co się wydaje śmieszne, wysoki poziom? na chałturze? a
jednak.

Podsumowując: zespół składający się z hydraulików i stolarzy pragnących
sobie pograć, wypić i przy okazji coś tam zarobić też będzie miał
branie. Tyle że będą im płacić 1500zł. Ale jeżeli chcesz robić to na
wysokim poziomie, mieć z tego satysfakcję i się nie wstydzić że grasz na
weselach, czeka Cię trochę pracy. Ale rezultaty są sympatyczne:)

130 komentarzy

  1. Muzz

    oj zagrałem w swoim życiu parę wesel i wiem jaka to przesrana robota…

    Najgorszy jest zawsze przykładowy wujek Zenon napruty w trzy d*py który
    chodzi i mendzi zagraj „Myszerej” czyli… myszerej pancerni itd.itp.(gorzej
    jest tylko wtedy jak znajdzie akordeon).

    Zastanawiało mnie wtedy czemu taki wujek ma zawsze najwyższą pozycję w
    społeczności weselników…

    Lekko ni ma, grając wesela(cała kapelą) trza zapierdzielać i konkurować z
    parapetowcami i mini discami.

  2. mariotd

    Ej dobre to preludium 😀

    Aż się zasłuchałem czytając Twój wywód o weselach.

    Z chęcią bym sobie znalazł jakąś kapelę na chałturę, ale kuźwa te
    +/-180 kawałków mnie przeraża, mimo iż prawie wszystkie lecą na oktawach w
    tonacji.

  3. Don Chezare

    Na jednym weselu na którym byłem to kapela się wyraźnie nie
    przepracowywała, a pilnowałem ich do 5. Laska z jakimśtam głosem,
    syntezator i gitara albo bas (nie pamiętam, jeszcze wtedy nie
    rozróżniałem). Nie było to najwyższych lotów ale i kapela do końca była
    rześka.

    Na drugim zaś był zespół – bas, klawiszowczyni i
    wokalo-klawiszowco-gitarzysta. Potem jeszcze się okazało że ten ostatni to
    człowiek który w jakimś mam talent czy czymś zaszedł daleko naśladujące
    Elvisa i takimż właśnie akcentem urozmaicił całe wesele 🙂 To była już
    profeska, respect itede.

    Natomiast ni razu nie spostrzegłem tego czym kububasek straszył, mianowicie
    marudzenie o kawałki takie a takie.

    Może aż takich chałturniczych doświadczeń nie mam, ale gram z zespołem
    ludowym i wiem jak już po 3 godzinach prania kontrabasu brakuje palców na
    których nie ma bąbli. Aczkolwiek tam jest sztywny program i trzeźwośc,
    żadnych koncertów życzeń. Jeśli już to raz z zespołem szantowym mielim
    przypadek młodzieńca który wchwiał się na scenę na koniec seta i domagał
    się hiszpańskich dziewczyn. „Pierwsza sprawa, proszę zejśc ze sceny”
    skutecznie go zniechęciła.

    Gdybym miał możnośc, chętnie bym spróbował takiego muzykowania. Ale
    każdy z kim chociażby wszcząłem temat, zaraz zaczął że „żadnych
    chałtur, żadnego sprzedawania się” itd. Jak ty się znalazłeś w temacie,
    kububasek? Sam założyłeś, ciebie wzięli?

  4. Aga

    Fajny tekst, każdemu się przyda informacja, jak jest w rzeczywistości, bo
    tyle legend krąży na ten temat, że głowa boli. A do tego najśmieszniejsze
    jest gadanie (dosyć częste), że muzyk grający chałtury, to jakiś
    „podludź”, albo do tego wyśmiewanie go, że takim graniem zaniża poziom.

    Myślałam jakiś czas temu, czyby nie spróbować, głównie dla rozwoju
    (właśnie ta ilość kawałków do zrobienia, różne style muzyczne).

    Na jednej takiej próbie byłam nawet(wiem, że to niewiele, by wyciągać
    daleko idące wnioski, ale coś mogłam zobaczyć) i myślę, że tak nie do
    końca jest, że wszystkie lecą w oktawach w tonacji. A jeszcze lepiej, jak
    dostajesz nuty (jak było w moim przypadku, a same nuty nie są dla mnie
    jakimś problemem), nie do linii basu, ale do melodii kawałka, ze
    zmieniającymi się akordami 2 czy 3 razy w takcie i do tego trzeba było grać
    wszystko przetransponowane do jakiejś „wygodnej” tonacji typu Es dur sus coś
    tam. 🙂 Bo był saksofon i trzeba było zmieniać we wszystkim tonację na
    taką, w której saksofon zagra (na przykład Es albo B). A klawiszowiec sobie
    zrobił transpozycję na klawiszach i miał problem z głowy. 🙂

    Dla mnie byłoby to niezłe wyzwanie, ale stwierdziłam, że na razie dam sobie
    spokój, jeszcze muszę się wieeeeeele nauczyć. Możliwe, że kiedyś
    spróbuję.

    Ja w każdym bądź razie podziwiam takich „chałturników”. 🙂

  5. mazdah

    Anegdotka znana z opowieści klawiszowca z którym gram:

    Poranna godzina, zespół się zwija … podchodzi ojciec pana młodego:

    – kapea…graać.. graać k*rwa aabo oddawać pieniąze

    Chłopaki trochę zdziwieni:

    – szefunciu, ale przecież jeszcze nam nie daliście żadnych pieniędzy…

    – kuwaa graaacie albo oddawać pieniąze!

    – no dobra. A co mamy zagrać?

    – jakąąś nowośćźż …

    – no ale jaką?

    – no…. możee być „szalona”!

    – no ale szefie, pan zobaczy, wszyscy goście już powychodzili do domów.

    – a ja kuwaaa za to płacee i kuwaa mo być „szalona”!

    Od tamtego czasu ma uraz i do dziś nie chce grać za pieniądze. Nigdzie
    😛

    Z drugiej strony, swojego Precisiona kupiłem od „chałturnika”. Kapela ma taki
    sprzęt i składa się z TAKICH muzyków, że pewnie niejednemu
    „profesjonaliście” kopara by spadła. Chałtura na Foderze? Da się 😀

  6. mariotd

    Na Foderze?….

    Jak będę sławny i bogaty to też zajmę się chałturą 😛

    Aga- ja wiem, że nie tylko na oktawach się to opiera (; ale w głównej
    mierze, sporo kawałków jest tak granych przez bas weselnych. Nie mówię, że
    wszystkie.

    Ale jak tylko słyszę „czytanie z nut” to mnie gęsia skórka przechodzi…

  7. sernik

    Ja mam szalony plan w następne wakacje spróbować. W sensie przygotować się
    z kapelą na sezon weselny wakacyjny i zarobić przez wakacje trochę
    pieniędzy.

  8. Bleku_86

    Cześć, w jakim zespole grasz? tak z ciekawości bo też sobie chałturzę i
    troszke tych zespołów znam z okolic Rzeszowa.

    Fakt, że po dwudniowym weselu to człowiek wypruty jak nie wiem co. Do
    ogarnięcia ok 200 numerów, ale dużo jest na to samo kopyto, nie jest to
    jakieś mega trudne do opanowania, tym bardziej że większość ze słuchu
    się po prostu kojarzy z radia czy z czegoś tam.

    Ubieranie się jednakowo, może, ja to uważam trochę za wioske. Jeden zespół
    z okolicy jednakowe kapelusze sobie kupił to ich wyśmiali. 😀 Biała koszula,
    krawat, ciemny garniak i jest git.

    Egzotyczne życzenia, ostatnio gość nam dawał pięć stów za chiński rap
    🙂 Na improwizację się nie zgodził :(.

    We wiejskich okolicach instr. dęty nie jest urozmaiceniem tylko
    koniecznością. Bo wiesz, „ni ma rur to ch*j nie zespół”. Np. na odgrywki
    idziemy na perkusje, akordeon, dwa saksy i trąbkę i ludziom to się
    niesamowicie podoba. A trzeba grać to co się ludziom podoba a nie to co
    nam.

    Chałtury są męczące ale taką dniówkę ciężko gdzie indziej
    wyciągnąć. 🙂

  9. motyx

    Nie zgodzę się z tym, że trzeba grać to co się podoba ludziom, a nie to co
    się podoba nam. Idąc takim tokiem myślenia w repertuarze musiałoby się
    znaleźć 80% disco polo, a zespół niczym nie wyróżniałby się od
    dyskietkowców. Jeżeli będziesz grał to co tobie się podoba, mając
    świadomość, że jest to cały czas muzyka taneczna wykonywana na wysokim
    poziomie to i tak znajdą się na to klienci. Trzeba ludziom pokazać, że
    muzyka nie kończy się na „Szalonej”. Gdybym miał grać tylko to co podoba
    się ludziom, ew. grać to co mi się nie podoba to po pierwsze ogólny poziom
    wykonania byłby dużo niższy (brak radości i motywacji), a po drugie
    psychicznie bym się wykończył po miesiącu. Na rynku jest miejsce i dla
    dyskietkowców i dla coverbandów, niech każdy walczy o swój target i nie
    wpieprza się w inny to będzie dobrze. Jednym z moich wzorów w takim graniu i
    w kierunku którego naprowadzam zespół jest
    http://www.swingbrothers.pl. Jeszcze
    długa droga przed nami, ale jest cel, który motywuje do ćwiczeń i
    samorozwoju.

  10. glatzman

    A jak to się ma do takiego grania?

    Na weselu mojego kumpla, godz. ok. 23:00, muzyczka leci basista stoi przy
    mikrofonie i leci wokal. W pewnym momencie podchodzi do wokalisto-basisty matka
    Pana Młodego gada coś do niego , on się nachyla i jej odpowiada a… z
    mikrofonu nadal leci wokal.

  11. Bleku_86

    @glatzman: A jak to się ma do takiego grania?
    Na weselu mojego kumpla, godz. ok. 23:00, muzyczka leci basista stoi przy mikrofonie i leci wokal. W pewnym momencie podchodzi do wokalisto-basisty matka Pana Młodego gada coś do niego , on się nachyla i jej odpowiada a… z mikrofonu nadal leci wokal.

    No bo jest chałtura i jest chałtura. 🙂

  12. zakwas

    @kububasek: Mnie osobiście marzy się taki ekskluzywny zespół unplugged grający swinga, trzepiący dużą kasę i grający tylko dla wybranych.

    Tobie też? :>

    A co do grania na chałturach, to lekko nie jest. Miałem propozycję grania w
    składzie weselnym, ale trochę za dużo materiału do zrobienia było w
    trakcie pisania pracy magisterskiej, a ludzie jak dla mnie zbyt ambitni byli,
    bo chcieli robić numery „dźwięk w dźwięk”, co dla mnie trochę poroniony
    pomysł na chałturach. Całość ma być mniej więcej zachowana, główne
    zagrywki mają być, ale żeby robić to co do nuty wręcz to trochę bez sensu
    jak dla mnie, więc zrezygnowałem, bo magisterka i takie tam uczelniane
    sprawy.

    Jak już zamknę studia to założę se sam kapelę weselną jak nic nie
    znajdę 😛

  13. kububasek

    @ Muzz właśnie o takim wujku Zenonie mówiłem. Z przykładem Mazdaha też
    się spotkałem, tylko że miałem wtedy 17 lat i jeden z wujków tak się
    spinał że chciał mnie aż obić. Z takimi ludźmi ciężko się rozmawia i
    nieraz spędza to sen z powiek.

    @ Don Chezare znaleźli mnie, ale kiedyś założę swój zespół. Ten w
    którym gram teraz jest doświadczony, obyty z rynkiem i mamy dobry
    sprzęt.

    @Aga transpozycja to normalna rzecz, bo jak idziesz do innego składu grać na
    skoka to prawie niemożliwe żeby grali w tych samych tonacjach. To wchodzi w
    krew dość szybko i włącza się jak ja to nazywam AUTOPILOT:) a transpozycja
    na klawiszu czy zmienianie tonacji pod saks to półśrodki. Ja ich nie
    uznaję, może dlatego że akurat rurarz nam się trafił wybitny.

    @ Mazdah chałturnik też muzyk i chce się czuć komfortowo, wiadomo im lepszy
    sprzęt tym większy komfort grania i mniejsza troska o awarie, a to jest zmora
    zespołów… Zawsze mamy narzędziówkę lutownicę etc, bo jednak sprzęt
    dostaje w dupkę przez całą noc.

    @ Bleku_86 gram w tym roku w Sunrisach 🙂 ale przez parę też się
    przewinąłem. Z tym ubiorem nie do końca tak jest, kapelusze(domyślam się o
    kim mówisz) też są dobrym pomysłem ale ludzie nie zawsze to docenią.
    Jednak takie same koszule robią fajne wrażenie. A my no nieskromnie mówiąc
    nie jesteśmy wiejskim zespołem, wiejskie wesela też się rzadko zdarzają.
    Wcześniej grałem w zespole bez rury i było też świetnie, też
    ambitnie.

    @ motyx owszem nie można grać TYLKO tego co się podoba ludziom 🙂 raz że my
    byśmy się porzygali od disco polo, a dwa że ludzie też czasem chcą polkę
    czy walczyka zatańczyć, chcą też zaśpiewać Marylę i poklaskać do kate
    ryan z RMF FM. Repertuar musi być urozmaicony i musi robić wrażenie, jednak
    młodzi przed weselem czasem mają takie pomysły że aż im odradzamy bo się
    czerwienię na samą myśl… gnioty takie że szok. Jak się gra dobrze, to
    renoma idzie. A dobrze nie znaczy że tylko disco polo 😉

    My się staramy grać nowości ale też takie moje ulubione kawałki w stylu
    Lady, Smooth Operator, hahahaczyk i mase innych których granie sprawia wielką
    frajdę:) czasem też przearanżowywujemy niektóre numery np na funky.

    @ zakwasie licz się z potężnymi kosztami. Same mikrofony i okablowanie to
    taki koszt że pierwszy sezon pograsz za darmo jak chcesz szefować:) Ale potem
    jak się rozbuja to ohohoho:) ale trzeba z alkoholem uważać, niepicie też
    przyciąga klientów

    A co do poziomu do którego my dążymy to jest wyznacznik
    http://www.reversband.pl/site/index.php posłuchajcie bejslajnów

    tyle na ten temat

  14. zakwas

    Jak ja będę szefował, to się wokal albo sam nagłaśnia, albo nie kaprysi
    😛

    Nigdy nie rozumiałem postawy roszczeniowej wokalistów, że nagłośnienie to
    musi być, a oni co najwyżej to mikrofon swój mogą sobie kupić :F

  15. Steve Rondel

    Fajny tekst na ciekawy temat. Nie sądzę żeby granie na weselach było
    jakąś ujmą dla muzyka. Teraz takie czasy, że większość nie gra tego co
    by chciała. Smutna rzeczywistość jest taka, że 90% społeczeństwa gust ma
    fatalny i jeśli chcesz ZARABIAĆ GRANIEM to musisz się do tego dostosować
    odkładając swoje ambicje na bok. Czytając wywiady ze znanymi muzykami
    większość pasjonuje się jazzem, rockiem progresywnym a i tak wszyscy grają
    pop, ewentualnie spopowaciały rock. Mało takich grup, które mogą sobie
    pozowolić na swobodę w nagrywaniu płyty, wszystko jest uzależnione od
    popytu. Dlatego nie wiem w czym taki np Feel miałby być lepszy od zespołu
    weselnego. Dla mnie bez różnicy.

  16. svenson

    Na ostatnim weselu na którym byłem kapela grała różne utwory – także
    całkowicie obciachowe typu „Hej sokoły” – ale zdarzały się smaczki pokroju
    utworów z Blues Brothers, Manu Chao i inne bosa novy więc miło mnie panowie
    zaskoczyli. Mnie się marzy wesele w stylu właśnie Manu Chao, Sade, jakiś
    bluesik itp. Mogę dać wolną rękę w doborze utworów ale nie będzie
    tolerancji dla disco polo i temu podobnych.

    Z moich obserwacji wynika, że na początku wesela wszyscy świetnie się
    bawili przy ambitnych piosenkach i nikt nie psioczył, z czasem dopiero
    zaczęły lecieć znane i wiecznie żywe piosenki weselne. Moja teoria jest
    taka, że z czasem ludzie są coraz bardziej pijani, więc trzeba grać to co
    na pewno znają bo inaczej nie będą potrafili się bawić.

  17. miklo

    Nigdy nie grałem na chałturach, ale Twój tekst pokrywa się +- z zeznaniami
    znajomych, którzy grają / grali.

    Co do transpozycji – w przypadku basu, to dość prosta sprawa – przesuwamy
    się o ileś progów wte czy we wte i wio 😉

  18. kububasek

    hehe fajnie by było jakby to było takie proste:)

    czasem jest dobrze pewne pochody czy pasaże nawet grać z pustymi strunami, a
    jeżeli już bez pustych to jak najbardziej w stronę mostka. Coby odległości
    między progami były jak najmniejsze:)

  19. Aga

    @miklo:

    Co do transpozycji – w przypadku basu, to dość prosta sprawa – przesuwamy się o ileś progów wte czy we wte i wio 😉

    Niby tak, jeśli kawałek już umiesz i jeśli nie jest to transpozycja na
    przykład z A do Es. 😉 Tak jak było w moim przypadku.

    A do tego kawałek składał się z mnóstwa akordów. Dla mnie to była
    poprzeczka za wysoko postawiona. 🙂

    Ale kiedyś, kiedyś się nauczę…….

  20. mariotd

    Aga- …tego jednego kawałka i będziesz mogła z tym jednym kawałkiem iść
    i grać chałtury 😀

  21. Aga

    Tak właśnie mariotd. ;P

    Jak w tym kawale o basiście, który się nauczył dwóch dźwięków C i G. 😉

  22. empty

    Ja zwolennikiem chałtur nie jestem – chociaż szanuję grających na weselach,
    bo fakt faktem prze….ne mają ;/

    Chociaż jedni się starają i dają z siebie wszystko a drudzy grają z
    dyskietek 🙂

    Kiedyś byłem na jakimś koncercie metalowym – usłyszałem rozmowę 2 typów
    za mną stojących:

    – Widzisz tego gitarzystę ?

    + No widzę, fajnie zap…dala

    – Hehe, nom, grał u mojej siostry na weselu . . .

  23. kububasek

    ale czy to mu w czymś ujmuje? gitarzyści i basiści z chałtury
    niejednokrotnie zawstydzają techniką, poziomem i wyobraźnią
    „niekomercyjnych” metali. Ci ludzi dorośli do wniosku że jak nie stać ich na
    układanie muzyki tak zajebistej żeby była znana na szerszą skalę, to
    będą robić muzykę stworzoną przez kogoś, ale będą robić to z*ebiście
    i z fantazją, świetnie się bawiąc i do tego zarabiając niezłą
    kasę:)

    zapraszam do dalszej dyskusji, fajnie znać Wasze zdanie:)

  24. empty

    fakt – faktem, grając chałtury z*ebiście się rozwijasz, bo wałkujesz tych
    piosenek trochę, repertuar się ciągle poszerza itp.

    Czy granie na chałturach ujmuje . . . to zależy od samego siebie -jednym tak,
    drugim nie. Na to pytanie musisz sobie sam odpowiedzieć 🙂

    Ja na przykład nie chciał bym grać na chałturach i mam na ten temat swoje
    zdanie, nie ubliżając i nie ujmując nikomu ofkors. Jeden lubi drugi nie
    🙂

    To tak samo jak być muzykiem komercyjnym i muzykiem niekomercyjnym.

    Każdy widzi to na swój sposób 🙂

  25. Muzz

    Jak śpiewał Jasiu Skrzek „byle dobrze robił to tak uczyłeś mnie pamietosz,
    wszystko jedno o co szło jak coś robisz to rzec świynto”

    Czyli, jeżeli grasz kotleta to rób to tak, żeby wstydu nie było i jak
    najlepiej potrafisz. Można czerpać radosć z chałtury jeżeli są odpowiedni
    zawodowo podchodzacy współpracownicy. Co do komercji byłbym delikatny…

    Osobiscie nie chciałbym wracać do grania wesel bo to ciężka robota,
    natomiast jak przypominam sobie stawki to jeszcze teraz mi się mordka śmieje.

  26. Dante Morius

    ja tylko pozwolę sobie na dygresje – to jedna ze spokojniejszych,
    przyjemniejszych i bardziej konstruktywnych rozmów na basoofce od jakiegoś
    czasu – czy nadal ktoś twierdzi, że wieś tu panuje?;)

  27. zakwas

    @empty:
    To tak samo jak być muzykiem komercyjnym i muzykiem niekomercyjnym.
    Każdy widzi to na swój sposób 🙂

    Do trzech razy sztuka. Potem chałtura, jak mawia mój znajomy 😉

    A tubas napisał najmądrzejszy post w tym temacie i w sumie
    mógłbym już zamknąć ten wątek, gdyby nie to, że to blog 😉

  28. kububasek

    a spróbowałbyś tylko:P Tubas, witamy serdecznie i zapraszamy do pisania
    podobnych rzeczy. Może niektórym bohaterom się przemówi do rozsądku.
    Ogólnie to się cieszę że każdy wyraża swoje zdanie w tym temacie i jest
    to budujące, jak to przyznał tubas, że taki muzyk zasługuje na szacunek, bo
    niejednokrotnie przewyższa poziomem i doświadczeniem „niekomercyjnych
    bohaterów”.

    @empty- jasne, każdy widzi to na swój sposób, jak miałem lat naście, też
    chciałem być niszowy andergrandowy niekomercyjny i fajny. Ale dorosłem do
    pewnych wniosków, o tym już pisano:) ale miło że szanujesz… Nas! 🙂

  29. Yaneck

    Witam.Mądrze prawicie (prawie) wszyscy. Słowem uzupełnienia obrazu dodam
    tylko, że robota na weselu lekka nie jest, ale na pewno przyjemna.
    Przyjemniejsza na pewno niż, nie wiem, układanie kostki brukowej. Ja sam za
    disco polo nie przepadam, ale przez te parę lat przestało mi przeszkadzać-
    na zasadzie, sam se nie włączę, ale jak leci- to niech se leci. Natomiast
    po- tak zwanych- godzinach, gramy ze składem cokolwiek inną muzę. Przyjemne
    dla ucha szanty, i inny metal :)Respect dla wszystkich GRAJĄCYCH, a nie
    statystujących.

  30. Marek Kacprzak

    Tubas, twoje pisanie jest obarczone twoim doswiadczeniem w temacie, o którym
    piszesz, co na tym forum niezbyt często się zdarza, mimo to ja lubię bywać
    tu bo jest to miejsce gdzie, czytam, od pewnego czsu przestałem się udzielać
    bo stwierdziłem,że pewnie nie mam racji, o sprawach mnie interesujących.To
    co napisałeś świadcz o twoim dużym doswiadczeniu i znajomości tematu.Wszem
    i wobec nie podaje się wiadomości, że nasi najwięksi jazzmani i blusmeni
    bardzo często i długo grywali do kotleta, może z stąd bierze się ich
    wielkość. Jak teraz trudno udowodnić, że czasy, w których aby grywać, za
    w miarę godziwe pieniądze,były z jednej strony podłe politycznie,
    społecznie, socjalnie, a jednocześnie ” ktoś” pilnował aby ci którzy
    gdzieś się publicznie pokazywali prezentowali w miarę godziwy poziom. Kto
    teraz wie jak trudno było zdobyć weryfikację, nawet tw. trójkę.Ten, który
    ją dostał musiał prezentowć „godziwy poziom”.Sądząc po Twoich dokonaniach
    muzycznych jesteśmy w podobnym wieku. Sądzę,że wielu młodszych kolegów,
    którzy upodobali sobie Muzyke za hobby lub profesję coś z tej dysputy
    zrozumie i na naszych estradach nie będzie tak totalnego chłamu, który ze
    względu na popularność jest jeszcze popularyzowany przez mas
    media.Pozdrawiam.

  31. Michalbas

    Trochę przesadzacie z użalaniem się jaka to jest ciężka praca. Gram już
    trochę chałtury i wiem że jest ale to nie powód żeby stękać i prychać
    jak ciężko, ale trudno tym kraju muzykowi zarobić przez 2 noce prawie
    miesięcznej wypłaty przeciętnego Kowalskiego. Cieszmy się że mamy
    możliwość grania a nie stękajmy.

    Jeśli chodzi o mnie to mam zamiar jeszcze max 2-3 lat grać a potem rezygnuje
    bo to jednak nie jest to co mnie spełnia są pieniadze ale nie kosztem
    szmacenia i grania budki suflera lady panków czy szalonej jak już ktoś
    wspomniał. Trzeba mnieć ambitne cele w życiu.

    Tyle ode mnie

    pozdrawiam

  32. Muzz

    Taaaa a ambicją jest granie za darmo z przekonania to co się kocha…
    Michalbas nie p…dol.

    Wiadoma sprawą jest, ze byłoby to przepiekne, ale niestety jazzman,bluesman
    różnia się od pizzy tym, ze pizza wykarmi rodzine.

    edit; a może granie w filharmonii jest ambitne, za 2. 50zł

  33. zakwas

    Michalbas – Muzz trochę przesadził, ale granie w filharmonii np. na drugim
    pulpicie to naprawdę kiepskie pieniądze. Nie wiem skąd wziąłeś te 2,5k. W
    łódzkiej filharmonii stawki są od tego dalekie…

    Poza tym, to też przecież chałtura. Ale już inaczej wszyscy na to patrzą.
    A do grania disco z pola też trzeba się przykładać, tak jak i do Bacha.
    😉

  34. Gurf

    zabiorę tu głos, chociaż mi daleko do chałturowania (póki jeszcze
    młodzieńczy zapał, to wolę grać swoje rzeczy i to co lubię).

    Zakwas, różnica taka, że w discopolo możesz poimprowizować, a w bachu już
    trochę mniej. Tj. ja to tak odbieram, że bacha gramy jak bacha, a w disco
    polo można trochę swojego dać.

    na weselach, jak już jest kapela z basistą, wkurza mnie zawsze dźwięk basu.
    (absolutnie ZAWSZE jest to jakaś Yamaha – tak jak u większości polskich
    basistów co grają z gwiazdami) Enyłej, dźwięk ten zawsze jest beznadziejny
    i wkurza po paru minutach, co dopiero mówić o całej nocy 😉

  35. sledz

    @gurf:
    na weselach, jak już jest kapela z basistą, wkurza mnie zawsze dźwięk basu. (…)

    Musiciana kupiłem od muzyka weselnego. Wypraszam sobie 🙂

  36. zakwas

    @gurf: Zakwas, różnica taka, że w discopolo możesz poimprowizować, a w bachu już trochę mniej. Tj. ja to tak odbieram, że bacha gramy jak bacha, a w disco polo można trochę swojego dać.

    Trochę zależy od podejścia właśnie. Disco Polo też możesz zagrać nuta w
    nutę. Są składy, które stawiają to sobie za cel – jak najwierniej
    odwzorowywać grane utwory (co moim zdaniem też jest trochę bez sensu, ale
    nie zmienia to faktu, że takowe zespoły istnieją)

  37. Dante Morius

    zakwas – czy ja wiem, czy bez sensu? Czasami oddanie idealnie każdego detalu
    utworu też jest jakąś ambicją i wcale takie proste nie jest czasami.
    Każdemu wg gustu.

  38. Bleku_86

    Gurf, właśnie że na basówce w disco polo ciężko improwizować, ponieważ
    basówka ma w tym stylu muzycznym bardzo określone zadanie i najczęściej
    jest to nawalanie oktawami. Swing, twist, pop-rock czy jakieś takie to już
    jak najbardziej do improwizacji, szybciej na weselu czas leci. 🙂

  39. zakwas

    @Dante Morius: zakwas – czy ja wiem, czy bez sensu? Czasami oddanie idealnie każdego detalu utworu też jest jakąś ambicją i wcale takie proste nie jest czasami. Każdemu wg gustu.

    Masz rację.

    Mam rację.

  40. kububasek

    W tej sytuacji jeszcze ludzie wchodzą w grę. Improwizowana solówka jak
    najbardziej, ale ludzie kochają i podniecają się tym,że coś brzmi jak
    oryginał. Paradoksalnie pole do popisu jest w tym że… zrobisz utwór jak
    najdokładniej:) zwłaszcza że linie basowe nieraz są tak przeje*ane w
    niektórych utworach że nie nawet zagranie tego daje przyjemność.

    Granie w filharmonii dla mnie to też chałtura. A jak ktoś chce grać na
    basie disco polo i resztę improwizując, to po prostu życzę
    wyrozumiałych klientów 🙂

    Poza tym akurat Budka Suflera i Lady Pank to świetne zespoły i czuję się
    nieco urażony czytając że się szmacę, lub Ty się szmacisz grając te
    hity.

    A Yamahę to ja osobiście chciałbym mieć, najlepiej TRB 5II. Często
    spotykam się na chałturach z GMRami, Musicmanami i Fenderami 😉

  41. puciak

    ludzie, jak można tak porównywać bacha i discopolo :/

  42. Yaneck

    @puciak: ludzie, jak można tak porównywać bacha i discopolo :/

    Ano tak, że Bach też pisał utwory dla innych, na zamówienie np. wiele
    utworów wokalnych. Szopen, Mozart też pisali za kasę, i wielu innych.
    Szmacili się co?

  43. puciak

    @Yaneck:

    @puciak: ludzie, jak można tak porównywać bacha i discopolo :/

    Ano tak, że Bach też pisał utwory dla innych, na zamówienie np. wiele utworów wokalnych. Szopen, Mozart też pisali za kasę, i wielu innych. Szmacili się co?

    doprawdy niesamowite

  44. zakwas

    Yaneck – niektórzy nie rozumieją przenośni. 🙂

  45. Marek Kacprzak

    Wszyscy się czasami szmacimy, dobrze, że nie zawsze, to poezja życia.

  46. Gurf

    @Marek Kacprzak: Wszyscy się czasami szmacimy, dobrze, że nie zawsze, to poezja życia.

    doskonały strzał, milordzie.

    Enyłej – mówię to na prostym przykładzie – gitarzysta – wielki fan flojdów
    – była taka sytuacja:

    rozmawialiśmy o graniu mother flojdów i still got the blues. I akurat w tym
    drugim on solówkę może na spokojnie poimprowizować, ja bas też – natomiast
    w mother to już tak nie bardzo. Wiem – to nie jest bach i disco polo, ale
    chodziło mi o taką analogię, mam nadzieję, że co tęższe umysły to
    zrozumieją.

    śledziu, jak kupiłeś to Ci się chwali – ja fajnego basu w zespole weselnym
    – BA – w zespole jakimkolwiek jaki widziałem na żywo poza paroma kapelami z
    wawy – nie widziałem. Same jakieś cuda na kiju.

    puciak, zdaje mi się, że i bach i disco polo to muzyka, nie? :3

    btw kububasek, dla mnie budka i lady pank to też mocno średnia półka
    muzyczna – gusta

    jak d*pa 🙂

  47. Muzz

    ech wsadziłem kij w mrowisko… nie ważne

  48. zakwas

    Muzz, no co Ty? Dyskutować trzeba – od tego jest forum! 🙂

  49. Jagodabass

    Właśnie, Zakwas dobrze prawi.

  50. kububasek

    jasne gurf mogą Ci się nie podobać. Ale nie są to zespoły niskiego
    poziomu:) Co innego Paula, Feel i tym podobne. Ale spoko, jak byłem młodszy
    też tak myślałem:) są rzeczy które gra się z przyjemnością, są też
    takie na które ma się odruch wymiotny. Tu przyznaję rację, jest to kwestia
    gustu.

    A co do zespołów to Ci pokażę fajny bas w fajnym zespole.

    http://www.reversband.pl/site/index.php

    smacznego

Inni czytali również