Jak mówię znajomym, że gram na weselach, każdy praktycznie reaguje w ten
sposób : O ale fajnie, zjesz, popijesz… Muzycy mówią, o fajnie, za
nicnierobienie trzepiesz równą kasę. Otóż sprawa nie do końca wygląda
tak kolorowo. Moje osobiste wnikliwe analizy podkarpackiego rynku
weselno-okolicznościowo muzycznego dały konkretne wnioski. W porównaniu do
pracy kelnera rzeczywiście nie jest tak źle, bo zarabiamy dwa razy więcej, a
nie ganiamy cały czas z tackami i nie wysłuchujemy obelg pijanych gości
(chociaż… ale o tym za chwilę). Także jest to dobry sposób na zarobienie
całkiem sympatycznych pieniędzy przez wakacje, cały czas obcując z własnym
instrumentem i zdobywająć doświadczenie w róznych stylach muzycznych.
Jednak praca wcale nie jest łatwa.
Pierwsza sprawa to czas grania na jednej imprezie. Nie czarujmy się przez
jedno wesele trwające do 4 nad ranem w d*pę dostają nasze palce, nogi,
wiosło, wzmacniacz i uszy. Taka jest prawda i zmęczenie jest naprawdę
nieliche, jeżeli jeszcze po całej imprezie musisz spakować cały sprzęt w
kejsy, ostrożnie zapakować na auto i potem wynieść na pierwsze piętro do
sali prób. No słowem przesrane.
Druga sprawa to materiał, który trzeba ogarnąć. Żeby ugrać wesele
wystarczy spokojnie 80/100 utworów. Jednak goście nieraz mają tak egzotyczne
życzenia, że trzeba być przygotowanym na wszelkie możliwości, więc dobrze
mieć zapas spodziewanych niespodzianek. Bezpieczna ilość to ok 180 utworów.
Z pijanym nie porozmawiasz a nieraz się spinają i robią awanturę, np za to
ze nie chcesz im zagrać po raz piąty hej z góry z góry jadą mazury.
Ostatnio na wesele państwo młodzi zażyczyli sobie
https://www.youtube.com/watch?v=wa7GS6j_QdI ten utwór i do tego Nothing Else
matters. Klient nasz pan, trzeba się dostosować
Trzecia sprawa to dobór repertuaru. Wielu uważa, że na weselu to wystarczą
polki, walczyki i jakieś gnioty. Owszem, wystarczą, ale jeżeli chcesz
zarobić na graniu, mieć trochę więcej terminów zajętych, trzeba się
czymś wykazać. Pomału gusta się zmieniają, rzadziej zdarzają się wesela
dwudniowe, zanikają oczepiny. Oczywiście nie należy uogólniać, zdarzają
się wesela gdzie ludzie najlepiej bawią się przy disco polo czy ludowej
muzyce. Kapela się przy tym nie bawi. Za to fajnie jest mieć trochę ambitnej
muzyki, którą można zaskoczyć gości, jakąś sambę, foxtrota, trochę
disco czy muzyki znanej z radia. Polski rock też doskonale sprzedaje się na
weselach (Lady pank, Maanam, Perfect, Budka suflera etc). Tak więc repertuar
musi być urozmaicony, żeby i starsi i młodsi znaleźli dla siebie coś
dobrego. Mnie osobiście marzy się taki ekskluzywny zespół unplugged
grający swinga, trzepiący dużą kasę i grający tylko dla wybranych. Może
kiedyś…
Kondycja muzyczna. Grając non stop również ćwiczysz. Obracasz się w
różnych gatunkach co na pewno rozwija wyobraźnię. Przede wszystkim granie
na chałturze uczy basistę pokory. Oducza swędzących palców. Grasz tyle ile
powinieneś, bo jak się wybijesz to się szybko zmęczysz. proste
Kolejna sprawa to sprzęt. Wielu osobom również wydaje się że na chałturę
to nie trzeba niewiadomo czego, wystarczy byle shit żeby tylko zagrać i
zgarnąć kasę. Z takim podejśćiem daleko nie zajdziesz. Paradoksalnie,
goście weselni wielką uwagę zwracają na brzmienie i to nie tylko krzyczą,
że za głośno, ale nieraz przychodzą i mówią że za cicho, albo że
saksofon za głośno. Oni wielką uwagę zwracają na podobieństwo utworu do
oryginału, im bliższe oryginałowi, tym dla nich lepsze. Z punktu widzenia
basisty warto mieć jakiś mały skuteczny piecyk z bliskim prawdy wyjściem
liniowym:) coby sygnał nie był zakłamany. Dobrze sprawdzają się też
przodowe zestawy Dynacorda(dwie stosunkowo małe paczki + jeden konkretny
subwoofer). Zestaw skuteczny dynamiczny i selektywny. Brzmienie jest szalenie
ważne. Jak nie będzie słychać wokali to wesele jest spalone. Dlatego ważne
są też odsłuchy.
Wizerunek zespołu. Na rynku są rozmaite kapele, grające na żywo czy też z
dyskietek. Klienci mają różne wymagania, ale wiadomo że zespoły droższe i
bardziej doświadczone grywają raczej na żywo. Dęty instrument też jest
ogromnym urozmaiceniem. Zwłaszcza saksofon lub trąba. Fajnie jak zespół
jest ubrany w jednakowe stroje.
Ostatnia sprawa. Alkohol. „Dobry muzyk ponoć i na trzeźwo zagra.”
My jednak wyznajemy takie podejście, że w pracy się nie powinno pić.
Symbolicznie co najwyżej. Skuteczność i efektywność , zwłaszcza wokali,
przynajmniej w moim wypadku po spożyciu alkoholu drastycznie spada. A jak
wiadomo poczta pantoflowa to najlepsza możliwa reklama, więc trzeba trzymać
wysoki poziom. Co się wydaje śmieszne, wysoki poziom? na chałturze? a
jednak.
Podsumowując: zespół składający się z hydraulików i stolarzy pragnących
sobie pograć, wypić i przy okazji coś tam zarobić też będzie miał
branie. Tyle że będą im płacić 1500zł. Ale jeżeli chcesz robić to na
wysokim poziomie, mieć z tego satysfakcję i się nie wstydzić że grasz na
weselach, czeka Cię trochę pracy. Ale rezultaty są sympatyczne:)
oj zagrałem w swoim życiu parę wesel i wiem jaka to przesrana robota…
Najgorszy jest zawsze przykładowy wujek Zenon napruty w trzy d*py który
chodzi i mendzi zagraj „Myszerej” czyli… myszerej pancerni itd.itp.(gorzej
jest tylko wtedy jak znajdzie akordeon).
Zastanawiało mnie wtedy czemu taki wujek ma zawsze najwyższą pozycję w
społeczności weselników…
Lekko ni ma, grając wesela(cała kapelą) trza zapierdzielać i konkurować z
parapetowcami i mini discami.
Ej dobre to preludium 😀
Aż się zasłuchałem czytając Twój wywód o weselach.
Z chęcią bym sobie znalazł jakąś kapelę na chałturę, ale kuźwa te
+/-180 kawałków mnie przeraża, mimo iż prawie wszystkie lecą na oktawach w
tonacji.
Na jednym weselu na którym byłem to kapela się wyraźnie nie
przepracowywała, a pilnowałem ich do 5. Laska z jakimśtam głosem,
syntezator i gitara albo bas (nie pamiętam, jeszcze wtedy nie
rozróżniałem). Nie było to najwyższych lotów ale i kapela do końca była
rześka.
Na drugim zaś był zespół – bas, klawiszowczyni i
wokalo-klawiszowco-gitarzysta. Potem jeszcze się okazało że ten ostatni to
człowiek który w jakimś mam talent czy czymś zaszedł daleko naśladujące
Elvisa i takimż właśnie akcentem urozmaicił całe wesele 🙂 To była już
profeska, respect itede.
Natomiast ni razu nie spostrzegłem tego czym kububasek straszył, mianowicie
marudzenie o kawałki takie a takie.
Może aż takich chałturniczych doświadczeń nie mam, ale gram z zespołem
ludowym i wiem jak już po 3 godzinach prania kontrabasu brakuje palców na
których nie ma bąbli. Aczkolwiek tam jest sztywny program i trzeźwośc,
żadnych koncertów życzeń. Jeśli już to raz z zespołem szantowym mielim
przypadek młodzieńca który wchwiał się na scenę na koniec seta i domagał
się hiszpańskich dziewczyn. „Pierwsza sprawa, proszę zejśc ze sceny”
skutecznie go zniechęciła.
Gdybym miał możnośc, chętnie bym spróbował takiego muzykowania. Ale
każdy z kim chociażby wszcząłem temat, zaraz zaczął że „żadnych
chałtur, żadnego sprzedawania się” itd. Jak ty się znalazłeś w temacie,
kububasek? Sam założyłeś, ciebie wzięli?
Fajny tekst, każdemu się przyda informacja, jak jest w rzeczywistości, bo
tyle legend krąży na ten temat, że głowa boli. A do tego najśmieszniejsze
jest gadanie (dosyć częste), że muzyk grający chałtury, to jakiś
„podludź”, albo do tego wyśmiewanie go, że takim graniem zaniża poziom.
Myślałam jakiś czas temu, czyby nie spróbować, głównie dla rozwoju
(właśnie ta ilość kawałków do zrobienia, różne style muzyczne).
Na jednej takiej próbie byłam nawet(wiem, że to niewiele, by wyciągać
daleko idące wnioski, ale coś mogłam zobaczyć) i myślę, że tak nie do
końca jest, że wszystkie lecą w oktawach w tonacji. A jeszcze lepiej, jak
dostajesz nuty (jak było w moim przypadku, a same nuty nie są dla mnie
jakimś problemem), nie do linii basu, ale do melodii kawałka, ze
zmieniającymi się akordami 2 czy 3 razy w takcie i do tego trzeba było grać
wszystko przetransponowane do jakiejś „wygodnej” tonacji typu Es dur sus coś
tam. 🙂 Bo był saksofon i trzeba było zmieniać we wszystkim tonację na
taką, w której saksofon zagra (na przykład Es albo B). A klawiszowiec sobie
zrobił transpozycję na klawiszach i miał problem z głowy. 🙂
Dla mnie byłoby to niezłe wyzwanie, ale stwierdziłam, że na razie dam sobie
spokój, jeszcze muszę się wieeeeeele nauczyć. Możliwe, że kiedyś
spróbuję.
Ja w każdym bądź razie podziwiam takich „chałturników”. 🙂
Anegdotka znana z opowieści klawiszowca z którym gram:
Poranna godzina, zespół się zwija … podchodzi ojciec pana młodego:
– kapea…graać.. graać k*rwa aabo oddawać pieniąze
Chłopaki trochę zdziwieni:
– szefunciu, ale przecież jeszcze nam nie daliście żadnych pieniędzy…
– kuwaa graaacie albo oddawać pieniąze!
– no dobra. A co mamy zagrać?
– jakąąś nowośćźż …
– no ale jaką?
– no…. możee być „szalona”!
– no ale szefie, pan zobaczy, wszyscy goście już powychodzili do domów.
– a ja kuwaaa za to płacee i kuwaa mo być „szalona”!
Od tamtego czasu ma uraz i do dziś nie chce grać za pieniądze. Nigdzie
😛
Z drugiej strony, swojego Precisiona kupiłem od „chałturnika”. Kapela ma taki
sprzęt i składa się z TAKICH muzyków, że pewnie niejednemu
„profesjonaliście” kopara by spadła. Chałtura na Foderze? Da się 😀
Na Foderze?….
Jak będę sławny i bogaty to też zajmę się chałturą 😛
Aga- ja wiem, że nie tylko na oktawach się to opiera (; ale w głównej
mierze, sporo kawałków jest tak granych przez bas weselnych. Nie mówię, że
wszystkie.
Ale jak tylko słyszę „czytanie z nut” to mnie gęsia skórka przechodzi…
Ja mam szalony plan w następne wakacje spróbować. W sensie przygotować się
z kapelą na sezon weselny wakacyjny i zarobić przez wakacje trochę
pieniędzy.
Cześć, w jakim zespole grasz? tak z ciekawości bo też sobie chałturzę i
troszke tych zespołów znam z okolic Rzeszowa.
Fakt, że po dwudniowym weselu to człowiek wypruty jak nie wiem co. Do
ogarnięcia ok 200 numerów, ale dużo jest na to samo kopyto, nie jest to
jakieś mega trudne do opanowania, tym bardziej że większość ze słuchu
się po prostu kojarzy z radia czy z czegoś tam.
Ubieranie się jednakowo, może, ja to uważam trochę za wioske. Jeden zespół
z okolicy jednakowe kapelusze sobie kupił to ich wyśmiali. 😀 Biała koszula,
krawat, ciemny garniak i jest git.
Egzotyczne życzenia, ostatnio gość nam dawał pięć stów za chiński rap
🙂 Na improwizację się nie zgodził :(.
We wiejskich okolicach instr. dęty nie jest urozmaiceniem tylko
koniecznością. Bo wiesz, „ni ma rur to ch*j nie zespół”. Np. na odgrywki
idziemy na perkusje, akordeon, dwa saksy i trąbkę i ludziom to się
niesamowicie podoba. A trzeba grać to co się ludziom podoba a nie to co
nam.
Chałtury są męczące ale taką dniówkę ciężko gdzie indziej
wyciągnąć. 🙂
Nie zgodzę się z tym, że trzeba grać to co się podoba ludziom, a nie to co
się podoba nam. Idąc takim tokiem myślenia w repertuarze musiałoby się
znaleźć 80% disco polo, a zespół niczym nie wyróżniałby się od
dyskietkowców. Jeżeli będziesz grał to co tobie się podoba, mając
świadomość, że jest to cały czas muzyka taneczna wykonywana na wysokim
poziomie to i tak znajdą się na to klienci. Trzeba ludziom pokazać, że
muzyka nie kończy się na „Szalonej”. Gdybym miał grać tylko to co podoba
się ludziom, ew. grać to co mi się nie podoba to po pierwsze ogólny poziom
wykonania byłby dużo niższy (brak radości i motywacji), a po drugie
psychicznie bym się wykończył po miesiącu. Na rynku jest miejsce i dla
dyskietkowców i dla coverbandów, niech każdy walczy o swój target i nie
wpieprza się w inny to będzie dobrze. Jednym z moich wzorów w takim graniu i
w kierunku którego naprowadzam zespół jest
http://www.swingbrothers.pl. Jeszcze
długa droga przed nami, ale jest cel, który motywuje do ćwiczeń i
samorozwoju.
A jak to się ma do takiego grania?
Na weselu mojego kumpla, godz. ok. 23:00, muzyczka leci basista stoi przy
mikrofonie i leci wokal. W pewnym momencie podchodzi do wokalisto-basisty matka
Pana Młodego gada coś do niego , on się nachyla i jej odpowiada a… z
mikrofonu nadal leci wokal.
No bo jest chałtura i jest chałtura. 🙂
Tobie też? :>
A co do grania na chałturach, to lekko nie jest. Miałem propozycję grania w
składzie weselnym, ale trochę za dużo materiału do zrobienia było w
trakcie pisania pracy magisterskiej, a ludzie jak dla mnie zbyt ambitni byli,
bo chcieli robić numery „dźwięk w dźwięk”, co dla mnie trochę poroniony
pomysł na chałturach. Całość ma być mniej więcej zachowana, główne
zagrywki mają być, ale żeby robić to co do nuty wręcz to trochę bez sensu
jak dla mnie, więc zrezygnowałem, bo magisterka i takie tam uczelniane
sprawy.
Jak już zamknę studia to założę se sam kapelę weselną jak nic nie
znajdę 😛
@ Muzz właśnie o takim wujku Zenonie mówiłem. Z przykładem Mazdaha też
się spotkałem, tylko że miałem wtedy 17 lat i jeden z wujków tak się
spinał że chciał mnie aż obić. Z takimi ludźmi ciężko się rozmawia i
nieraz spędza to sen z powiek.
@ Don Chezare znaleźli mnie, ale kiedyś założę swój zespół. Ten w
którym gram teraz jest doświadczony, obyty z rynkiem i mamy dobry
sprzęt.
@Aga transpozycja to normalna rzecz, bo jak idziesz do innego składu grać na
skoka to prawie niemożliwe żeby grali w tych samych tonacjach. To wchodzi w
krew dość szybko i włącza się jak ja to nazywam AUTOPILOT:) a transpozycja
na klawiszu czy zmienianie tonacji pod saks to półśrodki. Ja ich nie
uznaję, może dlatego że akurat rurarz nam się trafił wybitny.
@ Mazdah chałturnik też muzyk i chce się czuć komfortowo, wiadomo im lepszy
sprzęt tym większy komfort grania i mniejsza troska o awarie, a to jest zmora
zespołów… Zawsze mamy narzędziówkę lutownicę etc, bo jednak sprzęt
dostaje w dupkę przez całą noc.
@ Bleku_86 gram w tym roku w Sunrisach 🙂 ale przez parę też się
przewinąłem. Z tym ubiorem nie do końca tak jest, kapelusze(domyślam się o
kim mówisz) też są dobrym pomysłem ale ludzie nie zawsze to docenią.
Jednak takie same koszule robią fajne wrażenie. A my no nieskromnie mówiąc
nie jesteśmy wiejskim zespołem, wiejskie wesela też się rzadko zdarzają.
Wcześniej grałem w zespole bez rury i było też świetnie, też
ambitnie.
@ motyx owszem nie można grać TYLKO tego co się podoba ludziom 🙂 raz że my
byśmy się porzygali od disco polo, a dwa że ludzie też czasem chcą polkę
czy walczyka zatańczyć, chcą też zaśpiewać Marylę i poklaskać do kate
ryan z RMF FM. Repertuar musi być urozmaicony i musi robić wrażenie, jednak
młodzi przed weselem czasem mają takie pomysły że aż im odradzamy bo się
czerwienię na samą myśl… gnioty takie że szok. Jak się gra dobrze, to
renoma idzie. A dobrze nie znaczy że tylko disco polo 😉
My się staramy grać nowości ale też takie moje ulubione kawałki w stylu
Lady, Smooth Operator, hahahaczyk i mase innych których granie sprawia wielką
frajdę:) czasem też przearanżowywujemy niektóre numery np na funky.
@ zakwasie licz się z potężnymi kosztami. Same mikrofony i okablowanie to
taki koszt że pierwszy sezon pograsz za darmo jak chcesz szefować:) Ale potem
jak się rozbuja to ohohoho:) ale trzeba z alkoholem uważać, niepicie też
przyciąga klientów
A co do poziomu do którego my dążymy to jest wyznacznik
http://www.reversband.pl/site/index.php posłuchajcie bejslajnów
tyle na ten temat
Jak ja będę szefował, to się wokal albo sam nagłaśnia, albo nie kaprysi
😛
Nigdy nie rozumiałem postawy roszczeniowej wokalistów, że nagłośnienie to
musi być, a oni co najwyżej to mikrofon swój mogą sobie kupić :F
Fajny tekst na ciekawy temat. Nie sądzę żeby granie na weselach było
jakąś ujmą dla muzyka. Teraz takie czasy, że większość nie gra tego co
by chciała. Smutna rzeczywistość jest taka, że 90% społeczeństwa gust ma
fatalny i jeśli chcesz ZARABIAĆ GRANIEM to musisz się do tego dostosować
odkładając swoje ambicje na bok. Czytając wywiady ze znanymi muzykami
większość pasjonuje się jazzem, rockiem progresywnym a i tak wszyscy grają
pop, ewentualnie spopowaciały rock. Mało takich grup, które mogą sobie
pozowolić na swobodę w nagrywaniu płyty, wszystko jest uzależnione od
popytu. Dlatego nie wiem w czym taki np Feel miałby być lepszy od zespołu
weselnego. Dla mnie bez różnicy.
Na ostatnim weselu na którym byłem kapela grała różne utwory – także
całkowicie obciachowe typu „Hej sokoły” – ale zdarzały się smaczki pokroju
utworów z Blues Brothers, Manu Chao i inne bosa novy więc miło mnie panowie
zaskoczyli. Mnie się marzy wesele w stylu właśnie Manu Chao, Sade, jakiś
bluesik itp. Mogę dać wolną rękę w doborze utworów ale nie będzie
tolerancji dla disco polo i temu podobnych.
Z moich obserwacji wynika, że na początku wesela wszyscy świetnie się
bawili przy ambitnych piosenkach i nikt nie psioczył, z czasem dopiero
zaczęły lecieć znane i wiecznie żywe piosenki weselne. Moja teoria jest
taka, że z czasem ludzie są coraz bardziej pijani, więc trzeba grać to co
na pewno znają bo inaczej nie będą potrafili się bawić.
Nigdy nie grałem na chałturach, ale Twój tekst pokrywa się +- z zeznaniami
znajomych, którzy grają / grali.
Co do transpozycji – w przypadku basu, to dość prosta sprawa – przesuwamy
się o ileś progów wte czy we wte i wio 😉
hehe fajnie by było jakby to było takie proste:)
czasem jest dobrze pewne pochody czy pasaże nawet grać z pustymi strunami, a
jeżeli już bez pustych to jak najbardziej w stronę mostka. Coby odległości
między progami były jak najmniejsze:)
Niby tak, jeśli kawałek już umiesz i jeśli nie jest to transpozycja na
przykład z A do Es. 😉 Tak jak było w moim przypadku.
A do tego kawałek składał się z mnóstwa akordów. Dla mnie to była
poprzeczka za wysoko postawiona. 🙂
Ale kiedyś, kiedyś się nauczę…….
Aga- …tego jednego kawałka i będziesz mogła z tym jednym kawałkiem iść
i grać chałtury 😀
Tak właśnie mariotd. ;P
Jak w tym kawale o basiście, który się nauczył dwóch dźwięków C i G. 😉
Ja zwolennikiem chałtur nie jestem – chociaż szanuję grających na weselach,
bo fakt faktem prze….ne mają ;/
Chociaż jedni się starają i dają z siebie wszystko a drudzy grają z
dyskietek 🙂
Kiedyś byłem na jakimś koncercie metalowym – usłyszałem rozmowę 2 typów
za mną stojących:
– Widzisz tego gitarzystę ?
+ No widzę, fajnie zap…dala
– Hehe, nom, grał u mojej siostry na weselu . . .
ale czy to mu w czymś ujmuje? gitarzyści i basiści z chałtury
niejednokrotnie zawstydzają techniką, poziomem i wyobraźnią
„niekomercyjnych” metali. Ci ludzi dorośli do wniosku że jak nie stać ich na
układanie muzyki tak zajebistej żeby była znana na szerszą skalę, to
będą robić muzykę stworzoną przez kogoś, ale będą robić to z*ebiście
i z fantazją, świetnie się bawiąc i do tego zarabiając niezłą
kasę:)
zapraszam do dalszej dyskusji, fajnie znać Wasze zdanie:)
fakt – faktem, grając chałtury z*ebiście się rozwijasz, bo wałkujesz tych
piosenek trochę, repertuar się ciągle poszerza itp.
Czy granie na chałturach ujmuje . . . to zależy od samego siebie -jednym tak,
drugim nie. Na to pytanie musisz sobie sam odpowiedzieć 🙂
Ja na przykład nie chciał bym grać na chałturach i mam na ten temat swoje
zdanie, nie ubliżając i nie ujmując nikomu ofkors. Jeden lubi drugi nie
🙂
To tak samo jak być muzykiem komercyjnym i muzykiem niekomercyjnym.
Każdy widzi to na swój sposób 🙂
Jak śpiewał Jasiu Skrzek „byle dobrze robił to tak uczyłeś mnie pamietosz,
wszystko jedno o co szło jak coś robisz to rzec świynto”
Czyli, jeżeli grasz kotleta to rób to tak, żeby wstydu nie było i jak
najlepiej potrafisz. Można czerpać radosć z chałtury jeżeli są odpowiedni
zawodowo podchodzacy współpracownicy. Co do komercji byłbym delikatny…
Osobiscie nie chciałbym wracać do grania wesel bo to ciężka robota,
natomiast jak przypominam sobie stawki to jeszcze teraz mi się mordka śmieje.
ja tylko pozwolę sobie na dygresje – to jedna ze spokojniejszych,
przyjemniejszych i bardziej konstruktywnych rozmów na basoofce od jakiegoś
czasu – czy nadal ktoś twierdzi, że wieś tu panuje?;)
Do trzech razy sztuka. Potem chałtura, jak mawia mój znajomy 😉
A tubas napisał najmądrzejszy post w tym temacie i w sumie
mógłbym już zamknąć ten wątek, gdyby nie to, że to blog 😉
a spróbowałbyś tylko:P Tubas, witamy serdecznie i zapraszamy do pisania
podobnych rzeczy. Może niektórym bohaterom się przemówi do rozsądku.
Ogólnie to się cieszę że każdy wyraża swoje zdanie w tym temacie i jest
to budujące, jak to przyznał tubas, że taki muzyk zasługuje na szacunek, bo
niejednokrotnie przewyższa poziomem i doświadczeniem „niekomercyjnych
bohaterów”.
@empty- jasne, każdy widzi to na swój sposób, jak miałem lat naście, też
chciałem być niszowy andergrandowy niekomercyjny i fajny. Ale dorosłem do
pewnych wniosków, o tym już pisano:) ale miło że szanujesz… Nas! 🙂
Witam.Mądrze prawicie (prawie) wszyscy. Słowem uzupełnienia obrazu dodam
tylko, że robota na weselu lekka nie jest, ale na pewno przyjemna.
Przyjemniejsza na pewno niż, nie wiem, układanie kostki brukowej. Ja sam za
disco polo nie przepadam, ale przez te parę lat przestało mi przeszkadzać-
na zasadzie, sam se nie włączę, ale jak leci- to niech se leci. Natomiast
po- tak zwanych- godzinach, gramy ze składem cokolwiek inną muzę. Przyjemne
dla ucha szanty, i inny metal :)Respect dla wszystkich GRAJĄCYCH, a nie
statystujących.
Tubas, twoje pisanie jest obarczone twoim doswiadczeniem w temacie, o którym
piszesz, co na tym forum niezbyt często się zdarza, mimo to ja lubię bywać
tu bo jest to miejsce gdzie, czytam, od pewnego czsu przestałem się udzielać
bo stwierdziłem,że pewnie nie mam racji, o sprawach mnie interesujących.To
co napisałeś świadcz o twoim dużym doswiadczeniu i znajomości tematu.Wszem
i wobec nie podaje się wiadomości, że nasi najwięksi jazzmani i blusmeni
bardzo często i długo grywali do kotleta, może z stąd bierze się ich
wielkość. Jak teraz trudno udowodnić, że czasy, w których aby grywać, za
w miarę godziwe pieniądze,były z jednej strony podłe politycznie,
społecznie, socjalnie, a jednocześnie ” ktoś” pilnował aby ci którzy
gdzieś się publicznie pokazywali prezentowali w miarę godziwy poziom. Kto
teraz wie jak trudno było zdobyć weryfikację, nawet tw. trójkę.Ten, który
ją dostał musiał prezentowć „godziwy poziom”.Sądząc po Twoich dokonaniach
muzycznych jesteśmy w podobnym wieku. Sądzę,że wielu młodszych kolegów,
którzy upodobali sobie Muzyke za hobby lub profesję coś z tej dysputy
zrozumie i na naszych estradach nie będzie tak totalnego chłamu, który ze
względu na popularność jest jeszcze popularyzowany przez mas
media.Pozdrawiam.
Trochę przesadzacie z użalaniem się jaka to jest ciężka praca. Gram już
trochę chałtury i wiem że jest ale to nie powód żeby stękać i prychać
jak ciężko, ale trudno tym kraju muzykowi zarobić przez 2 noce prawie
miesięcznej wypłaty przeciętnego Kowalskiego. Cieszmy się że mamy
możliwość grania a nie stękajmy.
Jeśli chodzi o mnie to mam zamiar jeszcze max 2-3 lat grać a potem rezygnuje
bo to jednak nie jest to co mnie spełnia są pieniadze ale nie kosztem
szmacenia i grania budki suflera lady panków czy szalonej jak już ktoś
wspomniał. Trzeba mnieć ambitne cele w życiu.
Tyle ode mnie
pozdrawiam
Taaaa a ambicją jest granie za darmo z przekonania to co się kocha…
Michalbas nie p…dol.
Wiadoma sprawą jest, ze byłoby to przepiekne, ale niestety jazzman,bluesman
różnia się od pizzy tym, ze pizza wykarmi rodzine.
edit; a może granie w filharmonii jest ambitne, za 2. 50zł
Michalbas – Muzz trochę przesadził, ale granie w filharmonii np. na drugim
pulpicie to naprawdę kiepskie pieniądze. Nie wiem skąd wziąłeś te 2,5k. W
łódzkiej filharmonii stawki są od tego dalekie…
Poza tym, to też przecież chałtura. Ale już inaczej wszyscy na to patrzą.
A do grania disco z pola też trzeba się przykładać, tak jak i do Bacha.
😉
zabiorę tu głos, chociaż mi daleko do chałturowania (póki jeszcze
młodzieńczy zapał, to wolę grać swoje rzeczy i to co lubię).
Zakwas, różnica taka, że w discopolo możesz poimprowizować, a w bachu już
trochę mniej. Tj. ja to tak odbieram, że bacha gramy jak bacha, a w disco
polo można trochę swojego dać.
na weselach, jak już jest kapela z basistą, wkurza mnie zawsze dźwięk basu.
(absolutnie ZAWSZE jest to jakaś Yamaha – tak jak u większości polskich
basistów co grają z gwiazdami) Enyłej, dźwięk ten zawsze jest beznadziejny
i wkurza po paru minutach, co dopiero mówić o całej nocy 😉
Musiciana kupiłem od muzyka weselnego. Wypraszam sobie 🙂
Trochę zależy od podejścia właśnie. Disco Polo też możesz zagrać nuta w
nutę. Są składy, które stawiają to sobie za cel – jak najwierniej
odwzorowywać grane utwory (co moim zdaniem też jest trochę bez sensu, ale
nie zmienia to faktu, że takowe zespoły istnieją)
zakwas – czy ja wiem, czy bez sensu? Czasami oddanie idealnie każdego detalu
utworu też jest jakąś ambicją i wcale takie proste nie jest czasami.
Każdemu wg gustu.
Gurf, właśnie że na basówce w disco polo ciężko improwizować, ponieważ
basówka ma w tym stylu muzycznym bardzo określone zadanie i najczęściej
jest to nawalanie oktawami. Swing, twist, pop-rock czy jakieś takie to już
jak najbardziej do improwizacji, szybciej na weselu czas leci. 🙂
Masz rację.
Mam rację.
W tej sytuacji jeszcze ludzie wchodzą w grę. Improwizowana solówka jak
najbardziej, ale ludzie kochają i podniecają się tym,że coś brzmi jak
oryginał. Paradoksalnie pole do popisu jest w tym że… zrobisz utwór jak
najdokładniej:) zwłaszcza że linie basowe nieraz są tak przeje*ane w
niektórych utworach że nie nawet zagranie tego daje przyjemność.
Granie w filharmonii dla mnie to też chałtura. A jak ktoś chce grać na
basie disco polo i resztę improwizując, to po prostu życzę
wyrozumiałych klientów 🙂
Poza tym akurat Budka Suflera i Lady Pank to świetne zespoły i czuję się
nieco urażony czytając że się szmacę, lub Ty się szmacisz grając te
hity.
A Yamahę to ja osobiście chciałbym mieć, najlepiej TRB 5II. Często
spotykam się na chałturach z GMRami, Musicmanami i Fenderami 😉
ludzie, jak można tak porównywać bacha i discopolo :/
Ano tak, że Bach też pisał utwory dla innych, na zamówienie np. wiele
utworów wokalnych. Szopen, Mozart też pisali za kasę, i wielu innych.
Szmacili się co?
doprawdy niesamowite
Yaneck – niektórzy nie rozumieją przenośni. 🙂
Wszyscy się czasami szmacimy, dobrze, że nie zawsze, to poezja życia.
doskonały strzał, milordzie.
Enyłej – mówię to na prostym przykładzie – gitarzysta – wielki fan flojdów
– była taka sytuacja:
rozmawialiśmy o graniu mother flojdów i still got the blues. I akurat w tym
drugim on solówkę może na spokojnie poimprowizować, ja bas też – natomiast
w mother to już tak nie bardzo. Wiem – to nie jest bach i disco polo, ale
chodziło mi o taką analogię, mam nadzieję, że co tęższe umysły to
zrozumieją.
śledziu, jak kupiłeś to Ci się chwali – ja fajnego basu w zespole weselnym
– BA – w zespole jakimkolwiek jaki widziałem na żywo poza paroma kapelami z
wawy – nie widziałem. Same jakieś cuda na kiju.
puciak, zdaje mi się, że i bach i disco polo to muzyka, nie? :3
btw kububasek, dla mnie budka i lady pank to też mocno średnia półka
muzyczna – gusta
jak d*pa 🙂
ech wsadziłem kij w mrowisko… nie ważne
Muzz, no co Ty? Dyskutować trzeba – od tego jest forum! 🙂
Właśnie, Zakwas dobrze prawi.
jasne gurf mogą Ci się nie podobać. Ale nie są to zespoły niskiego
poziomu:) Co innego Paula, Feel i tym podobne. Ale spoko, jak byłem młodszy
też tak myślałem:) są rzeczy które gra się z przyjemnością, są też
takie na które ma się odruch wymiotny. Tu przyznaję rację, jest to kwestia
gustu.
A co do zespołów to Ci pokażę fajny bas w fajnym zespole.
http://www.reversband.pl/site/index.php
smacznego