Jakże zawiły proces tworzenia w zespole. PS. Emo wyznania.
Ach. Zebrało mi się na refleksje-emo-wyznania na temat tworzenia kawałków w
bendzie, co, od jakiegoś czasu mnie konkretnie uwiera.
Do rzeczy. Ostatnia próba, przez około 3 godziny pracowaliśmy nad aranżem i
ogolnie kawałkiem który napisał wokalista gitarzysta (zwany dalej liderem).
Nie mam nic do tego, ze on tworzy, daje akordy i od tego zaczynamy. To mi się
wydaje całkiem ok. Do czasu gdy chce któryś z nas coś zmienić. Wtedy lider
mówi, że nie, że to nie pasuje do konwencji, że to jest za ostre,
wyjezdzamy poza lata 60, poza rock and roll. I naprawdę, nawet jak coś mu się
uda, po niebywale długich nagabywaniach wpoić do głowy to później w domu
‘przemysliwuje to’ i pisze na gg coś takiego:
‘stary, marte (tytuł kawałka w skrócie) zmieniamy bo mi się nie podoba’ po
chwili ‘mojemu ojcu tez nie’.
OK. Tutaj każdy z Was może wyobrazić sobie moje zdziwienie, że jego OJCU się
nie podoba(odpuszcze sobie polskie znaki bo mnie spowalniaja). Ok, rozumiem, on
tez jest muzykiem, ale do k. nedzy nie jest w zespole i to NAM (a się nam
akurat podobało, aczkolwiek do kwestii podobania się jeszcze wroce) się
powinno podobac a nie jego ojcu.. I dzis napisał, ze zmienia budowe kawałka i
wracamy do tego, co on wymyslil przy pisaniu kawałka.. Czyli cała próba
poszła w p. Jako, że z zespołem się będę zegnal gdy wyjade na studia, to już
przyjalem taktyke: ‘ok, rob co chcesz, Ty jestes liderem’.
Co do kawałka, to muszę przyznać, ze jak wymyslamy wszystko razem na próbie:
bebniarz bity, ja jakąś linie, poprawiam w tym czasie fonetyke wokalisty, on
zmienia bicie akordów, a solowy sobei mota solówki podczas naszego grania, to
wtedy jest to coś w tej grze i to wszystko spójnie, naprawdę wychodzi. I
robimy coś RAZEM a nie każdy sobie w domu wymysli i przyjdziemy i się dogramy.
(tak w zasadzie wiekszosc kawalkow do tej pory była robiona. Pozniej na probach
to już tylko kosmetyka była. Tj. ja bas wymyslilem w domu chyba do jednego
kawalka, przy reszcie daje się porwac na probach – wychodzi mi to na dobre.
Chyba, ze jakieś solo [wymyslilem jedno, ale bebniarz rzekl ‘brakuje dołu,
graj normalnie’] to w domu wtedy. W tym wypadku właśnie się zgralismy
wszyscy. Zmienilismy coś w tym aranzu nareszcie, powiedziałem, żeby ułamac
ostatni refren i zostawic go z takim niedopowiedzeniem (banal, ale wg mnie jest
to lepsze niż ciagla, przewidywalna gra..).
Co do zespołu, ludzi. Wk. czlowieka fakt, iz przychodze wyglodzony po tygodniu
bez zespołu, a na probie perkusista ma focha, bo jest zmeeeczony, mowi, ze nie
zaliczy sesji i wyjezdza za granice (i w ogole gra jakby mu kazali i z kijem
nad nim stali), na probie mowil , że jest ok kawalek, a pozniej w aucie rzekl, ze
‘c*jowy’. Zapytany czemu nie powiedzial na probie zamilkł na wieki. Solowy
zawsze milczy i się zgadza, a pozniej w aucie mowi ze coś jest niefajne, ze
zmienilby styl grania. Lider za to ciagle wywala nasze pomysly zmiany czegoś,
bo to nie jest w ‘tym stylu’.
Ja p. naprawdę, po demowce się cieszylem ze coś nagralismy, ze coś się ruszy,
ale teraz to nie widze, ze mialbym z nimi grac np 5 lat, chocby trase na polske
mieć jakaś popularnosc zdobyc.. po prostu 6 kawalkow stworzonych, gramy 5
miesiecy razem a ja już widze, ze w przyszlosci bylyby niesamowite
problemy..
Muzyka jaka gramy (perfidna reklama, a jak www.myspace.com/8ofclubsmusic ) jest
okreslana jako lekka, taka.. do bawienia. Nie wiem, czy to zle, ale ja mam do
niej podejscie jak najbardziej serio. I do tworzenia jej. Perkusista wszystko
olewa, jak go pytam coś o kawalkach, chce o nich pogadac, o aranzu (bo kuleje
niesamowicie) to slysze jedno zdanie ‘nie oraj się tak’. Solowy ciagle
apatyczny jakby miał zaraz zejsc, a wielki Szu lider nie daje nam pola do
manewru… Co do zwyklych basowych rozterek to nie ma problemu, mogę grac bas
jaki chce.. (co się okazalo, ze on go nie slyszy. Raz pociagnalem linie jak oni
skonczyli, to wielce zdziwiony spytal ‘to ty tak tu grasz???’.
Podejrzewam ze problemem jest moje podejscie.. Mimo, ze garazowy zespół, mimo,
ze koncertow niewiele, to się tak mocno angazuje, ze az to niezdrowe, co widac
po tym emo-wyznaniu. Ale nie chce czegoś co jest z moim zyciu wazne olewac i
odp. żeby tylko ‘było zrobione’ co widze czasem u pałkera.
…
Teraz mam do Was taka prosbe. Jak wam się chce, to opiszcie proces tworzenia
kawalkow w waszych bendach, jak to się odbywa, kto pisze, kto zaczyna.. Pewnie
jest trochę inaczej niż tu..
Aha, chciałbym żeby tu nikt nie pisal rzeczy typu: p. ich, miej ich w d*pie, po
co się przejmujesz. Tylko jakieś fachowe porady bym prosil, bądź odpowiedz na
prosbe..
Dzieki bardzo. Jak ktoś dotrwał do tego momentu, to podziwiam. Blog to
blog.
Pozdrawiam – Albert:)
57 komentarzy
Możliwość komentowania została wyłączona.
U mnie to wygląda tak, że kumpel gitarzysta (w miarę wykształcony
muzycznie) wymyśla kawałki, zapisuje w GP i pokazuje mi, jak pasi to gramy
(zazwyczaj). Jeśli ja coś wymyślę to zapisuje mu, i on robi z tego coś co
ma ręce i nogi. Na próbie jak coś komuś nie pasi to się mówi i myślimy
jak to zmienić. Nie ma czegoś takiego jak lider, gramy bo lubimy i tyle m/.
Podejrzewam, że do czasu.
BTW. P. ich, miej ich w d*pie, po co się przejmujesz, a liderowi przypominaj,
że ma rację bo w końcu jest liderem i to jego działka, żeby miał rację
gdy inni się mylą.
Stary widze ze masz tak jak ja miałem. Perkmen leje na wszystko, a zespół
pod dyktaturą “lidera”. Kiedyś zrobili próbe beze mnie – orzekli, że
basista nie potrzebny (powiedzialem “ok! wyskoczcie jeszcze raz z takim czymś
to narazie” – a połowa sprzętu moja 😉 ) Ale wkoncu nie wytrzymalem i
odszedlem od nich. Co się okazało? ze rozpadli się po 2 tygodniach bo.. nie
mogli znalesc basisty
moja rada – kopnij porządnie w dupe lidera. Obrazi się? To co! Pamiętaj że
gitarzystów jest jak psów! Przecież nie musicie z nim grać nie? 😉
a muzykę macie ok
“Bas nie ma grać, bas ma… no właśnie”
Odnoszę wrażenie, że pracujesz z idiotami.
Opisywanie procesu powstawania numerów to IMO bezsens.
Każdy band inaczej pracuje i wzorce jednego nie będą działały w
drugim.
u mnie tworzenie wlasnych utworów wygladalo na zasadzie jam session.. pałker
wymyslał bicie.. ja dogrywalem bas a potem gitary się dogrywaly.. po jamowaniu
zapisywalismy fajniejsze momenty i na nastepnej probie skladalismy w kupe te
notatki…
Cóż, pozostaje współczuć. Ja do niedawna grałem w kapeli tylko dla
muzyki. I doszło do takiej sytuacji, że nawet nie przeszkadzało mi to, iż
samo granie nie daje mi radości, bo zapomniałem jak to jest. Ale potem
totalnym przypadkiem zgadałem się z ludźmi w sprawie zagrania sobie ot tak
jednego koncertu. I mimo iż muzycznie wolałem dawną kapelę, tu z grania
miałem gigantyczną radochę. No i tak jakoś wyszło, że po ok. miesiącu
grania w obu kapelach, stwierdziłem że granie w dotychczasowej nie ma sensu.
W sumie to offtop, no ale jak już się żalimy 😛 …
Stary. Nawet nie wiesz jak Cię rozumiem. Miałem mnustwo identycznych
praktycznie sytuacji 🙁 W dodatku wszystko to odbierasz identycznie jak ja to
dobierałem…
Też się zawsze za bardzo angażujuę, mimo że nie zawsze mam głowę pełną
pomysłów. W jednym z moich zespołów proces tworzenia kwałków wyglądał
tak:
Perkusista przynosi kawałek, podchodzi do każdego i każdego uczy pierwszego
motywu, jak każdy załapie (około 5 minut ) to gramy pierwszy motyw kilka
razy. Później drugi temat, trzeci, czwarty i tak kolejno. Później gramy
kilka razy cały kawałek i mamy już gotowy utwór. W tym zespole perkusista
był liderem i jak już coś przyniusł na próbę i to nam pokazał to nikt
nie mógł złego słowa powiedzieć – ba – wszystkim opadały kopary i wszyscy
z zadowoleniem grali to co perkusista nam pokazał. Aranż był od razu świetny
za każdym razem, jeśli były zmiany jakieś później to były to tylko
kosmetyczne poprawki. Z jednej strony miało to wady, bo nikt w zespole nie
robił zbyt wiele oprócz perkusisty, ale z drugiej strony te kawałki były
tak świetne, tak dopracowane, tak nam się podobały, że nie było trza nic
dodawać od siebie. Oczywiście wszscy byli bardzo dobrymi instrumentalistami
(nie wiem jak ja, ale reszta bandu to prawie wirtuozi) i grali ten materiał
po prostu perfekcyjnie. Tak to wyglądało w jednym bandzie. W drugim zespole
było w sumie podobnie, ale o wiele luźniej – jedna osoba przynosiła zarys
kawałka i riffy, później to graliśmy, ale każdy miał wolną rękę co ma
pod to grać i później ewentualnie każdy mówił co jest spoko, a co należy
zmienić, co dodać co nie pasuje – dogadywaliśmy się praktycznie w 99%
świetnie i zawsze wychodziło to na dobre dla nazej muzyki 🙂
W trzecim zespole kawałki powstawały na drodze improwizacji, a niektóre
motywy przynosiliśmy gotowe. I tak się jakoś kręciło do przodu zawsze
🙂
pozdrawiam.
U mnie jest na luzie, nieoficjalnym liderem jestem ja, część utworów
napisałem w domu w GP, przy tworzeniu reszty brałem udział na próbie. Ale
wszyscy tworzą swobodnie, nie ograniczam nikogo. Tyle, że cały zespół ma
wszystko w d*pie, zawsze też ja byłem osobą najbardziej zaangażowaną w
zespole, ja muszę o wszystkim zawsze pamiętać, ja kontroluje powstawanie
nowych utworów, organizuje koncerty, próby, niby tylko basista a jednak lider
i menadżer w jednym
a jest tak dlatego bo reszta zespołu jest wygodna i czeka na gotowe.
miałem bardzo podobnie w swojej kapeli… gitarzysta 6 razy mówił ze
odchodzi bo nie pasowały mu np koncerty w jakimś klubie, albo jak chciał
żeby stały 2 perki na garażu – mimo ze nie było tyle miejsca – a reszta
ludzi grających w tym garażu nie chciała 2 rozłożonych perkusji. w sumie
to w ch… było tego typu akcji, ale nie będę tego pisał bo zajęłoby tyle
samo miejsca co tobie 😛 ale koniec historii jest taki, że odszedłem z kapeli,
bo za bardzo się w niej męczyłem przy tych idiotach…
+ tysiunc. Przynajmniej masz możliwość zagrania swojej partii, ja gram same
covery 😛
“Racja jest jak d*pa, każdy ma własną.”
Zmień zespół, po co masz się męczyć.
A u mnie w zespole to różnie bywa – ktoś (któryś z gitarzystów albo ja)
przyniesie motyw, który w razie czego może być rozbudowany, jeśli podpasuje
reszcie. Każdy tworzy swoją partię, otwierając się również na drobne
sugestie ze strony kolegów. Na koniec tekst piszę albo ja albo wokalista.
To całkiem zdrowe i najlepsze podejście. Kiedyś w innym zespole miałem
spółkę z gitarulem – on pisał całą muzykę, od sekcji po gitary i
klawisze, ja teksty, reszta się uczyła nagrań z Guitar Pro. Ale nie tędy
była droga tak na dłuższą metę.
ja miałem takie pomieszanie z poplątaniem wszystkich tych rzeczy co tu
zostały napisane…
w pierwszej swojej poważnej kapeli graliśmy głównie covery – ale
gitarzysta/wokalista przykładał ogromną wagę do szczegółów. Ponadto
potrafiliśmy milion razy grać “od drugiego refrenu do końca” żeby nam forma
nie uleciała z głowy, co mnie początkowo bardzo irytowało… Wg mnie takie
próby nastawione tylko i wyłącznie na zrobienie coverów jak trza to trochę
nieporozumienie w przypadku zespołów nie na chałturę… Jakakolwiek radocha
z grania albo nie występuje albo pojawia się pod sam koniec, kiedy w końcu
ten fajny kawałek z milionem akcentów w różnych dziwnych miejscach zacznie
brzmieć w naszym wykonaniu, a my wszyscy jesteśmy padnięci i nie chce nam
się już grać (autentyczny przypadek z takiej próby). Ale teraz jak
przyszło mi zagrać parę prób z ludźmi dla których zakończenie utworu nie
istnieje, jestem mu jednak wdzięczny…:)
Pierwszy kawałek tej kapeli napisał właśnie gitarzysta/wokalista, tylko
poprosił mnie o poprawienie basu bo faktycznie nie był za ciekawy 😛
oczywiście to się wszystko odbywało w guitar pro – poprawiłem bas i
kawałek był gotowy trzeba było się go po prostu nauczyć indywidualnie.
Drugi kawałek powstał jak piliśmy sobie piwo u wokalisty w domu, ja, on i
drugi gitarzysta, perkusisty nie było akurat. Zapytałem go czy ma jeszcze
jakieś riffy zapisane gdzieś, albo czy pamięta. Zagrał riff, ja dograłem
bas, potem wymyśliłem jakiś bridge, on go trochę poprawił i tak to szło…
Mieli też spory ubaw ze mnie jak próbowałem im pokazać co za dźwięk robi
Hetfield w “I disappear” (chodzi o ten zgrzyt), bo stwierdziłem że to
świetnie przypasuje do tego kawałka 😀 zakończenie dorobili beze mnie na
próbie i powstał drugi świetny kawałek. I taki był dorobek tego zespołu
zanim odszedłem – 2 swoje utwory i duużo coverów.
Potem założyłem zespół bluesrockowy, w którym sam stworzyłem wszystkie
kawałki, z tekstową pomocą perkusisty i muzyczną pomocą pianisty.
Zapisałem je w guitar pro, powysyłałem do wszystkich jako mp3 i każdy miał
je przygotować sam.
Ani razu niestety nie doświadczyłem by utwór powstał w wyniku jammu na
próbie, chociaż raz się na to zanosiło.
Ale się rozpisałem 😛
A co do tego czy to z sensem czy bezsensu – może ten temat komuś pomoże,
może nie, ale fajnie się to czyta 🙂
To ja chyba jakimś wyjątkiem jestem :). W przeszłości bywało różnie z
dogadywaniem się z ludźmi z kapeli, ale w obecnym bandzie wiem, że mam
samych ludzi, którym bardzo zależy. Każdy z nas sporo poświęcił, bo tak z
czasem się dzieje, że granie jest kosztem czegoś. Wiem co czujesz, bo sam
przerabiałem to wiele razy. Zależy Ci i masz wrażenie, że tylko Tobie, a
reszta gra o tak o dla zabicia czasu. Swego czasu miałem przez chwile w
zespole gościa, który przychodził na próby tylko, jak mu się nudziło i
nie miał co robić w domu. Zauważyłem zresztą, że tacy ludzie szybko
porzucają granie. Z moich poprzednich zespołów, to może z 20 % ludzi dalej
gra.
Co do kawałków to sam proces tworzenia przebiega różnie. Ja najbardziej
lubię posiedzieć w spokoju w domu i coś wymyślić niż jammować. Chociaż
parę rzeczy zrodziło się właśnie z takiego luźnego grania na próbie, ale
to raczej rzadkość u nas. Przynosiłem czasami większe zarysy kawałków,
ale nie forsowałem tego i nie ustawiałem wszystkich po kątach. Jak się
jakiś patent większości nie podoba, albo nawet jak jedna osoba mocno się
uprze, to wymyślamy coś nowego.
Moim zdaniem powinieneś drogi gurfie pogadać z chłopakami na temat tego
lidera. Jak przyznają Ci rację w tym, co tutaj napisałeś, to ustawcie go do
pionu. A jak chłopaki nie chcą się wychylać i im odpowiada to co jest, to
zmieniaj skład. Znajomy miał taką samą sytuację. Odszedł, założył
swój zespół i od razu wszystko szło ładnie. Powodzenia 🙂
Grałem do niedawna w zespole progresywnym, wszyscy członkowie zespołu
(włącznie ze mną) to pasjonaci muzyki progresywnej. Gitarzysta solowy jest
najlepszym gitarzystą z jakim grałem, a grałem z wieloma, na okolice to
mogą mu wszyscy naskoczyć, przech…j z niego. Zrobiliśmy parę jego
kompozycji, wszystkim się bardzo podobały, kilka kompozycji wyszło z
improwizacji.
Ale….
Ostatnio przez jakieś dwa tygodnie nie mogłem być na próbie i chłopaki
zrobili jakieś kawałki. Przyszedłem posłuchałem i rzekłem “panowie! to
jest fałsz!”
na co oni stwierdzili że to jest zajebiste, to jest progres, itp, itd.
No to ok, ale delikatnie chciałem to przearanżować, chodziło mi dosłownie
o kilka dźwięków. Powiedzieli nie na pierwszej i następnej próbie, to z
bólem serca podziękowałem i zwinąłem sprzęt. Zaraz się do nich wybieram
bo statyw i czapkę zostawiłem. 😀
Gurf, na Twoim miejscu już dawno bym ich w dupe kopną! 🙂
A ja zawsze jestem otwarty na propozycje innych muzyków, co dwie głowy to nie
jedna. Nie czaję się jednak jak trzeba wypowiedzieć własne zdanie, chociaż
ja zazwyczaj jestem za upraszczaniem numerów, reszta kapeli za komplikowaniem
ich 😉
“Racja jest jak d*pa, każdy ma własną.”
Tak samo jak nie cierpię grania coverów, nie cierpię gdy ktoś mi dyktuję
jak i co mam grać i nie uwzględnia mojego zdania. Niestety wiele jest takich
osób, które zawsze wiedzą lepiej. Znajomość z takimi ludźmi zawsze
kończyła się po 1szej próbie. Nie jestem muzykiem sesyjnym.
Niezbyt lubię też, jak ludzie piją na próbie. Toleruję ale średnio, bo
przecież przy piciu się traci na grze. Toż to próba, a nie wyjście do
pubu. [to a propos serio podejścia]
A propos przepisu na numer to nie dosyć że nie ma takiego w ogóle, to
często jest tak że zespół nie ma swojego stylu pracy. U mnie większość
numerów wywodzi się z jam session, ale mamy też kawałki napisane od A do Z
w domu przez jednego z nas (ja albo gitarzysta w zasadzie 😉 )
Teksty do piosenek próbuje pisać każdy, a czasem wychodzą z improwizacji
wokalisty podczas naszych jam session (!)
Kiedyś na jednej niespełna czterogodzinnej próbie spłodziliśmy trzy numery
w sumie, a jakiś czas później przez miesiąc nie wychodziło nic 🙁
A tak w ogóle to szkoda, ze macie takie spięcia, bo przyjemna muzyka (tylko
czemu nie po polsku?) Co prawda nie w moim guście, ale na pewno znalazłaby
grono odbiorców.
Póki co jedyny mój problem z ludźmi w zespole to zarozumiały gitarzysta co
to myśli, że pozjadał talenty wszystkich najlepszych gitarzystów i jak
tylko mu się powie, że riff albo solo c*jowe to foch bo jak jego to musi
być zajebiste.
Ale z drugiej strony to jest stosunkowo mały problem bo w zespole oprócz mnie
jest jeszcze 3 gości których znałem jeszcze dłuuugo przed graniem i są
naprawdę dobrymi kumplami (no, może perkusistę trochę później poznałem),
a w.w. gitarzysta jak już zrobi coś porządnego to jest to naprawdę
dobre.
No i jak ukręcę jakieś dobre brzmienie, albo wykminię dobrą partię to
jest ah i oh. 😉
Co do tworzenia kawałków – to wszystko zależy od sytuacji. Czasem bywa tak,
że rozpieprza nas energia, mówimy “robimy coś nowego” i jam. Czasem
gitarzysta przyniesie riff albo dwa i się dogrywamy, a czasem któryś z nas
ma pomysł na calutki kawałek i robi go w GP.
Wg. mnie tworzenie kawałków MUSI wychodzić naturalnie. 😉
Dzieki wam za taki odzew. Odpowiadam więc.
Z perkusista mam kontakt średni.. Dobry do pogadania i ciągłego bluesowego
jamu.. z ktorego nic nie wychodzi bo w sumie w blues się nie chcemy zapuszczac
az tak. Koles nie lubi grac w probowni bo ta perka nie brzmi stary! w domu ma
DW z usa i nie chce grac na poczciwym szpaderskim. Sprawa jego grania w domu
tez jest rozna.. Rozumiem – ma sesję. Ale to czy ma sesje niczego nie
zmienia.. Przychodzi potem na probe opowiada jaki to on nie jest zmeczony i jak
go wszystko boli. Na przyklad – ja w tym tygodniu miałem 4 próby. Czwarta,
ostatnia była z moim zespołem i to na niej miałem najwiecej energii i checi
do grania.. Mimo, ze jadac na nią umierałem, to stałem pozniej w tym garazu
w temp. 0 stopni w cienkiej koszuli (tak, tej komunistyczno-gejowej) i
grałem.. Ulozylem nawet fajna linie basu.. Ale nie o mnie. Na tej probie po
raz pierwszy zaczal grac jakiś klejacy się do reszty bit. Zgralismy się
konkretnie.. i co powiedział to jest do d*py, ja muszę w domu to sobie ulozyc.
I przyjdzie i zagra bit , który będzie monotonny jak w kawalku boys from the red
city.. i takie same przejscia co 4 takty.
Solowy: on się strasznie podporzadkowuje.. Cichy chlopak.. czasem mam wrazenie
ze odczuwa jakiś respekt przed liderem.. Nic przy nim nie mowi.. Mota solowki w
ciszy a potem prezentuje.. A jak już zaczynamy rozmawiac to wyrzuca z siebie
słowa, ze to ciagle takie granie la la la la, nic nie jest zlozonego i
skomplikowanego. Ok, lubi blues, no to niech dorzuca wstawki i solowki i się
odzywa.. Ciezko z nim jest.. Ciezko go jakoś otworzyc..
Co do szefa to ogolnie już nas to wkurza ze ciagle tylko on i on.. raz się
zbuntowalismy to wyszedl z garazu i poszedl do domu.. I teraz znow.. Nie wiem.
mam zamiar konkret z nimi pogadac.. Z nim w sumie najbardziej.. BO jak on się
nie ogarnie i nie zrozumie, ze nie musimy scisle się w ramach gatunku trzymac
to d*pa z tego będzie.. Zreszta.. Ostatni kawalek wyszedl zajebiscie, trochę
wolniej niż reszta, kleiło się wszystko wg mnie, podejrzewam ze w sumie
reszcie tez się podobalo. Ale niestety.
Co do aranzu, mazdahu, to ja bym go w tych naszych numerach wzbogacił..
dodanie jakichs bridgeow czy tzw middle eightów.. Zmiany, sama perka +bas +
wokal (co dla wokalisty jest strasznym grzechem 😐 < w ogole wszelkie
miejsca gdzie nie ma gitary rytmicznej to zlo na ziemi). Wszystko tu jest zbyt
proste.. zwrotka+ref+zwrotka+ref+solo+ref+koniec. 😐
Z drugiej strony to się burze.. a tak naprawdę to w czerwcu jade na studia do
krakowa.. Bardzo chca zebym z nimi gral dalej na odleglosc i raz na 2tyg próba
dwudniowa ale ja już mam dość.. grac z nimi będę bo to uwielbiam i tworzenie,
chocby tylko linii basu daje mi radosc.. O graniu koncertow nie wspomne, bo to
taki zastrzyk ze ło.
Damn it. Nie potrafie się nie orać na ten temat.. Chcialbym im go pokazac,
żeby się k. opamietali. Ale nie ma sensu.
EDIT.
Zapomniałem o tym tworzeniu.
Nie chodzi mi o przepis na kawałki dokladnie, tylko chciałem się dowiedziec
jak to u was jest.. 🙂 i glownie o faze szlifowania i robienia kawalkow
chodzi.
U nas jest tak, ze wokalista pisze tekst, i dźwięki i my przychodzimy i się
dogrywamy.. Ja się staram coś w aranzu zmienic, dodac jakieś przejscie,
zwolnienie, sama perke, sam bas, sam wokal.. perkusista narzeka ze to spowolni
numer, solowy milczy, a rytmiczny (wokal) mowi, ze to nie pasuje i jest za
ciezkie np. Albo szybkie albo coś innego wymysla.. Johnny colt, mój pomysl. I
do tej pory to jedyna rzecz nie jego. Staram się naprawdę podejsc do chlopa,
pogadac ale co to ma za sens jak on w domu usra sobie ze to nie pasuje i on
zmieni?
Chłopie. Olej ich. Nic z tego nie będzie. Weź sobie ew. solowego do nowej
kapeli, jeżeli uważasz że granie z nim ma sens. Z reszty nic nie będzie
wnioskując z tego co piszesz.
też uważam że powinieneś ich olać…
albo zdrowo kopnąć w d*pę lidera.
my tworzymy utwory różnie – czasem coś się w domu wymyśli i podeśle tab
do GP, który reszta przesłucha a na próbie dopracujemy i przerobimy
niektóre partie, czasami poza próbami zmawiamy się na 2 elektryki i coś
kombinujemy, czasami gramy na żywca na próbach…
ogólnie zawsze jesteśmy otwarci na propozycje reszty, jak mówię że tu by
mogło fajnie zabrzmieć krótkie solo na basie, albo jeden gitarul rzuci
pomysł żeby zagrać daną partie inaczej to nikt nie oponuje, zagramy parę
razy i wybierzemy co jest lepsze.
a co do ojca… bez komentarza. ale też coś takiego raz mieliśmy 😀 krótka
rozmowa i po sprawie. 🙂
Pierwsza zasada grania w kapeli jest taka, że panuje demokracja. Lider to
będzie jak mi zapłaci, zebym zagrał tak jak on chce i jak jemu się podoba.
Ale wtedy to jest praca, a nie kapela i trzeba przeboleć. Cóż…mogę tylko
złożyć najszczersze kondolencje z racji grania z ludźmi, którzy podchodzą
do granią jako “liderzy”…aż się zbulwersowałem, szkoda gadać
http://www.myspace.com/glukozaband
Ja proponuję iść z resztą zespołu na chatę do tego gitarzysty i popytać
resztę jego rodziny czy taki a taki kawałek pasuje,czy nie.Przecież to
dyskryminacja aby tylko ojca słuchać.Myślę że matka,babka,ciotka i
wujkowie tego kolesia też mieli by coś do powiedzenia i wy jako zespół
powinniście ich wysłuchać i korzystać bezwarunkowo z ich rad.Może gość
ma jeszcze pradziada,a pradziad nigdy się nie myli.Odszukajcie pradziada także
bo to jedyna droga do sukcesu.
A u nas odeszliśmy od koncepcyjnego tworzenia kawałków i robimy to inaczej.
Zazwyczaj wygląda to tak, że wokalista przychodzi z tekstem do zrobienia.
Jak się podoba to przystępujemy do robienia muzyki. Na początek wybieram z
gitarzystą tonację. Potem perkusja daje bit (podstawowy bit reggae z
szesnateczkami). Następnie ja chytam jakiś groove, a gitarzysta dorabia do
niego akordy dla wokalisty, sam wymyśla melodyjkę. I tak powstaje tzw. temat
utworu. Potem w zależności od tego jak to wyszło urozmaicamy aranż aż do
momentu gdy mówimy dość. Raz robienie kawałka zajmuje dwie godziny raz dwa
tygodnie, ale mamy pewność że to co zrobiliśmy jest dobre i gotowe do
pokazania światu.
Inna sprawa gdy robimy nutę na riddimie. Wtedy wszyscy uczą się riddimu, a
następnie jest to urozmaicane, ale tak żeby zachować jego pierwotny
charakter.
http://www.bismillah.pl –> Nowe Demo!!!!
Nie gniewaj się gurf, ale ci Twoi kolesie, to jakieś albańskie gwiazdy
rocka.
Chyba potrzeba Ci ludzi, którzy też będą się “orać”. Dobrze by było,
żeby jeszcze muzycznie patrzyli mniej więcej w tym samym kierunku, co Ty.
Panowie, z kapelą jest jak z małżeństwem – po prostu trzeba się dobrać..
😉
W związku jesteś z jedną osobą a w kapeli jest kilka różnych osób i
powinny one razem tworzyć jedną całość. Nie jest łatwo tak się dobrać
od pierwszego razu. Historie wielu kapel, nawet tych topowych pokazują jak
często zmieniały się u nich składy.. To normalna prawidłowość.
Z indywidualistami/”liderami” ciężko się gra, bo oni są nastawieni na
siebie a nie na zespół. Z doswiadczenia wiem, że w kapelach lepiej się
sprawdzają ludzie którzy chcą wspólnie, ciężko pracować niż “gwiazdy”,
nawet najlepiej przygotowane zawodowo.
Oczywiście nie mówię tu o liderach z przymusu, kiedy to ktoś musi podjąć
się takiej roli bo reszta jest bierna… To inna kwestia.
Gurf – myślę że w twoim przypadku nie ma co się napinać, porównywać do
innych, próbować coś na siłę zmieniać. Lepiej zacznij się rozglądać za
innym składem. Głową muru nie przebijesz.. Szkoda twojego wysiłku, który w
tym czasie mółbyś poświęcić na robienie czegoś fajnego.
Można się zdziwić, ale w większości zespołów z jakiejś tam tzw.
“czołówki muzycznej” nie ma żadnej demokracji. Panuje terror jednostki,
poczynając od Varius Manx na Pink Floyd kończąc.
Tylko dzięki temu twórczość jest bardziej wyrazista.
No chyba że spotkają się wielce wybitne jednostki, które się uzupełniają
😛
A w “zwykłych” przypadkach? Ja np. podejmuje po prostu pracę wyłącznie z
ludźmi “pokornymi”.
Ale nie pokornymi wobec życia czy różnych sytuacji, ale “pokornymi” wobec
potęgi muzyki, jej stylu, gustu, wydźwięku, smaku, wyważenia. Tylko z
takimi ludźmi da się pracować i budować, a nie niszczyć.
Tylko tacy ludzie docenią wartość np. aranżu czy brzmienia bez patrzenia
przez prymitywny, amatorski pryzmat własnego (najczęściej ilościowego)
wkładu.
Zawsze powtarzam, że można przez cały utwór milczeć, a na koniec zagrać
kilka dźwięków wspaniale komponujących się z całością, i być
szczęśliwy. To się nazywa “pokora” wobec muzyki.
Aarth – wiesz co? Jesteś moim idolem! Serio!
Podłączam się do tych którzy podobne cierpienia mieli w zespole. Sam jestem
w*rwiony na swój zespół, a właściwie jego resztki. Też mi się zbiera na
blogowanie. Chyba dobrym pomysłem byłoby, gdybyś porozmawiał z każdym
członkiem na temat np lidera, a nuż się okaze że inni podzielają twoje
zdanie. Trzym się ;]
dobra. mały updejt. 🙂
z bendu nie odejdę, poniewaz:
a. nie chce przez pół roku wypasc z rytmu jaki mam, czyli cwiczenie na
próbe, układanie rzeczy i takie wiadome rzeczy.
b. nie znajde bendu na pol roku, nie ma sensu a nie lubię sam grać 🙂
tyle. Teraz updejt. Z wokalista się dogaduje muzycznie, tj. wiem, ze on slucha
tego, co gra i po prostu czuje ten klimat. Perkman mysli, ze skoro to jest
prosta muzyka to walnie pankówę i będzie cacy (rzadko daje coś dobrego,
skomplikowanego [w sensie innego] – a przeciez takie może być przy prostej
muzyce), a gitarul solo to tylko mi przeszkadza, ze on milczy.. ze olewa to.
jak i perkusista. Obu zreszta, z tego co uslyszalem i można wywnioskowac, się
muzyka , która robimy nie podoba.. Nie pytajcie mnie po co oni zatem ją tworzą.
😐
W piątek próba, zatem przemowie do nich i zobaczymy co to będzie, co to
będzie
pozdrawiam.
Najważniejsze w graniu jest łapanie przy nim fazy – lepiej łapać ją w domu
miotając się i skacząc po całym pokoju niż smęcić na próbach w zespole
i przymulać przy muzie, która Cię nie kręci. Nawet nie wiesz, ilu rzeczy
można się nauczyć ćwicząc w domu, nawet jakieś covery ze znienawidzonych
na forum tabów. I co najważniejsze: gdy będziesz grał (nawet i z Winampem)
muzykę którą lubisz, załapiesz wykorzystywane i powtarzane w niej
standardy, co przyda Ci się przy improwizacji. Zauważyłem to u siebie:
grałem nu metal i improwizacje wychodziły mi właśnie w tym stylu, potem
przerzuciłem się na funk i od tej pory mimowolnie wszędzie wsadzam
przejścia i wstawki na funkowych interwałach, przez co nawet z założenia nu
metalowa improwizacja kończy się funkowym groovem.
Uważaj więc, żeby muzyka której nie lubisz nie spaczyła Ci stylu.
j and d 🙂 nie załapałeś 🙂 ja lubię tę muzykę. 🙂 wiem, ze tak działa
sluchanie i granie na tworzenie 🙂
może to banały ale bez zgrania ,akceptacji ograniczenia swojej pychy i pokory
nie da się wspólnie tworzyć ,i dlatego ja z moim gitarowcem (on kombinuje
jak patitucci) i mną w korzeniach Hiphop blues hardcore robimy coś sensownego
na próbach dzięki tym zasadom ,nawiasem mówiąc trza się też zaprzeć na
swoim dla przykładu (bo jeśli ja chcę skończyć na C i potem po skali do
góry to tak będzie i h*j! bo ja mam wizję) hahahah
Ja mam w zespole inny problem: ludzie są zjeb… obibokami… Perkusista
jakoś ujdzie… Ale gitarzysta? Sam nie wymyśla nic ciekawego, co chwila
zmienia koncepcje co powinniśmy grać. W końcu się wnerwiłem, dałem
gościowi płytkę (covery planowo mięliśmy grać), rozpisałem mu taby w
gp… A on na następnym spotkaniu stwierdził, że sobie nie poradzi.
Otóż co mu rozpisałem? Panie i panowie… KSU. Ja sobie z tym nie
poradzę… f*ck :/
Wcześniej graliśmy (hmm MIELISMY grać) Analogsów parę numerów… Ot tak,
dla wprawy, potem przerzucić się na coś ambitniejszego… I dobrze, że
postanowiłem zacząć od banałów… Bo początkowo gitarul był pełen
entuzjazmu… Bardzo szybko – w jeden dzień – nauczył się perfekcyjnie grać
INTRO do tego utworu :f Było to, proszę państwa, w maju 2008 roku. Od
tamtego czasu, mimo mojej motywacji, zjebów od perkusisty, nie nauczył się
nowego :/ Ta nasza kapela już nie istnieje de facto. Mimo, że on (gitarzysta)
ciągle o niej mówi, snuje jakieś plany, chce wynajmować salkę… Ale
jednocześnie nie robi nic. A to boli, ponieważ – nie tylko w mojej opinii –
koleś ma potencjał i 1) szybko obczaja utworki 2) gra dokładnie a
jednocześnie szybko 3) potrafi solóweczkę taką wymyśleć, że palce lizać
🙂
To była moje druga kapelka… Chociaż, z uwagi na to, co napisałem wyżej,
nie powinienem jej w ogóle liczyć…
Aktualnie gram z ludźmi młodszymi od siebie o rok, dwa, a dogadujemy się
świetnie, ciągle się czegoś nowego uczymy, coraz bardziej zgrani
jesteśmy… To są zapaleńcy i z nimi można naprawdę coś zrobić 🙂
Gurf, obsługujesz tylko bas, czy gitara też w twoim zakresie?
hmm.. gitarę tyle o ile. Moge jakieś numery ułozyc od biedy. Zagrac,
sprawdzic jak to idzie. nie tak sprawnie jak na basie, powoli łapie chwyty i
no tak. Jest w moim zakresie. Minimalnym. 🙂
Nie no, bo jak coś, to mógłbym mieć dla ciebie propozycję. Jeśli byś
chciał się w tym kierunku rozwijać.
raczej nie planuje. Owszem, mieć gitarę i pograc czasem, ale jednak bas to jest
to 🙂
ale są i lewi basiści, którym też się nic nie chce i przychodzą na próby
bez zaangażowania.
Ja mam na przyklad slaba pamiec i czasami zdazy mi się ze podczas kawalka
zapoinam co mam grac 😀 wtedy zaczyna się improwizacja. najlepsze jest to ze
kumple z kapeli nie zauwazaja nawet.
Co do robienia kawalkow to wydaje mi się ze robienie na probie jest trochę
takim zmuszaniem się. Najlepiej czekac na wene. Czesto robimy tak ze
przychodzimy na próby i po prostu pokazujemy swoje pomysly. Potem skladamy co
lepsze pomysly w calosc i dobrywamy do tego reszte. Polega to na ciaglym
graniu. Grasz to 5 czy 10 raz i nagle ci wpada do glowy ze coś takiego było by
zaje*** w nastepnej czesci kawalka. 🙂 tak to u mnie wyglada
Straszne, ale prawdziwe. Wyjątkiem jest King Crimson, gdzie jest taka
dyscyplina, że terror jest już zbędny. 😀
Terror jest dobry, jeśli zmusza do roboty. W przypadku zespołu Gurfa chyba
się nie sprawdza. W końcu to młody zespół i każdy chce się wykazać.
Święte słowa. Dodam od siebie, że w Polsce jednak jest taka tendencja, że
muzycy są strasznie niepokorni, zarówno wobec życia, jak i samej muzyki.
Chyba, że to ja miałem nieszczęście takich poznać.
Wiecie, ja nie mam problemu z tym, żeby się podporzadkowac.. Tylko, ze czasem
widze, ze coś będzie pasowac i staram mu się to przekazac, ale jemu się nie
da.. Chlop ma podejscie, ze tylko jego pomysly sa dobre, bo on slucha takiej
muzyki długo, a ja się przesiadłem z thrashu i to wszystko co wymyslam jest
złe 😐 tak to odbieram ostatnio.
Żeby naprawdę, drogi posiadaczu rickenbackera, chcieli się tu wszyscy
wykazać to byłbym chyba w siódmym niebie 🙂
Mój proces tworzenia w starym zespole: ktoś wymyśla coś w domu, zapisuje na
gp i wysyła do innych, każdy dopisuje swoją ścieżkę (tzn inaczej –
perkusista pisał perkę i gitary, ja potem dodawałem bas do tego ;f), na
próbie gramy i już. W nowym zespole jest to już tak: spotykamy się, rzucamy
swoimi pomysłami, ew. każemy perkusiście coś grać i improwizujemy do
tego.
Ogólnie to ja też mam słabą pamięć i zapamiętuję co ważniejsze
kawałki utworów, resztę linii basu improwizuję na bieżąco podczas
koncertu. 😉
Miałem identyczną sytuację, perka gra ciągle bit, gitary wybrzmiewają po
akordzie, a ja na basie gram taki mini-riff w tym miejscu. Na jednej z prób
perkusista po 8 miesiącach grania kawałka widzi wspomnianą sytuację (gitary
wybrzmiewają, ja gram), przestaje grać i mówi: “co ty k*rwa grasz? coś
pomyliłeś”
BTW: nie wiem, jak innym, ale mi cholernie nie podoba się barwa głosu
wokalisty, momentami drażni mnie nie na żarty.
ja nie wiem.. ale wiek kurde dobry do grania jest dziwny.. znam ludzi, którzy
maja 13 lat (perkusista) i maja taki megazapał, ze glowa mala.. A tutaj
znudzony zyciem 20 letni perkusista.. jej.. Dla mnie to jest odskocznia..
tak czy inaczej, gdy rozmyslalem o graniu na basie, pewien jegomosc, basista,
rzekł mi, ze to na basiscie spoczywa ciezar zespołu, ze basista trzyma całą
kapele.. Jak narazie to w takich samych jestem.. Ja ich ustawiam, ja proszę ich
o uwage, o niepicie bo coś waznego. Ech 🙂 mam nadzieje ze znajde w krakowie
jakiś fajny bend na poziomie, z rzeczywistymi checiami do grania, a nie tylko
takimi na ogloszeniu. I nie bojacymi się pracy, bo przeciez muzyka, tworzenie
takową jest. Przyjemna ale i wymagajaca. Howk!
< do porownania jak spiewa live. w
studiu go bardzo splaszczono.
sory ale śpiewa jakby miał ziemniaka w gębie, niech się tak nie nosi bo
wcale nie jest dobry! możesz przekazać ode mnie 😀
ten motyw z ojcem nie znszczył 😐 on pyta ojca czy może być ?!?!
żenada…..
jeżeli jest to robione pod dyktando osoby trzeciej lub kotś w ogóle się nie
przykłada do tworzenia,a w tym rzypadku jest jedno i drogie (fatal combo :/ )
to lej na nich ciepłym moczem i jak już było napisane, kopnil lidera w
dupsko. ulży ci
Praca w zespole to niestety bardzo często jedno wielkie poświęcenie i
kompromis…Sam doskonale wczuwam się w opisaną tu sytuację gdyż znajduję
się w podobnej.Dominująca część zespołu jest świetnie wyszkolonymi
technicznie rzeźnikami,którzy poza ostrymi riffami i ultra-hiper szybkimi
solówkami zamknięci są na jakiekolwiek propozycję zagrania czegoś
lżejszego stylistycznie.Decydującym jest fakt,że główną(jedyną?)
inspirację dla Nich stanowi Metallica,tak jak gdyby nie było innych
zespołów na świecie…I trudno cokolwiek Ci doradzić,bo wiem,że sama
rozmowa nie wystarcza – przeważnie kończy się na zapewnieniach o
kompromisie,a tak naprawdę nigdy do tego nie dochodzi.Dlatego dochodzę do
wniosku,że czasem warto poświęcić te kilka miesięcy ciągłości w grze i
szukać czegoś odpowiedniego dla siebie,tak żeby czuć się szczęśliwym
grając to co się kocha 🙂
Pozdrawiam 🙂
Ostatnio załamałem się…
Na rozgrzewkę grałem Prayer to god Shellaka – b. proste, po kolei cztery 1/8
i dwie 1/4. I co? Kumpel (gitarzysta) do mnie: nierówno grasz.
Dobra, pomyślałem, może faktycznie nierówno gram, chociaż nie wydaje mi
się by tak było. No ok. Potem gitarul chciał mi pokazać, jakiego to motywu
się ostatnio nauczył. Zagrał. Z późniejszego jego tekstu bo to ma być tak
nierówno grane, zrozumiałem, że dla niego określenie nierówna gra nie
oznacza, że ktoś faktycznie gra nierówno… Dla niego nierówna gra znaczy
tyle, co nie grasz tylko i wyłącznie szesnastek/ósemek/ćwierćnut, tylko
raz ósemkę, potem szesnastkę, a następnie całą nutę…
f*ck :/
———
No to się nazywa muzyczne nieuctwo!!
*******************************************
::Hohner BB Q 6, Hartke 2115 combo::
Podgatunek basisty?? Gitarzysta 😀
U mnie sprawa wyglada mniej więcej tak. Ja albo gitarzysta wymysla jakieś
“riffowisko” czyli wstepny zarys na kawalek. Jeśli to robi on to tylko jest
gitara jeśli to robie ja to jest bas i czasem tez gitara ale jako ze jestem
basista nie gitarzysta to gitarę robie tak pogladowo żeby mi coś “gralo”
gitarzysta pozniej to zmienia bardzej lub mniej, dogadujemy się w tej kwesti
(choc czasem sa spiecia). Palkarz dorabia bebny, wokalistka dorabia tekst i
swoja melodie wokalna. No i gitarzysta na koniec dorabia jescze jakieś solo, co
jest u niego dość oporne i trwa najdluzej 😛 No i generalnie na probach zanim
uznamy ze kawalek jest “skonczony” to przechodzi on przez ogolna burze mozgowa,
gramy az się nam spodoba, jeśli ktoś rzuca pomysl zmian czy coś to jest on
probowany i albo zostaje albo nie. I tak to zagmatwanie wyglada hehe.
Co do twojej sytacji.. moim zdaniem w dobrym bandzie ma wygladac tak ze
wszytskim pasuje status jaki maja i wszytskim jest razem “dobrze”. Jak w
malzenstwie 🙂 Sa bandy , że jest jakiś wyj* lider zespołu i wszytsko ciagnie,
najwiecej decyduje, jeśli inni to akceptuja i na to się zgadzaja to ok. Albo
może być w badzie tak ze proces tworczy opiera się na wszytskich, kazda dodaje
coś od siebie, każdy sklada propozycje.. w takiej sytacjii wiadome jest ze nie
zawsze się będzie wszytskim coś podobac i zgadzac, beda roznice zdan, pomyslow
i pytanie jest wtedy takie.. jeśli jest mozliwe dojscie do kompromisu i nikt
nie czuje się pozniej wk***, odstawiony na inny plan i gra mu się dobrze to
band istnieje a jeśli nie to nie 🙂
Granie razem to ma być przyjemnosc nie katorga, nie podoba ci się obecny uklad
odchodzisz proste, tak jest w tym biznesie 🙂 i nikt nie powinen mieć do nikogo
pretensji i zalow, mowisz sorry nie podoba mi się to, ja to widze inaczej,
szerokiej drogi ja zmieniam klimat.
Dla mnie wzorem do nasladowania sa Tim i Tom z RATM 🙂 ich gra tak zajebiscie
się uzupelnia, gitarka i basik chodza jak lewa i prawa reka podczas boksowania,
widac ze obu panom dobrze się razem gra i rozumieja się doskonale, nie wiem
oczywiście jak u nich wyglada proces tworczy ale myślę ze kazdemu basiscie
można zyczyc aby znalazl gitarzyste z ktorym się dogada, gitarzyste , który
rozumi co to bas i docenia jego role bo z tym czesto my basiści mamy problemy.
Wtedy wszystkim gra się dobrze i powstaja dobre rzeczy 😉 A dobry gitarzysta to
taki gitarzysta , który docenia bas.
O perkusiscie nawet nie wspominam bo jak jeden mój byly perkusita powiedzial
“perkusja i bas to jak ch.j i c.pa” 🙂 Z perkusita trzeba się rozumiec bez
slow, tworzyc sekcje rytmiczna czujaca się nawzajem 🙂
Takze aby czuc się dobrze w zespole musi być ta chemia, ludzie musza podpasic
charakterem, gustem muzycznym na tyle aby moc osiagnac kompromis bo nie ma 2
ludzi co maja 100% ten sam gust (chociaz ja z moim perkusita jestesmy blisko),
wizja i praca w kapeli.
Jeśli ktorys z tych punktow komus nie pasuje to szkoda się meczyc i szukac
innej wspolpracy 😉
PZDRO
————————————————–
“Believin all the lies that theyre tellin ya
Buyin all the products that theyre sellin ya
They say jump and ya say how high
Ya brain-dead Ya gotta fuckin bullet in ya head”
RATM 1992