Nazywam się Aga, na basie gram jakoś od listopada, wcześniej grałam 6 lat
na fortepianie, ale duże to takie bydle i na spacer z nim wyjść nie można,
toteż z umiłowania do dżwięków niskich sparawiłam sobie basik i się
zakochałam, ale to i tak wszystko przez Marcusa Millera… no i cóż …teraz
wszystko się dookoła basu kręci:) Na razie używany mensfeld, i jakiś stary
gitarowy piec. Powoli zbieram fundusze na lepszy sprzęt, wszelkie informacje,
i doświadczenie.
Pozdrawiam dla Wszystkich Basistek i Basistów!!!!!!
Ale nicka to dłuższego nie było? =D
———————–
lekko sparafrazowany tytuł kawałka Zappy , ale tylko o kilka „o” , wachałam
się pomiędzy „willie the pimp” i „mr. muffin”<– ale chyba do mnie jednak
trochę nie pasuje ;]
Witamy kolejną basistkę 🙂 Fajny avatar, Twoje te nogi? 😉
witam koleżanke po fachu 🙂
jaką muze lubisz grac??
_______________________________________________________________
„Życie jest jak pudełko czekoladek…nigdy nie wiesz co ci się trafi” Forrest
Gump
hejo
indi-srindi?
ja tam wolę fekal-metal
Nie, no. „Buła” całkiem fajnie.
———————–
WItam 🙂 zdjęcie może jakieś nam tu wrzucisz :D? basiku i ciebie 😉
–> Witamy na forum! Zapraszamy do aktywnego udzielania się na forum (
zacząć możesz od tematu „wy i wasze basy zdjęcia” 😉 😉 Pozdrawiam
—–
a to z tymi nogami to moje,:] niedługo wrzuce sesje zdj.z basem, tylko go
ładnie wypoleruje…
a grać to lubię takie funkowe grooviki, i chyba pójdę właśnie w kierunku
funku, no i bas ma tam duużo do gadania…no i w polsce ogólnie to chyba
żadnej funkowej sceny nie ma, nisza jest to ja trzeba zapełnić, no ale
zapełniać ją będę jak już się porządnie grać nauczę :]
Noooo jeśli te nogi są Twoje to jak najbardziej popieram Mazdaha 😉
Lubisz Zappę i Hellborga.
Lubię Ciebie 😀
…he a ja właśnie gram sobie linie basiku z „willy the pimp” . ale już od
miesiąca choruję na ciężką chorobę. wszystko co nie jest Zappą jest
nudne.zbyt równe i zbyt łatwe.to chyba nieuleczalne :] no i dobrze.
I ja się przywitam 😉 i pozdrawiam
—
Mnie Zappa inspiruje przeogromnie, ale jakoś nigdy nie próbowałem grać
partii basu z jego utworów. Chyba tylko te, które na słuch
rozpracowałem.
Jak wszystko Ci za łatwe, to ja polecam coś z Good People Hellborga ;D. Albo
Its The Pits z Elegant Punk ;D
A co do uleczalności – ja bym się nawet nie poddał ;>
Rzeczywiście, jakoś chęć nauczenia się jego kawałków jest jakaś taka…
ulotna 😉 Lubię Zappę, ale nigdy nie miałem chęci tego brzdąkać…
Dziwne… 😀
ale zdecydowanie hot rats to ewenement.) 0 chaosu. spójna od początku do
końca. no przy takim „willie the pimp ” to się aż palce same układają do
basu. To po prostu nie może nie wpaść w ucho. no i jeszcze „son of mr.green
genes” tam też basik jest całkiem przyjemny. Ogólnie dla mnie Hot Rats to
klasyk jazz rocka i jest u mnie między birds of fire i bitchees brew. Genialne
aranżacje. ah te solówki gitarowe. i + J.Luc ponty na skrzypkach(mahavishnu)
+ Ian Underwood . sami świetni instrumentaliści. A do reszty albumów choć
ispiracją są niemałą( zwłaszcza teksty 🙂 ) to za bas bym się nie
zabierała(no może w stanie upojenia alkoholowego)
uhh Może na razie Hellborga tylko słuchać będę,to jeszcze nie mój poziom
wtajemniczenia :]. Właśnie dotarłam do albumu Hellborga z
Bucketheadem<–kurcze gość ma niezły image-
http://www.pl.wikipedia.org/wiki/Grafika:Buckethead.jpg :] .Niezły czad.
yo, moja nowa jazzowa koleżanko :d
to i ja się przywitam
witam 😉
Łooo Hellborg z Bucketheadem :jawdrop:
ta. Tyle że ja dopiero się teraz skapowałam że Buckethead to taki znany
jest że z Gunsami grał(jakoś zarabiać musiał na te swoje kurczaki z kfc
;]), a ja go znałam z mniej konwencjonalnych żródeł:właśnie ze
współpracy z Hellborgiem, Primusem i Praxis(Zorn , Laswell na basie), A
praxis –kurcze niezły łomot. Pierwszy raz stykam się z takim podejściem
ogólnie do cieżkiej muzy. Metal, elektronika, experimentalnoise,
niezidentyfikowane odgłosy gardłowo-szczękowe. Polecam album „Sacrifist”,
jeżeli ktoś lubi klimaty spod znaku Zorna, fani ciężkiej muzy też by się
nie obrazili :]
O Praxis pierwsze słyszę, a Bucketheada właśnie znam ze współpracy z
Claypoolem.
…….Gunsi i Buckethead – to tak trochę, jak Nirvana i Robert
Fripp…………
a Buckethead gra w praxis na gitarze, klawiszach i jakiś tam innych
zabawkach.
ogólnie zespół jest w takich klimatach zorna i panów ze spółki czyli
fantomas, painkiller, hmmm tomahawk …mr.bungle…
no ogólnie trzeba się przebić przez tą muzykę, ja ogólnie słucham Zorna
dla adrenaliny. Ale praxis jak dla mnie nie jest aż tak skrajnie wbijający w
ziemię jak inne projekty Zorna, i są fajne partie basu Laswella i Bootsy
Collinsa.Przebijają się też echa elektroniki,triphopu(skrecze są nawet),
ogólnie . no takiej muzyki nie da się tak po prostu zaszufladkować.
wooowiezooowie napisała:
W dwóch słowach: witaj siostro 😀
to ja też się przywitam i powiem ze mój pierwszy bas (i jak narazie ostatni)
to też stary mensfeld i ze też zaczynałem na starym piecu gitarowym (który
udało mi się już opchnąć)
… w kazdym razie… witam 😀
no może jeszcze czerwony mensfeld? :] . a jeszcze miesiąc przed kupnem mojego
(o bagatela 230zł na necie !) grałam na pożyczonym megu i to na sucho bez
pieca. niewiem jakim cudem aż miesiąc , może dlatego że były na nim
autografy acid drinkers :). ale ho ho najlepsze chyba co mam to kabel proela
taki sam jak ma Pilich :]
Na sucho też można ćwiczyć. 🙂 Poza tym: zawsze można do kompa podpiąć.
🙂
Buckethead pojawił się też na kilku występach Primusa. Ponadto Les gra na
basie na jednej z jego płyt.
Hellborga cośtam próbowałem, ale on ma jakieś dziwne pojęcie o rytmice,
ale to tylko na plus, bo mu fajnie gruwi, z tym, że jego utwory są
trudne.
Co do Zappy na bas – Freak Out Mothers jest takie w miarę proste, a
rozwojowe.
Interesowałaś się kiedyś muzyką zwaną yass? Bo to bardzo podobne do tego,
co Patton z Zornem grał (czyli muzyka dla psychopatów), tyle, że w polskim
wydaniu! Praxis przy tym to jest muzyka dla przedszkolaków 😀
Jak będziesz coś tym yassem zainteresowana to uderzaj do mnie 😉
Muzyka dla psychopatów? Jak już jesteśmy przy Zappie itp. to przecież „Jazz
from Hell” 😀
Daj spokój! ;D
Słuchałem tej płyty, ale to miało znamiona masochizmu 😀
Ciężka sprawa coś takiego odbierać, a weź taki materiał stwórz! To
trzeba mieć nawalone ;D
Taki czilaut, jak się tego słucha 😀 Chętnie bym spojrzał na rozpisaną tą
płytę na nuty 😀
Ta, czilałt 😀
Tylko weź tego posłuchaj na słuchawkach, koncentrując się na muzyce 😀
Na tym nie da skoncentrować. Tak można poczuć, że coś w środku głowy
chce się oderwać. Jeszcze się przy tym nie upiłem….. trzeba tak,
koniecznie.
yass yass yass .dobre bo polskie :). ale i tak wszystko co made i poland nigdy
nie będzie w takiej mierze naznaczone piętnem szaleństwa jak wytwory Zorna,
klimatów z tzadik/ dla niepoinfo: wytwórnia Zorna/, japońskiego noisu, czy
skandynawsiego czadu i magii. .
. No to yassowe klimaty nie są mi obce, w sumie jestem obeznana z klimatami
Tymańskiego, jego ensamble,the waiters, no jeszcze miłość/z możdżerem/,
jeszcze całym WUJ kowym undergroundem/czyt:dla niepoinfo:młoda polska scena
jazzowa, patrz festiwal WUJek-najpierw jazzgot, potem fabryka trzciny/.żeby
rzucić kilkoma nazwami:to ślimak trio, baaba, contemporary noise quintet,
itd… w sumie to nadzieja „polskiego młodego jazzu”, ale w sumie żaden
przełom to nie jest. nic nie zaskakuje. garściami czerpią z tego co było:
mahavishnu orch, return to forever, weather report. ale robią dobrą robotę i
chwała im za to. Ale …..muzyka polska jest czymś obciążona…niewiem
Komedą…Ptaszynem Wróblewskiem…. kurde Szopenem… .wciaż wszystko jest
zbyt klasyczne. Bo jakby się jakiś taki polski Zappa urodził to by już
pewnie dawno miał conajmniej 100 procesów w sądzie o obrażenie uczuć
religijnych i narodowych. wciąż mało indywidualistów. …eh.
…hm… ogólnie.to jazz z nut….? toż to czysta improwizacja. rozumiem
jakieś klasyki. jazz niu orleański, Chicago….lata 20, 30. to to się fajnie
gra/zwłaszcza na pianinie/. the enterteiner mogłabym grać do bólu 😀 .
No ale Tymański to Tymański, on do czego by się nie zabrał, to tak jakoś
brzmi wszystko po tymańsku ;D. Arhythmic Perfection tudzież NRD tudzież
Maestro Trytony, to je to! Bo te WUJowe klimaty, to oni niby czerpią z yassu,
ALE! raczej się od tego odcinają powoli (tak jak zrobiło m.in. Pink Freud).
Niemniej Ślimak Trio jest wysoce godne zainteresowania.
Co do obciążeń lokalnych – wiesz, trudno tego uniknąć. To dopiero teraz
będzie się zacierać, a to z tego tytułu, że mamy dużo większy dostęp do
informacji. Natomiast co do indywidualizmu – podawanie jako przykładu Zappy
jest trochę nie fair, bowiem Zappa to jest fenomen na skalę kosmosu
conajmniej ;). Ciężko wyzbyć się tego dziedzictwa starych polskich
twórców – siłą rzeczy! To tak, jakbyś miała pretensje, że norweski metal
brzmi podobnie do innych norweskich metali – tak już jest ;D. To nasza – że
tak powiem – dobra wola, żeby się z takich schematów wyrwać. Nic nie
poradzę, że np. lwia część sceny muzycznej Wrocławia to zespoły metalowe
czy niumetalowe (które są głęboko przekonane o swojej niepowtarzalności –
co jest dosyć smutne, i say.), ambitna muzyka się słabo sprzedaje. Jakbyś
porównała nisze, które są na rynkach muzycznych (USA, Polska czy
gdziekolwiek) okazałoby się, że one są dosyć podobne, z tym, że np. w
Stanach wyżyć z niszu jest duuuuuuuużo łatwiej niż tutaj (tutaj się nie
da). I to jest meritum – fakt, że starzy muzycy sceny yassowej mogą się
utrzymać z grania jest determinowany tym, że yass to w ogóle było też
jakieś kosmiczne zjawisko, poza tym Ci muzycy nie grają tylko yassu (bo na
dobrą sprawę yassu już nie ma, ku mojemu ubolewaniu).
Ale nie zgodzę się, że temu brakuje magii – wprost przeciwnie – na skalę
tego, co się działo w Polsce przed yassem – to jest arcymagiczne! Z tym, że
zależy, czego oczekujemy od muzyki, czym jest dla nas niekonwencjonalność i
zaskoczenie. Gdyby Zappę czy Zorna przyjąć za punkt wyjściowy, to okaże
się, że nie mamy już tutaj co robić, bo to są na tyle indywidua, że
ciężko się z nimi mierzyć.
A wydaje mi się, że ktoś, kto spędza szereg lat na szlifowaniu
umiejętności gry na instrumencie chciałby pograć za coś więcej niż zwrot
kosztów dojazdu. Wiele rzeczy się na to składa, sytuacja na rynku, gust
publiczności – można mnożyć przykłady, które nie sprzyjają rozwojowi
indywidualizmu muzycznego :).
(żem się rozpisał, mam nadzieję, że zrozumiale).
Pozdrowienia, cieszy mnie, że niektórzy ludzie znają się jeszcze na muzyce
;).
(a Goodman? albo Gershwin? ;P)
Gershwin 😀
Polski jazz nigdy nie był odkrywczy. Zawsze byliśmy 100 lat za Murzynami i
nic chyba z tym nie zrobimy… To takie dziwne – jak Polacy grają ze sobą
jazz to jest… nie powiem, że źle, bo to brzdura, ale po prostu to nic
nowego… nasza scena jazzowa jest skostniała. Jak Polak gra za granicą to
lepiej mu to wychodzi. Dziwne trochę…
EDIT:
Goodman to taki nędzny autor podręczników do socjologii 😛
realia jazzu w Polsce można najlepiej zaobserwować robiąc po prostu maraton
po klubach. Chociażby taki Tygmont.chyba najbardziej reprezentatywny jeżeli
chodzi o Warszawe, niewiem jak jest w innych miastach. Co tydzień te same
gwiazdy: Namysłowski, Śmietana, Herdzin, grają chyba po to by nie zapomnieć
jak to się robi/trasa koncertowa nie wchodzi w grę, jest po prostu
nieopłacalna. i czasem po prostu nie ma gdzie i dla kogo grać. ewentualnie
przyłączenie się do innych projektów,bycie muzykiem sesyjnym/. To cóż
pozostaje innego niż granie do kotleta, Panom po 40 pod krawatem i ich miłym
paniom. taa wypada słuchać jazzu, miłe tło. do trawienia, plot, i
rozmawiania o kupnie nowego samochodu. gładka muzyka dla gładkich
ludzi…tylko żeby posłuchać tam muzyki muszę się wcisnąć w jakiś szary
kąt na końcu, bo nie za bardzo mam kase na rezerwacje i wydanie stówy na
samą kolacje. może czasem nie nazwałąbym tego słuchaniem tylko
wychwytywaniem dżwięków które się przebijają przez rozmowy, śmiech, i
hałas sztućców. Podobnie było na jazz jamboree w tygmoncie, oczywiście
muzyka jak zwykle była na drugim planie…Ale posłuchać jeszcze można. Jest
Diuna- klub Krzysi Górniak,- z bardzo fajnym klimatem, jest fabryka trzciny,
może to nie jest klub jazzowy, ale trochę się dzieje. No a powracając do
yassu- jak dla mnie „uczłowieczył” on jazz, odrzucił schematy. całą tą
sztuczną elitarność. przypomniał o tym że jazz żyje. ma się dobrze.
może dać kopa. pokazał znów że w jazzie najważniejsze są emocje i
energia.
jak nie 😀 . Tylko że my po prostu nie potrafimy docenić potencjału własnej
muzyki. Przecież to Niemcy powykupywali nam ze sklepów wszystkie winyle
Ptaszyna i Komedy, i „polish jazz” przeżywa renesans, tylko szkoda że na
zachodzie. i tak naprawdę, tylko tam mają szanse zaistnieć. Popatrz
chociażby na Cracow Klezmer band-kto ich wydaje? John Zorn. podobnie Stańko.
jeszcze Skalpel/ wydaje dla ninja tune/. po prostu w polsce są jakieś
popiepszone systemy miary talentu. nie wiem y co dobre… ehh.
–> jak już o Jazzie mowa… znasz Fool-X Trio Adama Fulary? 🙂
—–
„Jazz isnt dead, it just smells funny”.
Kto to powiedział, kto kto? ;D
We Wrocławiu też jest taki imć Piotr Baron, który regularnie koncertuje w
JazzKlubie Rura. Nie chcesz chodzić to nie musisz ;). Inne ciekawe koncerty
też się zdarzają, ale jakby się człek skoncentrował na samym jazzie, to
szybko można się znudzić.
Generalnie mnie trochę brzydzi ten motyw grania jazzu bo jazz jest fajny i
taki poważny. Ale to wszystko wynika z jakiegoś zboczonego postrzegania tej
muzyki. Dlatego mało co słucham takiego klasycznego jazzu. (tzn. tego
powojennego)
Hej w ogóle nie jestem w temacie , nigdy się nie interesowałem zabardzo muzyka
jazzowa, ale mam do was takie pytanko , i proszę o wyrozumiałość . Czym się
rózni jazz od blusa…?
Zappa to zdecydowanie kopalnia złotych myśli 😀 . czytaliście „takiego mnie
nie znacie”, moja biblia. Jedyny człowiek którzy trzeżwo patrzył na muzykę,
wszystkie teorie, podręczniki mogą się schować.
no i jeszcze oczywiście że nie samym jazzem człowiek żyje. słucham
wszystkiego. staram się mieć uszy otwarte. inspiracje są wszędzie.
a do kolegi „Mazdaha” -> niezłe to fool-X- połączenie bacha i bebopu,.
przesłuchałam video z koncertu, brzmi ciekawie , nawet nóżką można
pokręcić, 😀 ,ale publika koncertowa coś drętwa była .
Pięć razy tą książkę czytałem. Mam ją w wersji papierowej jak i
cyfrowej :D. Ubolewam tylko nad tym, że płyt Zappy jest tak dużo i są takie
drogie – bo bym je dawno pokupował, a tam mam ino kilka :<
–> Adam zaczał stosować swoją technike głównie do muzyki klasycznej,
ale w Fool-Xie spisuje się równie dobrze. Z publika to czesto sa problemy jak
się nie zagra metaliki 😛 Nie wiem dokładnie co to za gatunek jazzu, ja się
na ym nie znam 😛 Nie mogę znieść panów w garniturkach z postukującą
perkusją i kontrabasem 😛
—–
ogólnie chyba najlepiej żeby poznać różnice, to trzeba zacząć słuchać.
Jeżeli spojrzeć na historię to granica miedzy jazzem a bluesem jest płynna.
no jest taki nieokreślony „blues feeling” .to się słyszy. posłuchaj Big
Billa Broonzyego, Raya Charlesa.Muddy Watersa.Sonny Terryego nakładaja się
tonacje durowe i molowe,raz wesoło a raz smutno. … a formalnie: bluesowa
zwrotka: 12 taktów opartch na 3 fundamentalnych akordach: tonice, dominancie,
subdominancie. Ogólnie to się słyszy. ważna jest także warstwa tekstowa.
tematyka: ogólnie miłość, dyskryminacja rasowa, życie, takie tło
socjologiczne. Wywodzi się z pieśni Murzynów, którym było cieżko
ogólnie, i jak pracowali to musieli „czuć bluea” bo jak nie to praca nie
szła, i plantator nie dawał jeść.
często blues stawał się tematem jazzowym, jego elementem: właśnie z bluesa
wyodrębniło się fortepianowe boogie woogie, z tradycji bluesa wyrósł
także bop (Charlie Parker). hmm… a Jazz. jej. musiałbyś się zagłębić w
jego historię… jeżeli chodzi o gatunki… a tak krótko dla mnie jazz to
interpretacja. ze wszystkiego można zrobić jazz. ważna jest aranżacja i
improwizacja.
Fulara mnie nudzi… przepraszam 😛
Zwiedziłem parę klubów jazzowych w Wawce, w Tygmoncie bywam dość
regularnie. Niestesty pijani Niemcy zagłuszają muzyków, więc im się tam
już nie chce grać… Niby otwarto Akwarium, ale jakoś nie mogłem tego
miejsca znaleźć, chyba się połączyło z okropnym Hard Rock Cafe…
Właśnie… „uczłowieczenie jazzu”… jak byłem na warsztatach w Puławach,
to wykładowcy prześcigali się, kto wyżej nos zadrze. Taką atmorferę też
czuć w Tygmoncie. Co ciekawe, jak był festiwal „Niewinni Czarodzije” można
było porównać starą gwardię i młodych muzyków. Ci pierwsi grali w
teatrze, przy Skarpie Wiślanej (czy coś), a ci drudzy w podziemiach Hotelu
Europejskiego. Zgadnijcie, gdzie się ludzie lepiej bawili?
Eee, to już przesada ;D
jej ale to chaotyczne co napisałam. przeciez o tym można ksiażke napisać.
:]