Ciekaw jestem których gitarzystów basiści cenią najbardziej. Poniżej mój
faworyt. Jak nie lubię solówek w ogóle, to ten młody pan jest w stanie
wywołać ciarki. Ladies and gentlemen, Mr Derek Trucks!!!!
https://www.youtube.com/watch?v=rqMz7NqKkXQ
Kim jest Wasz ulubiony gitarzysta?
Który gitarzysta basiści cenią najbardziej?
Co myślicie o solówkach ogólnie?
Kto jest w stanie wywołać u Was ciarki swoim graniem?
Jakie są Wasze wrażenia po obejrzeniu tego występu?
Czego oczekujecie od dobrego gitarzysty basowego?
Czy muzyka Dereka Trucksa wpłynęła kiedykolwiek na Wasze granie?
Jaki jest Wasz styl gry na basie?
Które utwory Dereka Trucksa polecacie do nauki na basie?
Które koncerty Dereka Trucksa warto obejrzeć na żywo?
Ooooo tak! Kolejny o którym zupełnie nie pomyślałem. Kocham jego Fourplay
jak żaden inny smoothowy band 🙂
A ten pierwszy u Ritenoura to nie bóg basu? No litości!
John Frusciante i Slash sila rzeczy:D:D:D
nie wspominajac o Jimim Pageu!!!
Może nie Bóg, ale MASTER OF BASS z pewnością. Moi kolejni GIGANCI wiosła
to ;
– RITCHIE BLACKMORE
– TONY IOMMI
John McLaughlin i Shakti.
https://www.youtube.com/watch?v=wHDO1HN06Fc
I bez Shakti, ale z Dominikiem diPiazzą i Kilo Jogurtu
https://www.youtube.com/watch?v=kBW1xU560T4
Może będę mało oryginalny: Steve Vai, Joe Satriani, Robert Fripp, Jimi
Paige, John MacLaughlin, Al di Meola.
Szergiel: A jeżeli chodzi o McLaughlina najbardziej kojarzy mi się z
Mahavishnu Orchestra
https://www.youtube.com/watch?v=ujcYw2QTPzM
No i zapomniałem o gościu… ;( Ry Cooder
DIMEBAG, DIMEBAG i jeszcze raz DIMEBAG! A to moje ulubione solo na elektryku ,
oczywiście diamencika z dallas 😀 –
https://www.youtube.com/watch?v=SuyMosFR5Bs
nie będę oryginalny. Dla mnie najlepszym gitarzystą, i to zdecydowanie, jest
pewien węgierski izraelita zamieszkujący w Wielkiej Brytanii. Choćby za
to:
https://www.youtube.com/watch?v=z2nQZPC2uTs
No prawda jest taka, że Knopfler zmiata wszystkich metalowych wymiataczy od
już pierwszych wydobytych dźwięków 🙂 Choć wokalnie czasem mnie irytuje…
Jak mu się nie chce to niech nie śpiewa ;D
https://www.youtube.com/watch?v=jbZRbBskloE
Brak słów 🙂
To nie jest temat o ulubionym wokaliście ;). Na marginesie – Hendrix czy
Santana i wielu innych też śpiewakami raczej nietęgimi są.
Czytałem kiedyś wywiad z Knopflerem, w którym była mowa o tym właśnie,
że śpiewać to za bardzo nie potrafił i jakby „pomagał” sobie gitarą.
Stąd jego wyjątkowy i rewelacyjny styl. Też go bardzo lubię :).
Lubie sobie posluchac partii gitarowych panów:
Synester Gates (Avenged Sevenfold)
Phil Demmel, Robb Flynn (Machine head)
Dino Cazares (Fear Factory, Divine Heresy)
Jonas Kjellgren, Per Nilsson (Scar Symmetry)
Matt Heafy (Trivium)
Tom Morello (RATM, Audioslave)
ogolnie nie przepadam za śledzeniem losów gitarzystów. Jak slysze zajebiste
solo czy jakiś riff to mi po prostu zostaje to w głowie : >
Morello jak najbardziej:)
ja osobiście kocham Lukathera z Toto i Erica Johnsona. Dziękuję
I na dodatek Hendrix miał, wg powszechnej opinii, nienajlepszego basistę.
Kurde, chciałbym tak nieumieć śpiewać jak Hendrix i Clapton i tak nieumieć
grać jak Redding.
Ostatnio zatoczyłem koło i od jakiegoś czasu namolnie słucham Alvina Lee z
TYA.
jeden z moich znajomych basistów po wylocie z kapeli mawiał:
„najlepszy gitarzysta to martwy gitarzysta”
Coś w tym jest. To by potwierdzały następujące przypadki: Hendrix, Narciso
Yepes, S. Lane, S. R. Vaughan a nawet G. Harrrison [na swoje czasy był
nienajgorszy]
He. He. dobre.
Ale z tego by wynikało, ze Alvin Lee nie jest z tych dobrych – jeszcze
żyje.
Mnie się podoba:
„Dać małpie brzytwę, tzn. gitarzyście wzmacniacz lampowy”.
Jakoś ich ostatnio zapomniałem.
Lubię słuchać muzyki do której słuchania nie muszę się zmuszać.
Tak mi się jeszcze przypomniał pan Robbie Robertson
np.
https://www.youtube.com/watch?v=1WDmMWF83x4
Ritchie Blackmore, Arjen Lucassen.
No i przede wszystkim… Dave Mustaine
ry cooder jest ok , tylko pytanie , czemu zawsze gdzieś w tle majaczy ? jak
dla mnie gitarzyści black crowes ( aktualnie ) są przeajebiści . i mają
fajne stare gitary . bardzo dużo fajnych starych gitar
Kolejność przypadkowa, wszyscy są rewelacyjni.
Dave Mustaine
Marty Friedman
Jeff Waters
Dave Murray
Janick Gers
Chuck Schuldiner
…
…
…
Dime – przede wszystkim za absolutna niepodrabialnosc + kazda bez wyjatku
stworzona przez niego partie poczawszy od ery CFH
Mustaine – za pokazywanie shitallice po dzis dzien jak powinno się grac thrash
+ Rust In Peace
Wylde – attitude, lupanie po pentatonice, BLS + solowka z No More Tears
Rhoads – za to ze był w zasadzie pierwszym (i jedynym sensownym) neoklasycznym
gitarnikiem + Crazy Train i Mr Crowly
EVH – za zrewolucjonizowanie podejscia do gitary + solo z Beat It
Zappa – za caloksztalt + Muffin Man niszczy
SRV – ekspresja i granie Hendrixa niemalze lepiej jak sam Hendrix
Haynes – fantastyczne brzmienie + jego interpretacje Soulshine i Cortez The
Killer z DMB
Buckethead – bo zagra wszystko i zagra to dobrze + Binge & Grab z czasow gdy
był w Deli Creeps
King + Hanneman – najlepszy duet thrashowy ever + Raining Blood
Hendrix – bo podprowadzil zagrywki bluesujacym czarnuchom i podpial do nich
przester = polozyl fundament pod wszystkich wyzej
Lemmy – no bo to kerfa Lemmy i zupelnei nie obchodzi mnie ze nie gra na gitarze
4lko to ty żyjesz?:o
Oczywiscie misiu pysiu – na ircu ciagle siedze, a ze mam konto na tym forum już
rokow tyle to postanowilem potrollowac i tutaj ;).
Jimi Hendrix- za innowacyjność
Dimebag Darell- za kawał świetnego grania
Stave Vai- (Tender Surrender) za ten oto nastrój 😛
Paul Masvidal- Cynic i wszystko jasne 😀
Dave Mustaine- za Rust in Peace
Alex Skolnick- za TestamenT i nie tylko
Yngwie Malmsteen- za wymiatanie
Uli Jon Roth- za strój pirata 😛
Fredrik Thordendal- za 8 stunę i pociachany rytm
Ale niedościgniony jest i będzie Jason Becker
Z tą innowacyjnością Hendrixa, to można by polemizować. Mówią
niektórzy, że on popisywał się patentami, które od dawna były grane przez
różnych starych bluesmanów :p.
Po wsze czasy te dwa duety –
Micheal Amott + Bill Steer – Carcass
Boudewijn Bonebakker + Frank Harthoorn – Gorefest
Mam troszkę za bardzo nasrane we łbie na te dwa bandy, więc to podejście
subiektywne do bólu.
Jesper Stromblad – gra w In Flames. Ojciec Melodic Deathu.
Willie Adler – gra w Lamb Of God – świetny technicznie gitarul, a poza sceną
tak świetny gościu że to właśnie jego chciałbym najbardziej spotkać przy
piwie ze wszystkich muzyków 😀
no i Dimebag.
Najlepszy gitarzysta to śpiący gitarzysta 🙂
Heniek, to niedbałe łapanie akordów, to kciuk gniotący strunę E (grający
riff na przykład w Foxy Lady), to akord dominantowy 9+, to sprzężenia, to
niesamowite rozwibrowanie. W owym czasie nikt nie grał tak bebechami na
wiośle, jak on. Byli od niego szybsi, bardziej bluesowi, ale nie było
takiego, który łączyłby w sobie wiele wątków na raz 😉 No i te
niesamowite brzmienie. Mogą sobie gadać. Był mistrzem i będzie. Jest jednym
z tych gigantów, którzy pchnęli Johna Scofielda do grania jazzu. John
chciał grać rocka, poszedł na koncert Hendrixa i uznał, że w życiu tak
z*ebiście nie będzie grać. Poszedł więc na BB Kinga, bo chciał grać
bluesa. I znowu opadł z motywacji. Uznał więc, że musi grać jazz, bo tam
jest dla niego wystarczająco dużo przestrzeni, żeby pójść własną
drogą.
Wracając do Heńka – nie lubię jego koncertów z początków działalności,
gdzie mu wiosła nie stroją, jest dość chaotycznie. Ale Band of Gypsys – z
czarnym składem grał dużo lepiej – miód. Takie Who Knows jest riffem granym
i przez bluesmanów i jazzmanaów i rockmanów… Płyty studyjne są zaje… A
The Cry of Love jest majsterszykiem aranżacyjno – brzmieniowym i kompozycyjnym
aż do teraz. I nie ma bola – niech se gadają różni tacy 😉
Hendrix jest/był najbardziej wpływowym gitarzystą. Bez niego nie grałby
dzisiaj np. Satriani bądź Malmsteen.
@Jajka na bekonie: Jak fan Hendrixa uważam, że przesadziłeś 😀 Było wielu,
którzy dorzucali cegiełki i nie ma „najważniejszego”.
Ale on ma trochę racji, w sensie że on zrewolucjonizował gitarę
elektryczną, był jak Pastorious dla basistów 😉
Chociaż ogromnym fanem Heńka nie jestem 😛 tak mi się zdaje że to on
kopsnął muzykę gitarową w inną stronę 😀
Trochę tak. Sam post wcześniej postawiłem Heńkowi ołtarzyk. Ale bez
przesady ;]
o to to! dobry duet gitarowy 😛
Zapewniam Cię, że gdyby nie on, to zrobiłby to ktoś inny (bardzo szybko).
Nie wiem no, np. Alvin Lee.
Jest pewne że ktoś prędzej czy później „zmodernizowałby” muzykę w ten
sposób w jaki zrobił to Heniek, ale to i tak nie zmienia faktu że to on
postawił ten kolejny ważny krok 😛
Tak samo, gdyby Wałęsa nie fiknął przez płot, to kiedyś tam skoczyłby
ktoś inny. Gdyby Luter King nie nadstawiał dupska, to ktoś inny by
nastawiał. Gdyby Linda Lovelance nie trzasnęła głębokiego gardła w 72, to
jakaś inna kobitka by trzasnęła itp itd. Jest to tak zwane obalanie
autorytetów i mówię stanowcze nie tym haniebnym praktykom 😉
To nie jest haniebna praktyka, to rzeczywistość – gdyby Einstein nie odkrył
jego równania, to zrobiłby to ktoś inny.
Hendrix był pierwszy, ok, na pewno nie był najlepszy ;).
Chodzi tylko o to że był ważny dla wszystkich gitarzystów, technicznie
wcale nie był najlepszy, tutaj popieram Kaprala ale jednym z lepszych tak czy
inaczej był 😉
Charls Bronson ?! 😀
Prawo marketingu – nieważne, że jesteś najlepszy, ważne, że byłeś
pierwszy – i tak, Droga Hałastro, całe życie. Reasumując – uznajmy Hendrixa
– był „pierwszy”, jego nazwisko wbiło się w historię grania, a nie Józka
czy innego Zenka, stojącego pod sklepem z jabolem, który 10 lat wcześniej
czynił jeszcze większe cuda, ale mu nie pykło.
A jeszcze jeden 6 strunowiec mi do głowy wpadł – Trey Azagthoth:)
O.o mam polski przykład na mojego ulubionego gitarzystę, jest nim Jacek Hiro,
uczy mojego brata ale czasami i ja mogę z nim pograć. Jego solówki możemy
usłyszeć w starym dobrym Dies Irae oraz teraz w Virgin Snatch i Scepticu 😉
polecam fanom lukatera, gość
zmiażdżył gadką hahaha
się okazało że grał całe beat it poza solówką. Łącznie z basslinem:)
pozdrów go i powiedz że jest z*jeb*sty! 🙂 solówki w DI są wyczesane!
Evil: Dies Irae i Sceptic byli zajebiści, VS się przy nich chowa…
Popieram, w VS brakuje tego poweru, któreogo jest w ch*ja na nagraniach dies
irae m/
Gitarzyści? Pierwsza dwójka jak mi przychodzi na myśl to:
-Nolan Cook- gitarul/magik przez ostatnie lata związany z The Residents. Jego
styl, brzmienie mogę rozpoznać wszedzie.Rzadko zdarza się by Nolan grał
jakieś riffy, ba-sprawia wrażenie jakby non stop improwizował! Spec od
chaotycznych solówek, wysokich pisków przechodzących w noise 😛 Jest jednak
w tym szaleństwie metoda.
Słyszałem go na koncercie i pokazał mi rzeczy których nie spodziewałbym
się po tym instrumencie.
-Larry Lalonde- Co by było gdyby go nie było w Primusie? Można usłyszeć
solowe projekty Claypoola, czyli już niestety nie to samo. Mimo pozornej
dominanty basu, Larry jest/był mocną 1/3 zespołu i podobnie jak Nolan Cook,
potrafi wyczarować najbardziej porąbane i dziwne dźwięki z gitary. Zawsze
zastanawiałem się dlaczego gitarzysci z reguły unikają Primusa- sądze że
Larry jest dla nich równie ciekawą atrakcją jak dla nas Les Claypool 😉