Cześć.
Naszła mnie taka myśl ostatnio podczas kupowania torebki razem z żoną.
Oglądaliśmy przeróżne i zawęziliśmy wybór do dwóch podobnych, dość
drogich i markowych, ale bez przesady. Jedna z nich była ciut bardziej
praktyczna, może wyglądała odrobinę mniej ekskluzywnie, a logo marki było
prawie niewidoczne. Druga była trochę mniej praktyczna, ale prezentowała
się trochę lepiej, również przez to, że logo marki nie wybijało się w
tandetny sposób, ale było widoczne.
Wzięliśmy tę drugą. Tak trochę żeby było widać, że szarpnęliśmy się
na produkt z wyższej półki. Nie żeby się z tym obnosić, ale żeby
zainteresowane osoby zauważyły.
I wtedy do mnie dotarło. Całe to skrupulatne wybieranie sprzętu basowego to
takie kupowanie torebki. Zasłaniamy się hasłami o tym, że sprzęt to
narzędzie do wykonywania roboty tak jak młotek i że ma działać, a nie
wyglądać… ale jednak prześcigamy się w kupowaniu jak najbardziej
wypasionego i ekskluzywnego sprzętu. „Wszystko dla brzmienia” – gówno prawda.
Przejdźcie się na pierwszy-lepszy koncert mniej znanych lokalnych kapel.
Większość basistów gra przynajmniej na 4×10 znanych marek, do tego
standardowo vintydżowy Fender Jazz… i słychać ich kiepsko albo w ogóle
(nie mówiąc nawet o wtórności partii przeciętnego rockowo-metalowego
basisty). Ale pomyślcie sobie co pomyśleliby inni basiści, gdyby przyszli na
koncert i zobaczyli Was grających na SkyWayu podłączonym do Behringera!
Nie robimy tego dla brzmienia. Robimy to żeby się pokazać.
Czy zastanawiałeś się kiedykolwiek nad tym, czy sprzęt basowy ma więcej znaczenia niż tylko narzędzie do pracy?
Czy uważasz, że kupowanie sprzętu basowego jest podobne do kupowania torebki?
Czy wolisz bardziej praktyczny czy bardziej ekskluzywny sprzęt basowy?
Czy uważasz, że kupowanie najdroższego sprzętu basowego jest konieczne?
Czy uważasz, że większość basistów gra na znanych markach, ale nie brzmi to zbyt dobrze?
Czy uważasz, że basiści kupują sprzęt tylko po to, by się pokazać?
Czy uważasz, że wybór sprzętu basowego jest ważniejszy niż jego brzmienie?
Czy zawsze kupujesz markowy sprzęt basowy?
Czy uważasz, że dla większości basistów sprzęt jest ważniejszy niż ich umiejętności gry na basie?
Czy uważasz, że wybierasz sprzęt basowy, który jest coraz bardziej ekskluzywny tylko po to, by inni zauważyli?
Pozwolę sobie się nie zgodzić… Sorry, porównanie jest z d*py…
Lwia większość tutaj gra dla przyjemności, często całe lata – nie po to,
żeby się męczyć na DEFILu, bo co to za frajda? Lepsze gitary na ogół
kupuje się przede wszystkim dla wygody grania i pod rodzaj brzmienia, które
jest potrzebne. Jeśli czegoś mi brakuje i mnie to boli, to szukam (o ile
fundusze pozwalają).
Ale nie kupię Fodery zastawiając nerkę żeby się polansować…
Ale może to jest tylko moje zdanie?
Ty ale jak ktoś nie słyszy różnicy między lampą JJ a NOS RFT na preampie
w klubie na koncercie to już jego problem 😀 😛
W sumie nie twierdzę, że złe jest wydawanie kasy na sprzęt dla własnej
przyjemności, ale zaznaczam, że jest to przyjemność bardziej w rodzaju
kupowania ładnej torebki niż zestawu narzędzi.
Często rozmawiamy o sprzęcie w kontekście opłacalności i stosunku ceny do
jakości, ale ostatecznie wszystko sprowadza się do sprawienia sobie
przyjemności. I nie ma w tym nic złego, ale zmienia trochę spojrzenie na
dyskusje o tym który sprzęt jest lepszy.
Znaczy ja osobiscie tak do tego nie podchodzę – tzn. ok granie na SkyWay i
Berhingerze to już skrajność.
Mam teraz harkacza i jakiś tam preamp i czasem chodzi mi po głowie czy by nie
kupić czegoś jak Ampeg SVT3 i zawsze zaświeca się kontrolka po co…
Basy też mam raczej z przedziału 1000zł i też czasem jak pojawi się coś
fajnego to mnie kusi….ale znowu kontrolka po co…
Znaczy od razu mówie jak bym grał na jakiś dużych scenach , i w jakimś
„dobrym” zespole to może bym inwestował w lepszy sprzet.Ale wole wydac ta
kasę na coś innego niż świecić basem za 5 tys. w knajpie dla 30 osob.
P.S.Apropo Berhingera – ostatnio bylem na koncercie gdzie gośc miał Spectora
Performera i jakąś wokalową/czy tam estradową koncówkę mocy i fajnie to
siedziało – o dziwo 🙂
3/4 ludzi na klubowym koncercie nie słyszy gitary basowej, bo na ogół zwykle
nie wie, że jest taki instrument i że ktoś na scenie go ma. Z pozostałej
1/4, która coś tam kojarzy, 3/4 nie jest w stanie wyodrębnić jej brzmienia.
Z tej 1/4, która jest zdolna je wyodrębnić, 3/4 nie usłyszy żadnych
niuansów tegoż. Nie oceni po prostu, czy jest ono dobre, czy nie; jeśli
będzie w stanie je wartościować, to bardziej na zasadzie: czy jest głośne,
czy ciche. Koniec końców jedynymi, którzy będą w stanie to brzmienie
kompetentnie ocenić w klubowym hałasie, są muzycy. Basiści, gitarzyści,
klawiszowcy, perkusiści. Których wśród publiczności jest, powiedzmy,
promil.
W tym kontekście fakt ładowania grubej kasy w sprzęt, który będzie
służył głównie do grania do kotleta, nabiera bardzo osobliwego znaczenia.
Zresztą o czym tu mówić – wystawianie na klubową scenę czegoś więcej
niż zwykłe combo na piętnastce jest moim zdaniem stratą energii, czasu,
sił i środków. I tu J&D ma rację. Nikt nie wpycha głowy i dwóch
paczek na klubowe granie dla brzmienia. Chodzi jedynie o tzw. wrażenie
ogólne.
Dla mnie gitara powinna być jak kobieta.. Musi mi się podobać jej
wygląd..
Kobieta może być wspaniała kucharką , wspaniała kochanką w łóżku
wspaniałą towarzyszką życia, ale jeżeli fizycznie nie podoba mi się to te
wszystkie przymioty spadają na dalszy plan.
To samo z gitarą. Musi stroić ,musi być wygodna musi mi się podobać jej
brzmienie i wygląd. Napis na główce jest dla mnie najmniej istotny, chociaż
przyznać trzeba że najczęściej decyduje o powyższych walorach.
Ja bym tego nie nazwał problemem tylko niewyczuleniem zmysłu słuchu na pewne
charakterystyczne cechy określonych źródeł dźwięku. Ta „przypadłość”
dotyczy, moim zdaniem niejednego z udzielających się tu basistów. Powiem
więcej: gdyby Steve Harris nagrał kolejny numer grając np. na starym polskim
Bastonie to i tak ogromna większość, słysząc tylko wersję audio,
podziwiałaby cudowne mruczenie jego niebieskiego precla.
Chciałem napisać, że to nie do końca tak bo przecież torebka nie ma szansy
zarobić na swoją właścicielkę ale potem pomyślałem, że przecież gitara
też wymaga od posiadacza pewnego specyficznego zestawu umiejętności żeby
się zwrócić ;-P
Jagdpanther — smutne to, ale jest tak jak piszesz. Gorzej, na większości
scen średnich i nawet większych jest podobnie. Brzmienie basu nie zależy od
basisty! Jeżeli zespół nie posiada swojego akustyka, świadomego tego czego
oczekuje basista, nagłośnienie basu zajmuje 30 sekund (jest gdzieś na YT
śmieszny filmik, który to dobitnie pokazuje). Ostatecznie akustyk zapina na
bas zwykle źle ustawiony kompresor (szczególnie w kwestii release i ratio),
zjeżdża na korektorze z górą i środkiem, podbija subbasy. W efekcie bas
jest 0-ro selektywny, wszystko się zlewa, i nic z niuansów brzmieniowych basu
nie zostaje. Na wielu dużych, całkiem przyzwoitych koncertach, w tym mocno
komercyjnych (np. Muse) aż zal było patrzeć, jak basista odgrywa świetne
partie basowe albo solówki, których nie słychać. Ja uważam, że wszędzie
tam gdzie są przody i akustyk, brzmienie basu zależy od akustyka, basista
może nie mieć niczego poza preampem i odsłuchem. Jak akustyk się nie
postara, to nie pomoże najbardziej wypasiony sprzęt. Zwykle dużo lepiej jest
tam, gdzie basista może się przebić swoim własnym nagłośnieniem, i tu
uważam, że warto mieć solidny i mocny wzmacniacz z konkretną paką na kluby,
małe plenery. Na większe sceny wystarczy mały piecyk z dobrym DIBoxem albo
po prostu preamp i odsłuch.
Pozdroofka
RomekS
Ostatnio wysnułem pewną teorię, popartą paroletnim doświadczeniem. Kalisz
od lat zmaga się z problemem frekwencji na koncertach, w ciągu ostatnich paru
lat jest coraz gorzej (z naciskiem na „tragicznie”). I chyba wiem dlaczego.
Po prostu kapele brzmią tragicznie!!!!
Na scenie byle co, ustawione byle jak, rozkręcone do oporu, brzmienie
tragiczne, niespójne i w ogóle amatorszczyzna po całości – każdy kręci
„byleby się słyszał” – mając w d*pie resztę.
Do tego perkusista który trzaska w bębny bez opamiętania mimo że sala jest
za mała, piece kolegów nie wyrabiają itp.
Z przodu jest często nie lepiej – głuchy akustyk, gówniane ale bardzo
głośne przody, ukręcone byle jak, byle jak najgłośniej.
Serio ostatnio kilka razy sam wylazłem z klubu bo nie dało się słuchać –
mimo że kapela na scenie najpierw bawiła się lepiej od publiczności, a
potem zaczęła stroić focha że ludzie wychodzą.
Ale wracając do meritum:
Sprzęt musi być SKUTECZNY. Sam wystawiłem dwie swoje drogie, niespotykane,
wręcz kolekcjonerskie zabawki, bo chcę kupić ABM500 lub 3PRO. Czyli prosty,
odpowiednio mocny i skuteczny łeb. Bo na głuchych akustyków myślących że
są bogami nie ma innej rady – kapela musi zrobić sobie live mix z pieców i
zabrzmieć ze sceny. Dlatego mam 6×10 i dlatego potrzebuję trochę więcej
mocy – bo w tej chwili mam wzmacniacze 30W i 150W. Wystarcza, ale często na
styk.
W 90% knajp w kraju nie trzeba nagłaśniać wszystkiego, wystarczy tylko dobry
sprzęt na scenie, odpowiednio ustawiony i muzycy świadomi tego że muszą
ukręcić miks i słyszeć CAŁOŚĆ kapeli i SIEBIE W KONTEKŚCIE ZESPOŁU a
nie tylko SIEBIE.
Do tego nie potrzeba wcale super drogiego sprzętu, ale musi być
adekwatny.
Oczywiście można też kupić małe combo i zawierzyć w 100% akustykowi. Ja
im aż tak bardzo nie ufam 😉
Są też miejsca gdzie bez przodów się nie uda – ale one zazwyczaj mają
bardzo kumatych realizatorów, więc problemu nie ma.
Sprzęt basowy ma być jak młotek.
Ale może być to stary młotek, albo nowoczesny młotek z kryształkami
Svarovskiego 😀
A rolą basisty jest nauczenie się go wykorzystywać a nie tłuc gdzie i jak
popadnie.
Jeszcze w pewnej kwestii wybitnie nie zgodzę się z Jagdpanther.
Kapele grające do kotleta to NAJLEPIEJ BRZMIĄCE zespoły jakie ostatnio
słyszę.
Muzycy są wszechstronni i zdyscyplinowani bo MUSZĄ zagrać dobrze w KAŻDYM
stylu. I musi się podobać ludziom – „artystyczne wyrażanie siebie” schodzi
na bardzo daleki plan.
Są też doskonale wyposażeni, bo sprzęt musi dać radę w każdym miejscu i
w każdej stylistyce. I musi dać radę całą noc.
Basówki Sadowsky, Fodera, Xotic, drogie Fendery, MusicMany to codzienność a
nie luksus. Nie wspominając o wzmacniaczach, preampach, efektach itp itd.
Tutaj brzmienie MUSI być z najwyższej półki i sprzęt musi potrafić dużo
(podobnie jak grający), bo z klimatów Marylki Rodowicz, Jarockiej czy
Gąssowskiego trzeba w 5 minut przeskoczyć na Kombi albo chamskie disco –
gdzie każdy instrument musi zabrzmieć inaczej. I nie ma to tamto. Słabi nie
zarabiają (niestety są w tej materii wyjątki, bo zamawiający są jednak
często kompletnie głusi).
Cudowne mruczenie powiadasz? 😉
https://www.youtube.com/watch?v=psfPk3ctM-E
Większość raczej by się oburzyła jakże źle to zagrane jest, nie myśląc
wcale że idealne odegranie linii basu na koncercie jest akurat najmniej ważne
😛
@mazdah
Nie napisałem, że ekipy grające do kotleta słabo brzmią. Nie pisałem
niczego o brzmieniu kapel jako takim. Zasada moim zdaniem jest generalnie
prosta – dobry zespół ma dużą szansę (bo nie wszystko od niego zależy)
zabrzmieć fajnie, słaby ma na to szansę mniejszą. I to niezależnie od
miejsca, gdzie się gra.
Co do kapel grających do kotleta, to jest z nimi, jak w życiu – jedne są
lepsze, drugie gorsze. I to się przekłada na ogół na to, jak ostatecznie
brzmią. Jak wychodzi na scenę trzech gości w akustycznym formacie (a to
częste, przynajmniej w Warszawie), to trudno zepsuć ich brzmienie. Wystarczy,
że dobrze grają i mają jako takie graty.
Co innego, gdy wychodzi kapela ostro grająca, z czterema instrumentami i
wokalem (np. taka, jak moja). Weźmy taki przykład: gitarnika mamy tzw.
wszystkogrającego – gość odtwarza rzeczy właściwie dowolne: Vai, Satriani,
Pietruszka z DT, co tam chcecie. Ma sprzęt za ciężkie tysie. Tylko co z
tego, gdy przychodzi pan akustyk i mówi: ściągam sporo gitary, bo mi się
brzmienie nie podoba, albo: gitarę trzeba cofnąć, bo tu taka akustyka jest,
albo: wyciszam, bo mi przody chrzęszczą itp. I to dotyczy każdego
instrumentu. Znamy to wszyscy świetnie, jestem przekonany!
Twierdzę, że trzem czwartym ludzi w tym kraju słoń na ucho nadepnął i to
właśnie dla tych ludzi na ogół się gra. W tej sytuacji kręcenie gałami
przez pół dnia, wielogodzinne próby dźwięku, znoszenie na scenę ton
gratów, brandzlowanie się „brzmieniem” (celowo w cudzysłowie) – to są
rzeczy może fajne, ale dla zawodowego muzyka. Dla gościa, który występuje
okazyjnie (jak np. ja), to strata czasu. Ja mogę wszystkie te czynności
robić, ale, jak słusznie wskazał @romex, niewiele zależy zarówno ode mnie,
jak i od mojego sprzętu. Na końcu tego łańcuszka zawsze jest bowiem jakiś
„mundry”, który wie lepiej. I publika, która zwykle niczego nie słyszy.
Parę razy miałem taką sytuację i Wy, szanowni użytkownicy, zapewne też to
znacie: odwalony kolejny koncert w anonimowym klubie, grało się tak sobie,
brzmiało jeszcze gorzej, i podchodzi do Was na koniec nieznany Wam kolo,
mówiąc: ale super. Naprawdę, ma się wtedy chęć podziękować za uwagę.
Jeśli nie będziecie przykładać uwagi do brzmienia to ta jedna czwarta,
której słoń nie nadepnął w tym kraju na ucho, prawdopodobnie przestanie
przychodzić na wasze koncerty. Pozostałe trzy czwarte zrobią to samo gdy
się zorientują, że nimi gardzicie 😉
Zwerbujcie sobie własnego realizatora. Nawet początkującego, niech się uczy
przy was. Może nie od razu zrobi robotę ale z czasem zaprocentuje.
Paradoks jest taki, że zawodowcy gałami nie kręcą prawie wcale, na próbę
dźwięku potrzebują dosłownie 2 minuty, graty nosi za nich ktoś inny albo
mają je na tyle kompaktowe, że na robotę dojadą autobusem. A i tak
zabrzmią pierdyliard razy lepiej niż ty czy ja 😉
Wbrew obiegowej opinii o uczestnikach koncertów krążącej wśród
muzykantów, żyją wśród nas jeszcze ludzie, którzy chodzą na imprezy
żeby się pobawić i kiepskie brzmienie bądź nienajlepszy wykon zupełnie im
w tym nie przeszkadzają. Kochajmy ich zamiast traktować z góry.
Trudno nie zgodzić się z tezą (szczególnie tym,którzy tego osobiście
doświadczyli), że niekumaty mikserowy jest w stanie „uśmiercić”
każdy,nawet najbardziej misternie wypracowany na próbie – i to zarówno od
strony brzmieniowej jaki aranżacyjnej – numer. Poniekąd trudno się temu
dziwić,bo w typowym gminnym/powiatowym ośrodku kultury dźwiękowcem jest
zazwyczaj ktoś kto „ma na stanie” nagłośnienie i za nie materialnie
odpowiada. Nierzadko jest to jedyna osoba, która potrafi wszystko spiąć, aby
działało i już z tego powodu mianowany zostaje nadwornym akustykiem.
Ja chciałbym zwrócić uwagę na coś innego: samo-przeświadczenie
instrumentalisty, że on, z racji tego, że ma drogi,markowy instrument czy
wzmacniacz, jest niejako zwolniony z obowiązku zagrania poprawnie swojej
kwestii („… no przecież to jest Fodera,więc jak śmiesz mnie krytykować !
…). Potem rozgoryczenie, że ktoś go jednak skrytykował,albo przynajmniej
nie pochwalił. To są może marginalne przypadki, ale tacy megalomanie się
zdarzają. Sam kiedyś grałem z klawiszowcem, który celowo nie odrywał metki
z ceną z instrumentu, mniemając, że ta informacja „z automatu” zaszereguje
go na wyższym poziomie artystycznym w środowisku okolicznych muzyków.
Dziś sprzęt i osprzęt muzyczny (wzmacniacze, pickupy,…)są i na absolutnie
zadowalającym poziomie jak również są powszechnie dostępne. Ślepy pęd
niektórych w inwestowanie coraz to droższych gratów to,wg mnie, droga „do
nikąd”. Budżetowy Ibanez z równie budżetowymi przystawkami(np. Bartolini)
dla zdecydowanej większości słuchaczy na scenie zabrzmi tak samo jak gitara
„proof” używana przez zawodowców. Ten promil audiofilów, którzy różnicę
usłyszą to są wyjątki potwierdzające regułę. Jeśli do tego nałoży
się kwestię jakości nagłośnienia przez „akustyków” – jakość sprzętu
staje się elementem o wiele mniej istotnym. I na koniec puenta: o wiele
większą wartość dodaną stanowi właściwy, nieustannie doskonalony
warsztat artystyczny niż najbardziej ekstrawaganckie inwestycje w graty.
Moje refleksje są trochę off-top więc nie zamierzam dalej tego kontynuować
i dlatego,czytając mój post, sugeruję odczytać pewne treści przemycone
„między wierszami”, a nie przywołane otwartym tekstem. Mam ponad 50 lat,
realia funkcjonowania gitarzysty basowego znam z autopsji od czasów
Lotosa/Luny do sytuacji obecnej. Prawidłowe nawyki i wiedza teoretyczna nabyte
za młodu procentują „ponadczasowo” i prawie wcale nie idą w parze z
postępem technologicznym jeśli chodzi o ogólnie pojęte instrumentarium.
Ktoś się może ze mną otwarcie nie zgadzać, ale odwieźć od moich
przekonać mnie nie zdoła.
@zakwas
Byłbym ostrożniejszy przy wyciąganiu wniosków. Zwłaszcza w okresie
świątecznym;-) Nigdzie nawet nie sugerowałem traktowania z góry
jakichkolwiek słuchaczy. Przeciwnie, czuję się bardzo doceniony, gdy
wyrażają zadowolenie z naszej gierki. Pogarda dla słuchających z naszej
strony jako konsekwencja braku dbałości o brzmienie? Odważna teza. Mnie by
do łba nie przyszło stawiać komukolwiek na tym forum takich zarzutów. Ale
przeżyję.
Co zaś się tyczy własnego akustyka, to owszem, nawet to rozważaliśmy. Ale
jaki to ma sens, gdy się gra jeden set miesięcznie, a kluby każą sobie
płacić za to, że się łaskawie na to zgadzają? Ekonomicznie jest to
całkowicie nieopłacalne (bo i przecie akustykowi, choćby własnemu, trzeba
płacić), a w dodatku zanim on nabierze otrzaskania, to ja już będę
emerytem. Mamy w szeregach kapeli zawodowego muzyka, który ma na sprawę
brzmienia wyrobiony pogląd (choć inny, niż wielu przedmówców; inna sprawa,
że on gra na klawiszu), ale ja akurat zawodowcem nie jestem. Chleb jem z
zupełnie innego pieca i tak już będzie do późnej starości. Dlatego pewne
aspekty finalnego brzmienia zespołu są poza moim zasięgiem, gdyż albo nie
mam czasu, albo środków, by poświęcać im uwagę.
@zbikra – żaden offtop, bardzo mądry post. Nie szata zdobi człowieka, i
podobnie jest z gratami. To warsztat robi robotę, nie paczka na ośmiu
głośnikach. Pozdrawiam.
Prawie 😉
Napisałeś, że gra się głównie dla ludzi, którym słoń nadepnął na
ucho. O to mi chodziło, nie o „pogardę przez brzmienie”.
Ten fragment o dziękowaniu za uwagę gratulującym po średnio udanym
koncercie odebrałem jako sarkazm. Mogłem się pomylić.
@tapchan
Przepraszam również za pomyłkę:-). Może wyraziłem się tu i ówdzie nie
dość precyzyjnie i stąd nieporozumienie. Pozdrawiam.
Wybrałeś bardzo niereprezentatywny przykład. Twórczość Iron Maiden to nie
są pasaże basowe solo odgrywane z użyciem kostki :D.
Ale to jest właśnie ścieżka zagrana przez Harrisa, palcami. Na koncercie
🙂
Wspominając Harrisa miałem na myśli brzmienie jego basu w ogólnym (pełnym
!) miksie całego bandu. I bez znaczenia czy w wersji ze studia czy z
koncertu.
Przykład, który zapodałeś to może być (jest !) rzeczywiście partia
gitary basowej z koncertu, ale zgrana „po linii” z jakiegoś miksera. Świadczy
o tym jakość techniczna nagrania (idealnie wykrystalizowana wyłącznie
gitara basowa, bez charakterystycznych dla wersji live odgłosów w tle). No i
to „niedbałe” wykonanie – koronny argument, ze pasaż jest prosto ze sceny. Ze
studia takiej wersji żaden realizator by nie wypuścił. Przeczytałem
całość commentów pod tym filmem – wiele osób podziela mój pogląd (a
raczej ja – ich), zdarzają się nawet wpisy poddające pod wątpliwość, czy
ta rzeczywście wykonanie Steve’a.
Jeśli chodzi o samą technike grania: ani nie byłem na tym koncercie, ani nie
widziałem nagrania Harrisa z gitarą, ale takiej artykulacji chyba nie da się
osiągnąć grając paluchami, a nie gnatem. No ale to jest wyłacznie moje
wrażenie.
Dla rozluźnienia napiętej atmosfery dotyczącej Stefka (całkowicie
offtopując) dodam, że potrafi On także całkiem nieźle grać obydwoma
nogami:) https://www.youtube.com/watch?v=a9d-r9wlt5s
PS. wg mnie jest całkowicie możliwe, że Stefek wyciągnięty z miksu ma „z
palucha” pierd…nięcie jak przeciętny basista kostką – po tylu latach
grania non stop i tak „siłowym” ataku na struny, prawdopodobnie Jego opuszki
palców są twardsze niż moja 1mm kostka od Planet Waves.
Mało ze to Harris, z palucha (gra dwoma palcami, tylko i wyłącznie) to
jeszcze na strunach flatwound.
Koncertowa ścieżka została wyseparowana bo cały koncert rejestrowali na
DVD.
W necie są zdaje się wyseparowane wszystkie ścieżki z tego koncertu, bo w
opisach poniżej można przeczytać, że gość zrobił ciekawy eksperyment
dogrywając „swoje” gitary do tego bassu (a także wokalu i bębnów), co
podrzucił Mazdah:
„Hi Guys, in the first listening, i thought like many of you >>damn, it’s
Steve ?!!
A oto efekt -> https://www.youtube.com/watch?v=oHIaWEIqS1Y
Gdybym nie odsłuchał wcześniej tamtej ścieżki, to chyba nie zwróciłbym
uwagi na te „błędy”.
No wreszcie ktoś to zauważył XD
Chociaż akurat piec czy kolumna to wiadomo ma to spory wpływ na dźwięk ale
wiosło…
Znam czarodziejów co na Visionach czy jakże zajebistych skajłejach robią
rzeczy które nam się nie śniły