Sound Poznych Lat 908242 I Wczesnych 008242 8211 Co Sie Stalo

Sound późnych lat 90′ i wczesnych 00′ – co się stało?

Heja Nie zastanawialiście się nad tym? Cała masa zespołów tworzących w tym okresie stworzyła różne rodzaje brzmienia i różne style muzyczne. A czasem nawet nie tworzono niczego nowego, ale grano w nieziemsko energetyczny sposób. Aż tu nagle zarówno stare jak i nowe zespoły straciły energię.

Czy zastanawiałeś się nad tym, co stało się z dźwiękiem późnych lat 90. i wczesnych 00.?
Co sądzisz o brzmieniach i stylach muzycznych, które powstawały w tym okresie?
Czy uważasz, że zespoły grające w tamtym czasie były energia i pełne mocy?
Czy widziałeś, jak Zespoły traciły swoją energię z upływem czasu?
Czy słyszałeś o innych powodach, które przyczyniły się do utraty energii przez zespoły?
Co myślisz o tym, że niektóre zespoły nie tworzyły niczego nowego, ale wciąż grały z dużą energią?
Czy uważasz, że tamtych czasów można się dziś nauczyć czegoś nowego?
Jakie są twoje ulubione zespoły z tamtego okresu?
Czy są jakieś zespoły, które według ciebie nigdy nie straciły swojej energii?
Co robisz, by utrzymać swoją energię jako basista?

Podziel się swoją opinią
J and D JD110
J and D JD110
Artykuły: 6

25 komentarzy

  1. Mody i trendy w muzyce przychodzą i odchodzą. Lata 90, zwłaszcza grunge,
    były odpowiedzią na cukierkowy popik i pseudorock dominujący w wtedy w
    mediach, a wywodzący się jeszcze z lat ’80. Tak jak Punk Rock był
    odpowiedzią na syntezatorowe disco i „rozdęty” w swojej formie rock
    progresywny.

    Najpierw było brudno i surowo, potem coraz bardziej nowocześnie (Korn,
    StaticX, Disturbed) aż przyszła moda na powrót do vintage. A w muzyce
    metalowej – moda na „core” i „djent”, czyli „spunkrockowienie” i skrajne
    uproszczenie wyszukanych technicznie form death metalowych i nadętego,
    pompatycznego blacku.

    Tyle w skrócie.

  2. Hm, trochę to filozoficzny temat i sądzę, że takie dyskusje w różnych
    środowiskach muzycznych pojawiały się już dziesiątki tysięcy razy.
    Trochę zahacza to o retorykę „starych, dobrych czasów” (jak się nad tym
    porządnie i krytycznie zastanowić), wraca oczywiście jak bumerang i śmiem
    twierdzić, że powinniśmy ograniczyć ilość takich dyskusji (między sobą,
    jako muzycy, nie jako społeczeństwo) do minimum, bo śmiem twierdzić, że na
    jakimś etapie (np. niemocy twórczej :D) mogą być dodatkowym hamulcem.

    Zauważcie, że to przebiega dość sinusoidalnie (jeżeli chodzi oczywiście o
    „główny nurt”) – bogactwo muzyki jamowej / rocka na przełomie lat 60 i
    70tych, później punk rock i początki metalu, dla których kontrastem było
    inkorporowanie neoklasycyzmu i rozwój muzyki heavy / glam (co generalnie
    wpisało się w estetykę lat 80tych) i „odwrotem” będąca fala muzyki sludge
    (inspirowana tymi „wolniej grającymi” zespołami prekursorów metalu, typu np.
    Saint Vitus) – Melvins czy Earth, które zapoczątkowało drone w muzyce
    metalowej. W „mainstreamie” objawiło się to kapelami takimi jak np.
    Soundgarden (oraz całym gatunkiem: stoner rockiem / metalem)…

    I TAK DALEJ :D.

    Ale może macie na ten temat inne opinie? Chętnie przeczytam :D.

  3. (UWAGA! Post pisany przed pierwszą kawą, proszę o wyrozumiałość)

    Tak jak po ułożonym renesansie przyszło zaniepokojony i napięty romantyzm,
    a dalej znowu ciągoty do symetrii, tak samo dzieje się w muzyce popularnej,
    tylko w mniejszej skali – przez co okresy powrotu są krótsze i bardziej
    zauważalne. Prawda jest taka, że gdyby od lat 60 wszystkich katować Pink
    Floydami i innymi Crimsonami (bo to wielka sztuka jest więc po co coś
    zmieniać!) po dziś dzień to ludzie by sobie w łeb strzelali z monotonii.
    Zmiana jest konieczna dla ludzkiej natury.

    Innym tematem tych trendów jest to co napisał w autobiografii Frank Zappa –
    mainstream kształtowany jest pod gust nastolatki z USA, a absolwenci akademii
    muzycznych uczą się pisać muzykę pasującą w gusta królów i książąt
    nieżyjących od setek lat (wielcy kompozytorzy często pisali na zamówienie,
    więc wypadałoby się napisać coś co owy bogacz polubi, a teraz się te
    dzieła studiuje).

    Dla mnie kluczowym momentem rozwoju muzyki jako takiej było zderzenie się
    europejskiej maniery i precyzji z naturalną energią i wyczuciem
    czarnoskórych w USA na początku XX wieku. Reszta to głównie wspaniałe echa
    tego wielkiego wybuchu 🙂 No ale ja nie na temat 🙁 Tak więc – w każdym
    okresie historii muzyki można znaleźć perełki – na ten przykład myśląc o
    latach 90tych prawie wszyscy rzucają się na grunge i numetal i na tym
    poprzestają, zapominając o takich artystach jak Morphine czy Tool, nie
    wspominając o początkach artystów ze stajni Ninja Tunes. Jak zwykle to co
    popularne nie musi być najlepszą i jedyną słuszną drogą. Zapytajcie
    Galileusza.

  4. Osobiście uważam, że drastycznie dużą rolę odgrywa tu niestety przemysł
    muzyczny i mainstreamowe media. Kiedyś w radiu czy telewizji głównego nurtu
    oprócz plastikowej papki (która była zawsze, chociaż kiedyś mimo wszystko
    brzmiała lepiej) koegzystowały zespoły rockowe czy metalowe, vide MTV, kiedy
    jeszcze puszczało muzykę zamiast programów o ciężarnych nastolatkach, czy
    chociażby 30 ton, gdzie muzyka była naprawdę dość przekrojowa – od
    Metalliki po Beatę Kozidrak.

    W obecnych czasach tworzenie muzyki jest zarazem dużo prostsze i dużo
    trudniejsze. Prostsze – bo mamy łatwiejszy dostęp do sprzętu, możliwości
    nagrania – nawet w domowych warunkach na całkiem przyzwoitym poziomie, nauki,
    czy niczym niepowstrzymanej publikacji w internecie. Z drugiej jednak strony
    dużo ciężej się wybić – raz ze względu na odcięcie się popkultury dla
    mas od muzyki ambitniejszej i lansowanie cycków zamiast umiejętności
    wykonawczych, dwa ze względu na wytwórnie płytowe, ktorym nie opłaca się
    promować młodych ambitnych zespołów, a trzy poprzez niesamowitą
    konkurencję i przesyt rynku.

    Bo to nie jest tak, że nie ma w dzisiejszych czasach dobrych, energetycznych
    zespołów, które tworzą coś choć trochę odmiennego.

    Jest ich wbrew pozorom cała masa. I nie mówię tu o jakichś punkowych
    popierdółkach z Pcimia Dolnego (no offense), tylko o naprawdę dobrych,
    profesjonalnych zespołach, które z różnych przyczyn nie mogą się wybić.
    Sam co i rusz takie odkrywam i jaram się jak głupi. Co nie zmienia faktu, że
    o większości z nich przeciętny Kowalski nigdy nie usłyszy.

    Nie mówię, że nie ma też masy zespołów słabych jak żarty Strasburgera,
    wstecznych i nie wnoszących nic nowego, ale po odsianiu ich przez wielkie sito
    własnego gustu muzycznego potrafię znaleźć dla siebie naprawdę sporo.

    Nie będę ukrywał, że spora część zespołów (mowię o istniejących i
    działających), których słucham zaczynała jeszcze w latach ’90, ’80 albo i
    wcześniej, aczkolwiek kapel , które powstały po roku 2000 i miażdżą suty
    też jest sporo.

    Jeszcze jedną kwestią, która może mieć wpływ na powstawanie dzisiejszej
    muzyki i „muzyki” jest sposób realizacji nagrań – w dobie Protoolsa nawet nie
    umiejąc grać, czy spiewać można nagrać płytę sprzedającą się w
    milionach egzemplarzy, a o tym kto nagra tą płyte i zrobi karierę, decyduje
    ten kto ma hajs. Sporo na ten temat mówi się w filmie „Sound City” Dave’a
    Grohla, który gorąco polecam.

    Podsumowując – możliwe, że faktycznie jest mniej dobrych zespołów niż w
    latach ’90 (zwłaszcza 1991 rok – ileż wtedy zajebistych płyt powstało to po
    prostu masakra), ale może to być też kwestia tego, że sporo naprawdę
    dobrych zespołów w ogóle nie trafia do głównego obiegu i nie mamy o ich
    istnieniu zielonego pojęcia.

  5. Nie chodzi mi wcale o złożoność ani o artyzm utworów. Chodzi mi o
    energię, w tym o energię w brzmieniu nagrań. Nawet nieskomplikowane,
    popularne zespoły jak Blink 182, Offspring, Green Day, Incubus, Alien Ant Farm
    czy Linkin Park (no i wiele więcej) wcale nie grały niczego złożonego.
    Grały 4 akordy na krzyż, ale energia była nieziemska. Niezależnie od tego,
    czy te zespoły zmieniły czy zachowały styl, dziś nie potrafią odtworzyć
    takiego soundu. Nie mówiąc o nowych zespołach, które czasem próbują co
    nieco skopiować, ale i tak po nagraniach (niezależnie od gatunku) czuć,
    które nagrania były robione w latach 90′-00′, a które później.

    Zaczynam temat również w kontekście nagrywania własnego materiału.

  6. Polecam się zapoznać, po czym wybrać na jeden z koncertów, a następnie
    wypowiadać na temat energii i soundu 😉

    Dodam, że zespół powstał w roku 2005.

    Albo posłuchać Kvelertak (jeśli jeszcze nie znasz) obie płyty są
    zajebiste, kapelka świeżutka, a już gra trasy z Metalliką (rok założenia
    2007).

    To tylko takie dwa z brzegu przykłady w miarę nowych kapel. A jest tego sporo
    więcej.

  7. @J and D JD110: Niezależnie od tego, czy te zespoły zmieniły czy zachowały styl, dziś nie potrafią odtworzyć takiego soundu.

    Tutaj dochodzi jeszcze zmanierowanie artysty po latach. Mając 20 lat
    doświadczenia na scenie i w studiu na pewno ma się inną wizję brzmienia i
    całokształtu niż jako początkujący z pierwszym porządnym instrumentem w
    swoim dorobku. Z samym wiekiem też ma się inne gusta muzyczne i brzmieniowe.
    Nie ma chyba kapeli która po 40 latach dalej potrafi oddać to co na
    początku. Zwykle jest to faktycznie (i niestety) krzywa opadająca.

  8. @J and D JD110: Nie chodzi mi wcale o złożoność ani o artyzm utworów. Chodzi mi o energię, w tym o energię w brzmieniu nagrań. ….
    Zaczynam temat również w kontekście nagrywania własnego materiału.

    Odniosę się do swojego podwórka.

    Wieeelki odsetek moich grających znajomych praktycznie cały czas potrafi
    gadać o technice samego grania, dążeniu do najlepszego brzmienia, sprzęcie
    i kto ma lepszy, i co który właśnie kupił, i dlaczego to za 1000, 00zł
    jest lepsze od tego za 500, 00zł, itd, itd

    Bardzo rzadko, a właściwie w ogóle, nie słyszę np. określeń „ta solówka
    ma być smutna” albo „tu mają być wściekłe bębny”.

    Wydaje mi się, że zrobił się przerost formy nad treścią.

    Nagrywanie własnego materiału – kilka razy mi się zdarzyło, że byłem na
    koncercie zespołu, niekoniecznie łowickiego, który podobał mi się do tego
    stopnia, że decydowałem się na zakup płyty. No i po przesłuchaniu (jedno,
    dwu, trzykrotnym) potem w domu stwierdzałem, że to nie to, i … te płytkie
    sobie leżą obecnie wój wie gdzie.

    (Panowie nagrywający mają więcej do powiedzenia niż zespół? – Bo
    przeważnie mam wrażenie, że słucham jednej tej samej kapeli).

    Może czasami trzeba by zagrać coś nierówno, żeby było lepiej? :-DDDD

    Niejaki Jimi Page powiedział (cyt.):

    „Technika nie ma tu nic do gadania, tu się liczą emocje”

  9. Ja dodam od siebie glownie o wokalistach – glownie slucham muzyki sprzed lat 90
    lub zgola drugi biegun – calkiem nowej.

    Wiec, uwazam ze dawniej było wsrod zespolow podejscie 'okej, jest nas
    trzech/czterech/pieciu/etc, ktoś musi zaczac spiewac’ i ktoś zaczynal, czy
    lepiej mu szlo czy gorzej to dalej spiewal i tak się 'rodzili’ kultowi
    wokalisci, niekoniecznie ze wspaniala technika, dykcja, glosem, zasiegiem.
    Teraz uwazam ze (i tu już powracamy do ogolnego brzmienia zespolow) jest
    straszny nacisk na wspaniala technike, wrecz idealne, sterylne nagrania bez
    najmniejszych odchylow.

    Sytuacja z zycia wzieta – nagrywalem coś z zespolem (oczywiście nie na setke…
    ale o tym nie będę zaczynal) i miałem zagrac coś powyzej XII progu i nie
    pamietam czy podciagnalem minimalnie strune czy coś, ale nagle pan 'realizator’
    mowi ze nie stroi. Mnie stroi, nie robi problemow. Koledzy z zespołu nagle
    przerazeni wizja jednego JEDNEGO niestrojacego dźwięku zaczeli mnie nagabywac
    zebym dogral jeszcze raz.

    Wiem, ze troszeczke tu odplywam ale podpisuje się wszystkimi czlonkami pod
    postem glatzmana. Zespoly w których grałem w znacznej wiekszosci stawialy
    niesamowite wymagania techniczne, piosenki mialy rozne zabiegi (panowie po
    szkolach muzycznych), skale, cuda wianki, ale emocji, spontanicznosci, przekazu
    z instrumentow i co najwazniejsze DYNAMIKI brakowalo…

    W koncu doszlo do tego, ze na probach zaczelismy cwiczyc 'wersje koncertowe
    piosenek’.

    Inna rzecz, nic z tego nie trafilo się nigdy gdy grywalem z Anglikami, mieli
    otwarte glowy na zabawy emocjami, dynamika i technika była na dalszym planie, o
    wiele wazniejsze było co grasz niż jak grasz.

    I mogę się mylic, ale czy przypadkiem pozne lata 90′ i wczesne 00′ nie
    pokrywaja się z loudness war? (o tym już nie wspomne jak wojowalem z ludzmi w
    zespole… [NIE BRZMI, CICHO, ZA CICHO, NIE BRZMIIIIIIIIIIIIiiiiiiiiiiii])

  10. @Dante Morius:

    @J and D JD110: Niezależnie od tego, czy te zespoły zmieniły czy zachowały styl, dziś nie potrafią odtworzyć takiego soundu.

    Tutaj dochodzi jeszcze zmanierowanie artysty po latach. Mając 20 lat doświadczenia na scenie i w studiu na pewno ma się inną wizję brzmienia i całokształtu niż jako początkujący z pierwszym porządnym instrumentem w swoim dorobku. Z samym wiekiem też ma się inne gusta muzyczne i brzmieniowe. Nie ma chyba kapeli która po 40 latach dalej potrafi oddać to co na początku. Zwykle jest to faktycznie (i niestety) krzywa opadająca.

    Wiadomo. Zastanawiające jest, że jednak takie zmiany występują okresami
    dotykając wiele zespołów jednocześnie. Każdy muzyk zmienia się z biegiem
    czasu, ale wygląda na to, że może zmienić się całe pokolenie
    muzyków.

    @glatzman: Wieeelki odsetek moich grających znajomych praktycznie cały czas potrafi gadać o technice samego grania, dążeniu do najlepszego brzmienia, sprzęcie i kto ma lepszy, i co który właśnie kupił, i dlaczego to za 1000, 00zł jest lepsze od tego za 500, 00zł, itd, itd
    (…)
    Nagrywanie własnego materiału – kilka razy mi się zdarzyło, że byłem na koncercie zespołu, niekoniecznie łowickiego, który podobał mi się do tego stopnia, że decydowałem się na zakup płyty. No i po przesłuchaniu (jedno, dwu, trzykrotnym) potem w domu stwierdzałem, że to nie to, i … te płytkie sobie leżą obecnie wój wie gdzie.
    (Panowie nagrywający mają więcej do powiedzenia niż zespół? – Bo przeważnie mam wrażenie, że słucham jednej tej samej kapeli).

    No właśnie mam wrażenie, że sprzęt robi się coraz lepszy, a muzyka robi
    się bardziej przejrzysta, każdy szczegół można dokładniej zarejestrować
    podczas nagrywania i wychwycić podczas słuchania. Ale coś powoduje, że
    nagrania nie mają takiego kopa. Do tego dochodzi właśnie nagrywanie i
    miksowanie przez osobę trzecią, która często ustawia brzmienie pod siebie.
    Widać to również na koncertach rockowych, na których większość
    zespołów brzmi jak „standardowy rockowy zespół”.

    @Gurf: Sytuacja z zycia wzieta – nagrywalem coś z zespolem (oczywiście nie na setke… ale o tym nie będę zaczynal) i miałem zagrac coś powyzej XII progu i nie pamietam czy podciagnalem minimalnie strune czy coś, ale nagle pan 'realizator’ mowi ze nie stroi. Mnie stroi, nie robi problemow. Koledzy z zespołu nagle przerazeni wizja jednego JEDNEGO niestrojacego dźwięku zaczeli mnie nagabywac zebym dogral jeszcze raz.
    (…)
    I mogę się mylic, ale czy przypadkiem pozne lata 90′ i wczesne 00′ nie pokrywaja się z loudness war? (o tym już nie wspomne jak wojowalem z ludzmi w zespole… [NIE BRZMI, CICHO, ZA CICHO, NIE BRZMIIIIIIIIIIIIiiiiiiiiiiii])

    Nagrywanie pierwszej płyty to sytuacja w rodzaju – wszystko albo nic: jeśli
    coś się nie uda, drzwi do wielkiej kariery zostają zamknięte. W moim
    zespole mieliśmy już kilka podejść do nagrywania i zawsze coś było na
    tyle nie tak, że przesuwaliśmy cały proces. I właśnie moim zdaniem
    nagrywanie powinno zostać przeprowadzone (jednak) przez osobę trzecią,
    która będzie w stanie ocenić muzykę patrząc na nią z zewnątrz, jednak
    współpracującą i konsultującą się na bieżąco z zespołem, dzieląca
    podobną wizję.

    Co do loudness war – wiadomo, że nie ma sensu prześcigiwać się pod
    względem głośności… jeeednaaak w muzyce, która ma dawać kopa odpowiedni
    power na nagraniach musi być. To musi być w jakiś sposób wyśrodkowane.

    Nie bierzcie tego co mówię za jakkolwiek mądre słowa – cały czas szukam
    odpowiedniej ścieżki i odpowiedzi na wiele pytań.

    EDIT: Do tego dochodzi kwestia wyciętego środka. Zrozumiałem, że to
    debilizm grać w ten sposób i nauczyłem się dostrzegać piękno, które
    może dać bas grający górnym środkiem (lubię górny środek, większość
    basistów go wycina). Łatwiej też ogarnąć sound i słyszalność na
    próbach. Aaale może jednak warto poeksperymentować z uśmiechowym
    ustawieniem? Jakby nie było powstało na nim kilka fajnych utworów z tamtego
    okresu.

    Ogarnijcie to:

    https://www.youtube.com/watch?v=WPoJWk6n84g – najgorszy bas jaki może
    istnieć

    https://www.youtube.com/watch?v=jRGrNDV2mKc – kosmiczny, unikatowy sound

  11. Renesans muzyki stoner / doom (większa chyba popularność niż „na
    początku”), która brzmi w znakomitej części dość brudno zadaje trochę
    kłam temu co mówisz o przejrzystości / klarowności.

  12. Tak prawdę mówiąc, to termin „stoner / doom” kojarzę tylko z ogłoszeń o
    poszukiwaniu zespołu, a zdarzyło mi się przesłuchać ze dwa doom metalowe
    utwory. Widocznie siedzę w jakiejś innej części jutuba 😛

  13. Sprawdź sobie np. Belzebong. Polski zespół, który staje się coraz
    popularniejszy, grał trasy po całej Europie.

  14. Dwa doom metalowe utwory? „Hand of Doom” i „Into the Void” Sabbathów? 😀

    Cała ta rodzina gatunkowa jest bardzo obszerna, a jednocześnie granica
    między sludge, doomem, stonerem, drone metalem, nowym southernem i
    psychodelicznym rockiem często jest nieostra, do tego dochodzą różne metody
    nagrań (lo-fi lub studyjna sterylność), naleciałości… Teoretycznie Fu
    Manchu i Orange Goblin to ten sam gatunek, a różnią się diametralnie pod
    wieloma względami.

  15. @J and D JD110: Cała masa zespołów tworzących w tym okresie stworzyła różne rodzaje brzmienia i różne style muzyczne.

    „… byliśmy po prostu jazzowo-bluesową kapelą…”

    Geezer Butler o muzyce Black Sabbath.

    A może też o to chodzi, że ci Wielcy zaczynali po prostu grać rocka a co
    wyszło to wyszło.

    Z własnego podwórka. Mój znajomek jest właśnie w trakcie zakładania
    nowego składu. Nie wiadomo jeszcze do końca kto będzie w zespole, ale
    wiadomo, że będą grali jak zespół XXXXX oraz YYYYYY.

    Czyli już ograniczenia na początek?

  16. @glatzman:
    Z własnego podwórka. Mój znajomek jest właśnie w trakcie zakładania nowego składu. Nie wiadomo jeszcze do końca kto będzie w zespole, ale wiadomo, że będą grali jak zespół XXXXX oraz YYYYYY.
    Czyli już ograniczenia na początek?

    Czy ja wiem, że ograniczenie? Niekiedy ludzie się spotykają, chcąc po
    prostu pograć i wychodzi z tego miks ich wszystkich gustów – i to jest
    świetne. Z drugiej strony są osoby, które stwierdzają „kurde, pograłbym
    heavy metal w stylu wczesnego Iron Maiden” – znajduje ludzie chcących to grać
    i grają w tym klimacie bo to ich jara – i też jest świetnie. Każdy gra to
    co lubi, jak ktoś nie ma wytyczonego kierunku będzie świetnie się bawił
    dowolną wypadkową, ktoś kto ma konkretny pomysł na konkretne brzmienie i
    klimat też frajdy będzie miał co niemiara. Ileż jest tribute bandów Pink
    Floydów, wątpię, że wszystkie grają tylko dla zysku 🙂

  17. @Dante Morius:

    @glatzman:
    Z własnego podwórka. Mój znajomek jest właśnie w trakcie zakładania nowego składu. Nie wiadomo jeszcze do końca kto będzie w zespole, ale wiadomo, że będą grali jak zespół XXXXX oraz YYYYYY.
    Czyli już ograniczenia na początek?

    Czy ja wiem, że ograniczenie? Niekiedy ludzie się spotykają, chcąc po prostu pograć i wychodzi z tego miks ich wszystkich gustów – i to jest świetne. Z drugiej strony są osoby, które stwierdzają „kurde, pograłbym heavy metal w stylu wczesnego Iron Maiden” – znajduje ludzie chcących to grać i grają w tym klimacie bo to ich jara – i też jest świetnie. Każdy gra to co lubi, jak ktoś nie ma wytyczonego kierunku będzie świetnie się bawił dowolną wypadkową, ktoś kto ma konkretny pomysł na konkretne brzmienie i klimat też frajdy będzie miał co niemiara. Ileż jest tribute bandów Pink Floydów, wątpię, że wszystkie grają tylko dla zysku 🙂

    Dokładnie. Zresztą, jak lepiej wytłumaczyć swoje oczekiwania kandydatom do
    zespołu, niż przez porównania? Ja też bym mówił: „Chcę grać muzykę w
    klimacie z nutą ” 😛

  18. @Immo: Dokładnie. Zresztą, jak lepiej wytłumaczyć swoje oczekiwania kandydatom do zespołu, niż przez porównania? Ja też bym mówił: „Chcę grać muzykę w klimacie z nutą ” 😛

    Na podstawie licznych ogłoszeń kapel, na które odpowiadałem mogę
    powiedzieć że większość zespołów już istniejących albo zamieszcza
    swoje utwory w odpowiedzi (najwygodniej – można ocenić poziom grających bez
    rozczarowania w jedną czy drugą stronę na żywo) lub podając co lubi każdy
    z nich słuchać. Wiadomo, że nie zawrze się to wszystko w ich muzyce, ale
    lubiąc ska nie odpowiem na ogłoszenie kolesi gustujących w death metalu.

  19. A ja po prostu powiedziałem chłopakom, że będziemy sobie grać rocka. I
    już.

    Panowie, ale może ostre założenia początkowe powodują, że się tego
    własnego stylu nie ma? Jak myślicie?

    Może to dlatego ja już nie odróżniam od siebie kapel (tych przyjezdnych
    też), na których koncerty w moim mieście chodzę?

    W chwili koncertu wiem kto i co gra.

    Po koncercie przeważnie nie pamiętam co grali, a po kilku tygodniach nie
    pamiętam nawet nazwy zespołu.

    Prawie wszystko na jedną modłę.

    Łącznie z muzyką, zachowaniem na scenie jak również ubiorem.

    Ile razy wracaliście do domu po występie jakiegoś zespołu, który
    widzieliście i słuchaliście pierwszy raz, i nuciliście po drodze świeżo
    co usłyszany np. riff?

    Staram się odpowiedzieć na pytanie J and D JD110 i nic
    więcej.

    Moim celem nie jest doradzanie jak ma być prowadzony zespół i jak mają
    grać.

  20. glatzman – tutaj bym stawiał na poziom artystyczny kapeli. Lubisz też
    starocie i wiesz, że nie trzeba grać nowatorsko, żeby grać dobrze. Taki np
    norweski Graveyard nie robi nic nowego w stosunku do Zeppelinów, a dalej
    ściskają za jaja każdym riffem. I chyba na to wpływu nie ma odpowiedź na
    pytanie – czy to był z góry zamierzony styl, czy też wypadkowa gustów.

  21. A mnie cały czas chodzi o to:

    @J and D JD110: stworzyła różne rodzaje brzmienia i różne style muzyczne.

    Tak na prawdę to nie jest tak, że lubię stare brzmienia (to tylko ja już
    jestem stary).

    Ja po prostu nie lubię growlingu i gry podwójnej stopy przypominającej
    karabin maszynowy.:-DDDD

    Bardzo miło wspominam (z naszego podwórka) i zawsze pójdę np. na Thermit
    czy Corruption – a według mnie latami 60-tymi nie jadą.:-DD

  22. No ale pytanie – czy pamiętasz i kochasz te kapele przez to, że były
    oryginalne czy dlatego, że były świetne?:P

  23. Cios poniżej pasa:-D

    Chodzi oczywiście o nasze dwa rodzime zespoły, które wymieniłem?

    I to i to.

    Jak dla mnie.

    Ale może dlatego, że nie jestem chodzącą encyklopedią rocka i poczynania
    wielu kapel są dla mnie dużą niewiadomą.

    Wystałem przez cały czas ich występów kiwając głową i tupiąc nogą. A
    musisz wiedzieć, że często moja „bytność” na koncercie kończy się, już
    po kilku kawałkach, przy stoisku z piwem. A przy nich piwo było dopiero
    później. A płytkę Thermita sobie nawet kupiłem – bo fajnie grali.

    W każdym bądź razie „grano w nieziemsko energetyczny
    sposób”.

  24. @glatzman: W chwili koncertu wiem kto i co gra.
    Po koncercie przeważnie nie pamiętam co grali, a po kilku tygodniach nie pamiętam nawet nazwy zespołu.
    Prawie wszystko na jedną modłę.

    Mam wrażenie, że taka unifikacja postępuje w każdej dziedzinie życia…
    Nie szukając daleko – prawie wszystkie piwa „korporacyjne” (nie)smakują tak
    samo, a bronią się tylko lokalne wyjątki.

    Czasami w przypływach czarnowidztwa boję się, że za parę lat unijne normy
    narzucą jakimi pasmami częstotliwości mają siać poszczególne instrumenty,
    żeby można było wydać oficjalną płytę, bo jakiś biurokrata w Brukseli
    wymyśli, że wyjście poza nie jest szkodliwe dla słuchu…

Możliwość komentowania została wyłączona.