Zobaczcie co znalazłem w wywiadzie z Kornem nt. nagrywania pierwszej
płyty:
Fieldy: I had to battle with Ross because I knew the sound I wanted – that
real percussion-y, click-y sound. He would mic up my cabinet and I’d go in
there and I’d play. I’m like, „That’s not my tone, that’s not my tone.” He’d
move it in another part of the speaker, I go, „That’s not my tone.” Finally
he just grabbed the mic and put it right in the center, right on the
horn. I go, „That’s my tone.” He just got tired of my mouth.
:O
Źródło:
www.rollingstone.com/music/features/korns-1994-debut-lp-the-oral-history-of-the-most-important-metal-record-of-the-last-20-years-20141211?page=4
Jakiego dźwięku szukają wszyscy basiści?
Czy znasz sekret soundu Fieldyego?
Jak znaleźć swój unikalny dźwięk na basie?
Kto musi walczyć o swój własny dźwięk podczas nagrywania albumów?
Czy wiesz jakie kolumny gra Fieldy?
Jak można uzyskać „percussion y, click y sound” na basie?
Czy słyszałeś o problemach z dźwiękiem podczas nagrywania pierwszej płyty Korn?
Co zrobił Ross, żeby pomóc Fieldyemu uzyskać swój dźwięk?
Jakie były wyniki wojny o dźwięk między Fieldyem a Rossem?
Jakie znaczenie ma wybór właściwego miejsca mikrofonowania kolumny w basie?
Taki zaawansowany stażem na forum użytkownik a taki infantylny temat 😛
Bo nigdy nie spodziewałbym się, że można nagrać album obmikrofonowując
tweeter! Dlaczego nie mówi się o tej metodzie?
Bo nagrywanie albumu to proces kreatywny i wszystkie chwyty są dozwolone.
Łącznie z nagrywaniem basu z tweetera. Nie ma raczej nad czym tutaj
rozprawiać
Niby tak, ale kiedy byłem kiedyś na warsztacie / wykładzie dotyczącym
nagrywania w studio prowadzonym przez Pilicha & przyjaciół, była mowa, że
„do studia wnosimy wyłącznie Fendera Jazz Bass lub Fendera Precision Bass i
podłączamy go do Ampega lub SWRa, mikrofonem (wyłącznie jednym z trzech
wymienionych modeli) celujemy trochę obok środka głośnika, tweeter ma być
wyłączony – możecie próbować zrobić to inaczej, ale będzie gorzej”. I
choć większość śmieje się z takich „mądrych prawideł”, kiedy przychodzi
do faktycznego nagrywania wszyscy jednak asekuracyjnie starają się odtworzyć
taką poprawną konfigurację. A tutaj taki Fieldy nagrywa tweeter 🙂
Wybaczcie głupi temat ale podjarałem się tą nowinką. W ogóle nie
wpadłbym na taki sposób nagrywania.
Trochę nieumiejętnie Ci ten troll wychodzi 😉
Gdzie tu widzisz trollowanie?
I wyszło gorzej 😀
Nie wyszło gorzej, wyszło inaczej.
Korn to nie Diana Ross czy The Marvelettes. Nie papabearyzuj się Mazdahu :D.
Pomimo ogólnego braku zainteresowania taką muzyką z mojej strony jest to
trick warty zapamiętania. Jak lubisz takie nowinki polecam biografię Pink
Floydów – pracowali w czasie, gdy pieniądze z wytwórni pozwalały na
eksperymenty typu „ciekawe jak zabrzmi gong w akwarium nagrywany mikrofonem
pojemnościowym w foliowym worku?”
Inną sprawą jest wartość kreatywna takich eksperymentów, a inną poziom
efektu końcowego.
https://www.youtube.com/watch?v=WPoJWk6n84g
OK
No, bardzo inaczej.
Mój ulubiony komentarz z filmiku wrzuconego przez Śledzia:
„fieldy takes slap bass to a whole new level”
Ale w kontekście takiego zespołu jak Korn, to wszystko się zgadza.
No ale jednak nawet tak dziwnie brzmiąca partia jak z Freak on a Leash siedzi
świetnie razem z pozostałymi instrumentami 🙂 Nie wyobrażam sobie, żeby
mogło tu bardziej basować brzmienie, nie wiem, Pilicha. Albo Burtona. Albo
bezimiennego gościa z Limp Bizkit, jeżeli ma być podobnie gatunkowo.
I co ważne, taki sound jest dobrze słyszalny, również na słabym
sprzęcie.
Prawdę mówiąc, kiedy zdecydowałem się na bas nie miałem pojęcia jak on
„domyślnie” brzmi 😀 Bo przeważnie go nie słyszałem! Albo nie zdawałem
sobie sprawy, że buczenie w tle może być jakimś instrumentem (strasznie
odrzuca mnie, kiedy basista gra prymy ósemkami dudniąc gdzieś w dolnym
paśmie, „bo bas ma tak grać, bo to nie gitara” – to temat na inny temat 😉 ).
A Fieldy’ego słyszałem, podobała mi się ta inność i z jego powodu
wybrałem bas. A potem było lekkie zdziwko, że masz dudnić dołem prostszą
wersję gitary i się nie wychylać, bo bas ma być wyczuwalny, a nie
słyszalny.
Jeżeli będzie mi dane w najbliższym czasie coś nagrywać (jest taka
szansa), nie omieszkam spróbować przystawić majka do tweetera. No bo
dlaczego nie 🙂
Dla mnie to wszystko tylko i wyłącznie kwestia koncepcji utworu czy też
zespołu, bo np. tutaj:
https://www.youtube.com/watch?v=Yg4Fibbj67g
jest dudniący w dole bas ósemkami, bez którego ten numer nie miałby racji
bytu.
A tutaj mocno inne brzmienie, bez którego i ten utwór by – jak dla mnie – nie
mógł istnieć.
https://www.youtube.com/watch?v=7ZsQdLlvuk4
I kolejna klasyka z doskonałym basem, grającym „nic”:
https://www.youtube.com/watch?v=S2Z8WIlaPH4 .
Nagrywając niedawno płytę już przed wejściem do studia WIEDZIAŁEM, że w
niektórych kawałków nie chcę flatów. Nie i tyle. Muszą być roundy. I do
jednego kawałka kompletnie nie pasował mi mój Precision, więc nagrałem go
na pożyczonym Urge.
Najważniejsza jest świadomość, wtedy nie ma problemu typu „fieldy gra
bluesa” albo „pastorius gra korna” 😛
Czy 4’33 Johna Cage’a to sztuka?
Czy Kazimierza Malewicza „Czarny Kwadrat na Białym Tle” to sztuka?
Co definiuje jakość brzmienia basu? Czy jest absolutna, czy może
kontekstualna?
Naturalnie, wszystko zależy od kontekstu i żadnej wartości estetycznej nie
sposób kwestionować. Kultura jest cieczą, którą można przelać ze szkła
kryształowego do plastikowego kubeczka, dlatego też polskie oczepiny niczym
nie ustępują (bo według jakich znów wydumanych kryteriów miałyby?)
tragediom Sofoklesa.
Tak właśnie to wygląda.
Dla ludzi mających ubaw z okazji dożynek przy muzyce typu prowincja-disko we
wsi pod Lublinem, „4’33” będzie jakimś ponurym absurdem (chociaż śmiem
twierdzić, że użyliby innego słownictwa na określenie domniemanej jakości
tego utworu).
Naturalnie wszystko jest przedmiotem dyskusji i może zostać poddane w
wątpliwość (bądź wręcz powinno), ale nie istnieje żadna obiektywna miara
wartości sztuki. I ja znalazłbym kryteria, wedle których oczepiny ustępują
tragediom Sofoklesa, ale potrafię też znaleźć takie, które nie ustępują,
a wedle których nawet je przewyższają.
Mieszacie pojęcia kultury i rozrywki panowie filozofowie. 😉
Szanowny Panie Michale, w całej swojej obszernie wypełnionej obiektywizmem
osobie, niechże Pan mi zechce powiedzieć, w którym miejscu przebiega między
jednym a drugim granica?
A ja chciałbym się dowiedzieć z jakiego powodu utwory Korna miałyby być
oczepinami, a np. utwory które podesłał Mazdah tragediami Sofoklesa.
Nie mi wyznaczać, ale porówńywanie discopolo do Cage’a to jawne nadużycie.
:>
Najprostszy sposób rozróżnienia jest taki, że rozrywka pozbawia Cię
refleksji, kultura do niej zmusza. 😉
Oczywiście jest to nadużycie, wynikło z egzageracji, której dopuściłem
się celem zwiększenia czytelności tego, co do przekazania miałem.
Ale Ty Kolego takoż odnosisz się do skrajności, a wszyscy tutaj wiemy, że
nie o skrajności chodzi.
Papa Roach, przykładowo, zespół, którego nie darzę jakimś nadzwyczajnym
szacunkiem, był dla jednego z dalszych moich znajomych onegdaj, sztuką
głęboką i generującą przemyślenia.
Dla mnie przesłanie było cokolwiek płaskie, a muzyka średnia.
Jaką to cenzurkę wystawia muzyce? W mojej ocenie mało istotną – znacznie
więcej mówi o ludziach.
Nie. Rozrywka to taki sam element kultury, jak sposób spożywania posiłków
(rękoma, przy użyciu drogiej zastawy, ze wspólnej miski, w odosobnieniu, w
pośpiechu, etc.), czy religijność. Można więc mówić o kulturze szerszych
kręgów, jak też o kulturze, nazwijmy to, jednostkowej. Czy ktoś w obecnym
gronie dysponuje narzędziami pozwalającymi zmierzyć jakość kultury,
zwłaszcza tej rozumianej szeroko? Nie sądzę, ale z jakiegoś sekretnego
powodu bawi mnie wiara w zupełną swobodę pojmowania i totalne
relatywizowanie estetyki. 😀
Z jakiej przyczyny Cię to bawi? I co rozumiesz przez „wiarę w zupełną
swobodę pojmowania i totalne relatywizowanie estetyki”?
Co zabawnego jest w swobodzie w postrzeganiu estetyki? A w relatywizowaniu?
Tak.
Dalej nie rozumiem dlaczego Korn i Fieldy są porównywani do oczepin 🙂 Utwory
wcale nie są trywialne. Myślę, że można się od nich sporo nauczyć nt.
rytmu i groove’u.
Brzmieniowo są… byli ciekawi. Po prostu, taka ciekawostka. Nie chcieli być
kolejnym zespołem brzmiącym podobnie na patentach innych. A przynajmniej tak
wnioskuję z tego co grają 🙂
J and D JD110 wrote:
W żadnym miejscu nie użyłem takiego porównania i nie miałem go nawet na
myśli. Ale to interesujące, że Ty, nawet pozornie wypierając, doszedłeś
do tego właśnie porównania. 😀
Kapral wrote:
sledz wrote:
i niech tak pozostanie.
Przykro mi, że tak ucinasz jedną z najciekawiej się rozwijających dyskusji
na Basoofce od kilku lat :D.
Korn wypracował sobie fanów a także jak widać konstruktywnych krytyków 😀
Zdanie Pilicha to imo można sobie w rzyć wsadzić. Zacząłem tak uważać od
czasu, gdy zobaczyłem na jutubie jak za przeproszeniem pierniczy, że nasza
pierwsza gitara zależy od tego czym jeździ nasz stary, bo jak jeździ
maluchem, to musimy się bawić w tanią chińszczyznę (!!!), a druga jego
jakże wspaniała wypowiedź to „czego basista nie dogra, to dowygląda, a ja
doświecę *w tym miejscu chwali się diodami w swoim Mayonesie*”. Żenujący
poziom.
Do studia tylko Fender? To też jest śmieszne. Nie jestem hejterem tej marki i
daleko mi do tego, bo sam kiedyś marzyłem o preclu. Ale takie pierniczenie
przyprawia mnie o mdłości.
A moim zdaniem, wszystkie trzy stwierdzenia, to prawda. Z tym, że dwie
pierwsze tyczą się nie tylko basistów, ale muzyków w ogóle.
A jego ostatni filmik z bassplayer pokazuje jakim jest niesamowitym burakiem
🙂
Przecież odkąd powstała kreskówka Kapitan Bomba, hasło „napierdalaaaać!!”
jest jednym z najczęściej słyszanych na koncertach, niczego buraczanego nie
odnotowałem. Krasomówcą nie jest, ale to chłopak po zawodówce (albo
technikum).
Co do studia, Fendera i Ampega – ja mam, bo robi robotę jak nic innego.
Po prostu wchodzisz, podpinasz, stroisz, ustawiasz głośność i masz
brzmienie na całą płytę, czegokolwiek (praktycznie) byś nie grał
(ostatnio raz zmieniłem struny, bo potrzebowałem roundów i raz użyłem
innego basu – też Fendera). Próbowałem z tym skończyć 😉 i kupiłem
DOSKONAŁY wzmacniacz: w pełni lampowa, 30W konstrukcja zaprojektowana przez
Dave’a Greena (Matamp!) i ręcznie złożona między innymi przez niego.
Przez 2 tygodnie nie odpalałem Ampega, co by się ucho przyzwyczaiło. I
słusznie – dzisiaj odpaliłem i pierwsze wrażenie było takie, że wywaliłem
kupę kasy na wzmacniacz, który i tak nie jest lepszy od moich poprzednich 😛
Damn, właśnie obejrzałem sobie ten filmik z Pilichem z BassPlayers Live i
faktycznie dresiasto wyszedł. Właśnie jestem wczuty od kilku dni w
oglądanie Michaela Manringa na tej samej scenie i nie mogę wyjść z podziwu
jak sympatycznie i skromnie się on prezentuje.