ahoy
a co powiecie na wątek o próbach – jak je najsensowniej robić, ile razy
gracie, jakie macie swoje 'sztuczki’ na przebicie się przez perkusję, ile na
nich wypijacie itede 🙂
mój kolo grał w kapeli która miała super patencik na próby – nikt tam nie
miał wypaśnego sprzętu i generalnie wszyscy się zagłuszali nawzajemnie
grając na full głośności… w końcu rozsądek przeważył i zaczęli grać
o połowę ciszej, ale to nie koniec. Każdy kawałek grali kilka razy ale z
każdym podejściem inny instrument grał głośniej od innych – tak że
wszyscy po kolei słyszeli co gra kolega bassman, a potem wioślarz rytmiczny,
solowy itede… dodam że grali ciężkiego rocka … patent sprawdzony
(kapelka się rozpadła ale ich koncerty były bardzo fajne :))
szkoda że w mojej kapeli to nie przeszło (tak to jest że każdy chce grać
najgłośniej :() … zwykle i tak to wyglądało bardziej jak impreza niż
próba 🙂 no i gości zawsze mieliśmy sporo …
Jak myślisz, co najważniejsze przy organizacji prób dla basisty?
Ile razy w tygodniu zwykle grasz na próbach?
Czy masz swoje ulubione sposoby na przebicie się przez dźwięki perkusji?
Jakie triki stosujesz, aby grać w trudnych momentach?
Czy zdarza ci się pić alkohol podczas prób?
Czy masz kiedykolwiek problemy z zagłuszaniem innych instrumentów na próbach?
Jak oceniasz sposób organizacji prób w twojej obecnej kapeli?
Czy w twoim zespole gracie zawsze na pełnej mocy czy też dostosowujecie głośność do akustyki sali?
Jakie kawałki gracie najczęściej na próbach?
Co sądzisz o pomysłe grania po kilka razy każdej piosenki, jak opisane w tekście?
Próby… 😀 Generalnie to gramy w pubie [na tyłach mamy próbownię] co
sobotę od rana do której chcemy 😀 .
Wcześniej to grywało się jeszcze w kilku miejscach [z móją pierwszą
kapelą] ale niestety z różnych przyczyn już tam nie gramy [nigdy nie
zapomnę tego 300watowego BOXa 😈 ].
A co do głośności – to trzeba mieć dużo cierpliwości żeby się czasem
dogadać w tej kwestii.
W sumie gramy niedługo i dopiero rozkręcamy się więc zobaczymy co będzie
dalej.
mozliwe ze odzyskamy miejsce do prób w domu kultury,tam jest sprzet i ogolnie
wypas akustyka,mamy jeszcze jedno miejsce z tym ze nikt nie ma sprzętu poza
gitarami;/nasze próby byly glownie nastawione na granie i opieprzanie się
wzajemnie;)nie wspominam dobrze wiekszosci z nich:P dyrektor domu był porabany
i musielismy grac jakieś gowna,ale wywalili go z pracy wiec mam nadzieje coraz
wiekszą;]
Z takimi domami kultury [zwanymi przezemnie pieszczotliwie domami publicznymi
😀 ] zawsze jest to samo… oni po prostu potrzebują zespołu, który będzie
grał całkowicie pod nich – to czego oni sobie zażyczą bo chcą się
później takim zespołem gdzieś pochwalić itd… 😈 Lepiej poszukać
czegoś gdzie będzie się niezależnym.
Hehe, my gramy w domu kultury, ale nikt nam nie narzuca co mamy grać. Tyle ze
musimy placic za to… A gramy sobie po 2h w środy, od 19.00 do 21.00, ale
bardzo czesto organizujemy sobie ponadprogramowe próby, bo mamy caly sprzet
potrzebny wlasciwie, a perka z automatu leci na razie :/
Ja mam próby u mojego perkmana i mój patent na przebicie się od perki i gitar
jest bardzo prosty. Aktywna gitara i 80 wat zapasu nad gitarami a nad perka
nawet 100 😛 ale raczej staram się nie zagluszac wszystkiego i pilnowac żeby
nie grali za głosno. Jak ja mam ustawioną gitarę na 3/4 głośności i piec
na 2/5 to wtedy jest oki. Generalnie n*ierdalam na nich rowno jak się zbytnio
podgłośnią bo wtedy nic nie slychac i do tego nie da się porosumiewac. Gramy
jak najwiecej, jeżeli tylko nam wszystkim pasuje dany dzien to gramy a
standardowe próby mamy w soboty i trwają od 3-8 godzin:P
hmm. takie tam… kupiłem se nowy wzmacniacz… 2x250W i do tego 2 solidne
paki… nie mam problemu z tym aby słyszec TYLKO siebie.
a co do prób… mamy kanciape u pałkera i to dośc solidną jakieś 6x7m i se
gramy do upadłego
potem pijemy trunki i dalej gramy tworząc nowe kawałki a jak się nam znudzi
to już tylko pijemy i się robi póżno więc idzimy spa… a grac to se nawet 6
razy w tygodniu możeny… ale komu by się chciało
Próby, hmm… No ostatnio nie gramy, głównie z powodu matur (3/5 zespołu ma
w tym roku), a potem będzie sesja, więc do wakacji raczej będzie ciężko
coś zorganizować, ale miejscówkę niezłą mamy. Jest to salka pod mostem
(skrzyżowanie bezkolizyjne), którą dzierżawi basista grupy Dominium, gdzie
również kilka bardziej znanych zespołów ma próby. Ale jak jeszcze
graliśmy to raz w tygodniu 2-3 godzin.
Sala prób na terenie knajpy. W starym…schronie.Raz w tygodniu 2 godziny.
Jest sprzęt, dobre warunki – nie narzekamy.
Osobiście mam z zespołem próby w Domu Kultury xD Tylko taki myk ze tam jako
akustyk pracuje mój ojciec więc nie ma raczej najmniejszych problemów xD No
i ciepamy w soboty od 13:30 ile damy rade XD (o… jzu neidługo :D)
Recepta na sukces:
1. Próby regularnie.
2. Każdy przychodzi przygotowany i PUNKTUALNY.
3. Jak praca to praca – gadanie o d.. maryni i umawianie na browar PO próbie,
a nie na.
4. WSZYSCY wszystkich słyszą. Jak trzeba, gramy ciszej. Perkusista TEŻ.
5. Metronom to przyjaciel a nie wróg. Można go włączyć perkusiście na
słuchawki lub też nagłośnić by słyszeli go wszyscy.
6. Ćwiczenie kawałków szybciej, wolniej, o wiele wolniej niż ma być –
umieć zagrać kawałek to znaczy umieć go zagrać w każdym tempie.
7. KAŻDY (no, perkusiście można darować 😉 ) zna harmonię granych
numerów, czyli np ma świadomość, że przez następny takt jest Em7, a nie
że „tutaj gram sobie pustą E..”
8. Kawałki robi się z nastawieniem na ich sens i ogólny (całościowy)
wydźwięk – nie ma wpieprzania 37628931 solówek, byleby tylko każdy „sobie
pograł”. Tworzymy w końcu muzykę, nie?
9. Nie ma picia/jarania zielska na próbach. Sorry. Chcemy iść do przodu,
prawda?
10. Najlepiej konkretnie zaplanować, co robimy na danej próbie – żeby nie
było zastanawiania „co by tu teraz..” albo zaczynania paru rzeczy naraz i nie
skończenia tak naprawdę żadnej.
Jak co mi się przypomni, to jeszcze napiszę.
normalnie szef szefów z Ciebie Djatri 😛 albo raczej szefowa szefowych 😉 ja
do tych zasad wlozyl bym trochę uczucia wtedy muzyka ma prawdziwa wartosc 😉
Jezuu… 😉 Ja bym się bał w takim zespole grac 😀 A tak na poważnie… u
mnie chłopaki zaczynają odwalać maniane (szajs) nie przygotowują się do
prób i wogle… Np. ostatnio okazało się ze gitarzysta umie tylko 1 riff z
całego utworu … Ja się załamie… Chyba przez chwile będę bezzespołowy
Ranyyy Djatri to dopiero wprowadziła reżim 😉 pewnie się nie można
odzywać do siebie, a jak ktoś złamie ten zakaz to dostaje ogromnym pejczem
po plecach 😈 nie żartuję, mimo iż wygląda to groźnie to ma ona
rację, bo to co się wyprawia zwykle na próbach to aż żal tyłek ściska 😕
Jak to Pilich napisał na swojej stronce „gitarzyści nie będą traktowali
Cię poważnie” i tak niestety bywa często na próbach. Czasem to trzeba za
przeproszeniem je**ąć bo innaczej nie podziała 😈
E tam 😉 Tak naprawdę to ma być luz, przyjemna atmosfera i radość z grania
– ale z zachowaniem powyższych zasad. Co wbrew pozorom jest możliwe 🙂
A że czasem trza postawić sprawy ostrzej, to inna rzecz.
Po prostu znudziło mi się granie dla grania sobie w garażu, albo
przychodzenie na próby żeby sobie browar wypić i pogadać. Cenię swój czas
🙂 A próby są po to, żeby się rozwijać (i żeby po jakimś czasie grać
coś więcej, niż tylko próby 🙂 ).
Każdy robi swoje – każdy robi dobrze; i wszyscy są zadowoleni 🙂
Djatri ma bardzo dobre podejście 🙂
Też bym tak chcial grać po to żeby wyjść z garażu, ale niestety chyba to
nie nastąpi z braku chętnych do gry ( częstochowa to straszne zadupie ).
Po pierwsze witam wszystkich, to mój pierwszy post na tym forum chociaż
czytam je już od jakiegoś dłuższego czasu.
A co do tematu to ja gram obecnie w zespole punkowym ( co ja tam robię? :?).
Próby mamy co tydzień (teoretycznie bo często coś komuś wypada) w jakimś
gimnazjum. Na początku dużo graliśmy po 3-4 godzinki, ale teraz jak pogramy
2 godziny to jest dobrze. Siedzieć możemy raczej długo, ale to zależy jaki
woźny jest. Bo jak jest tata gitarzysty to jest looz, ale jak taki nieznajomy
to trochę nieprzyjemny jest. A od następnej próby, zainspirowany postem
Djatri wprowadze pewien regulamin bardzo podobny do tego Djatri. 😀 A co do
tego kto głośniej, a kto ciszej to nie ma problemu, czasem tylko wokalisty
nie słychać bo chłopak trochę zamotany jest i mikrofonu zapomina zabrać
😆 (albo ma problemy z kolumną).
Witam.Popieram teorię Djatri,tylko że nie zawsze zapanujesz nad kapelą
zwłaszcz gdy
beczkarz napieprza w każdej przerwie między kawałkami tłumacząc się
jednocześnie że musi się rozgrzać.Tak na poważnie to bardzo popieram
metronom na próbach.Muszę przyznać że posłuchałem rady pilicha i od
pewnego czasu gramy z metronomem nagłośnionym dla całej kapeli.Tu nasuwa
się pewien paradoks:otóż fakt że w domu 1000 razy ćwiczymy swoją partię
na ustalonym wcześniej tempie nie oznacza że idealnie ją zagramy z
zespolem.Mówiąc krótko co innego jest ćwiczyć w domu z „budzikiem” a co
innego z zespołem i budzikiem.A jeśli już o „buzikach” mowa to dobrze jest po
pewnym czasie wyrobić sobie nawyk tzw. nie brania wiosła w dłoń przed
włączeniem metronomu no chyba że gra się z płytą.Pozdrawiam
a i jeszcze jedno :naljepsz recepta na koncerty to perkusita zaopatrzony w
metronom w słuchawkach.
Trochę się zgadzam, a trochę nie. Ćwiczenie z metronomem jest ogromnie
ważne, ale ćwiczenie bez metronomu TEŻ. I nie należy ćwyczyć TYLKO z
metronomem.
I całkowicie nie popieram metronomu na koncertach – na koncert, to trza to
wszystko mieć w głowie. I w łapach. Bębniarz, który bez
metronomu równo nie zagra, nie jest bębniarzem. Na koncercie grając wszyscy
mają siebie słuchać i być uważnym. Zwłaszcza perkusista!
Metronom na próbach i ewentualnie w studiu – okej – ale koncert to inna bajka
jest..
(Jedyne ewentualne wykorzystanie metronomu na koncercie, jakie popieram, to że
przed kolejnym kawałkiem pauker dla pewności włącza sobie na chwilę
metronom, żeby wbić się w odpowiednie tempo – ale gra już bez niego).
Jasne jeśli Ty i Twoje kapele regularnie gracie już koncerty w tym samym
składzie od min. 10 lat to czemu nie ale nie ma się co oszukiwać człowiek
jest istota omylną.
Jeśli akurat o mojego beczkarza idzie to wydaje mi się ze tajmu się trzyma
nawet niezle ale nigdy nie masz tej pewnosci choćby miały być to róznice
ułamków sekund
to zawsze bedą to róznice i wydaje mi śie że na etapach średnio
zaawansowanych jeżeli chodzi o współgranie kapeli metronom na koncercie jest
bardzo pozyteczny,z drugiej strony to w zasadzie dlaczego mamy polegać na
bębniarzu skoro cały zespół może polegać na nie omylnym zazwyczaj
metronomie? Pozdrawiam
Nie gram z kapelami 10 lat i nie w tym rzecz.
Jeśli bębniarz (i kapela!) nie utrzyma tajmu, nie ma co się pchać do grania
koncertów. Taka jest smutna prawda, ponieważ – o ile na scenie tajm zawsze ma
prawo, i nawet u zawodowców, leci trochę do przodu czy do tyłu – to jakichś
granic musi się trzymać. I to kapela powinna potrafić, żeby występować.
Ułamki sekund nie mają tutaj (poza skrajnymi przypadkami) aż takiego
znaczenia – to jest koncert, są emocje – zarówno publiczności jak i
grających. Drobne przyspieszenie nie będzie zauważalne, a nawet czasem jest
potrzebne.
A czemu metronom to zły pomysł? Dajmy na to, wokal czy solówkarz się
„zapomni” troszeczkę przy improwizacji – na koncercie nie przerwiesz numeru i
nie powiesz „hej, zaraz, to nie tak”. Wszystko co zrobisz, musi być dla
publiki niezauważalne, każda wpadka musi być zagrana tak, żeby było pewne,
że „tak miało być”, istnieją przypadki że trzeba „wyrównać” do tej
osoby, która zagra źle – po to, by załagodzić ten błąd. Trzeba się
słuchać, być uważnym. W przypadku, gdy bębniarz ślepo będzie trzymał
się metronomu (i nie słuchał reszty kapeli), przy okazji takiej wpadki
wszystko będzie widoczne jak na dłoni (wystarczy o triolkę chociażby
wyprzedzić rytm, by już było słyszalne). Na koncertach matematyczne granie
zdecydowanie się nie sprawdza.. mam nadzieję, że jest to zrozumiałe, co
tłumaczę 🙂 Nie odbieraj moich odpowiedzi jako atak na siebie.
Metronomu używa się po to, by umieć grać bez niego.
Witam nie odbieram Twoich odpowiedzi jako atak tylko jako wymiane doświadczeń
w końcu taka chyba jest idea tej strony, ale jeśli mamy się tak czepiać
wszystkiego to równie dobrze kapela w której solówkarz czy wokal się
zapomina też idąc twoim tokiem myślenia nie powinna pchac się do grania
koncertów.A co do starzu kapeli to jest on ogromnie ważny ponieważ im
więcej ze soba razem gramy tym to wsólne granie lepiej wychodzi(sprawdziłem
to już wiele razy).Wiadomo że można zagrać koncert bez metronomu tak jest
łatwiej i można się wpasować w różne wpadki,mimo wszystko zawodowcy też
grywają z metronomem jeśli dobrze pamiętam to tak grał Łosowski z
Pilichem.Wiadomo że można też ćwiczyć bez metronomu i wyrabiać sobie
idealne punktowanie w głowie jednakże dojście do pożiomu zbliżonego z
ideałem to sa naprawdę dłuuuugie lata pracy.Poza tym są tez utwory w
których następują duże zmiany rytmiczne ,synkopowane,antycypujące
podziały i wtedy już zwykły metronom za wiele nie zdziała wtedy trzeba
grać z rytmem zaprogramowanym bądz bez niczego.
Jednakże wykorzystywanie każdej okazji (duża praktyka)jeżeli chodzi o
granie z metronomem na pewno bardzo wiele pomaga w osiągnięciu perfrkcyjnej
formy
Można tak powiedzieć i będzie to prawdą, z tym, że ja mówię o naprawdę
okazyjnej wpadce takiego solisty – która zdarza się czasem każdemu, nie
ważne jak bardzo jest profesjonalny i ile koncertów już zagrał. Natomiast
sekcja, która nie utrzyma (w dopuszczalnych granicach) rytmu w czasie koncertu
nie jest moim zdaniem sekcją w ogóle.
I nie chodzi mi też o drugą skrajność – tzn totalnie metronomiczne granie
„z głowy” – to po pierwsze średnio jest możliwe, a po drugie średnio
pożądane. Przy okazji pewnych jazzowych warsztatów słyszałam o
„badaniach”, które przeprowadzono w Stanach. Mianowicie wzięto kilkaset
albumów (nie tylko live) – legend jazzu – i zmierzono w nich tajm. Były
odstępstwa, w większości minimalne, ale zdarzały się w bardzo wielu z
nich. Do czego zmierzam – pewien margines dopuszczalności istnieje, bez tego
nie byłoby życia w muzyce, byłoby mechanicznie. Jednakowoż niedopuszczalna
jest moim zdaniem sytuacja, gdy bębniarz bez metronomu równo nie zagra i nie
utrzyma rytmu podczas koncertu – chyba się z tym zgodzisz.
Jasne, to dość oczywiste. Tyle, że nie o tym mówię. Nierówno może
zagrać kapela o dziesięcioletnim stażu, a paru niezłych muzyków po trzech
próbach potrafi dać super koncert.
Muzyk uczy się przez całe życie!
Ale celem nie jest gra z pomocą metronomów/komputerów/automatów, tylko gra
po prostu, prawda?
Powiedz mi, jaki sens w takim razie ma ćwiczenie czegokolwiek, skoro „można
przecież” sobie najtrudniejsze rzeczy zaprogramować?
Od stuleci, jak jeszcze nie było takich wynalazków jak elektroniczne
dzięcioły, które można sobie słuchać podczas grania w słuchawkach,
jakoś chociażby na Bałkanach czy całej reszcie świata wygrywali sobie
muzykanci te swoje podziały nieparzyste, zwolnienia, przyspieszenia, przeskoki
rytmu, i grają do dziś, takie kapelki – bez elektroniki. I jakiego to ma
kopa!
A mnie rozśmieszają patenty w stylu – (zasłyszane od realizatora ze studia
popularnego m.in wśród kapel metalowych) – niezwykle często się zdarza
wśród tych kapelek, że koleś nie potrafi zagrać równo (np podwójną
stopą), więc do nagrania układa sobie to na komputerze. Natomiast na
koncercie (bez metronomu – ba! tutaj metronom by wcale nie pomógł!)
oczywiście jazda na całego, przecież i tak nikt nie usłyszy, a my jesteśmy
tacy fajni bo zrobiliśmy sobie na komputerze i niech nas podziwiają.
Wiem, że to skrajność znowuż w drugą stronę, ale chyba warte podania jako
przykład.
Ćwiczenie z metronomem (ale nie tylko). Granie bez! (Wyjątek – ewentualnie
studio). Tego zdania nie zmienię.
Zgadzam się z Djatri. Dobry muzyk, tak samo jak dobry, choćby, piłkarz,
powinien umieć wyjść z trudnej sytuacji podczas występu, bo błędy
przytrafiają się każdemu, nie ma się co oszukiwać. Poza tym sekcja to
podstawa (no i trzymanie rytmu przez resztę zespołu, ale z dobrą sekcją
jest to łatwiejsze). Co do koncertów, to grałem koncert z poprzednią
kapelą, mieliśmy grać z podkładami (brak etatowego bębniarza), ale sprzęt
nie chciał czytać płytki, więc gitarzysta zmuszony został do grania na
bębnach. Przy braku odsłuchu(!) udało nam się poprawnie zagrać dwa utwory,
ale przy trzecim, przez pierwszą zwrotkę byłem totalnie skołowany, bo nie
wiedziałem co bębniarz gra. Ostatecznie udało się wyprostować kawałek, a
publika nic nie zauważyła (albo była zbyt grzeczna, żeby się do tego
przyznać 🙂 ).
Taa.. coś wiem o graniu bez odsluchow 😉 Mój pierwszy koncert na basie
zagrałam bez pieca, bas był wpięty w mikser, dla nas nie było głośników
i wszystko szło tylko na przody 😉 Ale zagralim, tylko że pilnować się
trzeba było.
No coś takieko to jest koszmar. Ja grałem takie koncerty na początku ale teraz
już na takie się nie pisze. Nawet nie wiadomo jakie masz brzmienie ustawione.
Beznadzieja!!!
My narazie poszukujemy MIEJSCA do grania…. 🙄 Jak wy znaleźliscie
kanciape dla swojej kapeli?
Koleżanka pracuje w knajpie gdzie gramy. Znajomości – jak wszędzie 🙂
Jeśli chodzi o miejsce prób, to radzę poszukać tak:
– popytać innych kapel, gdzie grają
– ogłoszenia w necie
– sklepy muzyczne
– domy kultury, szkoły itd
Ewentualnie wynająć garaż or something, na spółkę z inną kapelą, by
zmniejszyć koszty.. tylko to się wiąże z wstawieniem tam własnego
sprzętu.
Najpierw próby graliśmy (z poprzednią kapelą, oraz na początku z obecną)
w szkole muzycznej Yamaha (myślę, że nie robię reklamy, ale na wszelki
wypadek powiem, że drożyzna i sprzęt do d*py, aczkolwiek combo basowe jest
przednie 😀 ). Potem ktoś złapał kontakt z Wojtkiem (basista Dominum) i
gramy w jego kanciapce (taniej a i sprzęt lepszy, no i położona w centrum
miasta a nie na peryferiach). Generalnie tak jak mówiła Djatri: przede
wszystkim popytać, porozglądać się. Ja od siebie dodam, że warto najpierw
sprawdzić miejsce pod kątem sprzętu i wentylacji 😀
pierwsze kroki kieruj do (jeśli macie pod 18 lat) domów kultury gdzie na 90%
was zleją, drugie do swoich szkół i to najlepiej do jakiegoś fajnego
nauczyciela któy może kiedyś sam coś grał i może was poprze u pani/pana
dyrektor… trzecie kroki do sklepów z instrumentami – najlepiej takich gdzie
pracują prawdziwi muzycy – jak nie będzie na tablicy ogłoszeń żadnej
reklamy to może jeden z ekspedientów 😀 będzie wiedział coś o jakiejś
salce za kasę… napisz skąd jesteś to może ktoś się odezwie z twojego
miasta/okolic?
Mnie takie coś nie smieszy.Dla mnie coś takiego jest
ŻAŁOSNE!Ale racja zdarzają się często popularni(co nie znaczy dobzi pseudo
muzycy którzy nie odróżniają np basu od szczotki do zamiatania)i kosmiczne
tempa dwóch stop lecą z playbacku.Gdzie tu sens lepiej łowić ryby niż
udawać cokolwiek .Najczęściej jeszcze w takim niby-zespole bas jest
kostkowany 😕 Ale o takich bzdurach w sumie nawet nie ma co gadać bo muzyka i
takie rzeczy to dwie odmienne sprawy.
Duzy senes i ne chodziło mi tu o granie z playbacku tylko o
ewentualne zaprogramowanie rytmu do słuchawek.Ale fakt to już
przesada.Natomiast ćwiczenie ma sens tylko powiedz mi tak naprawdę to po ilu
latach muzyk staje się idealny?W każdy razie po bardzo wielu i tak naprawdę
te ideały to sa pojedyncze jednostki bo większości dojrzałym i
doświadczonym muzykom zdarzają się drobne bo drobne aczkolwiek zawsze
błędy.
Co do trzech prób to miałbym wątpliwości szczególnie jeżeli
chodzi o sekcję, która jest w muzyce najwazniejsza.Skoro przyjmujemy zasadę
lużnego koncertu tzn.np.bebniarz nie gra z nut tylko gra to co uwaza to
niewiarygodnie wazne jest żeby ten bebniarz rozumiał się z basmannem i na
odwrót.Po prostu ich zgranie(rozumienie się) musi być takie że basista
powinien iśc tym samym tokiem myslenia co bebniarz,powinnien przewidywać w co
perkusista za chwilę uderzy czy która nute zaakcentuje.
A co do jazzu to już taka natura tego stylu opiera się o na nierównościach
Jasne sekcja i tajm to dwie nierozerwalne sprawy i nie mówiłem
tu o graniu z metroniomem na głowie przez sekcję nie trzymająca tajmu bo
taka sekcja to nawet z metronomem krzywo zagra.chodziło mi o dobrą sekcje a
mtronom jako pewne zabezpieczenie.Bo przecież najlepszym się wpadki
zdarzaja.Chodziło mi tu bardziej o całkowite wyeliminowanie tychze wpadek niż
o wsadzanie na sile na scenę jakiś świeżych „bujaków”
Jeszcze jedna sprawa co do metronomu na koncertach w ogóle to wsumie jest on
niepotrzebny ale przy nagrywaniu płyty live to już trzeba uwazać.Zdarzy się
wpadka „w dopuszczalnych granicach”ale ona nie ucieknie tylko zostanie na
płycie.chociażby z szacunku dla słuchaczy trzeba tego unikac.
Odpowiedź jest prosta – nigdy.
Bo i nie o ideał tu chodzi, a osiągnięcie pewnego poziomu, który można
nazwać profesjonalnym. Być profesjonalistą to znaczy nawet jeśli masz
gorszy dzień – poniżej pewnej granicy „jakości” nie zejść.
I taki etap, oczywiście, to nie koniec rozwoju a raczej początek prawdziwego
bycia muzykiem.
Wszystkim się zdarzają!
Bezbłędne są tylko komputery.
Też miałam, dopóki nie usłyszałam paru dobrych muzyków.
Teraz wiem – dobrzy potrafią.
❗ ❗ ❗ ❓ ❓ ❓ ❗ ❗ ❗
A widziałaś Ty kiedy niebieski ekran awaryjny Windowsa? 😀
Widać, że na basie znasz się lepiej niż na komputerach 😀 . Ani komputery
ani ich oprogramowanie nie jest bezbłędne. 😛
Taa.. no zastanawiałam się, czy się kto doczepi 🙂
Jako, że komputery to moja druga branża, uprzejmie informuję Cię że zdaję
sobie sprawę dość dobitnie 😛 A pisząc o ich bezbłędności miałam na
myśli „muzykę” zaprogramowaną na kompie.
To wiele wyjaśnia 😀 .
A muzyka z kompa to świętokradztwo [to taka mała dygresja]
Uważam, że jeśli ktoś stworzy na kompie muzykę, to
świętokradztwem to nie jest.
Często jednak to coś nie ma prawa nosić miana muzyki.
Aczkolwiek, elementy elektroniczne nieraz bardzo lubię – The Cinematic
Orchestra (i wiele nu-jazzowych kapel), Björk..
Ja też elementy elektroniczne lubię… vide Fear Factory czy Rammstein 😀
😈
Jeżeli chodzi o granie z nut bądz czyjegos coveru to jak
najbardziej
natomiast jeżeli mówimy tu o zagraniu materiału „robionego”wspólnie przez
trzy próby to wiadomo może wypaśc dobrze ale co tu dużo mówic każdy wie
chyba ile razy jeden kawałek zagrany jest przez”wielkich”, zanim ujzy
światło dzienne…,zależy też to w dużej mierze od długości tych prób
ale nie tylko.
Różnie to bywa 🙂
Ale do grania z nut często próby w ogóle nie robią.