Luźna propozycja luźnego tematu, bo nie pamiętam, żeby coś takiego było –
jeśli się mylę do kosza z tematem 😉
Praktycznie każdy z nas, jako jednak stworzenia zobowiązane do pracy z
ludźmi, trafiał na różnych ludzi. Część pewnie była w porządku, szło
się z nimi dogadać, a niektórzy doprowadzali do szewskiej paski. Wrzucajcie
tutaj wszelkie swoje historie typu „akustyk wie lepiej”, „gitarzysta twierdzi,
że musi być najgłośniej” „perkusista nie uznaje melodii” „wokalista prosi 3
razy szybciej”. Nalegałbym tylko, żeby temat był na luzie, do pośmiania
się, a nie do podsycania nienawiści do innych i generowania kwasów 😉
Mój pierwszy koncert z byłym składem i byłą muzyką, której teraz nie
gramy:P (gdzieś na forum jest vid z koncertu). Anyway.
Nagłaśniający nas akustycy mieli miano jednych z „najlepszych”, bo jakie to
oni gwiazdy nie nagłaśniali etc etc. Wynikiem ich pracy było to, że gitary
w ogóle były za cicho, bas był podkręcony 2 razy za głośno, a z perkusji
było słychać jeden wielki szum.
A po koncercie podeszli do nas z uśmieszkiem pytając „więc my gramy muzykę
na jeden dźwięk?”.
Mieli szczęście, że cała dyrekcja była obecna przy tym, bo inaczej już
byliby niezdolni do kręcenia gałkami.. 😛
Pierwszy skład:
Granie z perkusistą ze świetnym słuchem, który kończył właśnie II
stopień na oboju, gitarzystą, który 10 lat grał na skrzypcach i drugim
gitarzystą, który for gad sejk był gitarzystą chyba od urodzenia. Nagle
zaczęła się trawa, fascynacja rege, dziwne pomysły itd. I tak: pogadać z
nimi nie szło bo gitarzysta na każde pytanie odpowiadał po godzinie jakby
nigdy nic (i jeszcze miał pretensje, że mam pretensje), drugi zamykał się w
pokoju na kilka tygodni i nie przychodził na próby pół roku „bo był u
dentysty” (jak się później okazało dentysta nazywał się dr. Counter
Strike) a perkusista uwsteczniał się z poczuciem rytmu. Opuściłem ich choć
nie bez bólu bo w końcu pierwszy zespół, gdyby nie oni nie zdecydowałbym
się w końcu kupić basu, 2 lata razem, koncerty i w ogóle.
Drugi skład:
Po zagraniu 2 prób bez perkusisty okradziono nam salkę (jakieś 8tys zł
strat o ile dobrze pamiętam). Został tylko mój box Taurus b315, 410 do
wokalu i perkusja. A że pamiętnej nocy zostały tam również niektóre
gitary to już zupełnie nie widzieliśmy dalszego sensu.
Trzeci skład:
Powstał tak naprawdę z braku laku. Dołączyłem do dwóch kolegów z mojej
wsi. Gitarzysta, którego gust zmieniał się z duchem czasu
(pank>rege>hardkor>alternatywa>któraś z kolei fala rhcp itd) i
perkusista, który dopiero co kupił pierwszy zestaw i nie radził sobie z
prostym umcyk umcyk. Znów dużo używek, ciągłe zmiany kierunków, brak
jakichkolwiek perspektyw. W pewnym momencie przestałem przychodzić na próby
i chyba nawet nie zauważyli.
Czwarty skład:
Trasz/def czy jak kto tam zwał w każdym bądź razie zupełnie nie mój.
32letni niespełniony gitarzysta mieszkający z mamą- jego zdanie się
liczyło, graliśmy tylko jego kompozycje, w pewnym momencie nawet brzmienia
chciał nam ustawiać. Kilka koncertów, duuuużo wywracania oczami na próbach
przy akompaniamencie marudzenia wyżej wymienionego. I jeszcze się dziwił,
że nagle wszyscy postanowiliśmy odejść. Naprawdę pozytywną rzeczą było
to, że poznałem tam mojego perkusistę, z którym nie wyobrażam sobie teraz
nie grać i nie dzielić z nim pomysłów. Ale o tym za chwilę.
Piąty skład:
Podczas gdy grałem w czwartym odezwał się do mnie „progresywny drimfjeter,
opef” zespół, którego basista gdzieśtam wyjeżdżał a mieli umówiony
koncert, pograliśmy ze 2-3 próby, zagraliśmy koncert i spytali czy nie
chciałbym zostać na stałe. Nie była to decyzja łatwa- koncert graliśmy w
największym klubie koncertowym w Lublinie i oni nawet nie raczyli się
nastroić (nieeee, nie zrobili tego nawet jak się zorientowali). O dziwo nie
licząc zjechania wokalisty w studenckiej prasie to recenzje instrumentalistów
były bardzo dobre. Niestety zgodziłem się grać z nimi dłużej. Szło
bardzo powoli, na każdej próbie grali chyba coraz gorzej. W końcu przyszła
ponad miesięczna przerwa w graniu i ogólnie kontaktach aż tu niespodziewanie
dostałem telefon „za tydzień gramy koncert na jakimśtam przeglądzie”.
Oczywiście nie zastanawiałem się długo i powiedziałem, że nie jesteśmy
gotowi i chyba nawet dosłownie „nie chcę się znów błaźnić z wami przed
dużą publiką” na co usłyszałem „nie p***dol k**wa, zagramy, będzie
dobrze”. Stanowczo odparłem że nie, zresztą w tym samym dniu mam egzamin i
nie widzi mi się to zupełnie po czym zakończyłem rozmowę. Jakież
zaskoczenie gdy kilka miesięcy później spotkałem wokalistę, który chciał
pięściami wyrazić swoje niezadowolenie z powodu mojego niepojawienia się na
koncercie…
W tym momencie:
Gram ze wspomnianym perkusistą- świetny człowiek, pojętny i przede
wszystkim OTWARTY UMYSŁOWO perkusista, cały czas się rozwija- w wieku 28 lat
poszedł uczyć się grania na perkusji (na której gra już jakieś 10 lat) do
miejscowego wymiatacza, który na dodatek jest również nauczycielem
Virusa/Cicia (perkusista Vader, Rootwater itd). Muzycznie (w sensie kompozycje
i dźwięki bo melodią nazwać tego nie sposób) pomysły są niemal
wyłącznie moje, rytmicznie jakoś się dzielimy (uwielbiam gdy przynosi po
lekcjach perkusji dziwne latynoskie czy jazzujące bicia, śmieszne podziały i
smaczki artykulacyjne). A co najważniejsze grając próby we dwóch bawimy
się niesamowicie nawet męcząc kilka godzin jeden motyw, który jest tak
poplątany, że po wymyśleniu nie potrafimy go zagrać 😉 Gramy mieszankę
naszych inspiracji- z mojej strony King Crimson, Yes, Rush, Pink Floyd i reszta
spółki z lat 70, wspólnie lubimy rzeczy typu Tool, Meshuggah, Mastodon, z
jego strony dziwne wymysły typu Wojwod czy Gożira. Mieliśmy gitarzystę,
który nie potrafił wyrazić własnego zdania czy napisać swojej partii
która nie byłaby móją partią zagraną oktawę wyżej. Mieliśmy innego- jak
wyżej plus to, że potrafił przez cały numer grać solówkę. Pierwszego
mieliśmy spławić ale odpadł drogą naturalną (urodziło mu się dziecko),
drugi przeprowadził się gdzieś daleko w momencie gdy chcieliśmy go
wywalić… Mamy gitarzystę, który również nie potrafi ułożyć własnej
partii. Mało tego, jak wymyślaliśmy motywy do grania na próbach w domu to
marudził, że powinniśmy jammować i w ten sposób klecić kawałki. Ja
jestem fanem wspólnych jammów więc podszedłem entuzjastycznie. Na próbie
perkusista rzuca jakiś dziwny beat, po dwóch obrotach udało mi się do niego
dograć jakiś śmieszny trochę funkujący motyw a na pytanie „czemu nic nie
grasz” gitarzysta odparł „nie wymyślę przecież nic teraz, przyniosę coś
na następną próbę”. Nooo to pojammowane… Na dzień dzisiejszy nie
przyniósł nic, czekamy na następną próbę i zobaczymy jak będzie. Myślę
jednak, że za przeproszeniem d*pa będzie. Perkusista już nawet nie uznaje za
żarty moich tekstów typu „olejmy gitarzystów, znajdźmy saksofon, skrzypce
czy choćby jakiegoś klawisza”…
Skład mój był trochę jak skład papymisia, gitarzysta co prawda młodszy,
ale też nie zabardzo spełniony + 100 gatunków, brzmień i pomysłow na
sekundę.
Tylko nam (a raczej drugiemu gitarzyście) to brzmienie ustawiał. 😛 i sam ten
drugi gitarzysta nic nie pisał, był raczej mało płodny (i zawsze
zmęczony:D).
Zaś perkusista genialny. Trochę trawy za dużo przez co ma delay z
ogarnianiem, ale gra fajnie, nie zamyka się w jednym gatunku/stylu i raczej
zawsze jak myśle o jakimś jammie z perkusistą to mam nadzieję, że będzie
tak jak z nim, ale niestety tak nie jest – brakuje tego dogrania i swoistej
więzi w sekcji jaka się wytworzyła.
Zaś co do archeologii: Pierwszy skład, wszyscy mieliśmy instrumenty od paru
dni. Perkusista – wielki fan jabol panka i polskiej muzyki więc bicik bumbum
werbel bumbum werbel. Gitarzysta po miesiącach chyba pięciu czy sześciu
nadal grał tylko blitzkrieg bop i nie miał raczej drygu do gitary.
Drugi skład całkiem pozytywnie – naprawdę solidny gitarzysta i perkusista z
krótkim stażem, ale za to pasją i celem… Był i minus. Gitarzysta
rytmiczny który każdy motyw ubarwiał swoim przesterem über metal by Line6 z
odkręconym na maksa basem i treblami. Skład trzeci opisany pod kłoutem papy
misia.
Ej ej ej, wyciągajcie takie brudy, mi ulżyło 😀
mi nie, bo się na kolejny zespół nie zanosi a perkusista 150 kilosów ode
mnie. ale napisałeś więcej, więc ulżyło. smutno się człekowi robi gdy
ma takiego gitarzystę.
U mnie też dzieją się dziwne rzeczy. Mam na myśli 3-osobowe trio
punk-rockowe od którego zaczynałem i nadal pogrywamy.
Perkusista samouk, poczucie rytmu ma niezłe, szybko złapał podstawy i… na
tym się skończyło. Za gary siada tylko na próbach, nie potrafi wymienić
żadnego znanego pałkera… ogólnie mówiąc to gra bo gra.
Gitarzysto-wokalista wiecznie zapomina teksty, zmienia playliste podczas
koncertu i lubi wypic przed. Kursów gitarowych boi się jak ognia.
Skutkiem tego jest fakt, że jak na 4 lata wspolnej gry to niewiele potrafimy.
Kiedy chcę coś pchnąć do przodu to słyszę, że „nam nie dane dobrze
grać”
Ale cóz, kumple i zaraz jedyny pewny skład, wszystkie inne projekty jakoś
się nie utrzymały (najbardziej żal mi blues-rockowego). W miescie gdzie
studiuję też szukam kapeli, ale trafiam tylko na metalowych małolatów…
Mam przyjemność grać w swoim pierwszym zespole w ogóle. Pierwszy pomysł
grania był już w liceum, prawie 5 lat temu, całe szczescie nie wypalił i
nie gramy punka – pierwszy sukces 😀
Za to gramy metal i to już od roku, wiec jest całkiem dobrze.
W składzie mam gitarzystę (samouk), który uważa się za drugą najlepiej
grającą osobę na ziemi – zaraz po Gus G z Firewind. Mam problemy z
dogadaniem się z nim, ale za to jest najlepszy technicznie w zespole.
Oczywiście wszystko wie lepiej, a ty głuchy basisto stój z tyłu i pozwól
panu grać tak żeby każdy widział.
…i dużoo więcej.
Drugi gitarzysta/klawiszowiec (zrezygnował na 4 roku 2 stopnia) jest
człowiekiem, który uważa, że bez ćwiczeń, a w skupieniu jest w stanie
wejść nawet do studia i nagrać swoją partie (chodzi oczywiście o gitarę, na
klawiszach imo daje sobie rade całkiem nieźle). Przecież jak będę chciał
to zagram dokładnie i równo.
Ciekawa rzecz jeśli o niego chodzi to fakt, że jeśli mu coś nie pasuje (np,
gra jakąś melodię w tercji z drugim gitarzystą, który się nie nauczył i
robi błąd w połowie) to chłop patrzy się na mnie, mówi co jest źle do
mnie i czeka na móją odpowiedź. Na początku mam ochotę się z tego śmiać,
ale jak prawie zaczyna się ze mną o to kłócić to zalewa mnie krew.
Wychodzi na to, że jeden gitarzysta jest niedokładnie sprawę ujmując
przemądrzały, a drugi boi/wstydzi się mu o tym powiedzieć.
…i dużoo więcej.
Perkusista tak samo jak wokalistka to swoje chłopy, także nie narzekam.
Ach jo… można powiedzieć, że mam też akustyka. Który jest jakby nie
patrzeć doświadczonym człowiekiem, ale stwierdzenie, że struny w moim basie
tak bardzo klekoczą, że nie wpuściliby mnie do studia wydaje się być
śmieszne 😀
Ciekawe co oni powiedzieliby o mnie.
a ja nie narzekam na gitaruli, chociaż szlag mnie trafia jak czasem latają za
babami i są niedostępni 😛 za to drummer się op*****a. strasznie mnie wkurza
jego niepamiętanie tempa utworów na koncercie i różne takie kfiadki 😛 ale
przynajmniej technicznie daje rade. za to wokalistów mieliśmy mocarnych.
pierwszy miał niezły głos, ale był święcie przekonany o swojej boskości
w ogóle nie ćwiczył 😛 podziękowaliśmy po 3 koncertach (z początku
liczyliśmy na poprawę). drugi dawał radę, ale jest niespełnionym
gitarzystą i chciał założyć własny zespół. dał więc nam warunek że
zostanie jeśli będziemy grać tylko JEGO kawałki (klimat Children Of Bodom,
Wintersun itp). zapytaliśmy więc jaką miesięczną stawkę oferuje 😛 teraz
znaleźliśmy nowego, gościu dość charyzmatyczny, ma niezłe umiejętności
i jest równie posrany jak my. może tym razem się uda 😉
Grałem z jednym gitarzystą w sumie w trzech składach, notorycznie
spóźniał się na próby. Nie było to 20-30 min. tylko to na godziny szło,
klasyczny przykład muzyka-lekkoducha, ale swój chłop, bardzo pozytywny
gość. Po wygarnięciu mu spóźnialstwa chwile było ok a później od nowa
to samo. 🙂
Ostatnio na chałtury chcę się zaczepić i zadzwonił do mnie zespół z
okolic. Chłopaki po 16-17 lat, także trochę sceptycznie podszedłem do
tematu, okazało się że prezentują bardzo przyzwoity poziom, a wódke to
mogę na weselach z gośćmi pić 🙂 Było tak, że grał chłopak na klawiszach
i basy robił i jeden nie grał na niczym, tylko śpiewał. Chcieli tak zrobć,
że wywalić klawiszowca i ten koleś co śpiewał, miał grać na klawiszach
(od czterech lat do szkoły muzycznej chodzi). No to po dwóch próbach
spodobało im się z „żywym” basem i zgadaliśmy się na granie, z tym że
miałem mieć operacje i półtora miesiąca grać nie mogłem, ale po tym
okresie miałem z nimi współpracować. Dzwonię ostatnio do nich, żeby się
jeszcze na jakąś próbę ugadać a chłopaki mówią mi że gościowi nie
idzie za bardzo jednoczesne granie i śpiewanie, także zostają w starym
składzie. Szkoda, bo jak w tym wieku prezentują niezły poziom to w
przyszłości prawdopodobnie będą nieźle wymiatać i zauważyłem, że już
potrafią zaimprowizować coś, a to się już ceni. Trzeba szukać dalej, bo
parę stówek za nocke piechotą nie chodzi. 🙂
Bleku: Oj tak, ciężko znaleźc kogoś, kto nie uważa że chałtury to jest
sprzedanie się :/ A taki dochód ratuje mnie życie w tym momencie 🙂 Z tym
że ty nie pisałes akurat o problematycznych współpracownikach ;]
Jak dla mnie dotychczas najbardziej problematyczny był pewien gitarzysta…
Który twierdził , że jest Zakiem Wyldem, a bardziej przypominał Zaka Efrona
😛
Przychodzę na próbę i widzę kolesia z prawie że emo grzywką i pozłacanym
Gibsonem, na którego główce było namalowane imię właściciela… Ale se
myślę, nie będę oceniał po pozerach. Pardon, pozorach.
Czas jakiś było fajnie, nieskomplikowany hardrok, którego łapałem w mig.
Współpraca szła gładko, tym bardziej że na próbę Gitarzysta przynosił
gotowe kawałki i było zawsze wiadomo co robic, a nie że przychodzimy i
zastanawiamy się jak by tu zacząc. Podobało mi się bo postępy były, jeno
wokalista trochę nie nadanżał z pisaniem tekstów.
Ale po jakimś czasie nastąpiła koniecznośc zmiany salki. Gitarzysta
skombinował coś w porcie. Całkiem fajnie, miałem blisko, a przy sprzątaniu
znalazłem wyrąbisty mechaniczny metronom 😀 Niestety zaczęły się schody.
Napomknę że salkę dzieliliśmy z innym zespołem, którym to notabene
Gitarzysta zrobił wielką łaskę że ich zaprosił, mimo że oni zrobili
całe wygłuszenie.
Po jakimś czasie, ze znajomym prawie-że-akustycznym składem chcieliśmy
poczwiczyc trochę kawałków na chałtury. Piszę do Gitarzysty, że
chciałbym pograc z innym zespołem na salce. Mówię mu od razu, że perkusji
nie będziemy używac, bo nasz gra na cajonie i temu podobnych. A ten się
zaczął wściekac, że nie, nie, nie i koniec. Ja się pytam czemu, a jego
cała argumentacja to nie i ch*j. W końcu powiedział że nie ma miejsca na
salce i że będą trudności z ustaleniem grafiku. Ja mówię, że sprzętu
nie będziemy nic wstawiac i że próby będziem robic w czwartki o 14, kiedy
inni sa w szkołach czy pracy. A ten dalej nie i koniec, nie bo on tak mówi.
Jak zaczął mi grozic że mam oddac klucze, że mnie w*ierdoli, to dałem se
spokój. Ale czas jakiś potem pomyślałem że nic się nie stanie, jak se raz
pogramy. Tutaj błąd, choc niewielki, był taki, że podłączyłem naszego
gitranika do pieca gitarzysty z drugiego zespołu. Ten się potem skumał i
powiadomił Gitarzystę, a ten znowu mnie zaczął straszyc że mnie wywali i
tego typu rzeczy. Potem na naszej próbie zaczął się czepiac o jakieś
pierdoły, że burdel jest, że cośtam, że my mu na złośc robimy, że ja
jakoś źle na niego patrzę (!!!). Postanowiłem że chrzanię, nie robię i
se poszedłem od nich. Potem słyszę od wokalisty ze jemu w sumie też się
nie chciało z Gitarzystą męczyc.
Się rozpisałem, ale to był jedyny przypadek na przestrzeni paru lat,
człowieka który mnie naprawdę w*urwił i miałem aż ochotę mu przyłożyc.
Moje pierwsze wrażenie okazało się prawdziwe, Gitarzysta okazał się bufonem
który próbuje grac twardziela, ale tak naprawdę to po prostu nie idzie z nim
się dogadac. Trudno, jego strata, on nigdy nie dojdzie z nikim do etapu
koncertów, skoro dla niego pójście na ustępstwa to słabośc. Kiepsko.
Czarek wulgaryzmy ku*wa bo cie z salki wypi****le
temat się przyjął, good 😀
To teraz moja seria wynurzeń.
Za czasów elektryka poznałem w dosyć śmiesznych okolicznościach
gitarzystę, który grał z początkującym perkusistą. Poziom totalne dno,
więc pasowałem idealnie. Pierwszym punktem planu podboju świata było
znalezienie basisty. Zgłosiło się dwóch: jeden wydawał się
cfaniaczkowaty, z dobrym sprzętem nauczycielem, drugi wydawał się spoko
gość. Wzięliśmy drugiego, nie wiedząc, że bas ma od tygodnia 😀 (ten
pierwszy gra teraz na pięknej Jabbie customowej, naprawdę zamiata i w ogóle
spoko gość)
Graliśmy z tym gostkiem może 4 miesiące, nie trafiał w prymę całą nutą,
i co parę prób powtarzał „chciałbym się nauczyć grać klangiem”
dociskając niezdarnie kciuk do 19 progu na E… Po tym jak mu
podziękowaliśmy za współpracę wyjechał, że go ograniczaliśmy 😀
Śmiechowe czasy.
Później sam przeszedłem na bas i szukaliśmy we trójkę wokalu, z różnymi
zmianami nasza współpraca ciągnęła się dobre 3 lata.
Gitarzysta był świetny do dogadania się, miał naprawdę mocne pomysły na
kawałki, można było z nim pogadać. Mało ćwiczył, ale nie zaniżał
poziomu całości. Wpieniający był za to ze swoimi fochami. Przez 3 lata nie
dograł się porządnie do żadnego cudzego kawałka, kiedy on nie mógł grać
próby (powody typu imprezka u kumpla) to nas kulturalnie z wyprzedzeniem
informował, jednak jeśli np ja nie dałem rady grać to robił dymy przez dwa
tygodnie…
Perkusista na początku nabrał niesamowitego rozpędu jeśli chodzi o naukę
gry na instrumencie, a później nie tyle ustał, co zamknął się na 2-3
schematy beatu i taktowanie 4/4. Zapewniam, że słuchając samych partii
perkusji do naszych kawałków pomyślelibyście że to kilka wariantów do 2-3
piosenek…
Potem przez kapelę przewinęło się z 8 gitarzystów/wokalistów, o których
nie warto wspominać, może z wyjątkiem pociesznego gitarzysty, gimazjalisty,
fana tanich win, wisły kraków i ska 😀
Znalezienie wokalu na stałe zajęło nam rok, z powodu zastoju w międzyczasie
zorganizowałem drugą kapelkę, ale o niej później. Tak czy siak,
znaleźliśmy wreszcie wokalo-gitarzyste, fana grungeu.
Niestety teraz z perspektywy czasu mam wrażenie, że gościu był idiotą na
siłę. Wszelkie, liczne braki w technice gry na gitarze nadrabiał chaosem.
Teksty nie do końca spełniały wymagania poprawnej polszczyzny i śpiewał
tak niewyraźnie i nie czysto, że z koncertu na koncert coraz bardziej było
mi za niego wstyd. Ostatecznie kapela rozpadła się za to, że przespał się
ze swoją byłą, a obecną perkusisty…
Drugi skład, stworzony właśnie w okresie nudy w Skrzydłach, wywiązał się
z powodu poznania pewnego gitarula. Usłyszałem parę jego nagrań na myspace
i nie wierzyłem, że można grać tak perfekcyjnie technicznie. Miał „na
stanie” znajomego gitarzyste potrzebowaliśmy perkusistę – wzięliśmy naszego
obecnego. Do tego po paru miesiącach doszedł wokal.
O nich w skrócie – o perkusisćie już padło.
Gitarzysta lider, gość koło 30, o ile gra znakomicie to z charakteru jest
niesamowitym palantem, przekonanym o swojej nieomylności, zawsze stawiającym
się ponad innymi. Był połową argumentów z których opuściłem ten skład
po pół roku
Drugi gitarzysta nie wiem dlaczego grał, bo nie umiał, jego partie brzmiały
jak z wesela o godzinie 4 rano, na jedynym demie które z nimi nagrałem się
nie pojawia, bo zbyt nie trafiał w dźwięki.
Wokalista z charakteru akurat był spoko, ale śpiewał jakby chciał ale nie
umiał. Zresztą, jakiś czas temu padał temat ich obecnego basisty, o Tricku
mowa.
Po odpuszczeniu sobie obu składów poszukiwałem kogoś w krk. LUDZIE JAKA TU
JEST POTRZEBA BASOWANIA! Dostałem 25 odpowiedzi w miesiąc. Zainteresowały
mnie dwie, pierwsza – dwóch kolesi grających coś w stylu lżejszego toola
podszytego elektroniką. Pogadałem z nimi dwie godzinki twarzą w twarz,
powiedzieli, że próba w piątek. W piątek zero odpowiedzi, wieczorem raczyli
odpisać, że próba odwołana, następna za tydzień. Po tygodniu ta sama
sytuacja, dalej już się nie pytałem.
Wybierając obecny skład brałem pod uwagę więc głównie charakter ludzi.
No i mam:
– wokalistka – głos ma tak melodyczny, że miło się słucha nawet jak mówi,
do tego przemiła dziewucha z charakteru.
– jeden gitarzysta – lider, miewa gorsze dni i ma chyba jakieś kompleksy na
temat swojej osoby, ale jak ma humor to konie z nim można kraść
– drugi gitarzysta – spoko, luz, dopasuje się, dogra, umie, trochę cichy ale
wporządku.
– perkusista – cholera dla tego gościa mógłbym bank obrobić, ma za sobą z
7-8 lat za bębnami, w tym w kapeli metalowej. Gra równo jak maszyna,
kombinuje, zawsze się dopasuje i dogra.
Ciekawe jak ten skład ocenię po latach, ale na razie jest całkiem
pozytywnie, tylko jakoś energii Skrzydeł mi brakuje 😉
Pierwsze co mi się kojarzy to szkolne granie po akademiach itp. Sześć
utworów, do każdego inny wokalista i zawsze ten sam problem: to nie moja
tonacja 😀
kawałek leci w Ddur- za wysoko dla mnie. Ok, dla nas nołproblem, zagramy ci w
Cdurze. Jednak nadal za wysoko, więc zmieniamy tonacje. I tak kilka razy,
wyżej, niżej, za wolno, za szybko. Ale i tak najczęściej kończy się to
tym, że gramy w oryginalnej tonacji, nie mówiąc o tym śpiewającym, którzy
wreszcie „trafili w tonacje” 😀 siła sugestii?
Ja tam mam świetnego gitarzystę i perkusistę 😉 Może nie technicznie, gdyż
perkusista gra jakieś 4 miesiące(głównie gra na basie) ale zawzięty jest i
imo jest całkiem dobry, ale jako ziomki to bardzo równe kolesie 😛 Wokalu na
razie szukamy gdyż kobita nam odeszła. O dziwo też była w porządku. Co
ciekawe, gramy już razem prawie rok i nie mieliśmy nawet jednego, małego
spięcia w składzie a większość kapel z mojej okolicy rozpada się po
maksymalnie dwóch miesiącach 😉