Mam dość nietypowy problem.
Może się to Wam wydać dziwne i możecie mnie wyśmiać ale trudno :P. Otóż
sprawa wygląda tak, że ćwicząc grę na basie zawsze improwizuję, ćwiczę
skale, techniki itd. Nie gram natomiast wyuczonych na pamięć podkładów pod
piosenki. I tu się pojawia mój problem : słyszałem wielokrotnie, że dobry
muzyk/instrumentalista powinien mieć bogaty zasób znanych na pamięć
utworów. Grając podkład pod piosenki uczymy się także, chcąc czy nie,
rytmiki ponieważ gramy sekcje rytmiczną z perkusją.
Potrafię ćwiczyć dosyć wytrwale i długo, czasami nawet po 4 h dziennie.
Ale TYLKO wtedy kiedy ćwiczę improwizację, skale i techniki. Po prostu nie
mogę siąść i ogarniać całych progresji utworów, tracę wtedy cały
zapał. I tu moje pytanie: Czy nie ćwicząc poprzez granie podkładów
gdziekolwiek mnie moja nauka doprowadzi? Czy granie to co przyjdzie na myśl i
improwizacja może wystarczyć jako trening? Całych utworów uczę się tylko
na próby z kapelą. No i podkład sam sobie układam…
Czy można być dobrym instrumentalistą, jeśli nie gram się podkładów pod piosenki?
Czy muszę grać całe progresje utworów, aby się nauczyć rytmiki, czy wystarczy improwizacja?
Czy improwizacja może być wystarczająca dla mojego treningu gry na basie?
Czy grając tylko sekcje rytmiczne z perkusją, mogę się nauczyć wystarczającej ilości utworów?
Czy granie utworów na próbach z zespołem jest wystarczające do nauki gry?
Czy układanie podkładów samemu jest dobrą metodą nauki gry na basie?
Czy to, czego się nauczysz poprzez improwizację, wystarczy do zostania dobrym muzykiem?
Czy wolno poczuć się niechętnie do grania utworów na pamięć, czy to negatywnie wpłynie na moją grę na basie?
Czy zbytnie skupienie się na improwizacji może sprawić, że nie nauczę się grać różnorodnych utworów na pamięć?
hmm, dobrym muzykiem to ja nie jestem. Ale warto pograć coś co ktoś inny
wymyślił bo dzięki temu załapiesz parę patentów na które sam byś
możliwe,że nie wpadł 🙂
edit: fakt ,ale żeby opracować swój styl warto poznać styl innych 🙂
edit2: nie twierdzę,że samo naśladownictwo wystarczy 🙂 ale sama
improwizacja też nie 🙂 według mnie warto pograć czasami coś co ktoś
wymyślił bo pomoże nam to rozwinąć nasz wachlarz możliwości. Jeżeli
zamkniemy się na samą improwizację może dojść do tego ,ze wszystkie nasze
partie będą brzmieć tak samo .
edit3: wiadomo gra z tabulatury nie jest dobra ,wiadomo na początek się
przydaje ale już lepiej nut grać 🙂 albo ze słuchu 🙂
ps. przynajmniej nikt nam nie napisze ,ze nie używamy opcji „edytuj”w tym
wątku 😛
mam podobne podejście do grania, najwięcej chęci i zapału do ćwiczeń mam
kiedy po prostu sobie kombinuję z basem, układam nowe rzeczy ogrywam je po
tysiąc razy, wymyślam kombinacje, nudzi mnie granie tego co zostało już
ustalone, jednocześnie czuję, że w ten sposób najbardziej się rozwijam,
nie wiem czy to dobrze, ale myślę, że w ten sposób można wypracować sobie
swój indywidualny styl
edit: prawda, tylko w pewnym momencie samo naśladownictwo nie wystarczy moim
zdaniem, kwestia jest taka, czy chcemy grać jak ktoś inny, czy też rozwijać
się indywidualnie, parę rzeczy się podpatruje, podsłyszy i próbuje
później zastosować, myślę, że to normalne 🙂 z resztą jak oglądałem
wszelkie wywiady z dobrymi basistami, to oni tak właśnie robili, siedzieli po
prostu godzinami z instrumentem, no i grali też do muzyki z radia
edit2: dlaczego tak samo? kwestia wyobraźni i wymyślania nowych patentów,
nie twierdzę, że tak można w nieskończoność, zawsze przydaje się jakaś
inspiracja, wtedy słucham czegoś co mi się podoba i staram się grać
podobnie, moim zdaniem poprzez kombinacje można zajść dalej jako samodzielny
muzyk, bardziej się można rozwinąć niż poprzez granie z tabów, chociaż
ten etap też jest potrzebny
edit3: haha, prawda 🙂 w każdym razie swoje zdanie wyraziłem, chętnie
zobaczę co napiszą inni 🙂
tak, założysz zespól i za każdym razem będziesz grał inaczej to Cię
wyrzucą z każdego składu. POKORA jest najważniejszą cechą basisty.
Odsyłam do bloga tubasa:) dziękuję
nie chodzi o to, żeby zawsze grać inaczej, chodzi o sposób w jaki się do
tego dochodzi, o pobudzenie kreatywności
i nie zasłaniaj się Tubasem, tylko wyraź swoje zdanie jeśli je masz
W życiu nie zagrałem numeru dwa razy tak samo, charakter owszem zostaje
podobny, ale zawsze jest jakiś element improwizacji. Jeżeli mamy cisnąć
dokładnie to samo co na płycie (nagraniu) lepiej łomotać z playbacku lub
półplaybacku.
Co innego jak gra się ścisły aranż z jakąś orkiestrą i trzeba odegrać
nuta w nutę.
Jak najbardziej się z tym zgadzam, że cechą dobrego basisty jest pokora. Nie
chodziło mi o granie tego samego numeru za każdym razem inaczej, bo tak jak
napisałem, grając z zespołem układam ścieżki pod utwór a nie
improwizuję za każdym razem :P. Chodziło mi o sam trening i o granie pod
utwory innych.
ok. Jak jesteś młody, gniewny albo fajny i alternatywny to możesz grać
każdy numer inaczej jasne. Ale weźmy pod uwagę dwie opcje- ułożyłeś mega
hit i ludzie płacą wielkie pieniądze żeby ten numer posłuchać a Ty sobie
zmieniasz główny riff bo Cię nudzi granie go tak samo:)
Albo grając w szkole muzycznej, Akademii, albo jak jesteś zaproszony do
występu z bigbandem gdzie masz napisane nuty to będziesz improwizować?
Kreatywność to pojęcie względne, jak już ułożysz coś fajnego to dobrze
by było żeby to grało się tak samo. Inna rzecz jest w odniesieniu do
solówek czyli improwizacji:) bez pyskówek proszę kolego Witt
No ja mam niestety tak, ze jak idę na koncert i słyszę toczka w toczkę to
co na płycie czuje się oszukany, bo nie o to chodzi, żeby rozwalać cały
numer, zmieniać główny riff, tylko dołożyć tzwe smaczki które wynikają
ze zgrania kapeli, pomysłu a także kreatywności.
Wiadomo, ze inne granie jest w orkiestrze, big bandzie, i chałturze typu Opole
and Otriestra Zenona Pipścinskiego, szeroko pojęta „estrada” ma swoje prawa.
jakich pyskówek? chyba coś Ci się pomyliło, uważasz się za lepszego?
Panowie.
Przywołuję Was do porządku.
w żadnym wypadku nie uwazam się za lepszego. Słowem „jeżeli” podważyłeś
moje posiadanie własnego zdania:) szanujmy się przyjacielu
a smaczki są smaczkami;) sam się jaram tym jak grają wszyscy wielcy,
chociażby TOTO:) no ale głównych riffów nie zmieniają, chyba że tego
wymaga aranż:)
moje zdanie przedstawiłem, zapraszam do dalszej dyskusji
ano podważyłem, bo skąd mogę wiedzieć czy je masz? 🙂
wracając do tematu, myślę że Muzz dobrze sprawę nakreślił, zmienianie
głównego riffu nie wchodzi w grę, ale smaczki jak najbardziej, ćwiczenie
słuchu poprzez improwizację do granej muzyki wydaje mi się dobrym
sposobem
p.s. bywam szorstki, ale nie miałem złych intencji, szacunek
Improwizując swoje rzeczy trzeba być świadomym czy robi się to dobrze. Tzn
– poimprowizować, świetna sprawa, ale jak się człowiek w tym zagapi, może
dojść do momentu w którym gra kilka patentów w kilku tonacjach, bo „nigdy
nie wpadł żeby zrobić to tak jak na tym nagraniu, a jest to nawet lepsze”.
Improwizuj, wyciska to masę z feelingu i rozwija pomysły i znajomość
instrumentu. Ale czerp inspiracje z rzeczy, które już powstały, żebyś się
nie obudził za rok odkrywając coś co istnieje od 40 lat 😉
to samo powiedziałem:) myślałem, że śledzisz uważnie forum i nasze
wspólne poczynania:P chwilę już tu siedzę.
Improwizacja jest super, sam wsiąkam teraz w jazz i skale modalne i
alterowane. Btw skala alterowana to największa zagadka wszechświata dla mnie,
to ona sprawia że jazzowe solo brzmi jak jazzowe solo
A może można wszystko?
Np. „When the Levee Breaks”
Numer zrobił niejaki Kansas Joe, potem zagrali Led Zeppelin a potem Page and
Plant.
Niby ten sam numer a za każdym razem inaczej zrobiony. Nawet ilość tekstu
nie jest taka sama.
Kupuje koncertowe płyty SBB dlatego, że na nich te same numery nie są tak
samo zagrane. Np. Figo Fago mam …. (sam nie wiem ile) wersji. I każda jest
zajebiaszcza i „tylko” podobna do innych.
Taki chyba powinien być rock, no nie?
[quote=Perłowy Dżem]Mam dość nietypowy problem.
Może się to Wam wydać dziwne i możecie mnie wyśmiać ale trudno :P. Otóż
sprawa wygląda tak, że ćwicząc grę na basie zawsze improwizuję, ćwiczę
skale, techniki itd. Nie gram natomiast wyuczonych na pamięć podkładów pod
piosenki.
Jest to całkiem sensowny pomysł na rozwój, o ile improwizując wiesz co
grasz, a nie trzaskasz po prostu po przypadkowych dźwiękach na gryfie 😉
[quote=Perłowy Dżem]
Czy nie ćwicząc poprzez granie podkładów gdziekolwiek mnie moja nauka
doprowadzi?
A jesteś w stanie zagrać jakiś numer improwizując? Wiesz, możliwości
zagrania czegoś jest wiele, ale zazwyczaj słuchając jakiegoś kawałka
„właściwa” linia sama z siebie się nasuwa i bardzo często nie trzeba znać
utworu żeby do niego zagrać fajny, pasujący bas. I TO jest improwizacja
[quote=Perłowy Dżem]
Czy granie to co przyjdzie na myśl i improwizacja może wystarczyć jako
trening?
Tylko jeśli przynosi to efekty w zespole.
Jesteś w stanie odpalić radio i zaimprowizować sensowny bass do jakiegoś
lecącego właśnie kawałka?
Jesteś w stanie zagrać utwór swojego zespołu bez układania sobie
wcześniej linii?
Jeśli nie, to znaczy że NIE improwizujesz.
[quote=Perłowy Dżem]
Całych utworów uczę się tylko na próby z kapelą. No i podkład sam sobie
układam…
Na tym polega improwizacja, żeby sobie nie układać. Tylko dostosowywać się
do tego co grają inni. Słuchasz bębnów, słuchasz gitar i starasz się je
„połączyć” sklejając utwór w całość. To jest moim zdaniem właśnie
rola basisty.
mazdah, jesteś w porządku
Trochę się z tym nie zgodzę. Jeżeli słuchałbyś gitary i perkusji, to
siłą rzeczy musiałbyś grać trochę „z tyłu”. Każdy utwór jest grany w
jakiejś tonacji, niejako „obowiązkiem” muzyka jest wewnątrz niej grać (no
chyba, że jest awangardzistą ;)), czy muzyka „żre”, zależy od tego, jak
potrafi „wyczuć nastrój” i zagrać w danym momencie odpowiedni dźwięk.
W tym momencie nieco odszedłem od kwestii tego co się gra, koncentrując się
na tym jak się gra.
Chodziło mi o trzymanie tajmu, dynamikę itp itd. a do tego trzeba słuchać
co się dookoła dzieje.
Basista (ale chyba i każdy muzyk) powinien uwolnić się od myślenia
kategoriami „jak ja brzmię” i zacząć myśleć „jak brzmi zespół” –
słuchać nie tylko siebie, ale przede wszystkim całości.
otoz to!!!
myślę, ze jeśli nie będziesz sobie opracowywal kawalkow, to nauczysz się grac,
ale będziesz popadal w rutyne, uzywal w kolko tych samych zagrywek (a może
nawet pomyslisz, ze sam je wymysliles :D) i ogolnie będziesz raczej
ograniczony.
ta sama sytuacja co w przypadku ksiedza prawiacego o rodzinie.
Można zagrać numer zmieniając nawet główny Riff.
np: numer z tzw. głównym riffem
i dwa przyklady zmiany
https://www.youtube.com/watch?v=xUllKykXPV4
Numer cały czas ten sam!
Można wszystko!:)
Glatzman ale oni „umiom” 😉 Robią to z palcem w d… i grają jak chcą, nie
patrząc na to czy tak wolno, czy nie wolno i czy „szkoła” na to zezwala.
To ja będę robił tak samo.
Na ile oczywiście zdolnosci mojej grupy pozwolą.
Chłopcy ale to jest temat o NAUCE POPRZEZ IMPROWIZACJĘ. To tak jakby kolega
chciał od razu jeździć w rajdzie Paryż-Dakar. Bo Hołek potrafi i jeździ z
palcem w d*pie. Też zaczynał od malucha i zaczynał od sprzęgła gazu i
lewarka, a nie wsiadł do Pajero na pustyni. Rozumiecie co mam na
myśli?;>
To, że SĄ i zawsze BĘDĄ artyści odwracający od d*py strony, jak
chociażby genialny Ryszard Cheese to inna sprawa, kolega pytał o naukę:)
No to może niech się najpierw nauczy, że nie trzeba się wszystkiego uczyć
na pamięć?
Jak myślisz?
jasne, że nie trzeba, ale trzeba wedle PEWNYCH zasad się poruszać:) moim
zdaniem
skoro tak do tego podchodzisz to radzę Ci się nagrywać i słuchać potem jak
to brzmi. Nie wiem ile grasz, ale jak ja próbowałem na początku grania
ogarniać ze słuchu kawałki to waliłem takie kwiatki że do tej pory się z
tego śmieję jak słucham, a mi się wydawało że dobrze to brzmi :))
Zawsze mi się wydawało, że mógłby wygrać ten rajd, gdyby w końcu
położył dwie dłonie na kierownicy, zamiast się całą drogę zabawiać
anusem.
Proponuję mniej spinki po obydwu stronach. Improwizacja bardzo rozwija, nawet,
jeśli nie ma się podstaw teoretycznych. Nie należy jednak tylko na tym się
skupiać. Inne ćwiczenia, odgrywanie linii basowych mistrzów, solówek
saksofonowych itp są również potrzebne.
Jak napisał kolega z sąsiedniego forum: trzeba ćwiczyć metodą „na wiadro”.
Bierzesz wiadro wody, idziesz z nim za stodołę i ćwiczysz, aż woda
wyparuje.
Improwizacja,zwłaszcza na basie wymaga szczególnego zrozumienia rytmu i
harmonii,to sztuka którą zdobywa się latami.Nie chodzi o to,żeby grać
szybko,ale z głową,mając bardzo dobrą podbudowę
harmoniczno-rytmiczną.
No dokładnie, nie żaden pierdylion dźwięków. Coś typu – patrzcie, ale
jestem zajebisty, gram koślawe 128 połączone ze sobą na chybił trafił
Liczy się dobry groove. Przy improwizowaniu musimy czuć na co w danej chwili
możemy sobie pozwolić, jak najlepiej wpasować się w nastrój kawałka.
Trzeba pozostawić oddech, przestrzeń dźwiękom
Ucze się niomalze tylko przez improwizacje, poniewaz nie chce mi się sprawdzac
jak leca wszystkie utwory. nie rozkminie czegoś bardziej skomplikowanego na
sluch, a rzeczy proste mnie nudza bardziej.
Co do grania w zespole to kawalki zapamietuje na zasadzie prymek i na ich
podstawie dokladam reszte. potrafie zagrac każdy refren inaczej jak i gdy mi
się jeden sposob utrze w pamieci, dobrze brzmiacy to potrafie go powtorzyc i
najwyzej trochę dolozyc udziwnien i smaczkow.
Mozna uczyc się przez improwizacje, poznajac skale i ich polozenie na gryfie,
rytmike oraz techniki gry ale żeby zagrac jakieś ciekawsze partie, „riffy”
nalezy się mimo wszystko zapoznac z tym co tworzyli inni, jak to tworzyli i co
to w ogole jest.
dużo improwizuję, ale też staram się podpatrywać jak robią to inni, moim
zdaniem, tak powinno się do tego podchodzić, żeby nie stanąć w martwym
punkcie, dużo można odkryć samemu, ale czasem bez inspiracji się nie
obędzie
Cóż, prawda leży gdzieś po środku. Wszystko, jeśli się odpowiednio
wyważy, będzie smakowało i Tobie i wszystkim wokół. To jak z przyprawami.
Jak dasz za mało, to jeszcze idzie doprawić, zaś jak przesadzisz, to tekst
„bo zupka była za słona” będzie dosyć częstą pretensją. Oczywiście jest
to moje, skromne, zdanie.
Chodzę do szkoły muzycznej 8 rok, a na basie dopiero pierwszy i nie umiem improwizować. Uważam, że ta umiejętność jest bardzo potrzebna. To czy warto umieć wiele podkładów zależy tylko od ciebie. Mój kolega gra na gitarze elektrycznej i ma swój zespół. Grają głównie Rock i metal. On nie gra nic „z nut”. Na próbach ciągle improwizują. Ich basista też nie gra określonej melodii. Ktoś na początku zapodaje temat, a całe następne 1,5 godziny bawią się tym kawałkiem.
Podsumowując, tak na prawdę gra na pamięć nie jest niezbędna, aczkolwiek czasem przydatna, ale tak na prawdę wszystko zależy od twojego zespołu.
„Ktoś na początku zapodaje temat, a całe następne 1,5 godziny bawią się tym kawałkiem.”
Świetnie, ale tak raczej nie wyjdą nigdy z garażu.
em. xDDD
No tak takie zespoły jak Doors, King Crimson, Hawkind czy Hendrix nigdy nie wyszły.
Takie zespoły jak The Doors, King Crimson czy Hendrix (zespół?) miały świetnie zaranżowane kompozycje (BA! Doorsi to nawet całe koncerty, łącznie ze scenkami typu strzelanie z gitary do Morrisona itd.)
Jak już się pojamuje i wyjdzie coś fajnego to trzeba to później opracować (tak jak często robili to wymienieni przez Ciebie artyści), a raczej tak to nie brzmiało:
„Na próbach ciągle improwizują. Ich basista też nie gra określonej melodii. Ktoś na początku zapodaje temat, a całe następne 1,5 godziny bawią się tym kawałkiem.”
Często młode zespoły nie wyciągają wniosków ze swoich jamów.
Może tutaj jest inaczej (ale tak to jak dla mnie brzmiało)
Jest mnóstwo kapel, które sobie dżemują i z tego im kawałki wychodzą, naprawdę. Szczególnie ze środowiska stoner / sludge / psychedelic.
„Robienie” kawałków poprzez dżemowanie jest dla mnie istotą radosnego uprawiania muzyki. Na każdym poziomie —
garażu Edka czy profesjonalnego studia. Warto sobie poczytać biografie/wspomnienia dobrych zespołów, rola improwizacji jest znacząca.
Z punktu widzenia samej nauki…
Improwizując wykorzystujesz i utrwalasz sobie rzeczy, które już umiesz. To jest przyjemne i można robić to godzinami bo siedzisz w swojej strefie komfortu. Niestety jeśli robisz to sam, bez towarzystwa lepszych od siebie muzyków, których możesz słuchać i podpatrywać im patenty, to kręcisz się w kółko. Sam od siebie niczego nowego się nie nauczysz, co najwyżej podciągniesz sobie trochę sprawność manualną.
Najszybszym sposobem na rozwój jest nauka nowych rzeczy a na to najprostszym sposobem jest kopiowanie innych. Bez wychodzenia poza strefę komfortu nie ma rozwoju.
No i znając dużo cudzych numerów zostajesz królem życia. Na Woodstocku za granie improwizowanych melodyjek raczej żadna panna cię do obozu nie zaprosi 😛
Kapral, Romex -> zgadzam się w pełni, chodzi tylko o to, że nie można każdej próby poświęcać na jamowanie w bo w ten sposób nie stworzymy materiału z którym będziemy mogli wyjść do ludzi. Powstanie milion niewykorzystanych (a szkoda) pomysłów. Dla tego warto jamować, a później się temu przyjrzeć z bliska i wyciągnąć wnioski.
Jamowanie dla samego jamowania nie zrobi nam materiału i piszę to jako osoba, która bardzo dużo czasu spędza na improwizowaniu z innymi muzykami.
Jeżeli chodzi o proces nauki to tapchan pięknie to ujął w słowa.
Na pewnym etapie łatwo wpaść w pułapkę „gram to co potrafię”.
Podczas jamowania można przypadkowo wpaść na jakieś fajne melodyjki, które „na papierze” nie byłyby takie fajne.
Ale jako jamowacz-aż-do-przesady przyznaję, że warto od czasu do czasu nauczyć się czegoś wartościowego. Moje aktualne wyzwanie – 2112 w całości 🙂
[quote=J and D JD110]Podczas jamowania można przypadkowo wpaść na jakieś fajne melodyjki,[/quote]
Dokładnie tak, często wynikają z tego bardzo ciekawe zagrywki, riffy, patterny, które można następnie świadomie wykorzystać, podczas komponowania konkretnego utworu. Do tego dochodzi ćwiczenie „wyczucia” siebie nawzajem w zespole. Robienie kawałków podczas jammowania kojarzy mi się z mocno „zadymionymi” klimatami… Chyba wszyscy wiedzą, o co kaman 😉