Z tych mniejszych, niedrogich to bardzo fajnie mi się słucha na oryginalnych walkmanowych Sony.
A najlepiej sobie kupić duże słuchawki.
Mazdah, miałem dokładnie takich samych porad udzielić :-D. Nie spotkałem się jeszcze z naprawdę wygodnymi i naturalnie brzmiącymi dokanałówkami. A Sony, o których mówi Mazdah (przynajmniej model, który posiadam, niestety nie wiem, jak się zwie), brzmią bardzo fajnie ze względu na naprawdę dobrą słyszalność wszystkich instrumentów, w dodatku zaś są niezniszczalne. Mam je już prawie dwa lata, i jedyne co, to trzeba było wymienić końcówkę jacka. A nie dbam o nie wcale, więc ten kabelek powinien już ze 300 razy uleć przerwaniu.
Panowie może kolega jest masochistą i nie przeszkadzają mu ubytki słuchu?
Z małych miałem KOSS porta pro, teraz mam „trochę” większe AKG K44, wcześniej było świetnie, teraz jest wspaniale. Zima się zbliża nauszniki w modzie. No i nie ma się co wstydzić noszenia słuchawek, chcesz dobrze słyszeć i zachować słuch a przy tym nie denerwować otoczenia jazgotem którego słuchasz? Duże solidne zamknięte słuchawki.
Ale najlepiej będzie jak podejdziesz do muzyki poważnie i zaczniesz jej godnie słuchać. Bo w momencie gdy słuchawki muszą się przekrzykiwać z dźwiękami ulicy nie ma mowy o SŁUCHANIU muzyki. W domu na spokojnie a jak nie masz czasu to choćby w łóżku przed snem chociaż to pobudza mózg i później ciężko usnąć, przynajmniej w moim przypadku.
Z tym, że im większe słuchawki (większy głośnik), tym większy pobór prądu. Ale generalnie mam podobną opiniię, co Koledzy – słuchawek dousznych używam z konieczności (z mikrofonem – od telefonu) – w każdej innej sytuacji – nauszne.
Słuchawek nausznych używam głównie w domu i to do wzmacniacza, bo po podłączeniu do przenośnego odtwarzacza grają po prostu za cicho. Poza tym jest dla mnie wybitnie niewygodnie chodzić w dużymi słuchawkami, i dlatego zapytałem o małe, niekonieczne douszne 🙂 Takie jak zaproponował PapaBear mniej więcej
Dlaczego douszne słuchawki są szkodliwsze dla słuchu od, powiedzmy, słuchawek nausznych?
Bo często siedzą szczelnie w kanale, wytwarzając ciśnienie. Przy nausznych nie ma takiej szczelności.
Ale to nie wystarczy nie szaleć z głośnością, żeby zażegnać niebezpieczeństwo?
Nie znam się i piszę co mi się w y d a j e , ale na zdrowy rozsądek to chyba załatwia sprawę… Szczelnie siedząc w kanale izolują dźwięki z otoczenia, dzięki czemu nie potrzebują dużej głośności, żebyśmy słyszeli samą muzykę. A to, że ludzie bombardują się decybelami, to bardziej ich wina, a nie samych słuchawek.
Cnie?
No jednak trochę jest to wina słuchawek, bo przy tej samej głośności słuchawki nauszne będą mniej szkodliwe niż douszne. Inna sprawa, że jak ktoś jest głupi, no to jest głupi :D.
Ucho jest tak skonstruowane, żeby odbierać dźwięk hmm całą swoją „powierzchnią”.
Stąd właśnie wziął się kształt naszych uszu. Dokanałówki pomijają znaczną część konstrukcji mającą na celu odpowiednie wprowadzenie fali dźwiękowej „do środka”, bombardując tym samym bezpośrednio ucho wewnętrzne.
Słuchając muzyki nigdy nie izoluję się od otoczenia. Raz, że czuję się wtedy cholernie nieswojo, dwa że jest to cholernie niebezpieczne. Zalecam ustawianie głośności muzyki na takim poziomie, żebyśmy słyszeli wyraźnie wszystko co się dookoła dzieje – jak na filmach 😀 Świat nabiera całkowicie innych barw a nasze uszy nam dziękują.
@mazdah: dwa że jest to cholernie niebezpieczne.
I to jest coś, co również warto wziąć w konsyderację, NAPRAWDĘ.
Koleżanka mojego dobrego znajomego straciła życie, bo będąc dość dobrze odizolowana od dźwięków otoczenia, przechodząc przez ulicę, weszła pod koła jadącego samochodu.
A pewien brodaty dziad tak się zasłuchał, że wjechał na rowerze pod koła jadącego samochodu aż mu dziurę w głowie zrobiło:o
Stachu- zamknięte słuchawki też izolują. I fala nie uderza bezpośrednio w bębenki z bliskiej odległości.
+żeby muzykę odpowiednio odbierać musi być na odpowiednim poziomie żeby było słychać dynamikę nagrania itd.
+mały głośnik nie uzyska pasma i jakości większego. Pomyśl, jak trudno przez myśl basiście przechodzi kolumna z głośnikami mniejszymi niż 10 cali (u mnie ta skala zaczyna się od 12) a później chcesz odsłuchać to na głośniku wielkość łebka od szpilki?:)
Jak będziemy widelca używać niezgodnie z przeznaczeniem, to też będzie niebezpieczny.
Co do wchodzenia pod koła – to też już indywidualna sprawa „ogarniętości” i argument dla mnie żaden. Jak jade na przykład rowerem to w życiu żadnej muzyki na uszy nie włożę, bo bym się zwyczajnie bał pedałem przekręcić.
Osobiście z dokanałówek używam Creativea EP-630 – moja dziewczyna ma KOSSy Porta Pro (bo też ma fobię w kwestii wkładania czegokolwiek do ucha) i nikt mi nie powie, że KOSSy lepiej brzmią, bo porównanie mam. 😉
Jeżeli masz większą kasę niż te ~ 100zł to warto uderzyć w stronę Sennheiserów CX 300 czy wyższych, bo te Creativey mają trochę dużo dołu, ale w swojej klasie cenowej są i tak bardzo dobre. No i trzeba uważać na podróbki – taniej jak za 65- 70zł oryginałów raczej nie kupisz…
@MPB: A pewien brodaty dziad tak się zasłuchał, że wjechał na rowerze pod koła jadącego samochodu aż mu dziurę w głowie zrobiło:o
Akszuli, podobnie jak Zakwas, takoż muzyki nie słucham na rowerku, a przynajmniej nie jak jeżdżę w mieście / ruchu ulicznym.
Hmm a ja się z większością nie zgodzę. Naprawdę dobre słuchawki dokanałowe potrafią być paradoksalnie dla słuchu zdrowsze niż nauszne. Powód? Dobrze izolujące dokanałówki pozwalają cieszyć się muzyką ze wszystkimi jej niuansami na niższym poziomie głośności niż nauszne, przez które zawsze jakieś odgłosy tła się będą przebijać (w każdym razie ja się nie spotkałem z takimi, które pozwalałyby mi słyszeć w muzyce wszystko to, co chcę a nie tło akustyczne bez konieczności rozkręcania głośności). Owszem, trochę racji w stwierdzeniu, że bliższe umiejscowienie głośnika w stosunku do bębenka może szkodzić, ale tylko w przypadku szalenia z głośnością. Zagrożenia płynącego z używania dokanałówek doszukiwałbym się z innej strony: w zatkanym kanale słuchowym bakterie mnożą się w postępie geometrycznym, nawet jak ktoś ma uszy „umyte” na błysk. W konsekwencji może wzrastać ryzyko infekcji.
To napisawszy, mogę z czystym sumieniem polecić słuchawki SoundMagic PL11 – lepszych dokanałówek nie słyszałem, a trochę ich sprawdzałem. Dźwięk jest dynamiczny i naturalny, brzmienie dość zrównoważone i bardzo selektywne. Po podłączeniu dobrego odtwarzacza z dobrej jakości nagraniem naprawdę można zacząć odkrywać niektóre kawałki na nowo. Jakość wykonania na najwyższym poziomie – obudowa słuchawek z aluminium, przewód trwały (jedyna wada, że izolacja jest trochę chropowata, przez co kabel lubi się splątać). Przy okazji cena nie zabija – PL11 kosztują ok. 80zł, a moim zdaniem zjadają na śniadanie wszystko, co wypuścił np. Sennheiser czy Koss w tym segmencie cenowym.
Zgadzam się z przedmówcą. SoundMagic to taka cicha firma – nic o niej nie wiadomo, nie kojarzy się z niczym… A tymczasem produkują absolutnie najlesze dokanałówki na rynku w cenie 80- 100zł. Grają lepiej, niż niejedne słuchawki droższe… Co do modelu – to już kwestia wyboru. Ja lubię mieć wszystko nienaturalnie przebasowane, stąd wybrałam PL21, które mają naprawdę dużo dołu. Ale wiem też, że mają jakiś model, który nadaje się lepiej do jazzu itp. PL11 miałam kiedyś, były troszkę słabsze.
Tak czy owak – jakość wykonania jest jak na tę półkę fantastyczna.
Z nausznych używam KOSS-ów – w swoim cenowym przedziale (ok. 125zł) świetne i też mocno basowe. Ale pewnie da się znaleźć lepsze. No i nie ma się co łudzić – na miasto się nie nadają. Nie izolują praktycznie wcale, a np. w tramwaju czy sklepie wszyscy są zmuszeni słuchać z nami.
Z tańszych – Soundmagic E10 dają radę. A jak masz więcej kasy to zainteresuj się firmą Spiral Ear, chyba są z Poznania.
Na pewno lepiej mieć w autobusie świetnie izolujące douszne (kłaniają się pianki Comply lub porządne gumki) niż np. PX100 czy KPP rozkręcone tak, że z 10 metrów jestem w stanie powiedzieć, czego ktoś słucha…
Jak się kupuje porządne instrumenty, to wypada mieć też porządny sprzęt do słuchania, nawet kosztem (nie)wielkich wyrzeczeń.
Z dokanałowych raczej żadne…
a nie czekaj – NA PEWNO żadne.
Z tych mniejszych, niedrogich to bardzo fajnie mi się słucha na oryginalnych
walkmanowych Sony.
A najlepiej sobie kupić duże słuchawki.
Mazdah, miałem dokładnie takich samych porad udzielić :-D. Nie spotkałem
się jeszcze z naprawdę wygodnymi i naturalnie brzmiącymi dokanałówkami. A
Sony, o których mówi Mazdah (przynajmniej model, który posiadam, niestety
nie wiem, jak się zwie), brzmią bardzo fajnie ze względu na naprawdę dobrą
słyszalność wszystkich instrumentów, w dodatku zaś są niezniszczalne. Mam
je już prawie dwa lata, i jedyne co, to trzeba było wymienić końcówkę
jacka. A nie dbam o nie wcale, więc ten kabelek powinien już ze 300 razy
uleć przerwaniu.
Panowie może kolega jest masochistą i nie przeszkadzają mu ubytki
słuchu?
Z małych miałem KOSS porta pro, teraz mam „trochę” większe AKG K44,
wcześniej było świetnie, teraz jest wspaniale. Zima się zbliża nauszniki w
modzie. No i nie ma się co wstydzić noszenia słuchawek, chcesz dobrze
słyszeć i zachować słuch a przy tym nie denerwować otoczenia jazgotem
którego słuchasz? Duże solidne zamknięte słuchawki.
Ale najlepiej będzie jak podejdziesz do muzyki poważnie i zaczniesz jej
godnie słuchać. Bo w momencie gdy słuchawki muszą się przekrzykiwać z
dźwiękami ulicy nie ma mowy o SŁUCHANIU muzyki. W domu na spokojnie a jak
nie masz czasu to choćby w łóżku przed snem chociaż to pobudza mózg i
później ciężko usnąć, przynajmniej w moim przypadku.
Z tym, że im większe słuchawki (większy głośnik), tym większy pobór
prądu. Ale generalnie mam podobną opiniię, co Koledzy – słuchawek dousznych
używam z konieczności (z mikrofonem – od telefonu) – w każdej innej sytuacji
– nauszne.
Słuchawek nausznych używam głównie w domu i to do wzmacniacza, bo po
podłączeniu do przenośnego odtwarzacza grają po prostu za cicho. Poza tym
jest dla mnie wybitnie niewygodnie chodzić w dużymi słuchawkami, i dlatego
zapytałem o małe, niekonieczne douszne 🙂 Takie jak zaproponował PapaBear
mniej więcej
Dlaczego douszne słuchawki są szkodliwsze dla słuchu od, powiedzmy,
słuchawek nausznych?
Bo często siedzą szczelnie w kanale, wytwarzając ciśnienie. Przy nausznych
nie ma takiej szczelności.
Ale to nie wystarczy nie szaleć z głośnością, żeby zażegnać
niebezpieczeństwo?
Nie znam się i piszę co mi się w y d a j e , ale na zdrowy rozsądek to
chyba załatwia sprawę… Szczelnie siedząc w kanale izolują dźwięki z
otoczenia, dzięki czemu nie potrzebują dużej głośności, żebyśmy
słyszeli samą muzykę. A to, że ludzie bombardują się decybelami, to
bardziej ich wina, a nie samych słuchawek.
Cnie?
No jednak trochę jest to wina słuchawek, bo przy tej samej głośności
słuchawki nauszne będą mniej szkodliwe niż douszne. Inna sprawa, że jak
ktoś jest głupi, no to jest głupi :D.
Ucho jest tak skonstruowane, żeby odbierać dźwięk hmm całą swoją
„powierzchnią”.
Stąd właśnie wziął się kształt naszych uszu. Dokanałówki pomijają
znaczną część konstrukcji mającą na celu odpowiednie wprowadzenie fali
dźwiękowej „do środka”, bombardując tym samym bezpośrednio ucho
wewnętrzne.
Słuchając muzyki nigdy nie izoluję się od otoczenia. Raz, że czuję się
wtedy cholernie nieswojo, dwa że jest to cholernie niebezpieczne. Zalecam
ustawianie głośności muzyki na takim poziomie, żebyśmy słyszeli wyraźnie
wszystko co się dookoła dzieje – jak na filmach 😀 Świat nabiera całkowicie
innych barw a nasze uszy nam dziękują.
I to jest coś, co również warto wziąć w konsyderację, NAPRAWDĘ.
Koleżanka mojego dobrego znajomego straciła życie, bo będąc dość dobrze
odizolowana od dźwięków otoczenia, przechodząc przez ulicę, weszła pod
koła jadącego samochodu.
A pewien brodaty dziad tak się zasłuchał, że wjechał na rowerze pod koła
jadącego samochodu aż mu dziurę w głowie zrobiło:o
Stachu- zamknięte słuchawki też izolują. I fala nie uderza bezpośrednio w
bębenki z bliskiej odległości.
+żeby muzykę odpowiednio odbierać musi być na odpowiednim poziomie żeby
było słychać dynamikę nagrania itd.
+mały głośnik nie uzyska pasma i jakości większego. Pomyśl, jak trudno
przez myśl basiście przechodzi kolumna z głośnikami mniejszymi niż 10 cali
(u mnie ta skala zaczyna się od 12) a później chcesz odsłuchać to na
głośniku wielkość łebka od szpilki?:)
Jak będziemy widelca używać niezgodnie z przeznaczeniem, to też będzie
niebezpieczny.
Co do wchodzenia pod koła – to też już indywidualna sprawa „ogarniętości”
i argument dla mnie żaden. Jak jade na przykład rowerem to w życiu żadnej
muzyki na uszy nie włożę, bo bym się zwyczajnie bał pedałem
przekręcić.
Osobiście z dokanałówek używam Creativea EP-630 – moja dziewczyna ma KOSSy
Porta Pro (bo też ma fobię w kwestii wkładania czegokolwiek do ucha) i nikt
mi nie powie, że KOSSy lepiej brzmią, bo porównanie mam. 😉
Jeżeli masz większą kasę niż te ~ 100zł to warto uderzyć w stronę
Sennheiserów CX 300 czy wyższych, bo te Creativey mają trochę dużo dołu,
ale w swojej klasie cenowej są i tak bardzo dobre. No i trzeba uważać na
podróbki – taniej jak za 65- 70zł oryginałów raczej nie kupisz…
Akszuli, podobnie jak Zakwas, takoż muzyki nie słucham na rowerku, a
przynajmniej nie jak jeżdżę w mieście / ruchu ulicznym.
Hmm a ja się z większością nie zgodzę. Naprawdę dobre słuchawki
dokanałowe potrafią być paradoksalnie dla słuchu zdrowsze niż nauszne.
Powód? Dobrze izolujące dokanałówki pozwalają cieszyć się muzyką ze
wszystkimi jej niuansami na niższym poziomie głośności niż nauszne, przez
które zawsze jakieś odgłosy tła się będą przebijać (w każdym razie ja
się nie spotkałem z takimi, które pozwalałyby mi słyszeć w muzyce
wszystko to, co chcę a nie tło akustyczne bez konieczności rozkręcania
głośności). Owszem, trochę racji w stwierdzeniu, że bliższe
umiejscowienie głośnika w stosunku do bębenka może szkodzić, ale tylko w
przypadku szalenia z głośnością. Zagrożenia płynącego z używania
dokanałówek doszukiwałbym się z innej strony: w zatkanym kanale słuchowym
bakterie mnożą się w postępie geometrycznym, nawet jak ktoś ma uszy
„umyte” na błysk. W konsekwencji może wzrastać ryzyko infekcji.
To napisawszy, mogę z czystym sumieniem polecić słuchawki SoundMagic PL11 –
lepszych dokanałówek nie słyszałem, a trochę ich sprawdzałem. Dźwięk
jest dynamiczny i naturalny, brzmienie dość zrównoważone i bardzo
selektywne. Po podłączeniu dobrego odtwarzacza z dobrej jakości nagraniem
naprawdę można zacząć odkrywać niektóre kawałki na nowo. Jakość
wykonania na najwyższym poziomie – obudowa słuchawek z aluminium, przewód
trwały (jedyna wada, że izolacja jest trochę chropowata, przez co kabel lubi
się splątać). Przy okazji cena nie zabija – PL11 kosztują ok. 80zł, a
moim zdaniem zjadają na śniadanie wszystko, co wypuścił np. Sennheiser czy
Koss w tym segmencie cenowym.
Zgadzam się z przedmówcą. SoundMagic to taka cicha firma – nic o niej nie
wiadomo, nie kojarzy się z niczym… A tymczasem produkują absolutnie
najlesze dokanałówki na rynku w cenie 80- 100zł. Grają lepiej, niż
niejedne słuchawki droższe… Co do modelu – to już kwestia wyboru. Ja
lubię mieć wszystko nienaturalnie przebasowane, stąd wybrałam PL21, które
mają naprawdę dużo dołu. Ale wiem też, że mają jakiś model, który
nadaje się lepiej do jazzu itp. PL11 miałam kiedyś, były troszkę
słabsze.
Tak czy owak – jakość wykonania jest jak na tę półkę fantastyczna.
Z nausznych używam KOSS-ów – w swoim cenowym przedziale (ok. 125zł)
świetne i też mocno basowe. Ale pewnie da się znaleźć lepsze. No i nie ma
się co łudzić – na miasto się nie nadają. Nie izolują praktycznie wcale,
a np. w tramwaju czy sklepie wszyscy są zmuszeni słuchać z nami.
Phonak Audeo PFE112, bdb izolacja, świetna jakość.
Z tańszych – Soundmagic E10 dają radę. A jak masz więcej kasy to
zainteresuj się firmą Spiral Ear, chyba są z Poznania.
Na pewno lepiej mieć w autobusie świetnie izolujące douszne (kłaniają się
pianki Comply lub porządne gumki) niż np. PX100 czy KPP rozkręcone tak, że
z 10 metrów jestem w stanie powiedzieć, czego ktoś słucha…
Jak się kupuje porządne instrumenty, to wypada mieć też porządny sprzęt
do słuchania, nawet kosztem (nie)wielkich wyrzeczeń.