Jak Uniknac 8222basowego Wypalenia8221 I Co Robic Jak Juz Nas Dopadnie

Jak uniknąć „Basowego wypalenia” i co robić jak już nas dopadnie??

Szukałem tematu na forum lecz nie znalazłem a temat jak najbardziej
poważny..

Wypalenie najczęściej dotyka adeptów gitary i tych którzy troszkę na nim
grają..

Ale jak uniknąć takiego zdarzenia.. Ponieważ może prowadzić do odstawienia
instrumentu na jakiś czas a może na zawsze!?! A przecież to nasza pasja!
Racja? Racja?!? 😉 I nie chcemy jej porzucać..

Wiem że jest tu dużo doświadczonych basistów i znajdziemy jakieś
rozwiązania tego problemu..

Macie jakieś propozycje, rozwiązania tego problemu albo sposoby by go
unikać??

Bo ostatnio chyba się wypaliłem 🙁 Nie gram tyle ile grałem, nie sprawia to
takiej radochy..

Pomożecie??

Jak mogę uniknąć wypalenia basowego i co zrobić, jeśli mnie to już dotknęło?
Czy istnieją sposoby na uniknięcie wypalenia basowego i jakie są konsekwencje jego wystąpienia?
Co mogę zrobić, aby zapobiec wypaleniu basowemu i jakie są objawy, że mnie już dotknęło?
Czy basiści mają jakieś sposoby na radzenie sobie z wypaleniem i jakie zalecenia mają dla początkujących?
Jakie metody są skuteczne w zapobieganiu wypaleniu basowemu i czy są one oparte na doświadczeniach innych basistów?
Jakie mogą być przyczyny wypalenia basowego i jak można z tym walczyć?
Czy istnieją konkretne programy lub ćwiczenia, które pomagają w walce z wypaleniem basowym?
Jak ważna jest regularna praktyka w zapobieganiu wypaleniu basowemu i jakie zasady warto przestrzegać?
Czy basiści powinni unikać gry na swoim instrumencie przez dłuższy czas i jak długo powinni odpocząć?
Czy istnieją określone techniki odpoczynku dla basistów i jakie korzyści przynosi regularne stosowanie?

Podziel się swoją opinią
LOUDandHEAVY
LOUDandHEAVY
Artykuły: 0

24 komentarze

  1. Ja złapałem za inny instrument 🙂

    IMO to dość naturalne, że jak ktoś traktuje coś jako wyłącznie pasje (a
    nie źródło utrzymania) to w końcu się wypala. Cóż, życie 😉

  2. Czasami pomaga mniej grania lub całkowita przerwa. Bywa też tak, że
    poszperanie po internetach, znalezienie jakiegoś basidła, utworu czy basisty,
    który stanie się naszym idolem mogą być motywacją do ponownego
    sięgnięcia po instrument 😉

  3. @LOUDandHEAVY: ( Nie gram tyle ile grałem, nie sprawia to takiej radochy..

    Grywasz sobie sam w domu czy działasz w jakimś zespole?

    Samemu w domu i bez widoków na granie zespołowe – też by mnie cholera
    wzięła.

    A jeżeli o mnie chodzi to gram (w domu) jak mi się chce, a jak nie to nie

    Na próby zawsze zespół stawia się z ochotą. Ale też bywa różnie. na
    ostatnie próbie przez 5 godzin zagraliśmy cztery numery. Reszta czasu poszła
    na gadulce przy piwie. Nic na siłę.

  4. @Dante Morius: Ja złapałem za inny instrument 🙂

    IMO to dość naturalne, że jak ktoś traktuje coś jako wyłącznie pasje (a nie źródło utrzymania) to w końcu się wypala. Cóż, życie 😉

    HERETYK!!!!! Nie ma innych instrumentów, są tylko gorsze instrumenty.

    W moim wypadku zakup nowej gitary, heada, paki, efektu a nawet nowych
    bajeranckich strun wyprowadzał mnie z dołka.

  5. Nuda zabija a najlepszym sposobem na brak nudy jest ciągłe wyłażenie poza
    swoją sferę komfortu.

    Jeśli nie masz problemów z samodyscypliną wyznacz sobie ambitny ale realny w
    świetle swoich umiejętności cel. „Za pół roku będę grał całą Kill’em
    all” albo coś w ten deseń – sam wiesz najlepiej na co cię stać. Ważny a
    często pomijany aspekt planu to właśnie realność – niewiele rzeczy tak
    demotywuje jak niezrealizowanie własnego planu podjętego na własnych
    warunkach.

    Jeśli z kolei tak jak ja jesteś leniem śmierdzącym i potrzebujesz
    zewnętrznych bodźców…

    Na mnie działają bądź działały w przeszłości następujące:

    1. Zacznij grać z muzykami.

    2. Zacznij grać z innymi muzykami.

    3. Zacznij grać z muzykami lepszymi od siebie (można zacząć od jamów
    bluesowych czy jazzowych w okolicznym klubie).

    4. Wkręć się w granie muzyki, której nigdy nie grałeś a nawet nie
    słuchałeś. Coś z zupełnie drugiego bieguna. Nie mówię tu o „grałem
    death metal, teraz gram thrash”. Mówię o „grałem death, teraz gram
    flamenco”.

    5. Zacznij zarabiać na graniu (wesela!).

    6. Pakuj się od czasu do czasu w adrenalino-genne muzyczne historie.
    Zastępstwa na ostatnią chwilę, jamy z nieznajomymi, robienie nowych numerów
    na próbie generalnej, itd.

    7. Podejmij naukę śpiewu a potem naucz się łączyć to z jednoczesną
    obsługa basówki.

  6. @glatzman: Samemu w domu i bez widoków na granie zespołowe – też by mnie cholera wzięła.

    A jeżeli o mnie chodzi to gram (w domu) jak mi się chce, a jak nie to nie …

    Na próby zawsze zespół stawia się z ochotą.

    U mnie jest zupełnie odwrotnie 😀 W domu, na zupełnym luzie, przeważnie bez
    wzmacniacza, mogę sobie łupać i faktycznie wymyślać fajne rzeczy. Za to na
    próbie, jak już uda nam się zgrać terminy (jeden wyjeżdża w ciągu
    tygodnia na delegacje, ja czasem na weekendy albo robię nadgodziny, inny
    prowadzi audycję w radiu, a jeszcze inny chodzi na prawko), to jesteśmy
    styrani, kombinujemy z brzmieniem itp., ale mniej swobodnie wychodzi nam
    wymyślanie rzeczy w locie. A kiedy mam chęć, żebyśmy rozwinęli motywy,
    które wymyśliłem, nagrałem i przesłałem reszcie, a średnio nam idzie,
    chce mi się rzucić to wszystko w cholerę.

    Jak mówili przedmówcy: pomaga posłuchanie jakiejś nowej, ambitnej muzy i
    próba wykorzystania motywów i smaczków, które w niej występują. Albo
    zabawa efektami. Albo odczekanie i zregenerowanie się. Nawet w Simsach nie
    można grać na gitarze, kiedy wszystkie paski są czerwone 😉

    Edit: Moja ostatnia motywacja – album Thonk Michaela Manringa (nagrany wraz z
    perkusistą Primusa, Timem Herbem Alexandrem)

    https://www.youtube.com/watch?v=6IqqegGvNko

    https://www.youtube.com/watch?v=jdC2eQCa8Cw

    Jeżeli on może nie bać się, że brzmieniem stanowczo innym niż Precel i
    stanowczo niebasowymi partiami nie przebije się w zespole, to ja też mogę.

  7. Aleś J and D przywalił. Genialne granie. Siedzę w pracy i słucham tego
    Manringa i kolanem wytrącam z równowagi wszystkich siedzących dookoła mnie
    i mnie kolezanka poprawia: „Nie trzęś się tak!”. Tak jak Primusa nie trawię
    bo Les jest najgorszym wokalista ever i nie widzę w tym zespole nic (IMHO!) to
    to po prostu urywa głowę!

  8. Jeżeli Primus Cię drażni, polecam zacząć od Oysterhead – najbardziej
    przystępny album z całej twórczości Claypoola, mniej wycentrowany na basie,
    ale bardzo finezyjny. No i nie tylko Claypool na nim śpiewa.

    Narzeczona właśnie leci do jueseja – muszę ją poprosić o jakieś płyty
    Manringa, bo są w Polsce nie do dostania.

  9. Sorry za lekki offtop. Dzięki Tapchanowi i Kapralowi chętniej zaglądam na
    basoofkę. Wspaniała robota Panowie!

    Od siebie mogę tylko potwierdzić. Nowe techniki, granie live, granie z
    LEPSZYMI od siebie. Co jakiś czas mała rotacja gratami też motywuje i
    pozwala odkrywać nowe „rzeczy” w sobie. ie siedzieć w jednym stylu, nie grać
    do upadłego swojego repertuaru.

  10. *** dalszy offtop.

    chcę 3-strunowego ZONA fretlessa jak Manning. Jest kolejny argument na
    5-6-7-mio struniarzy;) po monsieur DiGiorgio, który też na koncertach Death
    to all jechał na 3-strunowcu.

    Dostałem olśnienia – po co nam 4-struny to i tak za dużo. 3 i fretless to
    jest to!!!!!

    Więc żeby się nie wypalić trzeba kupić 3-strunowca.

  11. Ja w domu plumkam sobie od czasu do czasu na akustyku.

    Czasem dla odmiany nie zaszkodzi – a może pomóc.

    Raczej chyba wszystkie osoby, grające na basie, które znam, grają też na
    „cieniasach” – myślę, że warto. Ogarnąć klawisz – też niegłupi
    pomysł.

    Zawsze choćby pochałturzenie na innym instrumencie może dać nowe horyzonty
    (lub poszerzyć obecne), zainspirować, a na pewno poszerzy umiejętności i
    myślenie (poszerzy – nie mówię, że rozwinie, polepszy, bo tym się
    różnią efekty grania, spędzania czasu z instrumentem od efektów
    ćwiczenia; to pierwsze zależy od głowy, umysłu, to drugie – od palców, czy
    konkretniej, od połączenia „mózg-palce”).

    Przykładem może być choćby Marcus Miller, grający także na klarnecie
    tenorowym (i nie tylko)… On jest tylko jednym przykładem – a jest ich cała
    masa.

    [Dammit, dopiero teraz zauważyłem, że chyba niepotrzebnie odkopałem :P]

  12. Ja to bym wolał dwustrunowca, pięcioprogowca.

    Ostatnio jestem w sytuacji grożącej wypaleniem, bo coś nie możemy się z
    chłopakami za często w pełnym składzie spotkać – raz na dwa tygodnie jak
    dobrze pójdzie, częściej trochę sama sekcja. Żeby jakoś wole przeżycia
    muzycznego podtrzymać zacząłem uprawiać jednoczesne granie na gitarze
    akustycznej i harmonijce ustnej. Przydaje się taka dwoistość przy basowaniu
    i śpiewaniu, które ćwiczę na próbach samej sekcji. Marny ze mnie wokalista
    ale za to nabyłem całkiem nowe spojrzenie na granie na basie. Polecam.

    A ostatnio chodzi mi po głowie bas + harmonijka ustna 😉 Na dodatek w punku i
    czymś jakby regge.

  13. Jeżelu gadamy o graniu na czymś innym, to polecam zabawę muzyką
    elektroniczną, np. w FL Studio. Można od razu nauczyć się trochę o
    miksowaniu, spojrzeć na muzykę szerzej.

  14. O, by mi umknęło 🙂 Jeśli jest się samoukiem – NAUCZYCIEL. Naukę na
    klawiszach zacząłem od znalezienia absolwentki akademii muzycznej, żeby
    uszeregować to co wyczytałem na internecie i sam zrozumiałem przez lata
    „nauki improwizowanej”. Mając już trochę doświadczenia taka teoria to jedno
    odkrycie za drugim, przez co łatwo wchodzi do głowy i szybko leci do przodu.
    A to bardzo motywuje.

  15. Zgadzam się w 100% z tezą, że drugi instrument to jest to. W chwilach, w
    których nie jestem basistą, staję się perkusistą (w sumie to od perkusji
    zaczynałem). Fajna rzecz – odskocznia od jakiejś tam wdającej się tu i
    ówdzie rutyny. Jestem wtedy po drugiej stronie lustra;-), z kontrolowanego
    staję się kontrolującym;-). Grając na bębnach to ja rozdaję karty:-D

  16. Do odskocznią Ja mam gitarę elektryczną, ale mam też harmonijki i to jest
    super sprawa, koszt 60- 150zł.

  17. Czym jest „wypalenie”? Moim zdaniem to np.: a) „nieznośny przesyt” lub/i b)
    „świadomość bezsensu działania” lub/i c) „niewiara w skuteczność
    działania”. Pewnie można jeszcze dopisać ze 100 podobnych sloganów, lepiej
    lub gorzej opisujących objawy. Jaki jest efekt? „Utrzymujący się stan braku
    przyjemności”. Tak, jeżeli to „coś” nie sprawia przyjemności przez
    dłuższy (indywidualnie odbierany) czas, to zaczyna być odpychające. A jaka
    jest przyczyna? A kto to wie? Jak to zmienić? A kto to wie? Same pytania bez
    konkretnej odpowiedzi. Filozofowanie to fajna sprawa. Na wysokim poziomie
    abstrakcji wszystko jest proste, przy próbie zejścia do konkretów wszystko
    jest względne i niejasne.

    Ponieważ ja basuję od relatywnie niedługiego czasu, nie miałem objawów
    wypalenia. Ciągle mi tego za mało. Praca mi wyraźnie przeszkadza w
    basowaniu. Codzienne obowiązki też. Ale zdarzało mi się, że biorąc bas do
    ręki, docierało do mnie, że robię to bez większego sensu. Kiedy na ten
    przykład? Ano zwykle wtedy, gdy zespół się sypał, gdy docierało do mnie,
    że jestem zbyt kiepski, że nie robię postępów. Ale zawsze okazywało się,
    że wystarczyło puścić jakiś fajny podkład, i po paru minutach basowanie
    znowu zaczęło sprawić przyjemność. Nieważne, że zespół się sypał.
    Nieważne, że „ten małolat” zagrał ode mnie lepiej. Jeżeli basowanie jest
    przyjemnością, to reszta się nie liczy.

    Jeżeli puszczasz świetny podkład — fajna, pasująca Ci, adekwatna do
    umiejętności harmonia, fajny bit — masz czas, warunki i bas w łapie, i po
    paru minutach Cię nie rusza… to masz problem. Masz problem, którego nie
    rozumiem. Nieważne, jak jest przyczyna niechęci do basu. Jeżeli kochasz to
    prawdziwie (siakie naiwne nie?) to po chwili nic innego się nie liczy. Jeżeli
    tak nie jest, to po prostu… chyba to nie jest dla Ciebie.

    Drugi instrument to fajna sprawa. Albo i trzeci. Otwiera nowe horyzonty. Daje
    nowe możliwości. Może sax to jest Twoje „to”? No to może powinieneś być
    saksofonistą. Pieprzenie to tym, że zmiana instrumentu pomoże w powrocie do
    kochania tego pierwszego, to jest jak doradzanie kolarzowi, żeby sobie na
    nartach pojeździł, to mu wróci ochota na rower. Albo rower jest „the best”
    albo nie. Masterowanie do nart ogranicza czas na sięganie do poziomu mistrza w
    rowerze. Nie ma to – tamto. No, chyba że ktoś ma spadek po Babci na koncie,
    bagatela, 5 000 000zł. To wtedy można sobie fajnie podzielić dzień na
    różne pasje. Jeżeli masz tak, to zazdroszczę.

    Podsumowując ten post, będący wynikiem drugiej butelki dobrego wina — brak
    radochy z grania na Twoim „ukochanym” instrumencie jest zwykle wynikiem
    „innych” spraw. Jeżeli w maks komfortowych warunkach radocha wraca, to jest
    OK. Trzeba poszukać, co jest w Twoim życiu takiego, co tę radość zatruwa.
    A jeżeli radocha nie wraca uparcie…, to trzeba odczekać i spróbować
    jeszcze raz. Jak nie wraca, to trzeba zmienić pasję, albo uczynić z niej
    chłodno wykonywaną profesję. Znam kilku muzyków, którzy wcale nie lubią
    grać na swoich instrumentach. Ale robią to, bo mają z tego profity. Tego nie
    rozumiem, no ale ja akurat nie jestem muzykiem. Ja po prostu, tylko lubię
    grać na basie.

    Tyle. Odę dolać sobie wina.

    Pozdroofka

    RomekS

  18. @romex: Pieprzenie to tym, że zmiana instrumentu pomoże w powrocie do kochania tego pierwszego, to jest jak doradzanie kolarzowi, żeby sobie na nartach pojeździł, to mu wróci ochota na rower. Albo rower jest „the best” albo nie.

    A tu się pozwolę nie zgodzić. Kiedyś sporo biegałem, zaczęło mnie jednak
    trochę nużyć – 5 razy w tygodniu od godziny do dwóch treningu. Zastąpiłem
    sobie jeden bieg w tygodniu ostrą jazdą na szosówce i od razu z większą
    chęcią wracałem do biegania.

    @romex: Masterowanie do nart ogranicza czas na sięganie do poziomu mistrza w rowerze.

    I tu nie byłbym taki pewien. Wcześniej napisałeś „Drugi instrument to fajna
    sprawa. Albo i trzeci. Otwiera nowe horyzonty.” To czego się nauczysz grając
    na gitarze, klawiszach czy fujarze na pewno pomoże ci inaczej spojrzeć na
    gitarę basówą i zrozumieć jej rolę w zespole. Nie mówiąc już o jakichś
    bębnach (trochę zacząłem się bawić djembe) – wydaje mi się, że uczą
    lepszego znalezienia się w rytmie.

    edit:Latem z kolei spotykaliśmy się czasem z perkusistą przy ogniskach, ja
    na gitarze i harmonijce on na djembe. Wydaje mi się, że to całkiem fajny
    sposób na lepsze zgranie.

  19. Z tymi zmianami instrumentów i „masterowaniem” to zastosowałem skrót
    myślowy, moja wina, bo po winie 😉 Opinia z mojej pozycji — niemuzyczna praca
    oraz szereg dodatkowych niemuzycznych obowiązków sprawiają, że mam
    cholernie mało czasu na granie. I mimo, że w domu mam i gitary (akustyk i
    elektryk syna), klawisze żony, to po prostu szkoda mi czasu na ćwiczenia na
    nich, mimo, że mnie ciągnie. Ostatecznie gitary używam do nagrania podkładu
    pod bas, opracowania dopasowanego do basu riffu. Na klawiszy „podsłuchuję”
    np. różne śmieszne akordy, bo łatwiej je czasem złapać niż na gitarze.
    Zatem: yes, yes, yes, granie na innych instrumentach Otwiera Nowe Horyzonty.
    Ale, żeby przejść na innym instrumencie z poziomu „beznadzieja” do poziomu
    „elementarnie poprawny” trzeba dużo pracy zabierającej czas, którego nie mam
    w nadmiarze. Zatem wolę go poświęcić na bas. Ale, zapewne zupełnie inaczej
    to wygląda, z pozycji kogoś, kto zajmuje się muzyką bardziej zawodowo, albo
    po prostu na tzw. „czas wolny” i zdarza się mu nudzić. Mnie się to nie
    zdarza.

    Pozdroofka

    RomekS

  20. W moim przypadku pomogło tworzenie (a właściwie próba) czegoś
    swojego..

    Na początku miało to być solo ale wyszła taka jak by piosenka (jeszcze 5
    lat na basie i może wyjdzie jakaś porządniejsza ale od czegoś trzeba
    zacząć 😉 )

    Tak czy siak wypalenie chyba mineło muszę teraz popracować nad czasem który
    spędzam przy basie a może kiedyś będzie Slashowskie 12 godzin (chociaż
    już się zdarzyło 😉 Co do drugiego instrumentu to zawsze marzyłem o
    skrzypcach (tak ale zabrałem się za bas ;D ) Jak pojawi się budrzet mam
    zamiar sobie jakieś kupić..

    Dzięki za pomoc..

    Temat jak najbardziej nie jest zamknięty.. Może kiedyś jakaś zabłąkana
    basowa duszyczka tu trafi i te rady jej pomogą..

  21. @romex: Ale, żeby przejść na innym instrumencie z poziomu „beznadzieja” do poziomu „elementarnie poprawny” trzeba dużo pracy zabierającej czas, którego nie mam w nadmiarze. Zatem wolę go poświęcić na bas.

    No i widzisz, grasz na basie (jak sam twierdzisz) stosunkowo krótko, ja od 8
    lat, niby też nie długo ale mi się instrument odrobinkę „przejadł”.
    Podejście też chyba mam inne – Ty jesteś zakochany w basówce, ja w muzyce.
    Jakbym miał na to czas to uczyłbym się gry na wszystkim co popadnie, od
    wiolonczeli przez trąbkę po perkusję. Rozwija to nie tylko w grze na basie,
    ale przede wszystkim rozwija odbiór muzyki jako całości 🙂

  22. @Dante Morius: Ty jesteś zakochany w basówce, ja w muzyce.

    Pisaliśmy o basowaniu na forum basowym, o wypaleniu basowym, i w tym
    kontekście jest osadzony mój post. To nic nie mówi o tym co kocham w sensie
    muzycznym, to tylko mówi wyraźnie, że jako „muzyk” kocham granie na
    basie.

    @Dante Morius: Jakbym miał na to czas to uczyłbym się gry na wszystkim co popadnie, od wiolonczeli przez trąbkę po perkusję.

    Tak, podejście mam zdecydowanie inne — dawno już wybrałem co w kreowaniu i
    „wykonywaniu” muzyki mnie interesuje, chcę grać na basie i dokładnie to
    robię. Jakbym miał więcej czasu, nauczyłbym się być grać na takich
    instrumentach, które dokładnie poprawiają móją grę na basie, zarówno w
    sensie ogólnomuzycznym jak i techniczno-wykonawczym. Ale nie mam, i raczej nie
    będę miał takiej możliwości. W obrębie instrumentu „bas” jest pełno
    lądów do odkrycia — hardware’owo (np. bezporogowce, kontrbas, 6-ki i inne
    N-tki, dla N != 4), stylistycznie, brzmieniowo, techniczne. Wystarczy na lata.
    Ja nie rozumiem, dlaczego ktoś chce grać „grać na czym popadnie”. Tak, mamy
    inne podejście.

    @Dante Morius: Rozwija to nie tylko w grze na basie, ale przede wszystkim rozwija odbiór muzyki jako całości 🙂

    Mnie nie do końca chodzi o odbiór, a raczej o kreowanie — w dwóch
    wymiarach. Ostatecznie zawsze chodzi o super-linię basu. Ale czasem ona jest
    do utworu „czyjegoś” a czasem do mojego. Rzeczywiście, przy tworzeniu
    utworów, których ja jestem pomysłodawcą przydaje mi się gitara, i ona w
    muzyce, którą grywam z móją rockową ekipą, wystarcza. Riffy, harmonie,
    niuanse związane z różnistymi siódemkami, nonami, obniżonymi piątkami
    mogę z gitarzystami wyjaśnić pokazując na gitarze o co mi chodzi. Oni potem
    się za to zabierają i rozwijają to po swojemu. Do tego mi służy gitara,
    nie muszę i nie chcę na nie j świetnie grać. Perkusiści z którymi grywam
    są na tyle muzykalni, że wystarczy parę zdań. posłuchają i robią swoje
    świetnie. Po to jest zespół, a rolą pomysłodawcy utworu — w moim
    mniemaniu i w mojej zespołowej rzeczywistości — jest zarazić muzycznym
    pomysłem, który zostanie rozwinięty przez poszczególnych
    instrumentalistów. A móją rolą w zespole — jako basisty, nie kompozytora —
    jest grać jak najlepiej na basie właśnie.

    Być może piszę frazesy, być może w innych zespołach komponuje się
    inaczej. Ale tu dochodzimy do istotnej kwestii — jeżeli basowanie ogranicza
    się do basowego akompaniamentu do utworów „czyiś”, to rzeczywiście mogę
    zrozumieć wypalenia. Jednak jeżeli basista jest kreatywny, ma pomysły,
    „komponuje”, to o jakim wypaleniu mowa? Bas, looper, ewentualnie gitara albo
    klawisz jako podkład harmoniczny (jak bas nie wystarczy) i hejjja!

    Pozdroofka

    RomekS

Możliwość komentowania została wyłączona.