Dla jakiej publiczności najbardziej chcielibyście grać?

Elitarnej? Licznej? Rozbawionej? Nietrzeźwej?

Podziel się swoją opinią

23 komentarze

  1. Taki wybór tylko:D

    Eltarną to ja mam w d…

    Liczna i rozbawiona jak najbardziej.

    Nietrzeźwa? – Cyba nie da się tego częsciowo uniknąć.

    Chyba, że rozmawiamy o występowaniu w świątyniach, na imprezach „ku czci”
    itp. – w takim przypadku … mnie tam nie będzie.

  2. Najlepsze gigi, to te, gdzie opar gorzały i innych specyfików w powietrzu
    przegrywa tylko ze smrodem ludzi w pogo. Taka publika to złoto. Potem niech
    się zaopatrzą w koszulki, płyty, czy co tam będzie do opchnięcia i
    postawią oktany za dobry koncert.

  3. A czemu elitarną masz w d*pie? Elitarność wcale nie musi oznaczać, że
    przychodzą ludzie ą ę i jak im Giant Steps nie zagrasz, to Cię
    wygwiżdżą. Mogą to być po prostu ludzie o wyszukanych gustach, oczekujący
    czegoś nowego.

    Ja nie miałbym nic przeciwko graniu dla elitarnej publiczności – szczerze, to
    nawet wolałbym, żeby na koncert przyszło 200 wkręconych w klimat osób,
    niż 400 z ulicy, dlatego, że Ci z ulicy dzisiaj posłuchają Twojej muzyki, a
    jutro disko relaks.

  4. @Kapral: ludzie ą ę

    To, to już jest „elyta”, ale żebys wiedział ile takich osób jest.

    Kiedyś byłem świadkiem, jak zespół pierwszy (ale miejscowy) dał duuuużo
    lepszy wsytęp niż drugi, ale za to ze znanym nazwiskiem. Zgadnij komu „lepiej
    postawieni” włazili do d…

    Tych 200 wkręconych czy 400 z ulicy to też nie jest tak ddo końca.

    Ci od disco polo to razcej na koncert rozkowy nie przyjdą (laski nie takie,
    towarzystwo nie takie). Ja w każdym bądź razie tego typu osobników na
    rockowych graniach nie widzę.

    A tak na boku.

    Tak się zastanawiam. W takiej powiedzmy liczbie 100 osób publiki ilu tak na
    prawde słucha co grają na scenie? (Pomijamy oczywiście muzyków z
    „konkurencji” – ci słuchają przede wszystkim po to by potem wymienić wpadki
    grających)

    Ja się przyznam, że jak idę na jakiś występ, to odbieram wszystko
    „całosciowo”. Nigdy nie analizowałem jak gra bas, jakie są akordy itd. Albo
    mi się podoba albo nie. I już.

  5. Ja zazwyczaj chodzę na koncerty, żeby słuchać muzyki, no chyba, że jestem
    już trzeci raz widzę dany zespół. Gorzej, jeżeli muzyki na koncercie
    posłuchać się nie da, bo jest fatalnie nagłośniony, ale to inna para
    kaloszy :P.

  6. Dla każdej, byleby
    słuchała/tańczyła/pogowała/jakikolwiek-odbiór-był.

    Przypominam sobie, jak kiedyś w „mieście świętej wieży” zagraliśmy
    całkiem niezły koncert w pubie dla… właściciela i barmanki 🙂

    Oczywiście fajniej grać dla 2000 osób niż dla 20…

  7. A potem cała publiczność pcha się do garderoby!!!!!

    I do pełni szczęścia cysterna piwa.

    To ja to rozumiem.

    A żony oczywiście w domu.

  8. @glatzman: To ja to rozumiem.

    Poza oczywistymi powodami które tam widać, naprawdę lubię też grać dla
    tłumów w których jest dużo ludzi z Brazylii i innych ciepłych krajów.
    Naprawdę są pogodni co w praktyce widać po tym że muszą mnie wypić niż
    Polacy zanim się odważą potańczyć.

  9. @Smolken: Ja na własne pytanie odpowiem w formie wideo. To jest dla mnie publiczność bliska ideału:
    […]

    A w mojej skromnej opinii tego rodzaju publiczność to ludzie, którzy
    jedzenie w McDonalds nazwaliby zupełnie normalnym odżywianiem.

  10. @Kapral: tego rodzaju publiczność to ludzie, którzy jedzenie w McDonalds nazwaliby zupełnie normalnym odżywianiem.

    Skoro już poryszyliśmy ten wątek, to dawno chyba nie było nowego odcinka
    „gotuj z Kapralem”:)

    (przepraszam za offtop)

  11. Swoją drogą tam „McDonalds” wymawiają mniej więcej jak „Makudonałdżi”.

  12. Moim zdaniem ważne żeby się bawili ludzi nie musi być dużo. Ważne żeby
    byli w jakiś sposób zaangażowani w muzykę czy to zabawa pod sceną czy też
    zwykłe słuchanie. Gorzej jak siedzą i cały czas gadajo nie zwracając uwagi
    co się dzieje, albo jak się wygłupiają (tak po chamsku). Chyba tyle. 😛

  13. @ulek:

    @Kapral: tego rodzaju publiczność to ludzie, którzy jedzenie w McDonalds nazwaliby zupełnie normalnym odżywianiem.

    Skoro już poryszyliśmy ten wątek, to dawno chyba nie było nowego odcinka „gotuj z Kapralem”:)
    (przepraszam za offtop)

    Nawet nie wiesz, jak bardzo Twój post jest proroczy.

    A tak do rzeczy – naprawdę mam lekką awersję do publiczności, która
    świetnie się bawi przy takiej muzyce, jaką kolega Piotr tu zaprezentował,
    dlatego, że wiem, że to przestanie być modne, następny sezon przyniesie
    kolejny tego typu wakacyjny bądź karnawałowy hit, który takoż zostanie
    zapomniany.

    Uskrajniając – to dla mnie muzyka bez merytorycznej wartości.

  14. Nie muszę chyba bronić tego że wolę grać dla dużej ilości ładnych
    dziewczyn niż na przykład dla siwiejących facetów z krajów
    anglojęzycznych, ale co do muzyki która zostanie zapomniana… tego się nie
    da przewidzieć. Dzisiaj mało kto pamięta KLF (a szkoda, „3 AM Eternal”
    chętnie bym zagrał) ale 2 Unlimited żyje wiecznie (z czego się cieszę, „No
    Limit” bardzo lubię grać i jutro będę grał).

  15. Trudne pytanie.

    Z jednej strony – uwielbiam, gdy publika stawia się licznie i dobrze się
    bawi, z drugiej zaś, gdy schodzimy z WZM (mój szantowo-folkowy chałturband)
    ze sceny po trzech setach, zajeżdżeni jak koń po westernie, następnego dnia
    do roboty, a nawalone towarzystwo woła „jeszcze siedem”, to mam ochotę
    wysprzęglić komuś basem w twarz. Raz że nie płacą nam za nadgodziny, dwa
    że mam niestety naturalnie bardzo niski poziom energii i bateryjki mi
    szybciutko siadają…

    Dlatego dla licznej i rozbawionej chętnie, ale nietrzeźwej już mniej. Tym
    bardziej, że bardzo źle działa na mnie towarzystwo ludzi w stanie bliskim
    upadłości. Nie lubię.

  16. To i ja kilka zdań od siebie dodam na ten temat ; )

    Gram najczęściej trochę inne rzeczy niż Wy, bo sambę, w kilkanaście osób
    po klubach, na paradach, zawsze jest dużo ludzi, co nam się bardzo podoba,
    uwielbiam jak gramy dla tłumów gdzieś na ulicy. Wtedy można się poczuć
    jak w Brazylii : ) Wciągamy ludzi do zabawy, wszyscy tańczą, młodzi ludzie,
    starsze babcie, miło się patrzy. Ostatnio to i pogo do samby zauważyłam,
    że się u nas modne robi 😀

    Często nasze granie jest połączone z jakąś imprezą, gdzie ludzie za
    kołnierz to nie wylewają, wtedy chłopaki od nas ustawiają takich do pionu.
    Najlepsze show odbyło się w ten weekend u nas na Tall Shipach. Z koncertu
    Nelly Furtado ludzie przychodzili do nas i mówili, że ona to się przy nas
    może schować 😀 wszyscy byli pod wrażeniem, my również, bo dawno się nie
    spotkaliśmy z tak pozytywnym odbiorem. Byliśmy zmęczeni, było już późno,
    ale dla takiej publiczności bisowanie 2 razy było samą przyjemnością 🙂
    Faceci do nas podchodzili, całowali, przytulali, przybijaliśmy piątki. Tak
    wielkiej publiczności jeszcze nigdy nie mieliśmy : )) ale to akurat taka
    muzyka, założeniem jest rozkręcanie takich imprez, porywanie tłumów,
    trafienie do jak największej liczby ludzi, ale jak już ktoś gra jakiś jazz,
    to inna sprawa.

    Każdy gatunek ma różne grono odbiorców. Kilka razy zdarzyło mi się
    gdzieś grać przed ludźmi na gitarze, wokal do tego, publiczność robi
    dużą różnicę. Raz pamiętam, że jakieś sztywniaki były, to nawet się
    nie kiwali, nie śpiewali ze mną, aż mi się niefajnie grało, zauważyłam,
    że nawet tak od niechcenia już później śpiewałam, bo nie było dla kogo.
    Za to przed całą szkołą ostatnio włączyłam wszystkich do śpiewania
    refrenów, uczniów i całe grono pedagogiczne ; ) Jak ma się dla kogo grać,
    widzi się, że ludzie są zainteresowani, to aż chce się grać.

    Za niedługo będę się w muzyku uczyć, koncerty dla sztywniaków i „elyty”
    też będę grać w przyszłości na bank, ale pocieszam się tym, że w
    wolnych chwilach mogę sobie to rekompensować grając jakąś rozrywkę 😉 Tym
    chyba zakończę, pozdrawiam 🙂

Możliwość komentowania została wyłączona.