Gram na basie 3 miesiące, i mam zamiar nauczyc się grać z nut, ale z drugiej jednak strony, po co mi się to przyda ? A Wy gracie znut czy z tabulatury ?
Uważam za bzdurę twierdzenie ,że przez brak znajomości czytania z nut nie można skomponować z utworu
Same nuty na pewno pomogą w zrozumieniu samego utworu np. przez zespół który chce scoverować utwór (choć gitarzyści/basiści daliby rade jeszcze z tabów).
A sam czytam z tabów na razie ,a nutek powoli się uczę 😛
Nuty są rzeczywiście uniwersalne i na co dzień to właśnie z nich korzystam ale podczas grania na weselach korzystam z materiałów, które wcześniej oczywiście mam przygotowane i są w nich zarówno nuty jak i taby, wynika to z tego, że jak się gra ponad 100 kawałków (do tego dochodzi też zmęczenie po kilku godzinach) to taby bardzo się przydają. Ja bardzo długo byłem przeciwnikiem tabulatury ale zmieniłem zdanie właśnie w momencie gdy zacząłem grać na weselach.
Trzeba trochę rzeczy tradycyjnie naprostować
@DAreios: Zapis nutowy jest o wiele starszy dzięki temu o wiele bardziej rozwinięty i trudno z tym się kłócić. Takie są fakty.
No niestety ale walisz bzdurę nawet bez sprawdzenia. 30 sekund na wiki i wiedziałbyś, że obecny system zapisu nutowego pochodzi z początku wieku XVIII, a tabsy funkcjonowały już na lutnię od wieku XV (źródło: http://www.pl.wikipedia.org/wiki/Tabulatura ; jeśli chodzi o nuty na chór to jest zupełnie inna kwestia, zresztą radzę pooglądać nuty wielogłosowego zapisu nutowego a zapis jaki używa się dla instrumentów). Takie są fakty. Kwestia historyczna była wykładana kilkakrotnie tutaj, mnie to zwisa i powiewa, ale mamy kilku wrażliwych na tym punkcie, którzy, gdyby jeszcze na basoofkę wchodzili, to by się oburzyli 😉 ale, że nieobecni głosu nie mają…
@DAreios: Aczkolwiek uważam że dla początkujących lepsza jest jednak tabulatura. Dzięki niej młody grajek może praktycznie od razu zagrać kawałek swoich idoli (no może nie każdy bo umieć przeczytać a umieć zagrać to dwie różne rzeczy ale wiecie o co mi chodzi), to bardzo motywujące do dalszej nauki. Sam pamiętam jak za dzieciaka brałem gitarę i nie znając nawet nazwy dźwięków na gryfie ani nawet nazw dźwięków na pustych strunach dzięki tabom udawało mi się zagrać jakąś znany mi riff. To sprawiało naprawdę nieopisaną frajdę. A teraz pomyślcie sobie że gdyby nie taby taki młody człowiek musiałby spędzić godziny nad teorią, nad zapamiętaniem nazw dźwięków i ich umiejscowienia na gryfie a dopiero potem by cokolwiek z tego zagrał.
[…]
Więc może taby nie tyle rozleniwiają co zachęcają? No, chyba że wychodzimy z założenia że gitara, czy to basowa czy jakakolwiek inna jest tylko dla wybrańców, którzy ucząc się nut dowodzą że są godni grać na instrumencie, ale to już zakrawa na snobizm.
Godziny? Kolega kiedykolwiek trzymał książkę Popławskiego w ręku? Przecież wyłożone tam wsio jaka kawa na ławę… Ale dobra, powiedzmy, że jestem dziwak, reszta siada i czarna magia, co jak gdzie i kiedy z czym posklejać, panie, nie wiadomo. Sam byłem kiedyś młodym gniewnym, że po co, mam przecież guitar pro 3 i pentium 166. Ale przyszedł czas i trafiła kosa na kamień, a dokładniej – chciałem wiedzieć jak to działa. Co oznacza taki krzaczek, a co oznacza taki. Grałem już dobrze, parę latek przybyło. Jednak moja niewiedza powodowała dużą frustrację – oto musiałem znów raczkować, wrócić do podstaw, grania ćwiartek i ósemek, banalnych pochodów. Może więc warto sobie uzupełnić tę widzę na starcie, niż potem przeżywać wtóre frustracje?
Jeśli taby zachęcają do grania to chwała im za to. Mnie same taby nigdy nie zachęciły, tab bez muzyki jest jak sedes bez srajtaśmy. Ale ok, jeśli kogoś poza kolegą takie tabsy zachęciły to nie rzeknę już słowa w tej kwestii. A jako zgred rzucę tylko to: jeśli chcesz zajechać gdzieś dalej niż do pobliskiej remizy czy pubu a nie zapowiada Ci się na założenie drugiej Metallici, Vadera czy DeMono, to naucz się tych głupich nut, chociaż na tyle, byś był w stanie coś wydukać bez pomocy komputera. Nieznane są wyroki boskie.
@DAreios: W moim przypadku jest tak że biorę gitarę do ręki i zaczynam coś grać. Jak mi się spodoba jakiś fragment to go rozwijam i od razu włączam albo dyktafon albo podłączam gitarę do komputera aby jak najszybciej zarejestrować myśl bo za 5 minut mogę już jej nie pamiętać. Przy graniu nie zastanawiam się nad dźwiękami, czy jest A czy C, tylko po prostu gram na czuja, tak jak wyobrażam sobie melodię. I myślę że to jest niezbędne do komponowania – wyobraźnia muzyczna, a nie znajomość takiego czy innego zapisu dźwięków.
I bardzo fajnie, że tak robisz. Ale ok, robisz kawałek, masz pomysł na wokal, np. z pięknowłosą koleżanką z liceum, zapraszasz ją do siebie (gumki już kupione na po), prezentujesz jej utwór, prosisz o wykonanie z Tobą, koleżanka próbuje i lipa, nie daje rady wyśpiewać np niskiego C. Prosi o podniesienie tonacji. Co robisz? Czy w takim wypadku wysokość dźwięku nie nabiera znaczenia?
Zauważ, że każdy numer możesz zagrać w każdym rejestrze instrumentu. Wypadkowa jaki to będzie dźwięk to kwestia zależna od wielu innych czynników jak brzmienie na przykład.
@DAreios: A może chodzi nie o samą znajomość nut przy komponowaniu a ogólnie o teorię muzyki? Cóż jak dla mnie kompozytor który przy komponowaniu utworów nie kieruje się swoją fantazją tylko teoriami przyjętymi setki lat temu, który rozwijając jakąś melodię nie patrzy na swoją wizję, tylko tego jak to powinno iść wg przyjętych zasad to dla mnie jest rzemieślnikiem.
Podstawowa wiedza z teorii muzyki typu: metrum, wartości rytmiczne, tempo, pauzy, takty, zwrotka, refren, przejście itd jest chyba elementarna w komunikacji między muzykami.
Rzemieślnik to człowiek myślący, który wyrobił sobie pewne umiejętności w wyniku wieloletniej pracy i długich studiów nad daną materią. Dzięki temu potrafi odtworzyć rzeczy piękne, ale tworzy też korzystając z własnej kreatywności. W wyniku długotrwałej pracy jego kreatywność nie jest ograniczona barierami niskich umiejętności, potrafi zapanować nad własnymi rękoma i przelać, czy to na papier, szkło, drewno, czy poprzez muzykę dokładnie to, co chce przekazać.
Jeśli ktoś jedzie utartym szlakiem bez żadnego myślenia to jest to odtwórca.
@DAreios: Ktoś tu też napisał, że można kiedyś trafić do zespołu w którym dostanie się rozpiski w nutach i będzie wstyd. Cóz, gdybym kiedykolwiek trafił do zespołu w którym ktoś mi daje w jakiejkolwiek formie, czy to nutowej, czy to tabulaturowej to co mam grać to bym w tym samym momencie ten zespół opuścił.
1. Jest to wyjście z założenia: gram tylko hobbystycznie. A na forach przewijają się też zawodowcy, którzy dostają konkretną partię do zagrania, kompozytor ma taki a taki zamysł i chciałby to zrealizować wedle jego własnego gustu. Zapis nutowy jest tutaj szybkim (przy obustronnej znajomości języka) sposobem przekazu myśli. To są, jak kolega ich pogardliwie nazywa, rzemieślnicy. Wydaje mi się jednak, że kolega myli chałturników z rzemieślnikami, to POWAŻNA różnica.
2. Zapis nutowy wykorzystywany w muzyce rozrywkowej różni się od zapisu klasycznego. Ten pierwszy jest zdecydowanie uproszczony i wymaga znacznie skromniejszej wiedzy. Masz to podane np. symbol akordu + wartość rytmiczna + koda itp..
3. Załóżmy:
Jest was czterech, kolega gitarzysta miał sen w nocy, chce zrobić numer tak a tak, ma konkretne wizje co do wszystkiego, prosi was by zachować taką a taką formę. Przekłada Ci pewną formułe typu: tu graj ósemkami. To co, z założenia to pier…, mówisz do gościa “żryj gruz” i opuszczasz zespół?
Ma kolega sporo racji – dla chcącego nic trudnego, bez zapisu muzyk jest się w stanie obyć, naprawdę. Wojtek P. jest przykładem człowieka, który żadnej szkoły nie skończył, nut nie zna (nie znał, nadrobił braki) a gra i to jak. Ale proszę nie jechać po bandzie w drugą stronę, jakoby zapis nutowy był czymś co człowieka ogłupia, otumania i zamyka w schematyczne ramki. Niech kolega zje trochę chleba z niejednego pieca, pogra gdzieś dalej niż w pobliskim pubie i własnej próbowni, niech wyskoczy na jedne czy drugie warsztaty muzyczne, a potem niech skonfrontuje co tutaj napisał z tym, co będzie miał w głowie po różnych doświadczeniach. Nie chcę stawiać siebie tutaj jako alfy i omegi, ale sam po sobie wiem, że spojrzenie na pewne rzeczy zmienia się przez pryzmat czasu.
Przypomina mi się tutaj jedna z piosenek T.Love, a dokładniej werset z niej: “Nie ćwiczę gam, nowej demokracji”. Ten sam człowiek w tym roku uczył się bicia swingowych ósemek by nagrać najnowszy album “Old is Gold”, co sam przyznaje w wywiadzie.
Po męce z postem kolegi zdałem sobie sprawę, że żadnych nutek nie czytałem dawno. Idę coś wygrzebać z szafy, co by sobie trochę oczy stare odświeżyć.
“No niestety ale walisz bzdurę nawet bez sprawdzenia. 30 sekund na wiki i wiedziałbyś, że obecny system zapisu nutowego pochodzi z początku wieku XVIII, a tabsy funkcjonowały już na lutnię od wieku XV “
No to się lekko pomyliłem, ale moja wypowiedź sprowadza się do tego że po prostu nuty są bardziej rozwinięte i przez to o wiele bardziej precyzyjne.
“Godziny? Kolega kiedykolwiek trzymał książkę Popławskiego w ręku? Przecież wyłożone tam wsio jaka kawa na ławę… Ale dobra, powiedzmy, że jestem dziwak, reszta siada i czarna magia”
No kawę na ławę, ale jak masz gówniarza którym sam kiedyś byłem, który wie że najgrubsza struna w klasyku to E, a trzecia od góry to D – i wie to tylko dlatego że mu pękła, to serio sądzisz że ot tak po przeczytaniu paru zdań będzie w stanie grać z nut kawałki swoich idoli? Będzie musiał sobie podpisywać dźwięki i zapamiętać ich pozycję na gryfie. Ok, coś zagrał. Ale znudziło mu się i patrzy na inny kawałek… znowu to samo. A tak patrzy na taby, ma kropki na progach i gra. I jest podekscytowany tym że zagrał coś czego wcześniej słuchał, że mu cokolwiek wyszło. Rozumiesz o co mi chodzi?
“tab bez muzyki jest jak sedes bez srajtaśmy”
No fajnie, ale czy ja piszę o graniu bez muzyki? Jak masz dzieciaka który dostał na gwiazdkę gitarę to on nie zacznie od standardów jazzowych których nigdy nie słyszał, tylko prawdopodobnie będize chciał grać to czego słucha, to co sprawiło że w ogóle zechciał mieć gitarę. Poza tym jaki jest sens nauki gry bez porównania z oryginałem? W jaki sposób będzie wiedział czy dobrze zagrał, czy dobrze odczytuje nuty? Tak czy inaczej muzyka powinna być. Wg mnie oczywiście
“Ale ok, robisz kawałek, masz pomysł na wokal, np. z pięknowłosą koleżanką z liceum, zapraszasz ją do siebie (gumki już kupione na po), prezentujesz jej utwór, prosisz o wykonanie z Tobą, koleżanka próbuje i lipa, nie daje rady wyśpiewać np niskiego C. Prosi o podniesienie tonacji. Co robisz? Czy w takim wypadku wysokość dźwięku nie nabiera znaczenia?”
Przy growlingu problem odpada 😉
Ale kumam o co chodzi. Co bym zrobił w takiej sytuacji? Poprosił aby nie dublowała linii gitary tylko stworzyła własną linię. Albo bym przestroił gitarę (bo skoro kawałek skomponowałem wykorzystując puste struny to podniesienie tonacji bez tego zabiegu będzie technicznie niewygodne). Ja mówię o komponowaniu melodii, tak mi w głowie grała i to że ktoś nie wyrabia wokalnie nie sprawi że zmienię koncepcję.
PS. nie mam koleżanek z liceum, mam 26 lat.
“Rzemieślnik to człowiek myślący, który wyrobił sobie pewne umiejętności w wyniku wieloletniej pracy i długich studiów nad daną materią. Dzięki temu potrafi odtworzyć rzeczy piękne, ale tworzy też korzystając z własnej kreatywności. W wyniku długotrwałej pracy jego kreatywność nie jest ograniczona barierami niskich umiejętności, potrafi zapanować nad własnymi rękoma i przelać, czy to na papier, szkło, drewno, czy poprzez muzykę dokładnie to, co chce przekazać.”
Jak ja komponuję to nie patrzę na to czy jest zgodne z taką czy inną teorią. Ma się podobać przede wszystkim MNIE SAMEMU. Ja nie twierdzę że nuty są zbędne, to tylko moje drobne powątpiewanie że ich znajomość jest niezbędna do skomponowania czegokolwiek.
“Jest to wyjście z założenia: gram tylko hobbystycznie. A na forach przewijają się też zawodowcy, którzy dostają konkretną partię do zagrania, kompozytor ma taki a taki zamysł i chciałby to zrealizować wedle jego własnego gustu. Zapis nutowy jest tutaj szybkim (przy obustronnej znajomości języka) sposobem przekazu myśli. To są, jak kolega ich pogardliwie nazywa, rzemieślnicy. Wydaje mi się jednak, że kolega myli chałturników z rzemieślnikami, to POWAŻNA różnica.”
I dlatego też pisałem o sobie. Gram tak jak napisałeś czysto hobbystycznie, sam w domu, nie mam kapeli i nie mam czasu jej mieć. Dlatego pisałem że dla mnie znajomość nut jest raczej zbędna i to nie sprawia że czuje się gorszy od nutowców.
“Jest was czterech, kolega gitarzysta miał sen w nocy, chce zrobić numer tak a tak, ma konkretne wizje co do wszystkiego, prosi was by zachować taką a taką formę. Przekłada Ci pewną formułe typu: tu graj ósemkami. To co, z założenia to pier…, mówisz do gościa “żryj gruz” i opuszczasz zespół?”
NIgdy nie spotkałem się z takim podejściem podczas komponowania kawałków w kapelach grających muzykę którą sam gram. Jak się komuś coś przyśniło to przynosi riff na próbę, gra i czeka aż się inni podłączą. Jakby chciał abym zagrał to ósemkami to mogę to zagrać ósemkami, chociaż prawdopodobnie najpierw sam by mi to zagrać bo nie mam w głowie czasu trwania poszczególnych nut i mógłbym się nie wstrzelić. Ale co innego jakby mi przynosił zapisaną pięciolinię z melodiami którą mam grać. I to nie istotne czy by mi to napisał nutami, tabami czy zagwizdał, jak chce żebym stał z boku i realizował jego wizje to niech poszuka innego kandydata.
“jakoby zapis nutowy był czymś co człowieka ogłupia, otumania i zamyka w schematyczne ramki.”
Ja nie mówię że tak jest, ale jestem zdania że nuty i teoria ma służyć muzyce a nie muzyka teorii i nutom. Cały czas piję do poglądu, że trzeba znać nuty aby komponować, w tym kontekście powinieneś to rozpatrywać. Jest wielu ludzi którzy czytają nuty lepiej niż rodzimy język, a od 20-30 lat piłują cudze “kawałki” i nie skomponowali niczego swojego. Natomiast znam, a raczej znałem dużo ludzi którzy nut nie znali, podpinali gitarę do pieca i sypali nowymi riffami
Staram się nie deprecjonować roli nut w muzyce, tylko raczej oponować do postawy starego nauczyciela muzyki który wali linijką po łapach za jakieś braki teoretyczne
@DAreios: Staram się nie deprecjonować roli nut w muzyce, tylko raczej oponować do postawy starego nauczyciela muzyki który wali linijką po łapach za jakieś braki teoretyczne
Wyglądało inaczej, stąd trochę się napracowałem nad postem 🙂 w takim razie Twoje zdrowie i spokojnego wieczoru 😉
Ja dopiero zaczynam swoją przygodę z gitara basówą. Zaczynam z książką Popławskiego. Przygotowanie teoretyczne mam, bo grałem na klawiszu. Więc nuty znam i uważam, że do grania różnorodnego materiału znajomość nut jest niezbędna.
I jeszcze jedna kwestia. W którymś z postów Tubasa znalazłem genialną podpowiedź. Otóż warto wiedzieć, która nuta na pięciolinii to F, G, czy H. Ale o wiele istotniejszą kwestią jest wiedzieć, gdzie ta kropeczka na pięciolinii jest na naszym gryfie. Wtedy gramy to, co widzimy na kartce, bez “czytania” pięciolinii po nutce. Jeśli patrzę na nuty, to wiem, gdzie jestem na gryfie. Mam nadzieję, że zrozumieliście o co mi chodzi 🙂
O ile nuty uważam za przydatne, ale niekoniecznie niezbędne, to dźwięki na gryfie to absolutna podstawa. Z resztą już na pierwszej czy drugiej lekcji rozpisywaliśmy z nauczycielem ściągawkę gdzie i jaki dźwięk się znajduje. Niedługo potem zostałem bez nauczyciela, gdyż nie miał on czasu na nauczanie mnie i kształciłem się na własną rękę.
Swojego czasu sam uważałem że “na ch*j mi teoria, mogę grać bez niej”. W zasadzie tylko dźwięki na gryfie ogarniałem, czułem podskórnie, że mogą się przydać kiedyś. Później odczuwałem, że przez taką ignorancję jestem w tyle i nie rozwijam się tak, jakbym mógł. Leci mi teraz drugi roczek w jazzowej szkole muzycznej. Zastrzyk teorii pozwala mi się stale rozwijać. Dzięki niej gamy i skale modalne nie są tajemnicą, mogę zrobić z nich swobodnie użytek, improwizować. Nagle riffy zaczęły się kleić bo wiem, że siedzą w tonacji, już nie muszę wymyślać nic na czuja i zastanawiać się “dlaczego ten dźwięk tutaj brzmi fałszywie”.
Nie rozumiem twojego podejścia, że ktoś nie ma prawa zasugerować ci jak masz grać. W moim zespole nikt nie obraża się jak powiem jak według mnie ta zagrywka brzmiałby lepiej. Po prostu szanujemy się nawzajem, a ja szanuje chłopaków za to, że mam jako członek sekcji rytmicznej bardzo dużo do powiedzenia w kwestiach muzycznych, wręcz jestem autorem 90% riffów 🙂 Nie zapominaj, że grasz w ZESPOLE a nie w swoim solowym projekcie. Z twoim podejściem polecam nauczyć grać na kilku instrumentach i nagrać wszystko samemu jak na przykład Burzum. W zespole gra się wspólnie, a nie każdy dla siebie i wszystko ma się ładnie kleić. A nóż czyjaś wizja partii basowej będzie lepsza od twojej? Nikt nie jest przecież alfą i omegą swojego instrumentu. W radach nie ma nic złego, pozwalają nawet popatrzeć na muzykę z cudzej perspektywy i wyciągnąć jakieś wnioski. Bo nie ma chyba nic gorszego niż zadufanie się w sobie i usilne twierdzenie, że moje partie są niepodważalne.
Bless
Ostatnio wziąłem się konkretniej za naukę czytania nut i jest jeden tekst, który mi się w tym temacie bardzo spodobał: “Są ludzie, którzy żałują, że nie nauczyli się czytać nut, ale nie znam żadnej takiej, która by żałowała, że poświęciła na to czas”
Poza tym mam nadzieję, że ogarnianie nut, połączone z jakimiś przyzwoitymi materiałami do teorii muzyki (które, naturalnie, też operują na nutach), pozwoli mi lepiej zrozumieć instrument i to co się z nim robi, a to by było dla mnie bardzo cenne 😉
@nietaki: Ostatnio wziąłem się konkretniej za naukę czytania nut i jest jeden tekst, który mi się w tym temacie bardzo spodobał: “Są ludzie, którzy żałują, że nie nauczyli się czytać nut, ale nie znam żadnej takiej, która by żałowała, że poświęciła na to czas”
Poza tym mam nadzieję, że ogarnianie nut, połączone z jakimiś przyzwoitymi materiałami do teorii muzyki (które, naturalnie, też operują na nutach), pozwoli mi lepiej zrozumieć instrument i to co się z nim robi, a to by było dla mnie bardzo cenne 😉
Dokładnie.
Tyle, że niektórym nie przetłumaczysz tego na język polski.
Dodam od siebie, że tabulatury rozleniwiają, natomiast nuty skłaniają do kombinowania w różnych pozycjach. Jeśli używacie Guitar pro czy TuxGuitar warto wyłączyć podgląd tabulatury w trakcie nauki by nie oszukiwać ;), ewentualnie czasem tyko zerkać kiedy sprawy zbytnio się skomplikują.
Pozdrawiam,
Arecki
Chwytam się za instrumenty jakieś pięc lat, na basie 4. Zaczynałem od klasycznej gitary w prywatnej szkole muzycznej, obecnie jestem w drugim stopniu państwowej szkoły (II klasa) na fagocie zatem nut uczę się od samego początku (dochodzi jeszcze fortepian obowiązkowy, solfeż…). W międzyczasie oczywiście grałem w różnych zespołach blues-rock i power metal (tak tak, ogień i woda 😉 ). Co do nut i komponowania: myślę, że autor stwierdzenia, że bez nut nie da się komponować mógł mieć na myśli to, że brak ich znajomości rzeczywiście ogranicza w tych kwestiach. Chociażby cytowany wyżej Paul McCartney, który do owego Yesterday nie dopisał jakże ważnej sekcji smyczkowej, bo nie umiał, musiał kto inny. Można spokojnie powymyślać riffy, funkcje, na klawiszach można na dwie ręce polecieć i temacik dograć i nuty będą zbędne. No ale jak zechcę sobie dopisać flet, który by mi miał dograć jakiś muzyk sesyjny no to lipa.
Chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na jedną cechę nut. Oczywiste jest, że tabulatury zawsze istnieją w połączeniu z muzyką. Nuty przeciwnie – w przypadku klasycznych utworów jest mnóstwo zapisów nutowych utworków, których najciemniejsze zakątki youtube nie widziały. I tu jest haczyk – nuty, mimo, że są w miaaarę ścisłym zapisem to jednak pozostawiają odtwórcy duże możliwości interpretacyjne – gdzie sobie zmienię dynamikę, co zaakcentuję etc. No wiadomo, gdyby było inaczej to konkurs Chopinowski i granie tych samych utworów nie miałby sensu. Wg mnie, moja muzykalność wzrosła między innymi dlatego, że, w wyżej wspomnianej szkole, rozczytuję cały czas jakieś nowe utworki, myślę nad frazami, nad charakterem. Potem przychodzę na próbę zespołu i czuję, jak wiele mogę zrobić z najprostszymi dźwiękami. Dlatego myślę, że daleko jest od nut do ograniczania się. Wystarczy zresztą popatrzeć na warsztat tych muzyków klasycznych, którzy grają tylko cudze utwory.
W ogóle według mnie nuty niosą ze sobą niemało wartości edukacyjnych a nauczenie się ich to naprawdę nie jest problem. Nie chodzi nawet o to, żeby cały czas trzaskać i rozczytywać coś i zapisywać. To po prostu porządkuje pewne rzeczy w głowie, rytm, tonacje itd. No i łatwiej jest wtedy kształcić słuch – pisać sobie dyktanda (to zupełnie co innego niż uczenie się kawałka ze słuchu z instrumentem w łapach), śpiewać solfeż, rozpoznawać akordy itd. Ale wiadomo – wszystko zależy od ambicji i potrzeb. To wszystko niewątpliwie nie jest konieczne i można napisać świetne rzeczy bez tego. No i taki McCartney pomimo nieznajomości zapisu jednak musiał mieć pojęcie o podstawowych strukturach w muzyce i niewątpliwie odznaczał się niemałą muzykalnością od młodzieńczych lat – może i czytać nut nie umiał, ale śpiewać w tercjach i grać na fortepianie tak. Może to kwestia talentu, może nieświadomie to wypracował, kto wie. Jednak większość ludzi w naszej kulturze nie rodzi się z takimi umiejętnościami a posiadanie ich do bycia muzykiem jest niemalże niezbędne. Uczyć się muzykalności można na wiele sposobów – nuty to tylko jeden ze wspomagaczy, z pewnością nie najlepszy.
A to ja mam odwrotnie tzn. chętniej korzystam z wysokich pozycji używając tabulatury :).
@kilman: Chwytam się za instrumenty jakieś pięc lat, na basie 4. Zaczynałem od klasycznej gitary w prywatnej szkole muzycznej, obecnie jestem w drugim stopniu państwowej szkoły (II klasa) na fagocie zatem nut uczę się od samego początku (dochodzi jeszcze fortepian obowiązkowy, solfeż…). W międzyczasie oczywiście grałem w różnych zespołach blues-rock i power metal (tak tak, ogień i woda 😉 ). Co do nut i komponowania: myślę, że autor stwierdzenia, że bez nut nie da się komponować mógł mieć na myśli to, że brak ich znajomości rzeczywiście ogranicza w tych kwestiach. Chociażby cytowany wyżej Paul McCartney, który do owego Yesterday nie dopisał jakże ważnej sekcji smyczkowej, bo nie umiał, musiał kto inny. Można spokojnie powymyślać riffy, funkcje, na klawiszach można na dwie ręce polecieć i temacik dograć i nuty będą zbędne. No ale jak zechcę sobie dopisać flet, który by mi miał dograć jakiś muzyk sesyjny no to lipa.
Chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na jedną cechę nut. Oczywiste jest, że tabulatury zawsze istnieją w połączeniu z muzyką. Nuty przeciwnie – w przypadku klasycznych utworów jest mnóstwo zapisów nutowych utworków, których najciemniejsze zakątki youtube nie widziały. I tu jest haczyk – nuty, mimo, że są w miaaarę ścisłym zapisem to jednak pozostawiają odtwórcy duże możliwości interpretacyjne – gdzie sobie zmienię dynamikę, co zaakcentuję etc. No wiadomo, gdyby było inaczej to konkurs Chopinowski i granie tych samych utworów nie miałby sensu. Wg mnie, moja muzykalność wzrosła między innymi dlatego, że, w wyżej wspomnianej szkole, rozczytuję cały czas jakieś nowe utworki, myślę nad frazami, nad charakterem. Potem przychodzę na próbę zespołu i czuję, jak wiele mogę zrobić z najprostszymi dźwiękami. Dlatego myślę, że daleko jest od nut do ograniczania się. Wystarczy zresztą popatrzeć na warsztat tych muzyków klasycznych, którzy grają tylko cudze utwory.
W ogóle według mnie nuty niosą ze sobą niemało wartości edukacyjnych a nauczenie się ich to naprawdę nie jest problem. Nie chodzi nawet o to, żeby cały czas trzaskać i rozczytywać coś i zapisywać. To po prostu porządkuje pewne rzeczy w głowie, rytm, tonacje itd. No i łatwiej jest wtedy kształcić słuch – pisać sobie dyktanda (to zupełnie co innego niż uczenie się kawałka ze słuchu z instrumentem w łapach), śpiewać solfeż, rozpoznawać akordy itd. Ale wiadomo – wszystko zależy od ambicji i potrzeb. To wszystko niewątpliwie nie jest konieczne i można napisać świetne rzeczy bez tego. No i taki McCartney pomimo nieznajomości zapisu jednak musiał mieć pojęcie o podstawowych strukturach w muzyce i niewątpliwie odznaczał się niemałą muzykalnością od młodzieńczych lat – może i czytać nut nie umiał, ale śpiewać w tercjach i grać na fortepianie tak. Może to kwestia talentu, może nieświadomie to wypracował, kto wie. Jednak większość ludzi w naszej kulturze nie rodzi się z takimi umiejętnościami a posiadanie ich do bycia muzykiem jest niemalże niezbędne. Uczyć się muzykalności można na wiele sposobów – nuty to tylko jeden ze wspomagaczy, z pewnością nie najlepszy.
@DAreios cholernie mądry post !
Uważam za bzdurę twierdzenie ,że przez brak znajomości czytania z nut nie
można skomponować z utworu
Same nuty na pewno pomogą w zrozumieniu samego utworu np. przez zespół
który chce scoverować utwór (choć gitarzyści/basiści daliby rade jeszcze
z tabów).
A sam czytam z tabów na razie ,a nutek powoli się uczę 😛
Nuty są rzeczywiście uniwersalne i na co dzień to właśnie z nich korzystam
ale podczas grania na weselach korzystam z materiałów, które wcześniej
oczywiście mam przygotowane i są w nich zarówno nuty jak i taby, wynika to z
tego, że jak się gra ponad 100 kawałków (do tego dochodzi też zmęczenie
po kilku godzinach) to taby bardzo się przydają. Ja bardzo długo byłem
przeciwnikiem tabulatury ale zmieniłem zdanie właśnie w momencie gdy
zacząłem grać na weselach.
Trzeba trochę rzeczy tradycyjnie naprostować
No niestety ale walisz bzdurę nawet bez sprawdzenia. 30 sekund na wiki i
wiedziałbyś, że obecny system zapisu nutowego pochodzi z początku wieku
XVIII, a tabsy funkcjonowały już na lutnię od wieku XV (źródło:
http://www.pl.wikipedia.org/wiki/Tabulatura ; jeśli chodzi o nuty na chór to jest
zupełnie inna kwestia, zresztą radzę pooglądać nuty wielogłosowego zapisu
nutowego a zapis jaki używa się dla instrumentów). Takie są fakty. Kwestia
historyczna była wykładana kilkakrotnie tutaj, mnie to zwisa i powiewa, ale
mamy kilku wrażliwych na tym punkcie, którzy, gdyby jeszcze na basoofkę
wchodzili, to by się oburzyli 😉 ale, że nieobecni głosu nie mają…
Godziny? Kolega kiedykolwiek trzymał książkę Popławskiego w ręku?
Przecież wyłożone tam wsio jaka kawa na ławę… Ale dobra, powiedzmy, że
jestem dziwak, reszta siada i czarna magia, co jak gdzie i kiedy z czym
posklejać, panie, nie wiadomo. Sam byłem kiedyś młodym gniewnym, że po co,
mam przecież guitar pro 3 i pentium 166. Ale przyszedł czas i trafiła kosa
na kamień, a dokładniej – chciałem wiedzieć jak to działa. Co oznacza taki
krzaczek, a co oznacza taki. Grałem już dobrze, parę latek przybyło. Jednak
moja niewiedza powodowała dużą frustrację – oto musiałem znów raczkować,
wrócić do podstaw, grania ćwiartek i ósemek, banalnych pochodów. Może
więc warto sobie uzupełnić tę widzę na starcie, niż potem przeżywać
wtóre frustracje?
Jeśli taby zachęcają do grania to chwała im za to. Mnie same taby nigdy nie
zachęciły, tab bez muzyki jest jak sedes bez srajtaśmy. Ale ok, jeśli
kogoś poza kolegą takie tabsy zachęciły to nie rzeknę już słowa w tej
kwestii. A jako zgred rzucę tylko to: jeśli chcesz zajechać gdzieś dalej
niż do pobliskiej remizy czy pubu a nie zapowiada Ci się na założenie
drugiej Metallici, Vadera czy DeMono, to naucz się tych głupich nut, chociaż
na tyle, byś był w stanie coś wydukać bez pomocy komputera. Nieznane są
wyroki boskie.
I bardzo fajnie, że tak robisz. Ale ok, robisz kawałek, masz pomysł na
wokal, np. z pięknowłosą koleżanką z liceum, zapraszasz ją do siebie
(gumki już kupione na po), prezentujesz jej utwór, prosisz o wykonanie z
Tobą, koleżanka próbuje i lipa, nie daje rady wyśpiewać np niskiego C.
Prosi o podniesienie tonacji. Co robisz? Czy w takim wypadku wysokość
dźwięku nie nabiera znaczenia?
Zauważ, że każdy numer możesz zagrać w każdym rejestrze instrumentu.
Wypadkowa jaki to będzie dźwięk to kwestia zależna od wielu innych
czynników jak brzmienie na przykład.
Podstawowa wiedza z teorii muzyki typu: metrum, wartości rytmiczne, tempo,
pauzy, takty, zwrotka, refren, przejście itd jest chyba elementarna w
komunikacji między muzykami.
Rzemieślnik to człowiek myślący, który wyrobił sobie pewne umiejętności
w wyniku wieloletniej pracy i długich studiów nad daną materią. Dzięki
temu potrafi odtworzyć rzeczy piękne, ale tworzy też korzystając z własnej
kreatywności. W wyniku długotrwałej pracy jego kreatywność nie jest
ograniczona barierami niskich umiejętności, potrafi zapanować nad własnymi
rękoma i przelać, czy to na papier, szkło, drewno, czy poprzez muzykę
dokładnie to, co chce przekazać.
Jeśli ktoś jedzie utartym szlakiem bez żadnego myślenia to jest to
odtwórca.
1. Jest to wyjście z założenia: gram tylko hobbystycznie. A na forach
przewijają się też zawodowcy, którzy dostają konkretną partię do
zagrania, kompozytor ma taki a taki zamysł i chciałby to zrealizować wedle
jego własnego gustu. Zapis nutowy jest tutaj szybkim (przy obustronnej
znajomości języka) sposobem przekazu myśli. To są, jak kolega ich
pogardliwie nazywa, rzemieślnicy. Wydaje mi się jednak, że kolega myli
chałturników z rzemieślnikami, to POWAŻNA różnica.
2. Zapis nutowy wykorzystywany w muzyce rozrywkowej różni się od zapisu
klasycznego. Ten pierwszy jest zdecydowanie uproszczony i wymaga znacznie
skromniejszej wiedzy. Masz to podane np. symbol akordu + wartość rytmiczna +
koda itp..
3. Załóżmy:
Jest was czterech, kolega gitarzysta miał sen w nocy, chce zrobić numer tak a
tak, ma konkretne wizje co do wszystkiego, prosi was by zachować taką a taką
formę. Przekłada Ci pewną formułe typu: tu graj ósemkami. To co, z
założenia to pier…, mówisz do gościa “żryj gruz” i opuszczasz
zespół?
Ma kolega sporo racji – dla chcącego nic trudnego, bez zapisu muzyk jest się
w stanie obyć, naprawdę. Wojtek P. jest przykładem człowieka, który
żadnej szkoły nie skończył, nut nie zna (nie znał, nadrobił braki) a gra
i to jak. Ale proszę nie jechać po bandzie w drugą stronę, jakoby zapis
nutowy był czymś co człowieka ogłupia, otumania i zamyka w schematyczne
ramki. Niech kolega zje trochę chleba z niejednego pieca, pogra gdzieś dalej
niż w pobliskim pubie i własnej próbowni, niech wyskoczy na jedne czy drugie
warsztaty muzyczne, a potem niech skonfrontuje co tutaj napisał z tym, co
będzie miał w głowie po różnych doświadczeniach. Nie chcę stawiać
siebie tutaj jako alfy i omegi, ale sam po sobie wiem, że spojrzenie na pewne
rzeczy zmienia się przez pryzmat czasu.
Przypomina mi się tutaj jedna z piosenek T.Love, a dokładniej werset z niej:
“Nie ćwiczę gam, nowej demokracji”. Ten sam człowiek w tym roku uczył się
bicia swingowych ósemek by nagrać najnowszy album “Old is Gold”, co sam
przyznaje w wywiadzie.
Po męce z postem kolegi zdałem sobie sprawę, że żadnych nutek nie
czytałem dawno. Idę coś wygrzebać z szafy, co by sobie trochę oczy stare
odświeżyć.
“No niestety ale walisz bzdurę nawet bez sprawdzenia. 30 sekund na wiki i
wiedziałbyś, że obecny system zapisu nutowego pochodzi z początku wieku
XVIII, a tabsy funkcjonowały już na lutnię od wieku XV “
No to się lekko pomyliłem, ale moja wypowiedź sprowadza się do tego że po
prostu nuty są bardziej rozwinięte i przez to o wiele bardziej
precyzyjne.
“Godziny? Kolega kiedykolwiek trzymał książkę Popławskiego w ręku?
Przecież wyłożone tam wsio jaka kawa na ławę… Ale dobra, powiedzmy, że
jestem dziwak, reszta siada i czarna magia”
No kawę na ławę, ale jak masz gówniarza którym sam kiedyś byłem, który
wie że najgrubsza struna w klasyku to E, a trzecia od góry to D – i wie to
tylko dlatego że mu pękła, to serio sądzisz że ot tak po przeczytaniu paru
zdań będzie w stanie grać z nut kawałki swoich idoli? Będzie musiał sobie
podpisywać dźwięki i zapamiętać ich pozycję na gryfie. Ok, coś zagrał.
Ale znudziło mu się i patrzy na inny kawałek… znowu to samo. A tak patrzy
na taby, ma kropki na progach i gra. I jest podekscytowany tym że zagrał coś
czego wcześniej słuchał, że mu cokolwiek wyszło. Rozumiesz o co mi
chodzi?
“tab bez muzyki jest jak sedes bez srajtaśmy”
No fajnie, ale czy ja piszę o graniu bez muzyki? Jak masz dzieciaka który
dostał na gwiazdkę gitarę to on nie zacznie od standardów jazzowych
których nigdy nie słyszał, tylko prawdopodobnie będize chciał grać to
czego słucha, to co sprawiło że w ogóle zechciał mieć gitarę. Poza tym
jaki jest sens nauki gry bez porównania z oryginałem? W jaki sposób będzie
wiedział czy dobrze zagrał, czy dobrze odczytuje nuty? Tak czy inaczej muzyka
powinna być. Wg mnie oczywiście
“Ale ok, robisz kawałek, masz pomysł na wokal, np. z pięknowłosą
koleżanką z liceum, zapraszasz ją do siebie (gumki już kupione na po),
prezentujesz jej utwór, prosisz o wykonanie z Tobą, koleżanka próbuje i
lipa, nie daje rady wyśpiewać np niskiego C. Prosi o podniesienie tonacji. Co
robisz? Czy w takim wypadku wysokość dźwięku nie nabiera znaczenia?”
Przy growlingu problem odpada 😉
Ale kumam o co chodzi. Co bym zrobił w takiej sytuacji? Poprosił aby nie
dublowała linii gitary tylko stworzyła własną linię. Albo bym przestroił
gitarę (bo skoro kawałek skomponowałem wykorzystując puste struny to
podniesienie tonacji bez tego zabiegu będzie technicznie niewygodne). Ja
mówię o komponowaniu melodii, tak mi w głowie grała i to że ktoś nie
wyrabia wokalnie nie sprawi że zmienię koncepcję.
PS. nie mam koleżanek z liceum, mam 26 lat.
“Rzemieślnik to człowiek myślący, który wyrobił sobie pewne
umiejętności w wyniku wieloletniej pracy i długich studiów nad daną
materią. Dzięki temu potrafi odtworzyć rzeczy piękne, ale tworzy też
korzystając z własnej kreatywności. W wyniku długotrwałej pracy jego
kreatywność nie jest ograniczona barierami niskich umiejętności, potrafi
zapanować nad własnymi rękoma i przelać, czy to na papier, szkło, drewno,
czy poprzez muzykę dokładnie to, co chce przekazać.”
Jak ja komponuję to nie patrzę na to czy jest zgodne z taką czy inną
teorią. Ma się podobać przede wszystkim MNIE SAMEMU. Ja nie twierdzę że
nuty są zbędne, to tylko moje drobne powątpiewanie że ich znajomość jest
niezbędna do skomponowania czegokolwiek.
“Jest to wyjście z założenia: gram tylko hobbystycznie. A na forach
przewijają się też zawodowcy, którzy dostają konkretną partię do
zagrania, kompozytor ma taki a taki zamysł i chciałby to zrealizować wedle
jego własnego gustu. Zapis nutowy jest tutaj szybkim (przy obustronnej
znajomości języka) sposobem przekazu myśli. To są, jak kolega ich
pogardliwie nazywa, rzemieślnicy. Wydaje mi się jednak, że kolega myli
chałturników z rzemieślnikami, to POWAŻNA różnica.”
I dlatego też pisałem o sobie. Gram tak jak napisałeś czysto hobbystycznie,
sam w domu, nie mam kapeli i nie mam czasu jej mieć. Dlatego pisałem że dla
mnie znajomość nut jest raczej zbędna i to nie sprawia że czuje się gorszy
od nutowców.
“Jest was czterech, kolega gitarzysta miał sen w nocy, chce zrobić numer tak
a tak, ma konkretne wizje co do wszystkiego, prosi was by zachować taką a
taką formę. Przekłada Ci pewną formułe typu: tu graj ósemkami. To co, z
założenia to pier…, mówisz do gościa “żryj gruz” i opuszczasz
zespół?”
NIgdy nie spotkałem się z takim podejściem podczas komponowania kawałków w
kapelach grających muzykę którą sam gram. Jak się komuś coś przyśniło
to przynosi riff na próbę, gra i czeka aż się inni podłączą. Jakby
chciał abym zagrał to ósemkami to mogę to zagrać ósemkami, chociaż
prawdopodobnie najpierw sam by mi to zagrać bo nie mam w głowie czasu trwania
poszczególnych nut i mógłbym się nie wstrzelić. Ale co innego jakby mi
przynosił zapisaną pięciolinię z melodiami którą mam grać. I to nie
istotne czy by mi to napisał nutami, tabami czy zagwizdał, jak chce żebym
stał z boku i realizował jego wizje to niech poszuka innego kandydata.
“jakoby zapis nutowy był czymś co człowieka ogłupia, otumania i zamyka w
schematyczne ramki.”
Ja nie mówię że tak jest, ale jestem zdania że nuty i teoria ma służyć
muzyce a nie muzyka teorii i nutom. Cały czas piję do poglądu, że trzeba
znać nuty aby komponować, w tym kontekście powinieneś to rozpatrywać. Jest
wielu ludzi którzy czytają nuty lepiej niż rodzimy język, a od 20-30 lat
piłują cudze “kawałki” i nie skomponowali niczego swojego. Natomiast znam, a
raczej znałem dużo ludzi którzy nut nie znali, podpinali gitarę do pieca i
sypali nowymi riffami
Staram się nie deprecjonować roli nut w muzyce, tylko raczej oponować do
postawy starego nauczyciela muzyki który wali linijką po łapach za jakieś
braki teoretyczne
Wyglądało inaczej, stąd trochę się napracowałem nad postem 🙂 w takim
razie Twoje zdrowie i spokojnego wieczoru 😉
Ja dopiero zaczynam swoją przygodę z gitara basówą. Zaczynam z książką
Popławskiego. Przygotowanie teoretyczne mam, bo grałem na klawiszu. Więc
nuty znam i uważam, że do grania różnorodnego materiału znajomość nut
jest niezbędna.
I jeszcze jedna kwestia. W którymś z postów Tubasa znalazłem genialną
podpowiedź. Otóż warto wiedzieć, która nuta na pięciolinii to F, G, czy
H. Ale o wiele istotniejszą kwestią jest wiedzieć, gdzie ta kropeczka na
pięciolinii jest na naszym gryfie. Wtedy gramy to, co widzimy na kartce, bez
“czytania” pięciolinii po nutce. Jeśli patrzę na nuty, to wiem, gdzie jestem
na gryfie. Mam nadzieję, że zrozumieliście o co mi chodzi 🙂
O ile nuty uważam za przydatne, ale niekoniecznie niezbędne, to dźwięki na
gryfie to absolutna podstawa. Z resztą już na pierwszej czy drugiej lekcji
rozpisywaliśmy z nauczycielem ściągawkę gdzie i jaki dźwięk się
znajduje. Niedługo potem zostałem bez nauczyciela, gdyż nie miał on czasu
na nauczanie mnie i kształciłem się na własną rękę.
Swojego czasu sam uważałem że “na ch*j mi teoria, mogę grać bez niej”. W
zasadzie tylko dźwięki na gryfie ogarniałem, czułem podskórnie, że mogą
się przydać kiedyś. Później odczuwałem, że przez taką ignorancję
jestem w tyle i nie rozwijam się tak, jakbym mógł. Leci mi teraz drugi
roczek w jazzowej szkole muzycznej. Zastrzyk teorii pozwala mi się stale
rozwijać. Dzięki niej gamy i skale modalne nie są tajemnicą, mogę zrobić
z nich swobodnie użytek, improwizować. Nagle riffy zaczęły się kleić bo
wiem, że siedzą w tonacji, już nie muszę wymyślać nic na czuja i
zastanawiać się “dlaczego ten dźwięk tutaj brzmi fałszywie”.
Nie rozumiem twojego podejścia, że ktoś nie ma prawa zasugerować ci jak
masz grać. W moim zespole nikt nie obraża się jak powiem jak według mnie ta
zagrywka brzmiałby lepiej. Po prostu szanujemy się nawzajem, a ja szanuje
chłopaków za to, że mam jako członek sekcji rytmicznej bardzo dużo do
powiedzenia w kwestiach muzycznych, wręcz jestem autorem 90% riffów 🙂 Nie
zapominaj, że grasz w ZESPOLE a nie w swoim solowym projekcie. Z twoim
podejściem polecam nauczyć grać na kilku instrumentach i nagrać wszystko
samemu jak na przykład Burzum. W zespole gra się wspólnie, a nie każdy dla
siebie i wszystko ma się ładnie kleić. A nóż czyjaś wizja partii basowej
będzie lepsza od twojej? Nikt nie jest przecież alfą i omegą swojego
instrumentu. W radach nie ma nic złego, pozwalają nawet popatrzeć na muzykę
z cudzej perspektywy i wyciągnąć jakieś wnioski. Bo nie ma chyba nic
gorszego niż zadufanie się w sobie i usilne twierdzenie, że moje partie są
niepodważalne.
Bless
Ostatnio wziąłem się konkretniej za naukę czytania nut i jest jeden tekst,
który mi się w tym temacie bardzo spodobał: “Są ludzie, którzy żałują,
że nie nauczyli się czytać nut, ale nie znam żadnej takiej, która by
żałowała, że poświęciła na to czas”
Poza tym mam nadzieję, że ogarnianie nut, połączone z jakimiś przyzwoitymi
materiałami do teorii muzyki (które, naturalnie, też operują na nutach),
pozwoli mi lepiej zrozumieć instrument i to co się z nim robi, a to by było
dla mnie bardzo cenne 😉
Dokładnie.
Tyle, że niektórym nie przetłumaczysz tego na język polski.
Dodam od siebie, że tabulatury rozleniwiają, natomiast nuty skłaniają do
kombinowania w różnych pozycjach. Jeśli używacie Guitar pro czy TuxGuitar
warto wyłączyć podgląd tabulatury w trakcie nauki by nie oszukiwać ;),
ewentualnie czasem tyko zerkać kiedy sprawy zbytnio się skomplikują.
Pozdrawiam,
Arecki
Chwytam się za instrumenty jakieś pięc lat, na basie 4. Zaczynałem od
klasycznej gitary w prywatnej szkole muzycznej, obecnie jestem w drugim stopniu
państwowej szkoły (II klasa) na fagocie zatem nut uczę się od samego
początku (dochodzi jeszcze fortepian obowiązkowy, solfeż…). W
międzyczasie oczywiście grałem w różnych zespołach blues-rock i power
metal (tak tak, ogień i woda 😉 ). Co do nut i komponowania: myślę, że
autor stwierdzenia, że bez nut nie da się komponować mógł mieć na myśli
to, że brak ich znajomości rzeczywiście ogranicza w tych kwestiach.
Chociażby cytowany wyżej Paul McCartney, który do owego Yesterday nie
dopisał jakże ważnej sekcji smyczkowej, bo nie umiał, musiał kto inny.
Można spokojnie powymyślać riffy, funkcje, na klawiszach można na dwie
ręce polecieć i temacik dograć i nuty będą zbędne. No ale jak zechcę
sobie dopisać flet, który by mi miał dograć jakiś muzyk sesyjny no to
lipa.
Chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na jedną cechę nut. Oczywiste jest, że
tabulatury zawsze istnieją w połączeniu z muzyką. Nuty przeciwnie – w
przypadku klasycznych utworów jest mnóstwo zapisów nutowych utworków,
których najciemniejsze zakątki youtube nie widziały. I tu jest haczyk –
nuty, mimo, że są w miaaarę ścisłym zapisem to jednak pozostawiają
odtwórcy duże możliwości interpretacyjne – gdzie sobie zmienię dynamikę,
co zaakcentuję etc. No wiadomo, gdyby było inaczej to konkurs Chopinowski i
granie tych samych utworów nie miałby sensu. Wg mnie, moja muzykalność
wzrosła między innymi dlatego, że, w wyżej wspomnianej szkole, rozczytuję
cały czas jakieś nowe utworki, myślę nad frazami, nad charakterem. Potem
przychodzę na próbę zespołu i czuję, jak wiele mogę zrobić z
najprostszymi dźwiękami. Dlatego myślę, że daleko jest od nut do
ograniczania się. Wystarczy zresztą popatrzeć na warsztat tych muzyków
klasycznych, którzy grają tylko cudze utwory.
W ogóle według mnie nuty niosą ze sobą niemało wartości edukacyjnych a
nauczenie się ich to naprawdę nie jest problem. Nie chodzi nawet o to, żeby
cały czas trzaskać i rozczytywać coś i zapisywać. To po prostu porządkuje
pewne rzeczy w głowie, rytm, tonacje itd. No i łatwiej jest wtedy kształcić
słuch – pisać sobie dyktanda (to zupełnie co innego niż uczenie się
kawałka ze słuchu z instrumentem w łapach), śpiewać solfeż, rozpoznawać
akordy itd. Ale wiadomo – wszystko zależy od ambicji i potrzeb. To wszystko
niewątpliwie nie jest konieczne i można napisać świetne rzeczy bez tego. No
i taki McCartney pomimo nieznajomości zapisu jednak musiał mieć pojęcie o
podstawowych strukturach w muzyce i niewątpliwie odznaczał się niemałą
muzykalnością od młodzieńczych lat – może i czytać nut nie umiał, ale
śpiewać w tercjach i grać na fortepianie tak. Może to kwestia talentu,
może nieświadomie to wypracował, kto wie. Jednak większość ludzi w naszej
kulturze nie rodzi się z takimi umiejętnościami a posiadanie ich do bycia
muzykiem jest niemalże niezbędne. Uczyć się muzykalności można na wiele
sposobów – nuty to tylko jeden ze wspomagaczy, z pewnością nie najlepszy.
A to ja mam odwrotnie tzn. chętniej korzystam z wysokich pozycji używając
tabulatury :).
Perfekcyjne podsumowanie DAreiosa i Magica !!!
Oj tam nuty. Nauczcie się MusicXMLa.
Coś takiego:
http://www.seiso.com/nl2xml/examples/xml_partwise/KillingMe_36.xml