Witam,
ostatnio przymierzam się do wymiany sprzętu i w związku z tym trapi mnie
bardzo filozoficzne pytanie.
Czy opłaca się inwestować we własne, potężne nagłośnienie?
Moja sytuacja wygląda tak:
ćwiczę w domu, z kapelą gramy w salce prób na sprzęcie salkowym, koncertów
jeszcze nie gramy.
Stąd moje pytanie, czy warto iwestować w head + paczka min 300W.
Wnioskuję że nie, przynajmniej na moim poziomie gry.
Jak myślicie? I w którym momencie należy myśleć o własnym sprzęcie?
Czy powinienem zainwestować we własne nagłośnienie jako basista?
Czy myśląc o wymianie sprzętu powinienem zakupić własne nagłośnienie?
Czy opłaca mi się inwestować w nagłośnienie będąc początkującym basistą?
Czy warto kupić head i paczkę o mocy 300W jako basista, który gra tylko w sali prób?
Czy inwestycja w własne nagłośnienie jest konieczna, gdy gram tylko w sali prób?
Czy potrzebuję własnego nagłośnienia do grania w zespole jako basista?
Kiedy powinienem zacząć myśleć o zakupie własnego nagłośnienia jako basista?
Czy warto kupić potężne nagłośnienie, kiedy nie gram jeszcze koncertów jako basista?
Czy własne nagłośnienie jest ważne dla rozwoju kariery basisty?
Czy inwestycja w nagłośnienie ma sens, jeśli tylko ćwiczę w domu jako basista?
Jestem w podobnej sytuacji co Ty teraz, z tym, że nagłośnienie już mam.
Jeśli macie w planach koncerty to dobrze mieć do czego się podłączyć
(chociaż przy graniu na kilka kapel i to da się obejść pożyczając wzmacniacz
basowy od innych).
Jesteś w komfortowej sytuacji bo nie masz gasu na zakup czegoś na szybko. Na
razie poczekaj, odłóż kasę. Nigdy nie wiadomo kiedy przyda się sprzęt. 🙂
Czyli rozumiem, że lepiej teraz wydac kasę na wzmacniacz słuchawkowy lub
karte muzyczna? Nastepnie wydać kasę na jakiś head (najlkepiej z DI) a
kolumnę w ogóle sobie darować (zazwyczaj organizator zapewnia)
Miałem z tym podobny problem. Uznałem jednak, że 200W na próby i małe
kluby wystarczy. Doświadczenie mam niewielkie, ale z tego co zauważyłem to
na większych imprezach można się wpiąć w przody i wtedy combo zostaje jako
odsłuch.
Z doświadczenia i przemyśleń:
– większość klubów ma przody – zamiast wydawać trzy tysiące na sensownie
skuteczny sprzet lepiej kupić jakąś zabawkę podłogową z wyjściem DI
(Zoomy to bodaj mają, jakiegoś Sansampa, MXR M80 – te dwa ostatnie to w
praktyce preampy z wyjściem DI);
– kupienie średnio skutecznego zestawu nie zawsze musi dawać dobry efekt –
lepiej poszukać czegoś używanego z pewnego źródła;
– lepiej przeznaczyć większą kwotę na nagłośnienie i mieć naprawdę
skuteczny zestaw.
Ile ludzi tyle będziesz miał rad.
I każdy będzie miał rację.:D
Jeżeli o mnie chodzi to mój zespół ma pełne wyposażenie. łącznie z
przodami 2 X 400W.
I jesteśmy samowystarczali na jakieś małe występy.
Zależy też gdzie zamierzacie grać – czy idziecie na głęboką wodę czy
zaczynacie od małych klubów (gdzie np. nie mają własnego
nagłośnienia).
Zawsze byłem zdania aby próby bezpośrednio przed występem i występy robić
na WŁASNYCH gratach – omija cię wątpliwa przyjemność ustawiania
wszystkiego od zera i opóźniania. Każdy wzmacniacz ma zupełnie inną
charakterystykę i brzmienie i każdy lubi co innego – to, że ty lubisz
środek nie znaczy, że ktoś nie ustawi sobie bomby na EQ (···…) i broń
boże da ci to zmienić. Byłem świadkiem jak człowieczek podpiął się pod
cudzy stack dłubał przy nim z 20 min…
Aby uniknąć zabawy w brzmienie od zera na każdym sprzęcie warto mieć
właśnie jakiś preamp, najlepiej z diboxem, zawsze masz swoje brzmienie w
kieszeni. head z DI ma tą wadę, że jadąc na koncert w początkującej
kapeli obstawiam, że nie masz prawa jazdy i własnego auta, a ładowanie się
do tramwaju z headem w jednej i basem w drugiej łapie nie jest zbyt komfortowe
😀
a ja jestem przeciwnikiem posiadania czegoś na podłodze i grania tylko z
tego. jak nie mam za sobą paczki, która dmucha mi i połowie zespołu po
nogach to nie gra mi się komfortowo – tak samo, jakbym nie słyszał
perkusisty na przykład. Ja przez ostatni rok pożyczałem paczkę od Dantego i
powiem Ci, że taka sytuacja to zero komfortu. Do tego jest wielu basistów,
którzy nie pożyczają z jakiegoś powodu sprzętu (nie wiem co się ma
zepsuć od przesunięcia paru suwaków i zagrania paru dźwięków może się
z…ać. Takie same szanse jakby grał właściciel).
Dalej – Niekoniecznie musisz wydać miliony na nagłośnienie, kupisz używkę
z kategorii starterów (jakieś Ashdown y MAG, Kustomy, LDMy, hardke), to potem
sprzedasz bez straty, a na większości tego sprzętu już można przyzwoicie
zabrzmieć jak się ma głowę.
Ale jak to napisał glatzman – ile osób, tyle podejść/porad.
Jak dla mnie to posiadanie własnego sprzętu daje możliwość bezproblemowego
zorganizowania koncertu. Nie trzeba się nikogo prosić. Nawet w zasadzie
można zagrać samemu. Jak nasi gitarzyści mieli sprzęt nie nadający się do
grania koncertów to zawsze z tym jaja były (czy pożyczy ktoś?) a teraz jak
nikt nie będzie użyczał na koncercie sprzętu to bierzemy swój i się nie
przejmujemy niczym
Absolutnie posiadanie preampu nie skreśla paczki za plecami, tylko pozwala po
swojemu okiełznać to co się na miejscu zastanie 🙂
Zrozumiałe, że nie jest komfortowe pożyczanie ciągle sprzętu, nie
wspominając o sytuacji gdzie zwyczajnie nie ma od kogo pożyczyć. Weź pod
uwagę, że kolega na razie W OGÓLE nie koncertuje, a Vermonsi robią to
regularnie 🙂
Każdemu wg potrzeb.
A oni wiedzą co się może z..ać i dlatego nie pożyczają.
1. Zależy na jakim etapie jesteś
2. Zależy ile kasy chcesz przeznaczyć na modernizację sprzętu.
3. Lekturka na wieczór, założyłem kiedyś podobny wątek
https://basoofka.net/forum/16934,po-co-ogromne-ilosci-watow/
Możliwości Ad 1. kupując pierwszy wzmacniacz nie warto na ogół szukać
czegoś olbrzymiego. 100W combo wystarczy spokojnie nawet często do małych
koncertów plenerowych. Zanim dojdziecie do dużych koncertów plenerowych
będziesz dokładnie wiedział jaki wzmacniacz i jaka kolumna są Ci potrzebne.
Na dodatek będziesz miał własny samochód z szoferem i murzynami do ich
targania.
Pokaż mi organizatora posiadającego na stanie DOBRĄ kolumnę basówą ;]
CChyba że lubisz MDKowskie Eltrony bądź klubowe MegaMocnoChińskie kolumny z
allegro
Możliwości ad 2. Mocno wiąże się z ostatnią kwestią ad 1. za 2000
możesz mieć albo dobre combo, albo dobry head, albo dobrą kolumnę. Jako że
te dwa ostatnie występują razem a granica cenowa pozostanie ta sama,
dopowiedz sobie jak będzie grał zestaw head+paka za 2000. Nie mówiąc już o
tym, że na dobrych 100W usłyszysz się lepiej niż kiepskich 300W.
Pozwolę sobie się nie zgodzić. Sam jestem posiadaczem zestawu head i paka za
2 koła i nie brzmi to za nic profesjonalnie, ale brzmi naprawdę przyzwoicie i
nie wiem jakie combo miałbym zamiast tego zestawu kupić.
Co może się zepsuć? Można zajechać głośniki, spalić trafo głośnikowe
w lampie, rozwalić sprzęt czysto fizycznie(np. upuścić)
Kup sobie Kustom groove 600w,to ci portki spadną.
Ampega :P.
Na poważnie – seria BA Ampega jest bardzo fajna.
Co do nagłośnienia – można wyhaczyć super sprzęt za 1600zł. Jednak
trzeba liczyć na fart i czasem zacisnąć zęby.
Z moich propozycji do dwóch kafli:
– TE 1048;
– head powiedzmy Kustom 200 albo jakiegoś Hartke (3500, 5000, 5500); albo TE
GP7.
Można dostać hybrydkę Hartke 3500 z kolumną do 1700,-. Jak masz szczęście
(np. head Laboga hybryda za ~ 400zł + paka) to możesz złożyć zestaw jeszcze
taniej.
Beh4500h+kolumna na emi delta 15 za 600zł o ile pamiętam, dokupiłem Ashdown
mag 410t za 600zł i mam zestaw który mogę sprzedać za tyle co kupiłem i
dodatkowo mogę się słyszeć na próbie na takim brzmieniu jakie sobie
wymaże.
Kiedy ja staję przed dylematem czy coś kupić czy nie to staram się
opowiedzieć sobie na trzy pytania:
1. Czy jest mi to potrzebne?
2. Czy chcę to mieć?
3. Czy mnie na to stać?
Jeśli przynajmniej na dwa pytania odpowiadam twierdząco to dochodzi do zakupu
albo do rozpoczęcia odkładania na daną rzecz kasy:)
Przekładając na Twoją sytuację: jeśli nie czujesz potrzeby albo nie masz
jakiegoś GASu to na razie nie zaprzątaj sobie tym głowy. Zaczniesz grać
koncerty itd. to zobaczysz czy potrzebujesz sobie coś kupić czy nie.
Od siebie mogę jeszcze dodać, że zarówno ja jak i cała moja kapela
jesteśmy w 100% samowystarczalni na większości koncertów i nie musimy się
o nic prosić, a to jest spory komfort.
Muzyk bez swoich podstawowych narzędzi pracy (czyli bez instrumentu i
nagłośnienia) jest bezużyteczny.
Powiem więcej – taki ktoś jest zakałą zespołu.
Jeśli lubisz sobie od czasu do czasu pobrzdąkać i nie wiążesz z tym
żadnej przyszłości – zostaw sprawy tak jak są.
Właśnie coś takiego miałem napisać.
Nic dodać nic ująć…
Mazdah, to do mnie?
Chyba do każdego, kto ma taki problem jak w temacie 😀