Czasami gdy gramy na jakimś basie możemy poczuć że akurat ta gitara ma to
coś.. Coś co sprawia że jest wyjątkową.. To coś jak by dusza.. Ten
temperament.. Ta moc ten dół który wykręca nam kiszki i powoduje silną
depresję 😀 Pewnie.. To domena rasowych basów niczym koni czystej krwi.. Jak
i kon wartych sporo kasy.. Ale czy tania nowa gitara w budżecie powiedzmy 800
zł może mieć to coś? I czy aby każdy drogi bas ma tą duszę? Jakiś czas
temu kupiłem typowy budżetowy bas za około 600zł..
Był to Washburn T12 nie jest to wyścigówka.. Gitara raczej nie należy do
wygodnych jeżeli ktoś gra w pozycji siedzacej.. Dźwięk nie zachwyca ale
mimo to po ponad roku gry czuje że ta gitara ma to coś.. Grałem na kilku
innych i to nie było to.. I chyba ten Stary chiński drań ma tą duszę.. Co
o tym myślicie? Zapraszam do dyskusji!
Czy jako basista, kiedyś poczułeś, że tania gitara ma duszę?
Czy jest możliwe, że budżetowy bas za 800 zł ma duszę?
Czy dusza występuje tylko w drogich gitarach basowych?
Czy sądzisz, że każdy drogi bas ma duszę?
Czy twój Washburn T12, mimo że tani, ma duszę?
Czy uważasz, że komfort gry w pozycji siedzącej ma wpływ na duszę gitary basowej?
Czy głos jest równie ważny jak dusza dla gitarzysty basowego?
Czy uważasz, że marka gitary ma wpływ na jej duszę?
Czy ceny gitar basowych odzwierciedlają ich duszę?
Co oznacza dla ciebie dusza gitary basowej?
Każdy bas na jakim pograłem trochę dłużej miał swoją „osobowość” –
charakterystyczne cechy, o którym nigdy wcześniej bym nie pomyślał, że
mogą wystąpić.
Łoooo chłopie za 800zł ja kupiłem GMRa Bassforce’a z twardym kejsem…
Temat do zamknięcia;).
Pewnie, że gitary mają duszę. Mawet chinczyki. Pomyśl że mógł być
wypadek na taśmie i komuś coś ucięło i naprzykład na korpusie była krew,
którą potem zalakierowali albo fabryka gitar jest na starym cmentarzu
indiańskim.
Tylko gitary warwicka nie mają duszy – bo robią je chłodne i profesjonalne
niemcieckie laserowe roboty. W gitarowych fabrykach śmierci.
Kiedyś myślałem, że duszę ma Jolana Galaxis, na której grałem.
Myślałem tak, gdyż a) była to moja pierwsza gitara, kupiona za własne 200
zł, b) praktycznie nie znałem innych modeli i wydawała mi się cudem
świata, a już na pewno grała najpiękniej na świecie. Ale szybko
przestałem tak myśleć. Przesiadałem się na kolejne, bądźmy szczerzy:
lepsze instrumenty, i coraz bardziej dochodziłem do wniosku, że „dusza” to
pojęcie sztuczne. Oznacza ono według mnie bardziej twój własny, emocjonalny
stosunek do instrumentu, niż coś odwrotnego.
To trochę jak z samochodami. Jednym jeździ ci się lepiej, drugim gorzej, aż
nagle trafiasz na taki, którego nie sprzedałbyś za nic w świecie, gdyż
czujesz, że jest najlepszy… choć jego przyrodzone cechy zdefiniowane na
papierze na nic takiego nie wskazują. Sam mam taki samochód. Ma 14 lat,
wielkiego dymiącego diesla pod maską i mało chodliwy znaczek na tejże.
Mógłbym mieć już dawno lepszy, ale podskórnie czuję, że wcale taki by
nie był, choć to z deka irracjonalne, bo przecież wszystkie parametry
miałby lepsze. I jeżdżę tym, który mam.
Zgaduję, że to właśnie po trosze brzmi jak historia Twojego Washburna.
Hmmm, u mnie stoi w kącie moje pierwsze wiosło. Jakiś Stagg z gryfem jak
noga od stołu, ale na niej się uczyłem, pierwsze bąble na opuszkach miałem
od tej gitary. Chciałem ją sprzedać, żona mi nie pozwoliła :), wyniosłem
ją do piwnicy, postała tam jakiś czas. Kiedyś piłem pifko z kumplem w tej
piwnicy i szkoda mi się zrobiło tej dechy. Zabrałem ją do domu, w kilku
miejscach lakier ma odpryśnięty, to nic. W ogóle nie jest wyważona, lekka
decha i jakiś taki ciężki gryf. Chciałem z niej zrobić dawce bo myślałem
że wystrugam sobie własny instrument który będzie miał „duszę” bo sam go
zrobię a nie ktoś na taśmie w fabryce. Mam rację? No chyba tak, ale na
stolarce się nie znam, heheheh. I tak stoi dalej wiernie w kącie, za
drzwiami. Czasami wezmę ją do ręki i podłącze do wzmacniacza, niech ma trochę
miłości. Jest ze mną od początku i już chyba zostanie…
Przerabiaj na fretlessa.
MISTRZ YODA POWIEDZIAŁBY: Fretless może lepszy fretless przerobiony niż bez
miłości gitara nieużywana, która gdzieś serce traci.A może fretlessem
być i zmieni swój los w TWOICH rękach…
Wiesz co robić
Popieram w 100%, bo dla jednej osoby dany instrument ma duszę, a dla innej
już nie.
Nie zmienia to faktu, że wśród tanich instrumentów zdarzają się nieźle
wykonane i nieźle brzmiące (one mają szanse być uznane za instrumenty z
duszą), a wśród tych z wysokiej półki instrumenty, które wymagają
poprawek lutniczych, a bez nich niespecjalnie robią wrażenie „manualne” czy
brzmieniowe.
DEFIL. Duszy nie ma, diabeł zabrał. W zamian brzmi elegancko.
Fajna nakładka na pota 😀
To nie nakładka, tylko kabel do krzyżowania kanałów.
Duszę ma basista, jak ma. Jak nie mam to i wiesło za sto milionów nie zagra.
Mam taki aktualny przykład jako że teraz moim main basem jest Peavey CIRRUS
BXP DARKWOOD , którego kupiłem za …. 800zł . Jak na mój gust wygląd ma
do d*py , płaski , spiczasta główka – nie moja bajka generalnie , ale jak
podlączysz to … cudo …. Miałem sporo basów z przedziału cenowego 1
500-7 000 ale ten mnie po prostu zszokował .
http://www.musikhaus-benson.de/upload/image_objekte/1340030537.jpgMoje drugie wiosło jakie miałem to był Jakubiszyn Jazz Bass kupiony w
sklepie muzycznym „nad Savią” w Oświęcimiu za 320… Byłem młody i głupi
i go potem sprzedałem za jakieś grosze. A był naprawdę super – poziom
Squiera – tylko taki fajny, stary i przetyrany i pewnie miałby teraz z 40
lat… :/
Miał ktoś w ogóle do czynienia z tą marką albo innymi basoofkami tej
firmy?
HA ! Po lunie to był mój pierwszy poważny bas — Jakubiszyn precision bass ,
Wymieniłem mu przystawki i brzmiał super. Tyle że wtedy byłem młody i
głupi i wydawało mi się brzmienie mało nowoczesne i kupiłem Mayonesa BE4 a
ten został sprzedany . Ostatnio ktoś na allegro podobnego za 1500zł
sprzedawał .
Czołem
Mój stary, tani precel Encore ma to „coś”. Aktualnie ostrunowany flatami
niezmiennie sprawia mi sporo frajdy. Drugi — niedrogo nabyty — bas z tym
„czymś” to podobnie jak u >stagnacji
Aha, rysunki się oczywiście nie wyświetlają, sorry.
Pozdroofka
RomekS