Dla jakiej publiczności najbardziej chcielibyście grać?
przez NEBUSO
Elitarnej? Licznej? Rozbawionej? Nietrzeźwej?
23 komentarzy
glatzman
Taki wybór tylko:D
Eltarną to ja mam w d…
Liczna i rozbawiona jak najbardziej.
Nietrzeźwa? – Cyba nie da się tego częsciowo uniknąć.
Chyba, że rozmawiamy o występowaniu w świątyniach, na imprezach „ku czci” itp. – w takim przypadku … mnie tam nie będzie.
JJK
Najlepsze gigi, to te, gdzie opar gorzały i innych specyfików w powietrzu przegrywa tylko ze smrodem ludzi w pogo. Taka publika to złoto. Potem niech się zaopatrzą w koszulki, płyty, czy co tam będzie do opchnięcia i postawią oktany za dobry koncert.
Kapral
A czemu elitarną masz w d*pie? Elitarność wcale nie musi oznaczać, że przychodzą ludzie ą ę i jak im Giant Steps nie zagrasz, to Cię wygwiżdżą. Mogą to być po prostu ludzie o wyszukanych gustach, oczekujący czegoś nowego.
Ja nie miałbym nic przeciwko graniu dla elitarnej publiczności – szczerze, to nawet wolałbym, żeby na koncert przyszło 200 wkręconych w klimat osób, niż 400 z ulicy, dlatego, że Ci z ulicy dzisiaj posłuchają Twojej muzyki, a jutro disko relaks.
glatzman
@Kapral: ludzie ą ę
To, to już jest „elyta”, ale żebys wiedział ile takich osób jest.
Kiedyś byłem świadkiem, jak zespół pierwszy (ale miejscowy) dał duuuużo lepszy wsytęp niż drugi, ale za to ze znanym nazwiskiem. Zgadnij komu „lepiej postawieni” włazili do d…
Tych 200 wkręconych czy 400 z ulicy to też nie jest tak ddo końca.
Ci od disco polo to razcej na koncert rozkowy nie przyjdą (laski nie takie, towarzystwo nie takie). Ja w każdym bądź razie tego typu osobników na rockowych graniach nie widzę.
A tak na boku.
Tak się zastanawiam. W takiej powiedzmy liczbie 100 osób publiki ilu tak na prawde słucha co grają na scenie? (Pomijamy oczywiście muzyków z „konkurencji” – ci słuchają przede wszystkim po to by potem wymienić wpadki grających)
Ja się przyznam, że jak idę na jakiś występ, to odbieram wszystko „całosciowo”. Nigdy nie analizowałem jak gra bas, jakie są akordy itd. Albo mi się podoba albo nie. I już.
mazdah
Dla słuchającej. Od 20 osób w górę 😀
Kapral
Ja zazwyczaj chodzę na koncerty, żeby słuchać muzyki, no chyba, że jestem już trzeci raz widzę dany zespół. Gorzej, jeżeli muzyki na koncercie posłuchać się nie da, bo jest fatalnie nagłośniony, ale to inna para kaloszy :P.
stahoo71
Dla każdej, byleby słuchała/tańczyła/pogowała/jakikolwiek-odbiór-był.
Przypominam sobie, jak kiedyś w „mieście świętej wieży” zagraliśmy całkiem niezły koncert w pubie dla… właściciela i barmanki 🙂
Oczywiście fajniej grać dla 2000 osób niż dla 20…
Smolken
Ja na własne pytanie odpowiem w formie wideo. To jest dla mnie publiczność bliska ideału:
A potem cała publiczność pcha się do garderoby!!!!!
I do pełni szczęścia cysterna piwa.
To ja to rozumiem.
A żony oczywiście w domu.
lovemyguitar
rozbawionej raczej nie 😛
kovaln
jak największej 🙂
Smolken
@glatzman: To ja to rozumiem.
Poza oczywistymi powodami które tam widać, naprawdę lubię też grać dla tłumów w których jest dużo ludzi z Brazylii i innych ciepłych krajów. Naprawdę są pogodni co w praktyce widać po tym że muszą mnie wypić niż Polacy zanim się odważą potańczyć.
Kapral
@Smolken: Ja na własne pytanie odpowiem w formie wideo. To jest dla mnie publiczność bliska ideału: […]
A w mojej skromnej opinii tego rodzaju publiczność to ludzie, którzy jedzenie w McDonalds nazwaliby zupełnie normalnym odżywianiem.
ulek
@Kapral: tego rodzaju publiczność to ludzie, którzy jedzenie w McDonalds nazwaliby zupełnie normalnym odżywianiem.
Skoro już poryszyliśmy ten wątek, to dawno chyba nie było nowego odcinka „gotuj z Kapralem”:)
(przepraszam za offtop)
Smolken
Swoją drogą tam „McDonalds” wymawiają mniej więcej jak „Makudonałdżi”.
MaciekM
Moim zdaniem ważne żeby się bawili ludzi nie musi być dużo. Ważne żeby byli w jakiś sposób zaangażowani w muzykę czy to zabawa pod sceną czy też zwykłe słuchanie. Gorzej jak siedzą i cały czas gadajo nie zwracając uwagi co się dzieje, albo jak się wygłupiają (tak po chamsku). Chyba tyle. 😛
Kapral
@ulek:
@Kapral: tego rodzaju publiczność to ludzie, którzy jedzenie w McDonalds nazwaliby zupełnie normalnym odżywianiem.
Skoro już poryszyliśmy ten wątek, to dawno chyba nie było nowego odcinka „gotuj z Kapralem”:) (przepraszam za offtop)
Nawet nie wiesz, jak bardzo Twój post jest proroczy.
A tak do rzeczy – naprawdę mam lekką awersję do publiczności, która świetnie się bawi przy takiej muzyce, jaką kolega Piotr tu zaprezentował, dlatego, że wiem, że to przestanie być modne, następny sezon przyniesie kolejny tego typu wakacyjny bądź karnawałowy hit, który takoż zostanie zapomniany.
Uskrajniając – to dla mnie muzyka bez merytorycznej wartości.
Smolken
Nie muszę chyba bronić tego że wolę grać dla dużej ilości ładnych dziewczyn niż na przykład dla siwiejących facetów z krajów anglojęzycznych, ale co do muzyki która zostanie zapomniana… tego się nie da przewidzieć. Dzisiaj mało kto pamięta KLF (a szkoda, „3 AM Eternal” chętnie bym zagrał) ale 2 Unlimited żyje wiecznie (z czego się cieszę, „No Limit” bardzo lubię grać i jutro będę grał).
Basstard
Trudne pytanie.
Z jednej strony – uwielbiam, gdy publika stawia się licznie i dobrze się bawi, z drugiej zaś, gdy schodzimy z WZM (mój szantowo-folkowy chałturband) ze sceny po trzech setach, zajeżdżeni jak koń po westernie, następnego dnia do roboty, a nawalone towarzystwo woła „jeszcze siedem”, to mam ochotę wysprzęglić komuś basem w twarz. Raz że nie płacą nam za nadgodziny, dwa że mam niestety naturalnie bardzo niski poziom energii i bateryjki mi szybciutko siadają…
Dlatego dla licznej i rozbawionej chętnie, ale nietrzeźwej już mniej. Tym bardziej, że bardzo źle działa na mnie towarzystwo ludzi w stanie bliskim upadłości. Nie lubię.
To i ja kilka zdań od siebie dodam na ten temat ; )
Gram najczęściej trochę inne rzeczy niż Wy, bo sambę, w kilkanaście osób po klubach, na paradach, zawsze jest dużo ludzi, co nam się bardzo podoba, uwielbiam jak gramy dla tłumów gdzieś na ulicy. Wtedy można się poczuć jak w Brazylii : ) Wciągamy ludzi do zabawy, wszyscy tańczą, młodzi ludzie, starsze babcie, miło się patrzy. Ostatnio to i pogo do samby zauważyłam, że się u nas modne robi 😀
Często nasze granie jest połączone z jakąś imprezą, gdzie ludzie za kołnierz to nie wylewają, wtedy chłopaki od nas ustawiają takich do pionu. Najlepsze show odbyło się w ten weekend u nas na Tall Shipach. Z koncertu Nelly Furtado ludzie przychodzili do nas i mówili, że ona to się przy nas może schować 😀 wszyscy byli pod wrażeniem, my również, bo dawno się nie spotkaliśmy z tak pozytywnym odbiorem. Byliśmy zmęczeni, było już późno, ale dla takiej publiczności bisowanie 2 razy było samą przyjemnością 🙂 Faceci do nas podchodzili, całowali, przytulali, przybijaliśmy piątki. Tak wielkiej publiczności jeszcze nigdy nie mieliśmy : )) ale to akurat taka muzyka, założeniem jest rozkręcanie takich imprez, porywanie tłumów, trafienie do jak największej liczby ludzi, ale jak już ktoś gra jakiś jazz, to inna sprawa.
Każdy gatunek ma różne grono odbiorców. Kilka razy zdarzyło mi się gdzieś grać przed ludźmi na gitarze, wokal do tego, publiczność robi dużą różnicę. Raz pamiętam, że jakieś sztywniaki były, to nawet się nie kiwali, nie śpiewali ze mną, aż mi się niefajnie grało, zauważyłam, że nawet tak od niechcenia już później śpiewałam, bo nie było dla kogo. Za to przed całą szkołą ostatnio włączyłam wszystkich do śpiewania refrenów, uczniów i całe grono pedagogiczne ; ) Jak ma się dla kogo grać, widzi się, że ludzie są zainteresowani, to aż chce się grać.
Za niedługo będę się w muzyku uczyć, koncerty dla sztywniaków i „elyty” też będę grać w przyszłości na bank, ale pocieszam się tym, że w wolnych chwilach mogę sobie to rekompensować grając jakąś rozrywkę 😉 Tym chyba zakończę, pozdrawiam 🙂
Amen
Raz grałem przed emerytami. Jedna babcia biła brawo.
Taki wybór tylko:D
Eltarną to ja mam w d…
Liczna i rozbawiona jak najbardziej.
Nietrzeźwa? – Cyba nie da się tego częsciowo uniknąć.
Chyba, że rozmawiamy o występowaniu w świątyniach, na imprezach „ku czci”
itp. – w takim przypadku … mnie tam nie będzie.
Najlepsze gigi, to te, gdzie opar gorzały i innych specyfików w powietrzu
przegrywa tylko ze smrodem ludzi w pogo. Taka publika to złoto. Potem niech
się zaopatrzą w koszulki, płyty, czy co tam będzie do opchnięcia i
postawią oktany za dobry koncert.
A czemu elitarną masz w d*pie? Elitarność wcale nie musi oznaczać, że
przychodzą ludzie ą ę i jak im Giant Steps nie zagrasz, to Cię
wygwiżdżą. Mogą to być po prostu ludzie o wyszukanych gustach, oczekujący
czegoś nowego.
Ja nie miałbym nic przeciwko graniu dla elitarnej publiczności – szczerze, to
nawet wolałbym, żeby na koncert przyszło 200 wkręconych w klimat osób,
niż 400 z ulicy, dlatego, że Ci z ulicy dzisiaj posłuchają Twojej muzyki, a
jutro disko relaks.
To, to już jest „elyta”, ale żebys wiedział ile takich osób jest.
Kiedyś byłem świadkiem, jak zespół pierwszy (ale miejscowy) dał duuuużo
lepszy wsytęp niż drugi, ale za to ze znanym nazwiskiem. Zgadnij komu „lepiej
postawieni” włazili do d…
Tych 200 wkręconych czy 400 z ulicy to też nie jest tak ddo końca.
Ci od disco polo to razcej na koncert rozkowy nie przyjdą (laski nie takie,
towarzystwo nie takie). Ja w każdym bądź razie tego typu osobników na
rockowych graniach nie widzę.
A tak na boku.
Tak się zastanawiam. W takiej powiedzmy liczbie 100 osób publiki ilu tak na
prawde słucha co grają na scenie? (Pomijamy oczywiście muzyków z
„konkurencji” – ci słuchają przede wszystkim po to by potem wymienić wpadki
grających)
Ja się przyznam, że jak idę na jakiś występ, to odbieram wszystko
„całosciowo”. Nigdy nie analizowałem jak gra bas, jakie są akordy itd. Albo
mi się podoba albo nie. I już.
Dla słuchającej. Od 20 osób w górę 😀
Ja zazwyczaj chodzę na koncerty, żeby słuchać muzyki, no chyba, że jestem
już trzeci raz widzę dany zespół. Gorzej, jeżeli muzyki na koncercie
posłuchać się nie da, bo jest fatalnie nagłośniony, ale to inna para
kaloszy :P.
Dla każdej, byleby
słuchała/tańczyła/pogowała/jakikolwiek-odbiór-był.
Przypominam sobie, jak kiedyś w „mieście świętej wieży” zagraliśmy
całkiem niezły koncert w pubie dla… właściciela i barmanki 🙂
Oczywiście fajniej grać dla 2000 osób niż dla 20…
Ja na własne pytanie odpowiem w formie wideo. To jest dla mnie publiczność
bliska ideału:
https://www.youtube.com/watch?v=hcm55lU9knw
A potem cała publiczność pcha się do garderoby!!!!!
I do pełni szczęścia cysterna piwa.
To ja to rozumiem.
A żony oczywiście w domu.
rozbawionej raczej nie 😛
jak największej 🙂
Poza oczywistymi powodami które tam widać, naprawdę lubię też grać dla
tłumów w których jest dużo ludzi z Brazylii i innych ciepłych krajów.
Naprawdę są pogodni co w praktyce widać po tym że muszą mnie wypić niż
Polacy zanim się odważą potańczyć.
A w mojej skromnej opinii tego rodzaju publiczność to ludzie, którzy
jedzenie w McDonalds nazwaliby zupełnie normalnym odżywianiem.
Skoro już poryszyliśmy ten wątek, to dawno chyba nie było nowego odcinka
„gotuj z Kapralem”:)
(przepraszam za offtop)
Swoją drogą tam „McDonalds” wymawiają mniej więcej jak „Makudonałdżi”.
Moim zdaniem ważne żeby się bawili ludzi nie musi być dużo. Ważne żeby
byli w jakiś sposób zaangażowani w muzykę czy to zabawa pod sceną czy też
zwykłe słuchanie. Gorzej jak siedzą i cały czas gadajo nie zwracając uwagi
co się dzieje, albo jak się wygłupiają (tak po chamsku). Chyba tyle. 😛
Nawet nie wiesz, jak bardzo Twój post jest proroczy.
A tak do rzeczy – naprawdę mam lekką awersję do publiczności, która
świetnie się bawi przy takiej muzyce, jaką kolega Piotr tu zaprezentował,
dlatego, że wiem, że to przestanie być modne, następny sezon przyniesie
kolejny tego typu wakacyjny bądź karnawałowy hit, który takoż zostanie
zapomniany.
Uskrajniając – to dla mnie muzyka bez merytorycznej wartości.
Nie muszę chyba bronić tego że wolę grać dla dużej ilości ładnych
dziewczyn niż na przykład dla siwiejących facetów z krajów
anglojęzycznych, ale co do muzyki która zostanie zapomniana… tego się nie
da przewidzieć. Dzisiaj mało kto pamięta KLF (a szkoda, „3 AM Eternal”
chętnie bym zagrał) ale 2 Unlimited żyje wiecznie (z czego się cieszę, „No
Limit” bardzo lubię grać i jutro będę grał).
Trudne pytanie.
Z jednej strony – uwielbiam, gdy publika stawia się licznie i dobrze się
bawi, z drugiej zaś, gdy schodzimy z WZM (mój szantowo-folkowy chałturband)
ze sceny po trzech setach, zajeżdżeni jak koń po westernie, następnego dnia
do roboty, a nawalone towarzystwo woła „jeszcze siedem”, to mam ochotę
wysprzęglić komuś basem w twarz. Raz że nie płacą nam za nadgodziny, dwa
że mam niestety naturalnie bardzo niski poziom energii i bateryjki mi
szybciutko siadają…
Dlatego dla licznej i rozbawionej chętnie, ale nietrzeźwej już mniej. Tym
bardziej, że bardzo źle działa na mnie towarzystwo ludzi w stanie bliskim
upadłości. Nie lubię.
Dla siedzącej, palącej i pijącej piwo w zadymionym, ciemnym lokalu ale raz w
życiu dla takiej:
http://www.joemonster.org/filmy/26471
To i ja kilka zdań od siebie dodam na ten temat ; )
Gram najczęściej trochę inne rzeczy niż Wy, bo sambę, w kilkanaście osób
po klubach, na paradach, zawsze jest dużo ludzi, co nam się bardzo podoba,
uwielbiam jak gramy dla tłumów gdzieś na ulicy. Wtedy można się poczuć
jak w Brazylii : ) Wciągamy ludzi do zabawy, wszyscy tańczą, młodzi ludzie,
starsze babcie, miło się patrzy. Ostatnio to i pogo do samby zauważyłam,
że się u nas modne robi 😀
Często nasze granie jest połączone z jakąś imprezą, gdzie ludzie za
kołnierz to nie wylewają, wtedy chłopaki od nas ustawiają takich do pionu.
Najlepsze show odbyło się w ten weekend u nas na Tall Shipach. Z koncertu
Nelly Furtado ludzie przychodzili do nas i mówili, że ona to się przy nas
może schować 😀 wszyscy byli pod wrażeniem, my również, bo dawno się nie
spotkaliśmy z tak pozytywnym odbiorem. Byliśmy zmęczeni, było już późno,
ale dla takiej publiczności bisowanie 2 razy było samą przyjemnością 🙂
Faceci do nas podchodzili, całowali, przytulali, przybijaliśmy piątki. Tak
wielkiej publiczności jeszcze nigdy nie mieliśmy : )) ale to akurat taka
muzyka, założeniem jest rozkręcanie takich imprez, porywanie tłumów,
trafienie do jak największej liczby ludzi, ale jak już ktoś gra jakiś jazz,
to inna sprawa.
Każdy gatunek ma różne grono odbiorców. Kilka razy zdarzyło mi się
gdzieś grać przed ludźmi na gitarze, wokal do tego, publiczność robi
dużą różnicę. Raz pamiętam, że jakieś sztywniaki były, to nawet się
nie kiwali, nie śpiewali ze mną, aż mi się niefajnie grało, zauważyłam,
że nawet tak od niechcenia już później śpiewałam, bo nie było dla kogo.
Za to przed całą szkołą ostatnio włączyłam wszystkich do śpiewania
refrenów, uczniów i całe grono pedagogiczne ; ) Jak ma się dla kogo grać,
widzi się, że ludzie są zainteresowani, to aż chce się grać.
Za niedługo będę się w muzyku uczyć, koncerty dla sztywniaków i „elyty”
też będę grać w przyszłości na bank, ale pocieszam się tym, że w
wolnych chwilach mogę sobie to rekompensować grając jakąś rozrywkę 😉 Tym
chyba zakończę, pozdrawiam 🙂
Raz grałem przed emerytami. Jedna babcia biła brawo.
dla 100 000 napalonych groupies :DD