Ostatnio, odkąd kupiłem Squiera VMJB, cieszę się jak dziecko i z basem
spędzam duużo czasu. Wszystko mi gładko podchodzi i nie mam problemów z
grą, ale nie o tym chciałem powiedzieć. Dołuje mnie to, że po ponad roku
siedze z basem w domu… A na pewno nie o tym marzyłem. Jestem pewien, że jest
wielu chętnych muzyków z którymi mógłbym grać, ale chyba nie potrafię
dotrzeć do tego świata. Tutaj zgłaszam się z prośbą do wszystkich którzy
mogą mi pomóc. Jestem z okolic Włodawy w lubelskim i szukam muzyków do
gry!!! Nie wiem co mi z tego wyjdzie, ale postanowiłem poprowadzić
poszukiwania, może akurat coś się ułoży. Być może ktoś z forumowiczów
pochodzi z Włodawy lub okolic i mógłby mi pomóc. Każda pomoc mile
widziana! Pozdrawiam i proszę o kontakt:) zostawiam maila [email protected]
EDIT: Może wasze historie w jakiś sposób okażą się pomocne. Opowiadajcie
jak znależliście swój pierwszy band:)
Gumtree, Rockmetal.pl, Dział Muzyczne pośrednictwo pracy. Po co bloga?:D
Szukam pomocy na każdy możliwy sposób:D
Dobra, zachęciłeś mnie pytaniem o pierwszy band, a u mnie jest historia jak
z dennego filmu, to się rozpiszę 😀
Chodziłem sobie do L0, zaczynałem pogrywać na gitarze elektrycznej.
Spodobała mi się jedna dziewuszka z klasy i spędzałem z nią sporo czasu,
zwłaszcza, że wtedy słuchaliśmy dużo podobnej muzyki. Miała jedną wadę
– chłopaka 😀 No ale i bez planów mordu ani dzikich nadziei kontakt mieliśmy
znakomity, a jej chłopaka poznałem na koncercie bodaj KSU – spoko gość,
cośtam sobie grywa na gitarze, też krótko.
Mijają z dwa miesiące od KSU, jest jazda, że Coma wystąpi w filmie
kręconym u nas w mieście i szukają statystów po podskakiwania pod sceną we
fragmencie filmu – oczywiście zgraja ludzi się zjeżdża, ja wsiadam u siebie
w autobusik – a tam chłopak owej koleżanki. No to jedziemy razem, gadamy,
dojeżdżamy, on ma po nią iść i wracam z krzywą mordą, że go zostawiła
dla innego… no to kurde nie powiem mu „stary, pech” i pójdę na Comę.
Połaziłem z nim po mieście, pogadaliśmy o wszystkim i o niczym a dwa dni
później zaprosił mnie do kapeli, która, jak się potem okazało składała
się z niego i perkusisty, który bębny miał od 3 miesięcy. Nie mieliśmy
nic – wiedzy, sprzętu (chociaż ze średniej półki), techniki, talentu,
żaden z nas, ale fun był nieziemski 🙂
Drugą kapelę rozkręciłem przez forum lokalnej sceny muzycznej, ale z racji
charakteru gitarzysty olałem ich po pół roku.
Dwie kolejne kapele znalazłem z ogłoszeń (w jednej nadal gram, znakomici
muzycy).
Piąta kapela, założona przez znajomego ze studiów, mnie i znajomego
znajomego prawdopodobnie niedługo będzie przezemnie opuszczona na rzecz
kapeli nr 6 na której ogłoszenie właśnie odpowiedziałem 😀
NIE BÓJ SIĘ pisać ogłoszeń/odpowiadać na nie – po drugiej stronie też
są ludzie, o ile nie porwiesz się na zbyt głęboką wodę to w najgorszym
wypadku Ci podziękują i szukasz dalej. Ja sam raz trafiłem na przesłuchanie
do kapeli składającej się z zawodowych muzyków z Krakowskiej Szkoły Jazzu
i Muzyki Rozrywkowej, którzy praktycznie mnie wyśmiali – straszny wstyd, inna
liga zupełnie. Żyję. Próbowałem dalej, ani im źle nie życzę, ani, mam
nadzieję, oni mi. Później padła sytuacja odwrotna – mając już przyzwoity
sprzęt i skill poszedłem na przesłuchanie do kapeli która wyglądała jak
moja pierwsza – zmaganie się z każdym dźwiękiem, 0.001% muzyki w tym było.
Grzecznie podziękowałem, życzę im szczęścia 🙂
Takie osobiste spostrzeżenie – jeśli trafisz do kapeli, gdzie przez kilka
prób z rzędu ktoś wydaje Ci się dupkiem i wprowadza kwasy to choćby nie
wiem jak dobrymi grajkami byli olej owego kolegę (co często wiąże się z
olaniem całej kapeli, w końcu jesteś nowy, nie wywalisz jednego ze „starych
graczy”). Na początku będziesz zaciskał zęby i grał, ale z czasem na
Twojej twarzy będzie pojawiał się grymas niechęci myśląc o próbie.
Próba w dobrej kapeli to radocha na którą się nie możesz doczekać, jeśli
jest inaczej to znaczy, że jest coś nie-tak z kapelą.
W sumie to nie mam chyba najgorzej, mój wychowawca z technikum jest
gitarzystą dość dobrze rozpoznawalnego zespołu w tych okolicach. Musze z
nim porozmawiać… A twoja historia jest naprawdę jak z filmu:D Daj to dla
jakiegoś reżysera:D
Wracając do tematu, to masz rację, nie ma czego się bać. Nikt mnie nie
zabije, raczej:D
O i jeszcze naszła mnie jedna rada wynikająca z mojego podejścia i
obserwacji – staraj się grać z jak najlepszymi muzykami (uwzględniając
oczywiście to co pisałem o gburach i kwasach wcześniej). Niewiele przyjdzie
z kapeli w której jest się najlepszym ogniwem, wiedząc, że ma się jeszcze
wiele do nauki.
Ja celuję zawsze (poza pierwszą kapelą) w składy w których będę
najsłabszym ogniwem, ale na tyle mocnym, żeby mnie w ogóle chcieli i nie
przynosiłbym im wstydu 😉 To jest nieziemski kop do rozwoju.
O tym gdzieś już słyszałem. Będe musiał się jakoś wkręcić…
Szlifuj umiejętności, a w międzyczasie dopytuj,szukaj… Skoro umiesz grać
to tak czy inaczej ktoś się nawinie 🙂