Niedawno wspomniałem o „konkurencyjnych” forach basowych i przy tej okazji
pojawił się głos zahaczający o pewną typową sprawę, dotyczącą zresztą
nie tylko BASSCITY i nie tylko sprzętu muzycznego. To głos „Kaprala”:
@Kapral: […]Odkąd pamiętam, panował tam strasznie hermetyczny klimat, teraz też nie jest inaczej – czasami trafia się osoba (lub kilka) o bardzo ugruntowanej opinii (w oparciu o nie-wiadomo-do-końca-co) i wówczas forum zaczyna obiegać opinia (lub ogarnia je moda), że taki-a-taki grat jest dobry, względnie taki-a-taki jest gówno wart. Koniec końców okazuje się, że podobne opinie można sobie w buty wsadzić, ale mało kto ma odwagę to powiedzieć ;).
[…]
Rzeczywiście!
Klasyczna jest już opinia, że wzmacniacze tranzystorowe są pozbawione tego
„czegoś” co mają „lampiaki”, a symulowane programowo brzmienia w sprzęcie
typu LowDown6 czy Roland, „jadą cyfrą”.
Zgadzam się w kwestii ogólnej, natomiast diabeł, jak zawsze, tkwi w
szczegółach. Na słyszalne brzmienie ma wpływ tak wiele różnych
czynników, że żaden prosty podział typu „lampiaki”, „tranzystory”, „cyfra”
nie ma sensu. Większe znaczenie ma tu odbiór indywidualny i „psychologia
stada” niż fakty.
Obiektywne badania porównawcze, publikowane przez niezależne instytucje
wskazują w wielu wypadkach na identyczność charakterystyk i parametrów
porównywanych sygnałów. Tak więc to, co słyszymy bardziej zależy od
jakości konkretnego produktu, niż od tego co ma w środku.
Wydaje się, że opinie o wzmacniaczach z półprzewodnikowymi podzespołami i
stopniami mocy są „pogrobowcem” lat 70-tych, kiedy to nie odkryto jeszcze
wpływu tzw. „efektu piku” na jakość brzmienia. Generowane przez ten efekt
częstotliwości, teoretycznie leżące poza zasięgiem słyszalności, poprzez
interferencje z częstotliwościami zakresu słyszalnego i psychoakustyczne
właściwości ludzkiego mózgu, powodowały charakterystyczne wrażenia
„suchości” dźwięku.
Raz utrwaloną opiniię zmienić jest bardzo trudno, a nikt nie chce wystawiać
się na kpiny „znawców” – o czym „Kapral” wspomniał…
Faktem jest, że tylko najlepsze, starannie dopracowane konstrukcje
tranzystorowe – i to w komplecie ze specjalnie zbudowanymi zestawami
głośnikowymi- dorównują kultowym konstrukcjom lampowym, ale i wśród
„lampiaków” hierarchia jakości jest wyraźna!
To samo dotyczy wielu innych spraw.
Na naszym forum „w dobrym tonie” jest np. wybrzydzanie na Wojtka
Pilichowskiego. Pisałem już o tym zjawisku i w zasadzie nie mam nic więcej
do dodania w tej kwestii, ale widać, że i u nas „syndrom leminga”
występuje!
Niebezpieczeństwo polega na pojawieniu się braku zaufania do własnych
wrażeń i ocen. Mamy prawo do swojego zdania i nie bójmy się go wyraźnie
formułować.
Najwyżej wywoła to ożywcza dyskusję, w wyniku której być może my
zmienimy zdanie, ale możliwe też, że przekonamy innych do naszej
opinii…
Najważniejsze byśmy potrafili rzeczowo uzasadnić swoje racje!
Ale się, kurna, rozpisałem…
To na razie, neskim!
Mazdah o tym pisał – to jest Forumowe p*rdolenie. Że taki, a taki sprzęt
jest świetny – bujda! Więcej siedzi w palcu i to jest fakt. Ludzie
wybrzydzają, a zapominają, że trzeba ćwiczyć. Od kiedy poświęcam
regularnie po sześć, siedem godzin tygodniowo na ćwiczenia z metronomem
widzę znaczną poprawę artykulacji i z mojego paskudnego, aktywnego,
sześciostrunowego potwora wyciągam brzmienia różnorakie. Palcyma.
Psychologia stada – w sumie racja. Jednak – nie każdy potrafi uzasadnić swoje
zdanie cytatami z TB czy innego źródła wiedzy, a po prostu wie swoje, jednak
widząc, że ktoś „bałdziej doświatczony” mówi mu, że wie lepiej, to
zapala się lampka w głowie pt. un racyę może i mieć! I tak się zaczyna
pitolenie, że bas Millera to nie JB, że lampka w preampie ma tylko być, że
Hartke wali kartonem a Ashdown muli. Jak widzę takie opinie mam ochotę
wyjść. Bo najczęściej są wyssane z palca albo, niestety, z forum.
FP trzeba pacyfikować; chyba, że chcemy być skarbnicą przesądów, gdzie
trzy osoby z instrumentami za kilkadziesiąt tysięcy złotych są powiernikami
wiedzy objawionej i spozierają z Olimpu na resztę. Czasem czuję się tak na
forum – rozumiem, ktoś ma wiedzę, doświadczenie, ucho. Ale, do wacława
wafla, mało kto jest w stanie odróżnić „na ucho” Fender z lat 70. od tego z
lat dziesiątych. A cyfra – trudno mi stwierdzić, ale pewnie sam bym nie
odróżnił jakiegoś hi-endowego chorusa od tego z multiefektu Zooma. Niech
brzmi, trzeba ćwiczyć. Jak zaczniemy dostrzegać różnice między
konkretnymi modelami to wtedy będziemy mogli jakoś przebierać. Tylko czasem
zapominamy o tym, że sami kiedyś zaczynaliśmy od Jolan. I liczyliśmy na
poradę.
ja w sumie nie powinienem się może wypowiadać bo się nie znam (jestem tu
tylko od bekapów i apgrejdóf :P) ale podobnie jest z aparatami
fotograficznymi. To człowiek robi piękne zdjęcia, aparat może mniej lub
bardziej przeszkadzać, ale artysta-zawodowiec jest od tego żeby okiełznać
technikę i użyć jej do stworzenia czegoś pięknego… uogólniając dajcie
dowolny sprzęt (jolanę, zooma i piec tonsila) zawodowcowi i amatorowi to
zobaczycie różnicę. BTW ostatnio podobny trochę wątek był jak na okładce
czegośtam wylądowało zdjęcie zrobione ajfonem przez zawodowca, co
oczywiście wzbudziło oburzenie „środowiska”. Nie mogę znaleźć gdzie był
artykuł o „końcu fotografii” znalazłem tylko to
http://www.medialink.pl/artykul/8324,Zdjecie_z_iPhonea_na_okladce_tygodnika,group4
Nie byłbym sobą, gdybym tego nie skomentował, więc komentuję.
Już drugi raz Tubas zmotywował Palika do wypowiedzi. Coś się dzieje.
Bardzo dobry i potrzebny temat!
Dlatego potrzebne są prowokację, żeby te „prawdy objawione” skompromitować
🙂
Tak jak miało to miejsce przy porównaniach muzza, czy testach wrzucanych
przez mazdaha.
Wrzucić dobrze brzmiącą próbkę i pozwolić „powiernikom wiedzy tajemnej”
zachwalać Hartke i Ashdown y.
A i chciałem dorzucić coś od siebie, że niestety fora internetowe w
również przestają być niezależne. Bardzo łatwo możemy paść ofiarą
marketingu szeptanego. Ostatnio przeglądając oferty pracy natknąłem się
właśnie na taką ofertę. Zadaniem takiej osoby jest przeglądanie
specjalistycznych forów i wygłaszanie (podszywając się pod zwykłego
użytkownika) zgodnych z polityką reklamową firmy, opinii. Będzie to
zarówno zachwalanie firmy i X oraz „psioczenie” na firmę Y.
Na Basoofce też ostatnio takie historie się zdarzają, ale staram się w
jakiś tam mniejszy czy większy sposób je tępić :P.
Wszystkie idee da się przedstawić i o ile nie będą zbyt agresywne (nazwę
przykład po imieniu – ostatnie wyjazdy kolegi futrzaka na temat tanich basów,
mimo, że nie ich nie neguję, to ich forma nie była powodem do dumy) to
można się z nimi zgodzić bądź nie. Agresja w wypowiedzi (a nieraz ją
tutaj czytamy) może spowodować, że podświadomie zanegujemy nawet fakt
występowania drewna w fenderach, bo owy człek to przestawia.
Można również w sposób kulturalny i na poziomie przestawić nawet radykalne
poglądy (patrzeć: nagrania muzza i prezentacje z talkbassa przytaczane przez
Mazdaha), które dają do myślenia.
Najgorszą rzeczą jaką obserwuje na forum jest jednak polecanie sprzętu „bo
czytałem”. Pół biedy, jak ktoś wspomni, że czytał, że sprzęt jest
bezawaryjny. Gorzej jak mówi, że sprzęt jest genialny, bezawaryjny i warty
swojej ceny a (np.) instrumentu na oczy nie widział, ale ktoś (cholera wie
kto) na forum kiedyś to napisał. Tak się rodzą stereotypy, nieraz bardzo
krzywdzące dla producenta. Jako moderator staram się takie sytuacje tępić
do granic przyzwoitości, bo mówimy o bardzo drogich rzeczach o których nie
możemy nie mieć pojęcia, skoro zabieramy głos.
Nie demonizowałbym tak FP. Nie, żeby to było coś chwalebnego, ale wlasciwie
jakie to ma rzeczywiste skutki? Powiedzieli ci, ze Fender Marcus Miller jest do
d*py, a chcesz mieć podobne do mistrza brzmienie? Kupujesz innego jazz bassa
ala 70s i bierzesz się za cwiczenie – cel osiagniety. Hartke i Ashdown sa do
luftu? A nawet, jeśli tak, to co innego można w tym przedziale cenowym kupić?
Zreszta czesto można się z nimi spotkac w srodowisku naturalnym i samemu
stwierdzic. Poza tym na kazde 3 posty „kartke wali kartonem” zawsze będzie
przynajmniej jeden „pieprzycie, w tych pieniadzach daje rade. Mialem i sobie
chwalilem”.
Jednak FP i to, o czym pisze Dante, dotyczy tylko sprzętu. Zawsze można go
spieniezyc, wymienic, kupić nowy. „Its not life. It is stuff.”
Absolutnie najgorsza rzecza jest wypowiadanie się przez forumisiow, którzy o
graniu maja pojecie raczej mocno zielone, na temat techniki i basizmu w ogole.
U zarania mojej basowej kariery przejechalem się na tym i jestem wyjatkowo
ciety na takie „madrosci”. Tacy agenci bez zadnej krepacji udzielaja rad, po
czym okazuje się, ze nie dość, ze sami niewiele potrafia, to jeszcze pytajacy
zna się na rzeczy lepiej od nich.
Technika gry na basie to bardzo śliska sprawa. Sam ucząc gry, czasami boję
się, żeby nie zniechęcić uczniów – nigdy nie pokazuję: „tak się gra”,
zawsze mówię przy problemach: „ja gram w taki sposób – zobacz”. Albo
przejmie, albo się nauczy po swojemu dobrze (a prędzej czy później będzie
musiał, bo będą „o-pe-ery” za artykulację, czy za brak timeu. 🙂
Pytania o ustawianie rąk w Internecie to już w ogóle trochę trącą
bzdurą… 😉
No nie wiem czy trącą bzdurą, mnie np. Natalia Brzozowska, jeszcze za
czasów Forum Woobie Doobie bardzo pomogła, bo jednym spojrzeniem na zdjęcie
przedstawiające mój chwyt przyuważyła co jest nie tak i dlaczego nie mogę
grać bo się łapa spina. Później było parę miesięcy (a może i lat…)
rehabilitacji i dzisiaj gra mi się świetnie chociaż zdecydowanie nie
książkowo.
Co do F.P. – prosta sprawa. Specjalista, fachowiec, czy jakkolwiek by nas –
basistów – można nazwać, zawsze usłyszy więcej niż przeciętny słuchacz.
I czasem po prostu za bardzo koncentrujemy się na szczegółach, niuansach,
kablach, wzmacniaczach, gitarach, strunach, zdejmowaniu maskownicy, wywalaniu
preampów zamiast po
prostu poćwiczyć jak coś nie brzmi 😉 Wydawało by się, że mam całkiem
zdrowe podejście do F.P. ale:
– gram i będę grał tylko i wyłącznie na kablach Klotz Funkmaster. Bo inne
mi nie pasują – wytrzymałościowo a w wielu przypadkach i brzmieniowo.
– gram i będę grał tylko na wzmacniaczach Ampega. Ewentualnie GK, Hartke
Inne zwyczajnie mi nie pasują.
– struny flatwound to też moda przyniesiona z Talkbass
– Fender to czysta lanserka, bo podobno stare japońce brzmią tak samo albo i
lepiej (nie sprawdzałem ostatnio)
I generalnie można mnie uznać za leminga, bo zamiast szukać czegoś swojego
to podążam za utartymi i czesto snobistycznymi trendami niczym Lemming.
Cóż…
Każdy słyszy po swojemu. Dzięki temu w pewnym momencie naszej basowej
przygody jesteśmy w stanie wybrać najlepszy sprzęt dla siebie. Często
zapominamy o tym, że jesteśmy to zrobić raczej tylko i wyłącznie DLA
SIEBIE. Wpadamy w stan „ja wiem lepiej od Ciebie co dobre” … a w skrajnych
przypadkach „ja wiem lepiej od Ciebie co dobre dla Ciebie”. Nad tym trzeba
panować! 😉