Ostatnio ogarnąłem odrobinę profil zespołu na reverbnation i podczas tegoż
natrafiłem na możliwość skorzystania z jednorazowej promocji otrzymania za
darmo kampanii promocyjnej na facebooku o wartości 25$.
Trochę szczegółów – wybieramy piosenkę/stronę którą chcemy promować,
pięciu podobnych artystów i zasięg (ustawiliśmy globalny z racji tego, że
w taki target chcemy uderzać prędzej czy później).
Ok, wszystko fajnie wygląda, naprawdę się napaliłem, że coś się ruszy,
bo zdobycie każdego głupiego lajka na fb (czyli de facto jakieś rozszerzenie
’wpływów’ zespołu) to ciężka walka czasem.
Do sedna. Statystyki tejże kampanii (trwała 4 dni) przedstawiają się
następująco:
Impressions: 50,311
Clicks: 102
Fan Interactions: 128
Recommendations: 957
a lajków nam przybyło 14 (wszystkie z brazylii, meksyku, jeden chyba z usa) i
chyba z 5 czy 6 osób na liście mailingowej RN.
Do tego wiemy, że naszą piosenkę (za darmo) ściągnęło 8 osób.
To taka przestroga chyba głównie.. Na pewno nie kupiłbym tego za swoją
kasę choćby z tego powodu, że sam rzadko klikam w reklamę. Wiem na pewno,
że błędem było nienapisanie 'Kliknij tutaj a możesz wygrać płytę!’ i
ustawienie zasięgu jedynie na Polskę, lecz nie o to nam chodziło (i zdałem
sobie z tego sprawę po ptokach już). No, to tyle, wiem że parę osób ma tu
strony swoich zespołów na fb. Toteż – nie wydawajcie kasy w błoto – choć
na pewno przygotowana taka kampania z super duper specem przyciągnie więcej,
to chyba lepiej się podpiąć pod jakiś głupi konkurs, gdzie za polubienie
strony można wygrać koszulkę/gadżet.
No, to tyle, temat taki, żeby ogólnie o promocji był (wiem, był już, ale
to mój blog). Czirs.
Sorry, ale najwięcej likeów na profilu zespołu to skacze zawsze po zagranym
wyjazdowym koncercie, gdzie sporo nowej publiki. I to też nie są
oszałamiające liczby. Poza tym, nie każdemu się zwyczajnie chce kliknąć
„Lubię to!” pod zespołem, który nawet dobrze znają, a tym bardziej pod
zespołem, który usłyszeli raz w życiu.
Poza tym, czy ilość”Lubię to!” na Facebooku jest wyznacznikiem czegokolwiek?
W dzisziejszym swiecie tak 🙂 Sam nie mam konta na facebooka ale widze co
dzieje się z osobami, , które maja (z zespolami takze). Dla niektorych kapel
naprawdę wyznacznikiem „fajnosci” jest ilosc kliknietych przez kogos „Lubie
to!”. Im więcej ich maja, tym czuja się lepsi od tych, którzy maja mniej.
Chore…ale swiat przez tego facebooka (i nie tylko) zmierza w zlym kierunku.
Dobra, nie będę robil offtopu 🙂 To osobna dyskusja…, która jest i tak
bezowocna.
Dla mnie osobiscie zespół może mieć 0 „Lubie to!”, wazne ile osob pojawi się na
koncercie i jak gra (+ inne czynniki). Wole mieć te 100 osob przed scena, niż
100 wirtualnych, , które rzekomo „Lubia to!”.
Ogolnie temat rzeka, wiec lepiej to skonczyc dość szybko bo wybuchnie (pewnie
dość ostra) dyskusja.
A niech wybucha! Dla mnie ilość tzw. likeów na Facebooku nic nie znaczy.
Świadczy przede wszystkim o popularności zespołu w Internecie, a nie
koniecznie na scenie – Kumama w tym momencie ma raptem 153 „fanów”
(cudzysłów zamierzony), co jest, oczywiście, niewielką ilością. Jednakże
trafiałem na profile znanych zespołów, które miały na koncie nagrane
płyty, a tych „fanów” miały jeszcze mniej. To oznacza, że jesteśmy lepszym
zespołem? Bardziej rozpoznawalnym?
Cytując klasyka:
http://www.img853.imageshack.us/img853/1756/idontthinkso.jpgZawsze kiedy ktoś wspomina o Facebooku denerwuje się i zapominam o reszcie
argumentach 🙂 Jak właśnie ilosc „fanow”. Czasem znajome zespoly maja więcej
„Lubie to!” niż polskie zespoly, , które tworzyly historie muzyki w tym kraju.
Wiec jak mam to rozumiec? chyba Zakwas już odpowiedzial na ten temat.
Nie wierze, ze kilka klikniec „Lubie to!” podniesie jakiemus zespolowi
frekwencje na koncertach…sadze, ze wzrost frekwencji nadal odbywa się za
pomoca poczty pantoflowej. Ktos pojdzie, poslucha, stwierdzi, ze fajne i powie
reszcie znajomych. Potem jeden może wejsc na Facebooka i kliknac slynny tekst,
a drugi tego nie zrobi, choc muzyka np idealnie trafila w jego gusta i
oczekiwania.
Kiedys był MySpace, gdzie tak samo ludzie walczyli o ilosc wyswietlen…teraz
jest Facebook, gdzie ludzie walcza o ilosc „Lubie to!” czy innych glupich
rzeczy. I po co? Ja rozumiem, ze dla niektorych jest coś takiego jak
rywalizacja miedzy zespolami (, które np graja podobny gatunek muzyczny) ale to
powinno się oceniac po ilosci ludzi na koncercie, a nie po ilosci wirtualnych
„fanow”.
Do autora tematu, jeśli dobrze zrozumialem to po tej „promocji” oczekiwaliscie
z zespolem, ze nagle przybedzie Wam nie wiadomo ilu pseudo-fanow? I ile z nich
by przyszlo na koncert jakbyscie grali? Skoro jakaś czesc calej liczby „Lubie
to!” to ludzie z zagranicy (bo na pewno tak jest). Nie rozumiem takiego toku
myslenia i takich zachowan. Bo tak naprawdę to co da Ci ilosc „Lubie to”
wieksza o 100? Przestroga powinna być w tym momencie przed uzywaniem Facebooka
🙂
Swiat się zaczal wokol tego krecic…Twoj znajomy doda coś, Ty mu nie klikniesz
„Lubie to!” i się poklocicie. Tak dziala to teraz.
A ja mam szczerą nadzieje że anonimowi zdejmą facebooka skutecznie 😀
Uwazam, ze jeśli by do tego doszlo to duza czesc ludnosci nagle nie będzie
wiedziala co ma zrobić z wlasnym zyciem. Twierdze nawet, ze będzie tymczasowy
chaos. I nie przesadzam, patrzac po ludziach i patrzac na nich wtedy kiedy nie
maja dostepu do Facebooka sadze, ze chaos jest jak najbardziej mozliwy.
Ja, gdy jakiś zespół mi się spodoba, daję mu kciuka na FB. Robię to
szczególnie dlatego, aby nie przegapić koncertu, na który mógłbym się
udać. Jeśli w ten sposób lubię powiedzmy 20 zespołów, to łatwiej jest mi
znaleźć taką informację przeglądając FB, co robię codziennie, niż
odwiedzając 20 różnych stron internetowych i klikając zakładkę „koncerty”
na każdej, nawet jeśli robiłbym to co miesiąc.
Poza tym, można poznać artystę „od kuchni”, co nie zawsze jest
wzbogacającym przeżyciem, ale przynajmniej swoje wyobrażenie można
skonfontować z rzeczywistością.
Na początku XX wieku ludzie mieli szczerą nadzieję, że kino wymrze, bo
zniszczy teatr.
Takie „szczere nadzieje” i niechęć wobec społecznym przemianom to bunt
przeciwko nieuniknionemu. Nawet jeśli FB upadnie, na jego miejsce powstanie
sto nowych; taka jest potrzeba społeczna. :]
Piwo masz u mnie za to
Innymi słowy, Magic, „Lubisz To!”? 😀
To już lepiej wystawić jakiś kawałek na iTunes za dolca (dobry przykładem
jest Rebecca Black – 87 000$ w 2 tygodnie). Facebook to nie promocja.
Wystarczy odciąć od neta i pół społeczeństwa seppuku:)
chryste, zapomniałem, że tu są ludzie, którzy MAJĄ ŻYCIE (więc każdy
serwis społecznościowy to zuo).
gwoli wyjaśnień – nie chodzi o ilość lajków i to, jacy jesteśmy
zajebiści, bo mamy pięć więcej od kogoś.
chodzi tylko o jedną rzecz, którą napisał halabala.
Tomas – nie wiem, może w świecie metalu ludzie sobie przekazują info o
koncertach, nam jest ciężko uzbierać 20 osób, które nie dość, że
przyjdą to jeszcze będą się dobrze bawić. 90% tych ludzi to właśnie
ludzie z eventów na fb.
Erka, wystawisz ten kawałek – ok, ściągnie go 10 osób, potem spadnie z
listy nowododanych i nikt już o nim nie będzie pamiętał. Rebecca Black nie
jest przykładem. Nagłośniona przez 4chan, facebook, youtube etc.
Facebook to nie promocja? Studio tatuażu z krakowa – przed ich kampanią
(konkursem) około 1000-2000 lajków. Po nim? 30000-40000 tysięcy. I nie
wmówi mi nikt, że to się nie przełożyło na to czy są bardziej znani czy
nie.
Nie jest zły, trzeba znać umiar z obu stron. 😉
no tak, po prostu mówię jak jest, może w Waszych miastach jest inaczej,
może macie wokół siebie kupę znajomych, którzy sobie podają info o
gigach.
Tylko jeden przykład dorzucę.
Jest taka stronka ogólnopolska:
http://www.dontpaniconline.pl/
na pewno ją znacie, rozdają te koperty z ulotkami, plakatami, wlepkami –
duży potencjał promocyjny.
Otóż graliśmy koncert z zespołem Eluktrick (trochę znany w krakowie),
promowany przez dontpanic, KSM, Loose Wire (dwa ostatnie to krakowskie twory)
na który przyszło parę osób.
Druga sprawa, że to też zależy od targetu – nie ukrywam, że naszym jest
właśnie przeciętny użytkownik facebooka – ~20 lat i głowa na karku – i
przez facebooka również chcemy do tego dojść. Choć i tak skończy się na
tym, że pojedziemy na wyspy, tam ktoś się nami zajmie i potem nagle
wszystkie stacje w polsce się nami zainteresują, historii takich było już
dość. No ale, ogólnie chciałem, żeby tu jakaś dyskusja na temat sposobów
promowania się wywiązała jak coś macie.
Z Londynu jeszcze taka jedna rzecz. Byłem tam.. W lutym chyba ostatnio i czas
ten przypadł na promowanie The Vaccines przez Zanea Lowea. Prawie cały Londyn
był oklejony czarno białymi plakatami z napisem What Did You Expect from the
Vaccines? (ich płyta) a na dachac przystanków (i w sumie wszędzie) były
ulotki z tym samym napisem. Nie powiem, skuteczne, choć drogie (no ale
wytwórnia ma kasę).
Stąd też coraz bardziej naciskam w stronę albo drukowania masy ulotek, albo
robienie wlepek.
To było raczej na zasadzie poczty pantoflowej w stylu „zobacz jakie gówno” i
klik „kup”.
nie mam takich znajomych, żeby mi kazali płacić 1$ za gówno.
zresztą, ten friday to taki przypadek, że większość internetu
nienawidziła tej piosenki, a zawsze znajdą się nastki, które kupią, stąd
to 87k.
Sadze, ze temat ten ma tyle samo zwolennikow jak i przeciwnikow 🙂 Kazdy ma
swoje zdanie na ten temat, choc pewnie sa tacy, którzy wole nic nie mowic żeby
np kogos nie urazic co przy dyskusjach nt Facebooka jest prawdopodobne 🙂
Uwazam, ze wiekszy wplyw na promocje (jeśli już o tym mowimy) będzie mialo, to
co powiedzial Gurf, drukowanie i rozdawanie ulotek 🙂 Nikt nie mowil, ze od
razu pojawia się ludzie, którzy zajma się promocja, a sami muzycy beda tylko
grac, stad tez trzeba się „poswiecic” i je samemu rozdac 🙂 Chocby wtedy kiedy
w miescie jest duzy koncert (jak w Katowicach coś w Spodku), to bierzemy ulotki
i idziemy i rozdajemy 🙂 A noz się trafi, ze jakiś procent z tych kilku tysiecy
przyjdzie. Mozna w barach zostawiac, w kazdym publicznym miejscu. Po kilka
dniach niech nikt się nie spodziewa super efektow, ale jak się będzie to
praktykowalo to z czasem osob będzie więcej i więcej.
Co do promocji na facebooku, informacji o koncertach to jest to denerwujace, ze
ludzie zapomnieli nawet o oficjalnych stronach i wszystkich podrzednych. To
mnei tak denerwuje. Dowiedzialem się od znajomych, , że jest koncert zespołu X,
wchodze na ich oficjalna strone i nie ma zadnej informacji, szukam w internecie
i tez nic…od razu powidzialem im, ze się nazwy albo daty pomylily bo nie ma
takiego koncertu. Okazalo się, ze jedyna informacja była na Facebooku. Dla mnie
to jest niepojete i tyle.
Ale fakt faktem, coraz mniej widze plakatow na slupach w miescie (chyba, ze sa
to naprawdę duze zespoly, ale tez nie zawsze), mniej informacji na stronach
internetowych…ja rozumiem, ze swiat staje się coraz bardziej nowoczesny i
trzeba isc z postepem czasu ale może nie tak drastycznie? Jeszcze kilka lat
temu keidy szedlem ulica widzialem mase plakatow, jeden na drugim, dużo osob,
, które je zrywalo żeby powiesic sobie w pokoju, a teraz? Co najwyzej klikna
„Lubie to!”, dodadza notke i to wszystko.
A tak z innej beczki nawiazujac do postepu technicznego, ostatnio uslyszalem od
starszego znajomego, ze dziwi mi się w jaki sposob slucham muzyki…poniewaz
kupuje plyty (oryginalne! i to w sklepach!) i slucham ich na wiezy. Wspomnial,
ze teraz każdy slucha tylko z mp3 bądź iPoda i niektore osoby w zyciu nie mialy
plyty w reku i się dziwia jak można sluchac z czegoś takiego. Ja nie widze tego
dobrze za kilka lat… Dlatego zespoly promuja się poprzez iTunes i tego typu
rzeczy (i coraz wiekszej ilosci kapel nie chce się bawic w okladeczki,
pudeleczka i te pierdoly).
Przepraszam, ze chaotyczna wypowiedz, za dużo mysli na ten temat, a nie wiem od
czegoś zaczac. I tak samo przepraszam za offtop (choc wszystko jest ze soba
powiazane)
Wszystko jest w jakiś sposób dobre, fb ma ten plus że nie niszczy drzew jak
ulotki:P