W moim pierwszym wpisie blogowym na Basoofce postaram się przybliżyć
tajemnice sztuki basowania. Lekturę polecam przede wszystkim początkującym
basistom, gdyż ci bardziej doświadczeni mogliby obśmiać część moich
teorii 😉
Startujemy…
Od razu informacja na wstępie – na basie gram raczej sporadycznie i czysto
rekreacyjnie, „zawodowo” zajmuję się gitarą elektryczną w zespole KUMAMA.
Duchowo jednak czuję się dość mocno związany z czterema strunami – i mam
po temu jakieś prawo zważywszy na to, że grałem na basie w lokalnym
zgierskim zespole Produkt przez ok. półtora roku. Zdołałem więc całkiem
nieźle poznać smak basowania – a jest to sztuka przyjemna wielce 🙂
Ok, pytanie pierwsze – czym w zasadzie jest bas?
Cóż, jaki jest bas – każdy widzi. Długi i ciężki. Niektórzy mówią, że
basy są jak kobiety („Bass guitars are like women – they’re big, fat, and they
like to be slapped a lot”). Ja tam wolę unikać mętnych porównań i po
prostu bezpiecznie stwierdzę, że bas to – mimo wszystko – gitara, a
dokładniej: wariant basowy gitary elektrycznej. Inaczej brzmi, inaczej się na
niej gra, spełnia też ZUPEŁNIE inną funkcję w zespole.
I tu parę rad dla NAPRAWDĘ początkujących bassmanów:
1. Współpracuj z bębniarzem
Główną rolą basu w zespole jest współpraca z perkusją. Gitara basowa to
tak naprawdę pomost między gitarą elektryczną a bębnami. W końcu bas i
„perka” to tzw. sekcja rytmiczna, a więc ten element zespołu, który
odpowiada za rytmiczny fundament kompozycji. Jeśli jakiś utwór fajnie buja,
ma fajny „groove” (termin ten wyjaśnię, hmm, może w oddzielnym wpisie?), to
dzieje się tak za sprawą sekcji rytmicznej właśnie. Owszem, gitara też
może grać fajny, skoczny motyw, ale jeśli ma pod sobą krzywo grającą
sekcję rytmiczną, to sorry Gregory – groove’u nie ma.
Co zatem wynika z powyższego? Ano to, że grając w zespole, basista winien
słuchać perkusisty. TYLKO bębniarz jest tym głównym punktem odniesienia.
Owszem, granie zespołowe oznacza współpracę wszystkich instrumentów ze
sobą – więc jeśli gitarzysta gra farmazony, to nie tuptaj dalej przy
świetnym rytmie perkusji, ale przerwij i zwróć wiosłowemu uwagę. Jednak
nie można zapomnieć, że przede wszystkim basista musi słuchać bębniarza.
Między basmanem a garncarzem musi zatem wytworzyć się jakaś braterska
niemal nić porozumienia. No, musieć to może nie musi, ale fajnie, gdyby
takowa była. Taką nić porozumienia mają np. Flea i Chad Smith w Red Hotach
(tudzież Zakwas i Kolbe w Kumamie, hyhyhy) – i tu nie chodzi po prostu o
granie równo, ale instynktowne podchodzenie do granej muzyki w podobny
sposób. Często bywa to kwestią charakterów – trzeba po prostu trafić na
odpowiedniego człowieka. W tym względzie granie w zespole nie różni się
niczym od związków międzyludzkich – niektórych lubimy, innych nie, z
jednymi świetnie się dogadujemy, z innymi nie. To naturalne i nigdy nie
będzie tak, że z każdym bębniarzem będzie nam się fajnie grało. Jeśli
są spore różnice między grą Twoją, a bębniarza, to można współpracę
poprawić na drodze mozolnych ćwiczeń w sali prób. Można w ten sposób
wyrobić fajną sekcję. Jednak czasem po prostu bywa tak, że między wami
’zaiskrzy’ (bez podtekstów, świńtuchy!) i takiej muzycznej 'chemii’ nie
zastąpi nic. Jak mówiłem, jest to kwestia trafienia na odpowiedniego
człowieka.
2. Niskie tony ponad wszystko
Bas współpracuje z perkusją wypełniając w zespole niskie tony. W końcu
bas to bas, a więc to dolny przedział pasma powinien być dla Ciebie
priorytetem. Bas może też iskrzyć górą, ale bez basowej podstawy będzie
to tylko upierdliwy pisk. Tak więc poszukując właściwego brzmienia Twojej
basi skup się najpierw na „dole”. Bez „dołu” basik gada jak pierd
muchy. „Dół” przede wszystkim. Staraj się też przypasować brzmienie
basu z bębnem basowym, tudzież taktowcem, tudzież stopą. Nie ma nic
piękniejszego niż klarowne, perkusyjno-basowe „jebut” na początku taktu
w rockowym kawałku. Zestrójcie się z bębniarzem tak, żeby to „jebut”
brzmiało razem jak wystrzał z armaty rozkoszy (bez skojarzeń, bezeceńcy!).
Inną sprawą jest to, żeby to brzmiało równo, a nie jak „jebut-but”, no
ale precyzję techniczną osiąga się z czasem…
3. Dodawanie podstawy
Skoro już bas gra w dole, a środek winna wypełniać gitara, to należy
pamiętać, że podstawową rolą basu w zespole jest
dodawanie kontekstu harmonicznego do melodii gitary i rytmu perkusji. Bas jest
instrumentem harmonicznym, tzn. uzupełnia motywy grane przez gitarę –
czasem bas może grać te same dźwięki (np. gdy gitara gra power-chordy, to
bas zazwyczaj gra w tych samych pozycjach), jednak żeby było ciekawiej, to
warto grać coś innego niż gitara. I tu ważna uwaga: gitara basowa ma
przede wszystkim grać w podkładzie – a więc zapomnij o
solówkach czy super-wykręconych zagrywkach, których nie opanowałeś w stu
procentach. Taka rola basu – solówki i zagrywki to głównie sprawa
gitarzysty. Oczywiście, wszystko zależy od aranżacji i charakteru utworu,
jednak omawiamy tu teraz podstawy basowania. Jeśli więc zaczynasz przygodę z
basem, broń Boże nie staraj się wychylać, grać melodii czy akordów. Nie
kopiuj tego, co gra gitara (chyba, że akurat to jest wymagane), skup się na
akordach, które są w utworze i graj ich prymy, czyli dźwięki, od których
budowany jest akord. Przykładowo, jeśli gracie „Sweet Home Alabama”, to
gitara gra zagrywkę opartą na akordach D, C i G. Więc co ma grać bas?
Dźwięki D, C i G. Kopiowanie gry gitary brzmiałoby fatalnie – po prostu
zagraj te trzy dźwięki tam, gdzie trzeba i wszyscy będą hepi.
4. „Mniej” znaczy „więcej”
A propos grania dźwięków tam, gdzie trzeba – tu bardzo krótka i prosta
zasada: lepiej zagrać mniej niż więcej. Im więcej wygibasów wsadzisz w
kawałek, tym większe ryzyko pomyłki jeśli nie znasz jeszcze skali zbyt
dobrze; poza tym takie „mieszanie” basu w tle może być uciążliwe dla
niektórych słuchaczy. Bas może grać dużo, ale tylko wtedy, gdy wymaga tego
utwór. Jeśli gracie prosty kawałek, np. właśnie rzeczone „Sweet Home
Alabama”, to już lepiej grać spokojnie te trzy dźwięki niż błądzić po
gryfie szukając zagrywki czy pochodu, którego jeszcze tak naprawdę się nie
zna bądź nie rozumie. Gra na basie to nie igrzyska olimpijskie – gdy
zaczynasz swoją przygodę z basem, nie zapatruj się w wyścigowców pokroju
Billy’ego Sheehana, który jest zaprzeczeniem niemal wszystkich idei
związanych z prawdziwym basowaniem. Posłuchaj sobie Beatlesów (tak, tak!
Paul McCartney grał prosto i skutecznie), The Who (tam na basie grał
nieżyjący już John Entwistle), Pink Floyd, albo The Doors. Właśnie z The
Doors jest o tyle ciekawa sprawa, że był to zespół de facto bez basisty.
Brzmienie basu na koncertach The Doors było zasługą klawiszowca Raya
Manzarka. W nagraniach studyjnych na basie grał muzyk sesyjny. Słuchając
koncertowych nagrań The Doors wsłuchaj się właśnie w linie basu z
klawisza. Nie chodzi tu o technikę gry na basie, a ogólnie o funkcję niskich
tonów w kontekście zespołowym. W mojej ocenie Ray Manzarek był jednym z
najlepszych „basistów-niebasistów”. Ambitne basowanie w stylu Geddy’ego
Lee z Rush czy Chrisa Squire’a z Yes zostaw sobie na później. Przyjdzie czas.
Pamiętaj – mniej znaczy więcej. Przynajmniej na samym początku. Im więcej
grasz, a im więcej umiesz, tym większy chaos wprowadzasz. Graj prosto i
skutecznie. McCartney. Waters. Manzarek.
5. Graj palcami i kostką
Kostką czy palcami? Tu wszystko zależy od indywidualnego wyboru. Chociaż
można pokusić się o uproszczenie, że jeśli zamierzasz grać szybką,
ostrą muzykę – np. jakiś punk rock – to lepiej basować kostką. Po
pierwsze – ostry, stanowczy, bardziej wyrazisty dźwięk kostkowanego basu
bardziej pasuje do stylów muzycznych, w których takie brzmienie jest
pożądane (a więc, w uproszczeniu: punk rock, metale szybkie i industrialne).
Po drugie – nauczyć się grać kostką jest łatwiej, zwłaszcza, jeśli
mówimy o szybkości grania. Łatwiej jest wycinać szybkie szesnastki kostką
niż palcami, poza tym w punk rocku jednak preferowane jest bardziej selektywne
brzmienie, którego nie osiągnie się szybkim palcowaniem (które daje
cieplejszy, bardziej przymulony ton). W niektórych gatunkach muzycznych granie
kostką jest średnio mile widziane: w jazzie, fusion, bluesie, funku,
reggae… Innymi słowy, tam gdzie bardziej ceni się ciepełko basu, tam
bardziej „leży” brzmienie palcowane. Jednak i tak ostateczną decyzję
podejmujesz Ty. Wszystko zależy od tego, co i jak chcecie grać, i co brzmi
lepiej w Waszym graniu – kostka czy palce, a może raz jedno, a raz drugie.
Np. w rocku progresywnym można by było bardziej się spodziewać gry
palcowanej, jednak Roger Waters czy Chris Squire grają kostką i ma to swój
niewątpliwy urok. Chris Squire z Yes jest chyba jednym z najbardziej znanych
basistów rockowych grających kostką – zawdzięcza to swojemu bardzo
charakterystycznemu brzmieniu gitary basowej Rickenbacker. Powótrzę zatem,
że to do Ciebie należy decyzja, co wybrać i co pasuje lepiej do akurat
granego utworu. Według mnie ciekawie jest grać i palcami, i kostką – w
kilku kawałkach wykorzystać jedno brzmienie, a w innych drugie. Wniesie to
sporo urozmaicenia, a Tobie pozwoli rozwijać się muzycznie. Poświęć
więcej czasu na ćwiczenia gry palcami – nauka gry kostką pójdzie
szybciej, przynajmniej tak wynika z mojego doświadczenia.
Na koniec krótka subiektywna lista muzyków i płyt, które pomogą Ci
rozpocząć wspaniałą przygodę z basem:
Roger Waters (Pink Floyd)
płyta „The Dark Side Of The Moon” (1973)
Adam Clayton (U2)
płyta kompilacyjna „U2: The Best Of 1980-1990” (1998)
Dave Brown (Santana)
płyta „Santana” (1969)
Sting (The Police)
płyta kompilacyjna „The Police” (2007)
Geezer Butler (Black Sabbath)
płyta „Paranoid” (1970)
Billy Cox (Jimi Hendrix)
płyta „Band Of Gypsys” (1970)
Tim Commerford (Rage Against The Machine)
płyta „Rage Against The Machine” (1992)
Flea (Red Hot Chili Peppers)
płyta „Stadium Arcadium” (2006)
płyta koncertowa „Baduizm Live” (Erykah Badu, 1997)
– to płyta z gatunku R&B/neo-soul, jednak warto się z nią zapoznać i
wchłaniać inną wrażliwość muzyczną, a to jest niezwykle ważne – nie
tylko w grze na basie
Ostatnia uwaga: warto słuchać różnych gatunków muzycznych, w których bas
wydaje się mieć rolę szczególną, a więc – funk, soul, R&B, reggae
– nawet jeśli nie bardzo siedzimy w takich klimatach. Im więcej wpływów,
tym więcej ciekawych pomysłów w późniejszej własnej twórczości.
Powodzenia!
Słodko, aczkolwiek punkt drugi jest źle sformułowany. Początkującego
basistę może wprowadzić w błąd.
Jak już zauważyłeś w odpowiedzi ze skasowanego tematu – nie chodzi o
dopieprzanie dołu do oporu.
Ja odkryłem najlepsze ustawienie EQ swojego zestawy – „na płasko”.
Wszystko na godz. 12 i EWENTUALNIE jak czegoś brakuje to !leciutko!
zdejmuję/podbijam.
Equalizer nie służy do ustawiania brzmienia, tylko do dostosowania brzmienia
do pomieszczenia lub kapeli.
Ja do tych płytek dorzuciłbym jeszcze Millera np „M2-Limited Edition” ,
Wootena „Soul Circus” no i Wojtka Pilichowskiego np koncert dvd 🙂
z dopiskiem jak nie grać na basie :)))
Mazdah, to jeszcze wszystko zalezy od sprzętu na którym grasz. Grałem na
kilku wzmacniaczach na których bez obcięcia prawie całej góry po prostu nie
dało się grać. Ale fakt – equalizer nie służy do ustawiania brzmienia.
http://www.myspace.com/glukozaband
2 pkt trąci trochę filozofią gitarzystów (a ja będę grać wysoko i
akordami !!! :D)
i się zacznie bitwa na gusta ,przecież on zaznaczył że subiektywnie ,pany i
panie
eq na płasko to jedyne rozsądne ustawienie 🙂
jigsaw – nic tu nie trąci, bo jest to poradnik dla basistów raczkujących, a
nie starych wyjadaczy
panowie nie wypisywać bzdur – nie polecam ustawienia eq na plasko – oszem w
samym instrumencie tak – ale na tym koniec. Equalizer służy do kreacji
brzmienia tak samo jak artykulacja – są pewne pasma istotne dla gitary basowej
które warto podbić i pewne które warto stłumić wynika to z kontekstu
muzycznego, artykulacji, rodzaju instrumentu i kombinacji przystawek. Np przy
graniu na pickupie bridge konieczne jest spore podbicie dołu od 100Hz w dół
spore podbicie niskiego środka 160 – 250 Hz nieznaczne wytłumienie
częstotliwości około 350Hz i jeśli ktoś lubi podbicie góry 2500 do 4000
Hz. nieumiejętne korzystanie z equalizera może skończyć się katastrofą
dla brzmienia naszego jak i kapeli.
Bardzo fajny, hum, poradnik. 🙂
Prosto napisany, bez zbędnych dodatków, to co w graniu na baśce chodzi bez
odstraszania w graniu do niej. 😉 (czytaj godziny gry skal/akordow
wolno/szybko z metronomem np. 😛 )
Sądzę, że nie jednemu się przyda, sam wyciągnąłem małą lekcję dla
siebie. 🙂
Dzięki i pozdrawiam. 🙂
••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••
„…The hunter must hunt.
The moment he stops,
he becomes the hunted…”
– A.S. LaVey
Bullszit panowie 🙂
EQ na płasko to jedyne rozsądne ustawienie wtedy i tylko wtedy, kiedy sam
sprzęt Wam odpowiada brzmieniem.
Załóżmy, że ktoś kupuje sobie wzmacniacz, kolumnę i bas. Stwierdza już w
domciu, że przydałoby się trochę więcej górki w brzmieniu, bo to, które
idzie wprost z gitary mu nie pasi. Rzecz jasna może sobie zamówić u
jakiegoś lutnika Andrzeja dechę z jaśniej brzmiącego drewna, ale prościej
jest podbić górę na EQ 😀
Wiem, że to takie pierdoły w sumie, ale skoro temat ma być dla
początkujących… 😉
Oczywiście to działa jak się jest w domu i gra samemu. W zespole priorytet
powinno mieć brzmienie całości i to jak się bas dogaduje z gitarami
(tudzież innymi wymysłami typu trąbki, pompki i inne duperelki)
EDIT: Ja sam chociaż stosuje na piecu flat ekłalizację to na gitarze mam
rocknroll- wszystko na full 😀
czyli najgorzej jak może być – eqalizerek na bateryjkę w gitarze przy
ustawieniu na full dramatycznie ogranicza dynamikę i podnosi szumy oraz zabija
artykulację dodaje również bardzo dużo zniekształceń fazowych
itd…jeśli basista przychodzi do studia z tak ustawionym basem proszę o
ustawienie eq na zero przeprowadzając mu półgodzinny wykład z
elektroakustyki jeśli pomimo to odmawia kończymy współpracę. Eq we
wzmacniaczu jest zasilany dużo wyższym napięciem i wykonany z dużo lepszej
jakości elementów niż nawet najbardziej wypasiony „aktyw” equalizować
należy tylko na wzmacniaczu bądz preampie do nagrywania oczywiście w
rozsądnym zakresie powiedzmy +-6dB Eq w instrumencie można wykorzystać do
drobnych korekt na scenie i nic poza tym
Wiesz Alfik, zapewne jak potrzeba, to się koryguje. Po to jest EQ. Do
korygowania, nie do ustawiania brzmienia.
Moja filozofia jest taka – jeśli nie zagada bez kręcenia EQ, to jest
gówno.
Tej filozofii się zawsze będę trzymał.
Jedyny wyjątek od tej zasady, to piece lampowe, które brzmią z*ebiście
nieważne jak ustawi się EQ 😀
ło. no mnie się poszczescilo z perkmanem, gra się bardzo przyjemnie z nim i
nawzajem se odgadujem co zaraz będzie przy jamowaniu.
tez mi się tak wydaje.. Miałem czektera to cudowałem z eq, żeby jakoś mi to
brzmialo (mahon+emg) i nijak nie udalo mi się spoko ustawić. Teraz pretzelen i
jest na płaskim eq i jak sobie przyjebię z rana (bądź popoludnia) to micha
się cieszy. 🙂
+wyjebilion. 🙂
Soul Circus Wootena? Dobre 😀
mazdah grasz na preclu – precel najlepiej brzmi na zero albo prawie na zero tam
nic nie trzeba korygować ale np brzmienie Jaco to jazz + bridge solo plus
korekcja inaczej się nie da bo będzie za płasko – ale też brzmi
świetnie
@Alfik- nie mam takiego wspaniale czułego ucha 🙂 Dla mnie moje EQ
Bartoliniego w basie daje lepszy efekt niż EQ w Taurusie B-2015. Koniec kropka
😀
Jak wejdę do studia i się ktoś tego uczepi- wyzeruje. Nie ma problemu. Byle,
żeby mi pan akustyk ustawił takie brzmienie jakie miałem wcześniej za
pomocą tego swojego magicznego sprzętu.
A jakby w studiu ktoś mi zaczął półgodzinny wykład nt. elektroakustyki to
ja bym podziękował za współpracę (wiedza jak wiedza- każda jest
przydatna, ale nie płacę za wykład tylko za ewentualne „wyzeruj EQ w basie”
i nagranie :)) Doświadczeniem można się podzielić jak nikomu się nie
śpieszy i można się ze zrozumieniem wysłuchać.
Praca w studiu + pośpiech = stres = kiepski wynik.
Mazda, źle mnie zrozumiałeś. Nie chodzi mi o to, że w studiu trzeba na
szybko odbębnić kawałek, bo godziny lecą (nota bene: wiadomo- jak się
człowiek śpieszy to nie umie grać i przez pośpiech wychodzi jeszcze
dłużej).
Chodzi o to, że do studia się przychodzi nagrać. And thats all. Czas na
pogawędki techniczne o różnicy między EQ w piecu a w basie jest jak nikt
nie ma nic do zrobienia (o teraz chyba lepiej dobrałem słowa).
Co do wstępu: gitara basowa nie jest wariantem basowym gitary elektrycznej,
tylko głośniejszą i poręczniejszą wejsją kontrabasu i jako taka
powstała.
Alfik – chodząca wikipedia 🙂
Klonky pan akustyk prawdopodobnie ustawił by inne brzmienie niż podbite przez
Ciebie +15 (+18) dB 40 Hz i 4kHz i ewentualnie +15 (18dB) podbity środek bo
wie że takie brzmienie to katastrofa dla nagrania i nieczytelny miks – chyba,
że ustaliļlby z Tobą że basu na tym nagraniu ma nie być za bardzo
słychać
Myślę, że bylibyśmy w stanie w studiu dojść do porozumienia 🙂 Znowu źle
sformułowałem myśli. Mówiąc „takie brzmienie jakie miałem wcześniej”
chodziło mi po prostu o dźwięk, który mi się podoba i sądzę, że ludzie
pracujący w studiach są w stanie dopasować brzmienie nie zabijając nagrania
przy okazji 😉
A tak BTW- jakby kiedyś nam się zdarzyło spotkać w studiu (bo
przeczytałem, żeś z Warszawy) to chętnie posłucham o różnicy między
tymi equalizerami. Serio, serio.
Do porozumienia można dojść w studiu bardzo szybko – wystarczy posłuchać
basu w kontekscie kapeli i na kilku różnych odsłuchach – od razu wiadomo co
się sprawdza a co nie. Wpadnij z basówką do studia to obadamy sprawę
błyskawicznie
No nie wiem. Wiem też, że „tak się to robi” tzn liczy od godziny. Ale to nie
znaczy, że musi mi się to podobać. Osobiście zawsze bym wolał wybrać
opcję „stawka za numer/całość” niż od godziny.
stawka za numer – calość to opcja dla nielicznych doświadczonych kapel
które potrafią grać i wiedzą o co im chodzi. Wtedy warto poszukać
brzmienia nie patrząc na czas i stres. Nikt jednak nie pójdzie jednak na
wielogodzinne szukanie brzmienia którego nie ma w samej kapeli i aranżu i
nagrywanie setek nierównych i niestrojących wersji przez amatorów w
rozliczeniu o o tzw dzieło…
Wtrące swoje trzy grosze.
Od strony elektronicznej.
Im lepiej wzmacniacz brzmi z EQ ustawionym na 0 (lub na gdz. 12) tym lepsza
klasa wzmacniacza. wzmacniacz ma brzmiec sam w sobie. Korektor, jak sama nazwa
wskazuje ma tylko korygować.
I stare firmy tak mają – różnice miedzy brzmieniem marszałka i fendera.
Nowe – wszystkie jednakowe i plastikowe (uwaga! – uogólniam).
Dlatego wolę lampowce.
Wystarczy Volume, bass, treble i …. już.
P.s. Kubolski – fajnie napisałeś.
Temat był o roli basu w zespole. Jak się nie mylę.
Nie czepiaj się 😉 całkiem fajnie piszą 🙂
———
przenieśliśmy się na PW 😉
1.
http://www.było.pl <- takich wstępów chyba było już z milion. Może parę
wniosło coś nowego albo było z ładem i składem i wmiare sensownie
2. wszystko tak śmierdzi kompleksami gitarzysty że ja pierdziu
3. Powołujesz się na Flea a chyba nawet nie wiesz co ten człowiek dokładnie
gra
4. trochę mądrych rzeczy napisałeś w 3 i 4 podpunkcie, ale patrz też punkt
2 mojego postu
5. do punktu 5 – a ja gram z paznokcia, bo się na klasycznej w szkole muzycznej
tak nauczyłem. Bass ma fajny drapiezny dźwięk kostki i wygode paluchów.
6. to w sumie do poprzedniego
„W niektórych gatunkach muzycznych granie kostką jest średnio mile widziane:
w jazzie, fusion, bluesie, funku, reggae… „
pierniczenie po goleniu. Szczególnie to o bluesie czy reggae. Kostka ogółem
jest dla miękkich, ale na pewno nie negowana
7.”Gra na basie to nie igrzyska olimpijskie – gdy zaczynasz swoją przygodę
z basem, nie zapatruj się w wyścigowców pokroju Billyego Sheehana” to
mądrze rzeczone. Punkt +1
8. Nie rozumiem czemu nie przywołujesz takich postaci jak Ścierański czy
Pilichowski. Czyżby nie pasowali do całości?
9. zdecydowanie można mniej agresywnie bo skacze ci pompka a koledze się
chciało ,sprowokował ciekawą dyskusję i przedstawił własne zdanie ,może
załuż konkurencyjny wątek o podobnej treści zamiast…
Sam jesteś dla miękkich Magic 😉
Dowiedz się kto to jest Carol Kaye.
jak to dobrze ze mój perkman to w 1/100 mulat 😀 ma murzyńskie wyczucie rytmu,
gra rok i z*ierdala jak malo kto i naprawdę zajebiscie się z nim gra
(wczesniej grałem z innym i chujoza była) 😛 co do brzmienia, można wypelniac
dol ale jak chce się być slyszalnym to bez środka się nie obejdzie 😛
Carol Kaye jest gitarzystka jazzową która w 1963r ze względu na analizę
rynku przerzuciła się na granie na basie nie zmieniając przy tym techniki
gry. Ponieważ wcześniej była muzykiem sesyjnym – dobrze czytała nuty, co
wśród basistów elektrycznych było w owym czasie rzadkością. Dlatego też
dostała natychmiast dużo propozycji pracy i to czytanie nut avista a nie jej
groove czy też brzmienie było przyczyną jej ogromnego sukcesu. Jest też
autorką pierwszych podręczników gry na basie elektrycznym co dodatkowo czyni
z niej tzw „postac legendarną” Przez basistów grających kostką o których
zwykło się mówić, że są sfrustrowanymi gitarzystami i idą drogą na
skróty bo kochą łatwiej szybko ósemki po jednej strunie nap..dalać itd itp
jest zawsze stawiana za wzór „pro” który grał kostką. Jednakże ona
właśnie była owym sfrustrowanym gitarzystą który na basie zaczął grać
bo miał tak więcej dżobów. Jej rola dla rozwoju techniki gry na basie jest
więc zwykle mocno przewartościowywana. Choć sam kostką nie gram gdyż
najzwyczajniej brzydzę się tą techniką gry to oczywiście szanuje i wielbie
wielu basistów tak grających np Chrisa Squire lub Antony Jacksona w jej
jednak przypadku uważam że kostka była podyktowana jedynie zwykłym
lenistwem a nie uzasadnieniem brzmieniowym bądz feelingowym
Alfik wie, kto to jest Carol Kaye, Magic jeszcze chyba nie.
Aczkolwiek znacznie bardziej ją cenię, tym bardziej, że sound z owej kostki
ma lepszy niż wielu pro basistów ( nie będących gitarzystami ) z palucha.
Taką technikę wybrała i tak grała. IMO gdyby była cienka, to by ją z
miejsca wygryzł Bob Babbit, Duck Dunn i J. Jamerson 😉
Moim zdaniem to tak jakby powiedzieć, że Jamerson szedł na łatwiznę
grając jednym palcem, bo był sfrustrowanym kontrabasistą, który na basie
grał żeby mieć więcej dżobów 😉
Babbit Duck Dunn i Jamerson mieli kupę roboty w innych miastach i innych
studiach – grali głównie co czuli i takie nuty jakie chcieli. Carol była
raczej do odtwarzania tego co jej napisali w partyturze panowie pokroju Briana
Wilsona. To nie te same funkcje. Ona Popik i orkiestrówka (tak jak nasz
basista z radiówki z lat 60tych) a oni R,n,B. Jamerson grał i na tym i na tym
w zależności co potrzebował …
Znów racja, aczkolwiek grając jednym palcem, James zdecydowanie nie miał
wielu zwolenników.
Na dodatek ten dziwny paradoks – człowiek, który w latach 60 nie bał się
wywrócić techniki gry na basie do góry nogami, w latach 80 nie mógł
znaleźć roboty, bo opierał się jakimkolwiek zmianom.
Kaye gra do dziś
Babbit też, chociaż sam narzeka w swojej biografii, że od 40 lat nie zagrał
nic swojego 😀
Ja mam do niej szacun, jak do wielu innych znacznie lepszych ode mnie zresztą
🙂 Chociaż wszystko to, co piszesz jest prawdą.
Roger Waters też jest jednym z bardziej szanowanych basistów, chociaż jak
sam wiele razy wspominał – nie interesowała go nigdy ani technika gry, ani
sprzęt. Do tego nie ma słuchu muzycznego, bas wybrał, bo był najprostszy, a
na czymś grać musiał. Na koniec dodaje, że najchętniej nie grałby na
niczym 😀
No i większość partii nagrali i zagrali za niego inni, także na koncertach
😉
Roger Waters jest jednym z najwybitniejszych kompozytorów ubiegłego stulecia
a Pink Floyd jest dla mnie najważniejszym zespołem w historii muzyki
rockowej. Nasz kolega Kubolski nie powinien tutaj chyba się jednak powoływać
na niego z bardzo bo 3/4 basów na płytach zagrał za niego Gilmour a dla
nowicjusza zarówno analiza harmoniczna the dark side of the moon jak i
zrozumienie roli basu w tych utworach to zadanie chyba zbyt trudne
Tylko czekałem, aż Alfik się przyczepi do Carol Kaye! 😀
@ Magic: Dzięki za uwagi. O Ścierańskim i Pilichowskim nie wspominam, bo to
trochę nie ta liga dla początkujących – oni grają też mocno jazzowe
rzeczy, więc warto się z nimi zapoznać, ale może nie na samym początku
grania na basie, bo można się tylko zniechęcić.
@ zakwas: O slapie nie pisałem, bo też chyba za wcześnie na takie rzeczy.
Poza tym zwyczajnie nie przepadam za basistami, którzy grają przede wszystkim
tą techniką (Pilichowski, Wooten), jest to dla mnie męczące (chlubne
wyjątki: Larry Graham i Marcus Miller). Ty jesteś wyjątkiem, Kwaśny, bo z
Tobą przyszło mi grać 😉 Poza tym nie grasz slapem CAŁY czas…
Aha, i nie pogrubiaj wyrazu napisanego błędnie, bo to w oczy kole 😉
TAK! Ale jest też basowym kuriozum, o czym nie wszyscy pamiętają.
Basowym kuriozum? W jakim sensie?
Kubolski, już napisałem. Ale napiszę jeszcze raz.
Roger Waters nigdy nie uczył się grać na basie. Nigdy nie interesowało
doskonalenie techniki – jak czegoś nie mógł koślawo wykostkować to robił
to za niego Gilmour albo wynajęty gość na koncertach.
Teraz radzi sobie bez tego, bo w końcu te 40 lat MUSI rozwinąć 😉
Instrument stroił mu Richard ( teraz ma tuner w racku ) gdyż Roger nie ma
słuchu muzycznego.
Czytałem wywiad, w którym zaznacza, że nigdy, przenigdy nie poświęcił ani
chwili na ćwiczenie na basie, wybrał bas, bo tak było najłatwiej. I
najchętniej nie grał by na niczym, ale niestety musiał.
I ostatnia, najmniej ważna w sumie ciekawostka:
Dwa z trzech lego „legendarnych fenderów” to kopie/składaki, z gryfami
Charvela, z kalkomanią Fender kupioną na Ebayu.
To jest kompozytor, ale raczej wizjoner niż wirtuoz. On wie jak coś ma
brzmieć, wie jak coś ma wyglądać i ma sztab ludzi, żeby ideę wdrożyli w
życie.
Co i tak nie przeszkadza mi w niczym, bo uwielbiam patrzeć jak gra i słuchać
„jego” linii. Sam zresztą w rockowym graniu staram się podchodzić do basu z
równie oszczędną filozofią.
zniechęcić? a czemu? Pilichowski rzeczywiście przybliża się w swym graniu
do prędkości światła. Ale pan Krzysztof przede wszystkim duży nacisk
kładzie na harmonie. Dla przykładu weźmy sobie kawałek Realase The
Prince
http://www.miki18.wrzuta.pl/audio/m2MQUPtYnV/03_release_the_prince
nie ma tu jakiś zbyt skomplikowanych pochodów ani chwytów na których można
sobie połamać paluchy. Cała magia siedzi w rytmice i harmonii. Jednocześnie
bas wiedzie prym razem z wokalem.
ale zaczyna nam się podstawowy problem mieszać – nie wrzucaj cienkich i
miękkich do jednego wora! To zaupełnie dwa osobne określenia 😀
no comment
Nieważne, że Roger nie umie grać 😉 Ważne, żeby się wsłuchać w
dźwięki basu na płytach Floydów, bo są tam rzeczy proste i skuteczne, a to
w basie najważniejsze (oczywiście cały czas mam na myśli początki
basowania) :]
Oczywiście. Sam, jak już wyżej wspomniałem, wyznaję taką filozofię.
:hahaha:
Że też Ci się chciało tyle pisać.
Ino w punkcie 5 o czymś zapomniałeś… podpowiedź: o slapie 😉
Co do dołu w basie to tłumaczyłem Ci to ostatnio. Dół dokręcany, w
warunkach koncertowych zwłaszcza, jest niepożądany. Tworzy
się niejako „samoistnie ze sceny”.
Ciężko o tym pisać…
Cóż w każdym razie sam wolę kręcić dolnym środkiem i być selektywny
niż dawać dołu i buczeć.
EDIT: Sorry za byka, ale zważ która była godzina jak to pisałem 😛
A moim zdaniem spokojnie można zaczynać grę na basie od slapu. Na pewno nie
będzie łatwo, ale to technika jak każda inna, i czy będziemy na początku
koślawo rwać kostką, czy też nierówno uderzać kciukiem to nie ma
znaczenia. Początki zawsze bywają trudne. 😉
a mi się od początku gra kostką nie podobała i jej nie uskuteczniam we
własnym wykananiu, nie ma to jak naturalna nie wymuszona gra palcami, a klang
to radziłbym zacząć jednak ciut później, jeśli ktoś lubi oczywiście, bo
chyba jednak dużo więcej wysiłku trzeba w klangowanie włożyć, żeby to
jakoś sensownie zabrzmiało
dziwi mnie, że jak mówicie na początek łatwiej jest grać kostką, ja mam
zupełnie odwrotnie, palce palce palce
całkiem niezły poradnik, parę rzeczy można by dodać, ale chyba nie sposób
pamiętać o wszystkim i jednocześnie o wszystkim wspomnieć bez pisania
grubej księgi o basowaniu, oczywiście można próbować 🙂
na początek przygody z basem trzeba zadbać o to, żeby postępy były
widoczne i wziąć sobie kilka prostszych kawałków, odradzam zaczynanie od
wszelkiego rodzaju kosmosów
pozdrawiam
Rany, ile ja bym dał, żeby być chociaż w 1/1000 takim „kuriozum”! Ale
zdaję sobie sprawę, że to tylko takie moje marzenie…
—
Mark Owski