tubas – literacki…

W tym artykule dzielę się z Wami moimi refleksjami na temat wpływu literatury na moje życie, wspomnieniami o ulubionych bohaterach literackich oraz moją pasją do muzyki. Jest to osobista opowieść o tym, jak książki kształtowały moje wartości i jak muzyka jest dla mnie ucieczką od codzienności.

Moi ulubieni bohaterowie książek!

Ten temat nasunął mi się po towarzyskim spotkaniu, podczas którego zgadało
się o wpływie naszych dziecięcych i młodzieńczych lektur na wartości,
jakimi się w życiu kierujemy.

Okazało się, że mając podobne widzenie świata, mamy też wspólnych,
ulubionych bohaterów literackich.

Wszyscy w dzieciństwie czytaliśmy Baśnie Andersena i Braci Grimm; Wiersze
Tuwima i Brzechwy; Przygody Tomka Wilmowskiego na Czarnym Lądzie i gdzie
indziej; Pana Samochodzika; przygody Bellewa Zawieruchy (to Jack London), Tomka
Sawyera i Hucka Finna (a to Mark Twain).

Kubuś Puchatek, Mały Książę, Winnetou i Old Shatterhand, Filip Marlowe,
Dobry Wojak Szwejk, Woland i jego diabelska ekipa z „Mistrza i Małgorzaty” –
to nasi bohaterowie.

Prawie wszyscy zaczytywaliśmy się w fantastyce (niektórym, jak mnie,
zostało to do dzisiaj!), znamy na pamięć wiele wierszy i to tych samych
poetów.

Są wśród nas muzycy, ale wykonujemy różne zawody, a chodzimy na koncerty
wszystkiego – od klasyki, do jazzu i eksperymentów niszowych twórców.

Śmieszą i bawią nas podobne sprawy, a i podobne budzą naszą
nieufność…

Od dawna moim osobistym testem na to kim jest nowo poznany człowiek, była
rozmowa na temat tego co czytał w dzieciństwie i co czyta teraz…

Wstyd się przyznać, ale wszystkie części „Ani z Zielonego Wzgórza”
pochłonąłem jednym tchem dopiero w wieku 17 lat i dopiero po ich
przeczytaniu uwierzyłem, że dziewczyny jednak myślą… : )

Dzięki temu nawiązałem kilka interesujących kontaktów, opartych na
znajomości przygód zielonookiej Ani!

Czytam sporo nowości, a mimo to często wracam do już przeczytanych
książek.

„Przygody Dobrego Wojaka Szwejka” musiałem kupować kilkakrotnie, bo
zaczytywałem je „na śmierć”. Obecny egzemplarz tez już się rozsypuje i
czeka go wymiana na jakieś solidne wydanie.

„…Był tak głupi, że mógł zostac nawet ministrem!…” – to nieśmiertelne
zdanie Szwejka utkwiło mi w pamięci i pozwaliło na spokojny dystans do
ględzenia polityków.

„Gargantua i Pantagruel” wyznaczyły mi hierarchię tego co naprawdę ważne w
życiu! : )

Jedną z najsmutniejszych rzeczy jaką słyszałem, była opowieść mojej
córki, że podczas wykładu na wydziale humanistycznym(!) wyższej uczelni,
odwołała się do kilku przykładów bohaterów literackich, jako ilustracji
pewnych charakterystycznych postaw życiowych. Użyła postaci, które
uważała za znane wszystkim! I co?!

Nikt, dosłownie nikt, z jej studentów nie wiedział o co chodzi!!!

A to byli przyszli wychowawcy młodzieży…

Nie wiem, po co o tym tutaj piszę? W końcu „basoofka” to nie klub
miłośników literatury.

Może dlatego, że przykro by mi było spotkać kogoś z Was, zaprosić go na
„małe co nieco” a Ty, Drogi „basoofkowiczu” nie wiedziałbyś, że właśnie
zacytowałem Kubusia Puchatka, „Misia O Bardzo Małym Rozumku”, który na
poczekaniu tworzył „mruczanki” na cześć Jedzonka…

PS. W tej chwili czytam: Lem „Moloch”, Ziemiański „Toy Wars”, Bułhakow
„Mistrz i Małgorzata” (piąty lub szósty raz).

PPS. Dzisiaj, bo już niedziela, mam ciężki dzień. „Służbowe” granie z
orkiestrą dętą na imprezie o nazwie „XI Międzynarodowe Warsztaty
Pszczelarskie Jelenia Góra '2010″. Najpierw z suzafonem msza w kościele,
potem przemarsz z kościoła na Plac Piastowski w Cieplicach (granie około 6-8
marszów), a następnie z gitarą basówą, w repertuarze estradowym, koncert na
placu. Jak znam naszego kapelmistrza, to nieśmiertelny „El Bimbo” jest
nieunikniony!

Podziel się swoją opinią

12 komentarzy

  1. Hmmm nienawidzę Kubusia Puchatka ;p Jakoś okropnie mnie on irytuje. A co do
    książek to czasami ciężko znaleźć na nie czas. Szczególnie jak jest
    praca i szkoła i granie i spanie i kobieta itd. Ale fakt że jak się
    zaczytywałem w książki to potrafiłem siedzieć całą noc żeby jak
    najszybciej skończyć 😉

    I tylko powiem Tubas że czytam każdy Twój wpis na blogu, więc pisz dalej 😀
    To że nie ma komentarzy to nie znaczy że Twoje teksty czytają tylko dwie
    osoby ;p Pozdrawiam.

  2. Po to jest blog, żeby pisać o wszystkim, a i tutaj znajdzie się z
    pewnością wielu fanów literatury, nawet chyba jest stosowny temat o
    czytanych obecnie pozycjach 🙂

    Życzę udanej pogody na dzisiaj!

  3. Jak można nienawidzić Kubusia Puchatka? Toż to jeden z moich największych
    idoli:<

    Dzielnego wojaka Szwejka mam i książkę i komiks i gdzieś w piwnicy, nagrany
    na VHS:)

    Oczywiście resztę tytułów znam tak jak i każdy powinien. Dodałbym jeszcze
    np „Podróże Gulliwera” Swifta;) Osobiście jednak wolę kryminały (wiem,
    mocno nieoryginalne) a zwłaszcza klasyczne, o panu z fajką, o panu z
    nienagannym wąsikiem itd;), „Opowieści niesamowite” E.A.Poe…

    Największą część mojej biblioteczki (zaraz za zbiorem Harlequinów mamusi,
    które gdzieś musiała ulokować) zajmują jednak powieści i opowiadania
    gatunku SF. Żeby nie pisać godzinami to wymienię tylko P.K.Dicka z „Ubikiem”
    na czele. Nie tylko treść ale i pięknie (choć już mocno nadszarpnięte
    zębem czasu) ilustrowane okładki pracami takich znakomitości jak Wojtek
    Siudmak. „Ratujmy kosmos” Lema, „Daleka tęcza”, „Delirium w Tharsys”, „Stwory
    światła i ciemności”, „Potomkowie słońca”, „Nieśmiertelni”, „Kobieta z
    innej planety”, „Księżyc łowcy”, „Pod znakiem komety”, „Na granicy
    światów”, „Orbita śmierci” to tylko niektóre z cheesy tytułów tej
    kolekcji;)

    Można znaleźć też inne smaczki (nie licząc nudnych lektur szkolnych…)
    jak np. „Opowieść o prawdziwym człowieku” B. Polewoja czy mitologie chyba
    każdego starożytnego ludu świata;)

    I chyba jak każdy posiadam obowiązkową pozycję każdej biblioteczki domowej
    czyli „Sztukę kochania” Wisłockiej!;D

  4. Bułhakow. Miałem to przeczytać po maturze w wakacje, niestety uleciało z
    głowy. Ale miło, że jakiś facet też przeczytał wszystkie części Ani 🙂
    Strasznie mi się podobały owe książki. Co do przygód Tomka. Jak byłem
    wczesnym nastkiem to przeczytałem każdą część tak gdzieś z 6-7 razy.
    Ostatnio próbowałem wrócić i niestety. Zaczęło mnie to irytować. 🙂
    Cóż, nie chcąc popsuć magii dzieciństwa, odłożyłem książkę i Tomek
    pozostaje w mojej pamięci Tomkiem z lat wczesnych nastych. Bo jego obraz
    zmieniłby się nie do poznania, gdybym próbował skończyć książkę w moim
    aktualnym wieku.

    A Tubasie, zdziwiłbyś się, gdybyś tych wszystkich bohaterów wymienił w
    gimnazjum. Jutro na przykład. Nie wiem, może jedna osoba, góra dwie, by Ci
    powiedziała, że zna. Cóż, czasy się zmieniają.. Bohaterowie młodości
    tyż.

  5. @MPB: Jak można nienawidzić Kubusia Puchatka? Toż to jeden z moich największych idoli:
    […]Osobiście jednak wolę kryminały (wiem, mocno nieoryginalne) a zwłaszcza klasyczne, o panu z fajką, o panu z nienagannym wąsikiem itd;)[…] mitologie chyba każdego starożytnego ludu świata;)

    Jest w Kubusiu Puchatku taka scenka, kiedy chyba Kłapouch szukając Kubusia
    zagląda do jego domku i: „…im bardziej zaglądał do środka, tym bardziej
    go tam nie było!…”.

    Czyż to nie jest piękne?!…

    Do kryminałów obowiązkowych, oprócz wymienionych przez PapaMisia
    zaliczyłbym mojego ukochanego Chandlera z jego detektywem Marlowem, Georgesa
    Simenona i jego komisarza Maigretta, Hammetta, Gardnera, Agatę Christie…
    Dość…, dość…!

    Dla ciekawych kilka ujęć naszych domowych półek z literaturą „rozrywkową”
    w części zawierającej s-f, kryminały i sensację. To w pokoju, w którym
    właśnie piszę:

    tu jest trochęsensacji

    tu też trochęsensacji oraz Kirst i Mika Waltari

    tu trochęfantastyki

    …i tu jeszczetrochę

    Jest tego „nieco” więcej!

    Dochodzą moje pozostałe półki, plus półki najlepszej z żon, plus
    biblioteka mojej córki – niewiele mniejsza od naszej.

    Syn swoje książki zabrał ze sobą…

    Przy okazji; tak wygląda „pomarańczówka”, która już chyba obrosła jakąś
    legendą:

    mniam,mniam…

    Zwróćcie uwagę na „moc” trunku! Potrafi sponiewierać nie wiadomo kiedy… :
    )

    >>EDIT:

    Mam chwilę czasu, zanim woda do wanny się naleje [ muszę namoczyć organizm,
    żeby mi się trochę sfilcował : ) ] i wracam do tematu lektur.

    Fantastyka mojej wczesnej młodości to trylogia Borunia i Trepki: Zagubiona
    przyszłość, Proxima Centauri i Kosmiczni bracia. Tam był rozmach, a
    Wszechświat, to było tuż za rogiem.

    Później zbiór opowiadań „Rakietowe szlaki” i fascynacja Amerykanami i
    Anglikami: Asimov, Stapledon, Clarke, VanVogt, Aldiss – to nazwiska tamtych
    lat.

    Cały Lem oczywiście!

    Rosyjska fantastyka to bracia Strugaccy. Genialne powieści z ich świata
    przyszłości: Trudno być bogiem (czytałem z 10 razy), Przenicowany świat,
    Przyjaciel z piekła, Fale tłumią wiatr, Koniec akcji „Arka” i inne. Także
    Kir Bułyczow!

    Dziesiątki nazwisk, setki tytułów… A to tylko fantastyka!

    Mitologia całego świata i kilka różnych tłumaczeń Biblii, w tym
    poetyckie! Inne święte księgi wielkich religii…

    „Sztuka kochania” a obok cała kolekcja fenomenalnego Grahama Mastertona. Ten
    twórca horrorów pisał świetne poradniki erotyczne – przeczytajcie
    koniecznie, panowie!

    (dla zachęty powiem, że w kwestii rozbierania się w towarzystwie damy
    doradza skarpetki zdejmować najpierw, a ubierając się – zakładać je na
    samym końcu! Prosta rada, a jak skuteczna…)

    Mnóstwo pamiętników, zbiorów esejów i felietonów, poezja, podróżnicze,
    popularno-naukowe, historyczne (Mika Waltari rulez!).

    Woda naleciała… Idę namoknąć! A potem, „MPB”, coś
    poczytamy…

  6. AAA jestem szalonym fanem Maya, Winnetou, Skarb w Srebrnym jeziorze i w ogóle
    wszystko! Czytając te książki czułem się lepszy od tych którzy tego nie
    czytali! niesamowite wspomnienia i książka przeczytana 8 czy 9 razy.:)

    pozdrawiam Wujku:)

  7. Może głupio że zapytam o to w tym temacie, ale gdzie można kupić tą
    pomarańczówkę? Zawsze myślałem że to jakaś domowa produkcja. A z
    książek to chyba najbardziej „Lot nad kukułczym gniazdem”, „Fight club” też
    bardzo dobrze wspominam. Echh gdyby teraz mieć czas na czytanie. Teraz będzie
    go trochę więcej bo w końcu coś trzeba będzie robić w tramwaju, chociaż
    ja tak lubię obserwować miasto z jego okien.

  8. Jako że zacząłem bardzo wcześnie czytać, a w domu było od groma książek
    a wszystkie „poczytaj mi mamo” wciągnąłem, dorwałem małą książeczkę
    „Pan Wołodyjowski”. Było to wydanie składające się z tomów ale ilu nie
    pamiętam. Miałem % lat i jezyk był dla mnie na tyle trudny, ze biegałem co
    pięć minut pytać się „co to znaczy”. Masakra po pierwszym tomie rodzice
    schowali reszte i dostałem do ręki książkę o Tomku Alfreda Szklarskiego i
    tak stał się moim superbohaterem, wciągnąłem cała serię. Potem „Pan
    Samochodzik” zajebioza. A teraz kur… czytam mniej niż ustawa przewiduje i
    czas to zmienić i zabieram się za J.Krakauera „Wszystko za życie”.

  9. @Baybus: Może głupio że zapytam o to w tym temacie, ale gdzie można kupić tą pomarańczówkę? Zawsze myślałem że to jakaś domowa produkcja…

    Kto pyta, nie błądzi!

    Trzeba mieć dojście do „dealera”, który kursuje do Łącka. Produkt należy
    do linii „trinken&legen”. Po wypiciu kilku działek rzuca na glebę,
    chroniąc w ten sposób organizm przed przedawkowaniem!

    : )

  10. Kububasek problem z K.Mayem był taki, że gdyby żył to by nawet dla Tubasa
    pomarańczówki nie starczyło:D

    Lem to prawdziwy polski fenomen na skalę światową. Udało mu się kilka
    ładnych spraw przewidzieć a książki pisane są sprawnie, nie ma
    pseudonaukowego słowotoku. Dziś, gdy niemal każdy ma conajmniej jeden
    komputer w domu mogą wydawać się śmieszne ale wystarczy odrobinę
    zapomnieć się w przedstawionym przez niego świecie i wtedy to
    rzeczywistość staje się jak literatura s-f:)

    Mam też wszystkie numery „Fantastyki” wydawane w latach 70-80. Artykuły w
    stylu „komputer już rysuje”, gorące recenzje takich filmów jak
    „Elektroniczny Morderca”(znany szerzej jako Terminator), „Łowca Androidów”,
    „Obcy” itd. Do tego felietony ludzi mniej lub bardziej uznanych w świecie
    since-fiction. Komiksy takie jak „Yans- więzień wieczności”, „Funky Koval”.
    I co dla mnie najważniejsze przepiękne postery z dziedziny fantasy i s-f. To
    one były dla mnie największą inspiracją. Prace Wojtka Siudmaka, Sorayamy,
    Vallejo i wielu innych.

    Jak to się ma do tego tematu? Ano tak, że „Fantastyki” zawierały wspaniałe
    opowiadania fantastyczno-naukowe, czasem wyjęte z książek, czasem pełne
    twory zbierane z całego świata, czasem też magiczne wytwory czytelników.
    Jakiś czas temu widziałem nową wersję tej gazetki i niestety nie posiada
    nawet odrobiny z tego klimatu..

    Edit: No i BARDZO polecam przeczytać książki które zostały zekranizowane
    lub wykorzystane jako fabuła gier komputerowych. Nie bez powodu ktoś zadał
    sobie wiele trudu by „uruchomić” ich treść. One są naprawdę genialne i
    jeśli podoba wam się jakiś film to sprawdźcie, czy nie został nakręcony
    na podstawie jakiejś powieści. Nie byłoby mrocznego „Milczenia Owiec”,
    baśniowego „Władcy Pierścieni”, nie byłoby „Łowcy Androidów”, „Lotu nad
    kukułczym gniazdem” czy choćby „Harry Pottera” czy „Conana Barbarzyńcy”
    gdyby nie wspaniała literatura, która się za nimi kryje:)

  11. No, Władca Pierścieni zmiata sam 3 razy przeczytałem. Nie wiem dlaczego, za
    każdym razem gęsia skóra:) Tolkien był mistrzem budowania nastroju i
    wykorzystałem ten utwór w mojej prezentacji maturalnej.

  12. Z „Władcą pierścieni” zawarłem znajomość w lecie 1976 roku, podczas
    służby wojskowej. Graliśmy wtedy z zespołem w Mrzeżynie, w wojskowym
    ośrodku wypoczynkowym. Nudziłem się setnie i czytałem wszystko co
    znalazłem w ich bibliotece. Trafiła mi w ręce obdarta książka bez
    okładki. Jedyna informacja to część tytułu na dole niektórych stron, w
    części przygrzbietowej. Wyglądało to np. tak:

    -3- Drużyna…

    Książkę pochłonąłem i bezskutecznie przeszukałem całą bibliotekę
    szukając jej kolejnych części. Nie znałem autora, ani tytułów!

    Kiedy kilka lat później „wybuchł” Tolkien, zdumiony zorientowałem się, że
    TO JEST WŁAŚNIE TO!

    Na trylogię „Władca Pierścieni” trzeba było się zapisywać i to z kwitem
    na oddane 50 kg makulatury!

    Powiem jedno:

    Mam to wydanie!

    Widać je na tejfotografii w lewej, górnej części.

Możliwość komentowania została wyłączona.